Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3. Kłótnia.

/Maryna/

Minął tydzień od kąt zostałam napadnięta i zaszantażowana w lesie. Strasznie bolało mnie to co musiałam napisać Gabrysiowi. Tak bolało, że chciałam pójść na policje i wszystko powiedzieć. Jednak wiedziałam, że i tak to nic nie da. Siedziałam obecnie w swoim domu. W pewnej chwili do drzwi ktoś zapukał. Otworzyłam je i zobaczyłam... Gabrysia. Wpuściłam go.

-Napijesz się czegoś?- Spytałam się patrząc na niego gdy szliśmy do salonu połączonego z kuchnią. Na jego twarzy zauważyłam smutek.- Gabryś? Coś się stało?- Spytałam się patrząc na niego zmartwiona.

-"Nie możemy się więcej spotykać." To były twoje słowa Maryna.- Powiedział kiedy usiedliśmy przy blacie w kuchni.

-Owszem  napisałam tak by ratować tobie życie. Gdybym nie napisała tego do ciebie byś został zabity... Na moich oczach.- Powiedziałam patrząc na niego. Spuścił głowę.

-Może było by tak lepiej.- Powiedział ze spuszczoną głową.

-Czy ty oszalałeś? Wszyscy by byli załamani, a najbardziej ja. Ja nie umiem żyć bez ciebie. Jesteś jedyną osobą która się dla mnie liczy.- Powiedziałam łapiąc jego ręke. Ale on zabrał ją.

-Wybacz ale ja... Wjechałem w mur. Przeze mnie Artur jest w śpiączce. Zosia którą dalej kocham nie odzywa się do mnie, a mój szef... Zawiesił mnie.- Powiedział wstając z krzesła.

-Ale to był wypadek na pewno. Jesteś dla mnie bardzo ale to bardzo ważny Gabryś. Nie umiem żyć bez ciebie.- Powiedziałam mając łzy w oczach.

-Maryna... Masz racje... Nie powinniśmy się spotykać. Zasługujesz na kogoś lepszego ode mnie. Po prostu chce byś znalazła kogoś kto na ciebie zasługuje.- Jego słowa sprawiły, że moje serce pękło na milion kawałków.

-A czy ty nie rozumiesz, że kocham ciebie?! Reszta chłopaków by pewnie byłaby ze mną dla sławy albo tylko zaliczyć i pójść sobie! Ale ty taki nie jesteś! Tak wiem kochasz tą głupia Zosie!- Wykrzyczałam czując jak łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Wtedy... Gabryś on...

-Ona nie jest głupia!- Wykrzyczał... Uderzając mnie z otwartej dłoni. Pierwszy raz mnie uderzył. Strasznie bolało.- M-Maryna przepraszam ja nie...- Nie dokończył bo zaczęłam go pchać do drzwi.

-Wynoś się! Nie chce cie znać! Ufałam ci! Zakochałam się w tobie, a ty nadal jesteś zaślepiony tą cholerną miłością do tej idiotki!- Wykrzyczałam wypychając go z domu. Zamknęłam drzwi na łucznik. Poszłam do swojej sypialni. Położyłam się na łóżko i zaczęłam płakać. To co zrobił Gabryś... To tak cholernie bolało. Chciałam zniknąć z tego świata.

/Gabriel/

Czułem się okropnie. Nie powinienem był robić Marynie nadziei, a teraz nie chce mnie znać za to, że na nią nakrzyczałem i uderzyłem. Poszedłem ze smutkiem do domu. Gdzie nadal wynajmowałem pokój w domu Artura. Po wejściu usłyszałem jak Martyna pytała się co się stało. Wiedziała o tym, że zostałem zawieszony. Martyna weszła do mojego pokoju gdzie zacząłem płakać. Powiedziałem wszystko bardziej płacząc. Uspokoiłem się dopiero po tym jak Martyna dała mi leki na uspokojenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro