Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Romans z nauczycielem

— A więc? — Ginny zakłada nogę na nogę. — Co sądzicie o profesorze Walkerze?

— Dziwak z niego — mówi Ron. — Ale wydaje się być całkiem okej.

— Chyba jest miły — dopowiada Harry. — Chociaż wizualnie sprawia dość ciekawe wrażenie.

— Jest strasznie blady, prawda? — włącza się Neville. — Niemal biały. Jak mąka. Albo cukier.

Nikt nie zwraca uwagi na dziwne porównania Longbottoma.

— No — przytakuje Lavender. — A ma ciemne oczy i włosy. Nieco upiorne.

— I te tatuaże... - dodaje rozmarzona Parvati. — Wiedzieliście, że jeden przedstawia serce przebite strzałą? A drugi motyla z ułamanym skrzydłem...

— Eee... Jakoś nie zwróciłam uwagi — odpowiada Hermiona.

— Facet jest świetny — mówi z ożywieniem Seamus. — Widzieliście, jak zgasił Malfoy'a? Geniusz po prostu.

— A ty znowu z tą Fretką — wzycha Ron. — Umów się z nim na randkę, a nie wywody nam tu snujesz.

Część Gryfonów wybucha śmiechem.

— Może ci pomóc, co Seamus? — rzuca Lavender. — Potrzebujesz swatki?

— Patrząc, jak na niego leci, to prędzej przyzwoitki! — śmieje się Ginny.

Harry uśmiecha się, patrząc na rozbawionych przyjaciół. Na drugim końcu pokoju wspólnego skupiają się perwszaki, ewidentnie bojąc się podejść do "starszaków".

— Harry? — zagaduje Hermiona. — Podszedłbyś ze mną do biblioteki?

— Tak, ale nie możesz wziąć Rona? — odpowiada okularnik.

— Ja się z nią nie wybieram nigdzie, gdzie są książki — obwieszcza rudzielec. — Na wakacjach co najmniej dwa razy w tygodniu spędzaliśmy po pięć godzin w księgarniach i innych takich. Sorry stary, ale mam dość.

— Okay. — Harry wzrusza ramionami. — Tak tylko pytam.

— Świetnie — rzuca szatynka. — W takim razie chodź.

Gdy są mniej więcej w połowie drogi, Hermiona nagle przystaje.

— Tak naprawdę nie potrzebuję iść do biblioteki — mówi. —Po prostu chciałam ci coś powiedzieć na osobności.

— Tak? — Harry wygląda na zaskoczonego. — Więc dlaczego zostawiłaś Rona, skoro...

— Gdy w grę wchodzi Malfoy, Ron robi się strasznie drażliwy — przerywa mu dziewczyna.

— Znowu o tej Fretce? — jęczy okularnik. — Dlaczego każdy o nim gada?

— Widzisz — Szatynka całkowicie ignoruje jego słowa. — nie niepokoiłabym cię tym, gdyby nie wydało mi się to podejrzane. Na początku chciałam zignorować fakt, że profesor Walker znał skądś nazwisko Malfoy'a, bo rzeczywiście, jest ono dość głośne i mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że gość kojarzy go tak po prostu, jednak...

— Jednak co?

— Sądzężecośichłączy — mówi Hermiona na jedym wydechu.

— Czekaj... — Harry unosi palec wskazujący. — Powtórz.

— Sądzę, że coś ich łączy. — Powtarza dziewczyna cicho.

— W jakim sensie? — pyta chłopak.

Szatynka patrzy na niego, unosząc brwi.

— Czy ty chcesz wplątać Malfoy'a w romans z nauczycielem!? — Woła porażony tą wizją Harry.

— Cicho! — karci go dziewczyna. — Oczywiście, że nie! Czyś ty do reszty zgłupiał? Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Zresztą oni wcale nie wyglądają, jakby się lubili.

— Więc co?

— Istotniejszą kwestią jest to, czym jest eliksir, którego nazwa pojawiła się na tablicy — mówi ciemnooka. — Nie wierzę, żeby to był przypadek. Walker specjalnie umieścił go na samym szczycie listy i opatrzył innym kolorem.

— Dlaczego tak uważasz? — Tym razem to Harry unosi brwi.

— Malfoy — rzuca dziewczyna. — Jego reakcja była co najmniej dziwna. Strasznie pobladł, gdy popatrzył na tablicę, a gdy Lavender zwróciła uwagę na ten eliksir, wyglądał, jakby z jednej strony czegoś się obawiał, a z drugiej strony był wściekły.

— Tylko tyle? — pyta sceptycznie Harry. — Może ci się wydawało... Ja na przykład nie umiem zbyt dobrze interpretować zachowań innych ludzi. Nie wiem, jak ty. Może Fretka wcale nie był przestraszony, ani zły?

— To ty tak sądzisz — mruczy Hermiona — Zresztą to nie wszystko. Gdy eliksir zniknął z listy, Walker popatrzył na Malfoy'a z takim jakby... nie wiem... Triumfem? Myślałam, że Fretka rzuci w niego Avadą, bo tak się wtedy wkurzył.

— Może nadal był zły, że Walker go wcześniej zgasił? — pyta Harry, jednak już bez takiego przekonania. Szatynka jest bystra i skoro ona zwróciła na te wydarzenia uwagę i wysnuła takie, a nie inne wnioski, faktycznie może być coś na rzeczy.

— Po prostu obserwujmy Malfoy'a przez następne kilka dni — wzdycha w końcu chłopak. — Wątpię, aby coś knuł, ale patrząc na jego przeszłość i obecną sytuację, lepiej mieć go na oku, żeby później nie pluć sobie w brodę, jak coś się złego stanie.

— Właśnie to chciałam usłyszeć! — woła ucieszona dziewczyna i rusza przed siebie.

— Gdzie idziesz? — pyta zdziwony Harry. — Dormitorium jest w drugą...

— Oj wiem przecież. — Macha dłonią szatynka. — Idę do biblioteki.

— Ale mówiłaś... — zaczyna ciemnooki.

— Mniejsza z tym. Chodź ze mną, musimy znaleźć ten eliksir w jakiejś książce. Nie daje mi to spokoju.

***

Mimo że Harry i Hermiona poświęcili następne dwie i pół godziny na szukanie owej nazwy w jakiejkolwiek książce, nic nie znaleźli. Wszystko było napisane pismem łacińskim.

— Przydałby się słownik — mruczy dziewczyna ze zniechęceniem. — Najgorsze jest to, że nie pamiętam, jak ta nazwa wyglądała. Liczyłam, że funkcjonuje tylko w grece i uda nam się ją znaleźć, ale jak widzę musielibyśmy ją najpierw przetłumaczyć.

— Słabo — mówi Harry. — Wydawała mi się znajoma, ale też nie umiałbym odtworzyć znaków.

— Gdzie ją widziałeś? — Dziewczyna się nagle ożywia. — Pomyśl.

— Yyy... Ja... — duka Harry niepewnie, ale wtedy drzwi biblioteki się otwierają i uwaga Hermiony skupia się na wchodzącej osobie. Blaise Zabini mierzy ich wrogim spojrzeniem.

— Co tu robicie? — pyta takim tonem, jakby właśnie weszli na należący do niego teren.

— Nie twoja sprawa — mruczy okularnik.

— Szukamy tego eliksiru, który pojawił się dzisiaj na tablicy — odpowiada szatynka, zaskakując tym przyjaciela. — Nie kojarzę go, a chciałabym wiedzieć, do czego służy.

— Strata czasu — mówi Zabini. — Nie znajdziecie go.

— Skąd wiesz? — pyta Harry, jednak ciemnoskóry nie odpowiada.

— A ty co tu robisz? — pyta Hermiona.

— Nie wasza sprawa — odwarkuje chłopak i wychodzi.

— Po co mu odpowiadałaś? — Okularnik patrzy na koleżankę ze zdumieniem.

— Chciałam zobaczyć jego reakcję, choć szczerze mówiąc, nic mi to nie dało — wzdycha ona. — Mogę się tylko domyślać, po co przyszedł Zabini.

— I?

— Powiem ci później. — Wzrusza ramionami. — Najpierw chcę się przekonać, czy mam rację.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro