Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. To wariat

— Siemka — mówi stojący na środku sali wysoki mężczyzna, uśmiechając się. Prawą ręką, pokrytą licznymi tatuażami, odgarnia z ramienia czarne dredy. — Nazywam się Christopher Walker i w tym roku będę uczył was eliksirów. Słyszałem, że podobno jesteście całkiem nieźli w te klocki, ale moim zadaniem jest doprowadzenie was do perfekcji.

Uczniowie patrzą na niego z niedowierzaniem. To ma być ich nowy nauczyciel?

— To chyba jakieś kurwa żarty — komentuje ktoś z rogu sali.

— Kiedy zaproponowali mi tą posadę, też tak sądziłem — odpowiada wcale niespeszony czarodziej. — W końcu jakby nie patrzeć, nie ukończyłem szkoły.

Hermiona wygląda na wstrząsniętą.

— Skoro — zaczyna, nawet się wcześniej nie zgłosiwszy — nie ukończył pan szkoły, to dlaczego ma nas pan uczyć? Ma pan odpowiednią wiedzę?

— Jasne. — Wzrusza ramionami tamten. — W gruncie rzeczy eliksiry to jedyne, co mi w życiu wychodzi.

Na chwilę zalega kłopotliwa cisza, gdyż nikt nie wie, co ma powiedzieć.

— A tak swoją drogą — przerywa ją w końcu nauczyciel. — Byłbym wdzięczny, gdybyśmy przeszli na ty. Mówcie mi Chris. Jakoś staro się czuję, gdy zwracacie się do mnie per "pan". Macie jakieś pytania, tak swoją drogą?

Kilka osób natychmiast podnosi ręce do góry.

— Tak? — Walker wskazuje na jedną z nich.

— Dlaczego nie uczy nas profesor Slughorn?

— W sumie to nie wiem — odpowiada ciemnooki, a widząc miny uczniów, dodaje ze śmiechem: — Tak na serio to po prostu stwierdził, że ma dość i odchodzi na zasłużoną emeryturę. Chyba wojna z Voldemortem trochę dała mu w kość. Młody to on nie jest.

— Ile ma pan lat? — Pada następne pytanie.

— Trzydzieści jeden. I nie mówcie do mnie "pan".

— Chodziłeś do Hogwartu?

— Nie. — Mężczyzna szczerzy zęby w uśmiechu — Prawdę mówiąc, jestem z Beuxbatons.

— Co? — wyrywa się kilku osobom.

— Ja pierdolę. — Zabini wali głową w ławkę, zwracając na siebie uwagę większości. — Nie dość, że idiota, to jeszcze od żabojadów.

— Nie wiem, czy wiesz — Głos Walker'a staje się twardy — ale mimo tego, iż dałem wam pewne ulgi i swobody, nadal jestem waszym nauczycielem, a ty mnie właśnie obraziłeś.

— Trudno nie zauważyć — syczy ciemnoskóry.

— Podziwiam cię za odwagę, chłopczyku. — Niespodziewanie mężczyzna uśmiecha się kpić. — Tym razem ujdzie ci to na sucho.

— Ten gość to wariat — szepcze Ron do Harry'ego. — Ewidentnie.

— Chyba nawiąże dobry kontakt z Luną — dodaje Hermiona.

Okularnik kiwa głową.

— Zaczynam się obawiać, jaki będzie nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią — mówi cicho. — Po Hawking i Walkerze można spodziewać się wszystkiego.

— Hogwart naprawdę się stacza. — słyszą z lewej przepełniony pogardą głos. Draco Malfoy siedzi na swoim miejscu ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i wbija wrogi wzrok w nauczyciela.

— Tak uważasz? — Mężczyzna unosi brwi. — No cóż, każdy ma prawo do własnego zdania, panie Malfoy.

Chłopak wzdryga się i zaciska dłonie w pięści. Jego oczy ciskają błyskawice w kierunku ciemnowłosego. Blondyn wygląda, jakby zamierzał się odgryźć, lecz ku zaskoczeniu zarówno Gryfonów, jak i Ślizgonów, nie robi tego, tylko ze zirytowanym prychnięciem odwraca wzrok.

Harry patrzy na Walkera z ciekawością. Jakim cudem ten facet zmusił platynowłosego do kapitulacji? Przecież nawet nie powiedział nic, by go urazić. Ba! On przyznał mu rację!

— Harry, coś tu nie gra — mruczy Hermiona.

— Właśnie widzę — odpowiada cicho brunet. — Malfoy coś za łatwo dał się pokonać.

— Nie o to chodzi. — Dziewczyna kręci głową. — Ten facet widzi nas pierwszy raz. Skąd wie, jak Tchórzofretka się nazywa?

Nie zauważyłem tego, myśli Harry, ale faktycznie, skąd on zna personalia Fretki?

— Teraz — Głos Walkera przywołuje okularnika do rzeczywistości — Podzielę was na trzyosobowe grupy, w których będziecie pracować przez najbliższe cztery miesiące. Jeżeli ten podział się sprawdzi, zostaniecie tak do końca roku.

Uczniowie wydają z siebie niezadowolony pomruk.

— Grupa pierwsza — Nie zraża się nauczyciel — Sheila Lexington, Lavender Brown i Parvati Patil. Grupa druga: Pansy Parkinson, Blaise Zabini i Dean Thomas. Grupa trzecia: Harry Potter, Ron Weasley i Seamus Finnigan. Gru...

— Stary, ale czad! Jesteśmy razem! — woła ucieszony Ron, przypadkowo przerywając nauczycielowi. Ten tylko wzdycha i wraca do odczytywania listy.

— Grupa czwarta: Hermiona Granger, Neville Longbottom i Draco Malfoy. Grupa piąta...

Harry już nie słucha. Ze współczuciem patrzy na Hermionę, w której się aż gotuje.

— Nie wierzę — syczy dziewczyna. — Mam być w grupie z Malfoy'em? To chyba jakieś jaja. Ta Tchórzofretka...

— Daj spokój, jest dobry w eliksirach. — Stara się ją pocieszyć Ron.

— Nie o to chodzi — odburkuje dziewczyna. — To Malfoy. Nie mam zamiaru spędzać z nim więcej czasu, niż to konieczne, a będąc z nim w grupie...

— Nie narzekaj, Granger. Mi też się ta wizja nie uśmiecha. — słyszą nad sobą pogardliwy głos. — Swoją drogą grupy miały usiąść przy określonych stanowiskach, nie wiem, czy słyszeliście. A tutaj — Chłopak puka palcem w ławkę, na ktorej nie wiadomo kiedy pojawiła się wielka czwórka. — Jest stanowisko grupy numer cztery. Potter, Weasley, naprawdę nie wiem, co wy tu jeszcze robicie.

— Współczuję, Miona — rzuca Ron na odchodne — W razie czego sypnij mu w twarz czymś żrącym. Chociaż patrząc na jego mordę, to będzie dla niego przysługa.

— Lepiej nie zaczynaj Weasley, bo znów będziesz żarł ślimaki — odpowiada blondyn, przypominając pamiętne zdarzenie z drugiej klasy.

— Nie przejmuj się, tym razem ci je odstąpię — kpi Ron, siadając przy swoim stanowisku. — Chyba i tak są lepsze niż to, co musisz jeść z tą swoją morderczą rodzinką, od kiedy Voldemorta nie ma.

— Odwal się od mojej rodziny — warczy Malfoy.

— Bo co? — Zaczyna znów rudzielec, lecz Harry kładzie mu rękę na ramieniu.

— Dość — mówi stanowczym głosem. — Nie trać na niego czasu.

— Ty, Potter, też nie jesteś lepszy — mamrocze pod nosem blondyn, lecz jest na tyle blisko, że okularnik jest w stanie usłyszeć jego słowa. Mimo tego, nie odpowiada. Kolejna wojna z Malfoy'em nie jawi mu się jako coś specjalnie potrzebnego bądź kuszącego i chłopak woli nie tracić swoich nerwów na kolejne sprzeczki z tym arystokratą od siedmiu boleści.

— Skoro już jesteście podzieleni, możecie się naradzić, jaki eliksir zrobicie jako pierwsz — obwieszcza Walker i macha różdżką. Na tablicy pojawia się kilkadziesiąt nazw, napisanych różnymi kolorami. — To będzie test, pokazujący na co was stać! Podzieliłem je na pięć grup, ze względu na trudność. Najprostsze są czerwone, dalej pomarańczowe, żółte, zielone i niebieskie. Przez następne kilka lekcji będziecie je przygotowywać. Nie ma tu niczego, co zajęłoby wam więcej niż kilka godzin, a więc nie znajdziecie tu Eliksiru Wielosokowego.

— A ten na czarno? Co to? — pyta Lavender, wkazując na samą górę listy, gdzie znajduje się obca uczniom, skomplikowana nazwa, najprawdopodobniej napisana pismem greckim, gdyż znaki nie przypominają alfabetu łacińskiego.

— Ach, ten — Mężczyzna marszczy brwi. — Wybaczcie, znalazł się tu przez przypadek.

Harry patrzy uważnie na nazwę, powoli znikającą z tablicy. Wydaje mu się, że już kiedyś ją widział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro