Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Odkryć twoją tajemnicę

— Dobra, mogłem się tego spodziewać — wzdycha Harry. — Od samego początku roku odwala mu, jeżeli chodzi o ciebie.

— Zauważyłem — komentuje cierpko Malfoy, po czym już ma wychodzić, gdy nagle krztusi się i znów wymiotuje.

— Ledwie zdążyłeś się obrócić na czas — stwierdza Gryfon beznamiętnie.

— Powinieneś być mi wdzięczny, że nie obrzygałem ci butów, Potter — charczy blondyn. — Kurwa, ale mnie gardło piecze. Zaraz chyba wypluję sobie żołądek.

— Przestań przeklinać, Malfoy. — Wywraca oczami szatyn. — I lepiej siedź nad tym kiblem, bo następnym razem naprawdę nie zdążysz.

Wtem wzrok chłopaka przenosi się na mokry rękaw ślizgona.

— Wylali ci eliksir na rękę, prawda? — pyta, po czym nie czekając na odpowiedź, dodaje: — Zdejmuj szatę.

Malfoy patrzy na Harry'ego nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

— Jeżeli on cały czas będzie miał kontakt z twoją skórą, to się nigdy nie skończy — wyjaśnia Gryfon, a blondyn niechętnie spełnia polecenie, zsuwając z ramion długą, czarną szatę, która ciężko opada na podłogę u stóp chłopców.

— Cholera — syczy Malfoy, patrząc na rękaw białej koszuli, w którą jest ubrany. — Nie masz przypadkiem ze sobą zapasowej koszuli, co Potter?

— Nie mam — potwierdza chłopak. — I raczej nie pójdę teraz po żadną do dormitorium, bo trwają lekcje.

— Tak myślałem. — Draco przymyka oczy. — No trudno. Będziesz miał okazję popatrzeć na moje zajebiste ciało, Potter.

— Widzę, że masz o sobie dość wysokie mniemanie, Tchórzofretko — ripostuje zielonooki i ma jeszcze szansę zobaczyć wściekłe spojrzenie blondyna, zanim chłopak ściąga z siebie kamizelkę, a chwilę później koszulę.

— Okay Malfoy, chyba jednak masz o sobie za wysokie mniemanie. — Harry unosi brwi w geście rozbawienia.

— Spierdalaj — mruczy pod nosem Ślizgon, krzyżując ręce na piersi. Chwilę później dodaje niechętnie: — W sumie to chyba był dobry pomysł, Potter.

— Czuję się zaszczycony, że to doceniasz — odpowiada Gryfon z lekkim sarkazmem, ale jego pogodny nastrój zmienia się, gdy patrzy na rękę członka Domu Węża. Oprócz paru jakby zapisanych atramentem iksów oraz śladu, wyglądającego jak po ugryzieniu, znajduje się tam jeszcze jedna rzecz. Rzecz, która po wojnie z Voldemortem powinna była zniknąć.

— Zdziwony? — pyta ironicznie Ślizgon. — Jak widzisz, Mroczny Znak nie wyparował.

— Nie można go jakoś usunąć? — Gryfon się krzywi, po czym odwraca wzrok od tatuażu.

— Zbytnio się spoufalasz, Potter. — Głos Malfoy'a staje się szorstki. — Pomogłeś mi, sprawa zakończona. Nie nawiązujemy nowych przyjaźni. Nie wypytujemy się o prywatne sprawy i tajemnice. Wszystko jest po staremu, rozumiesz?

Harry patrzy w oczy drugiego chłopaka i napotyka w nich stal.

— Wybacz, że ośmieliłem się spróbować nawiązać z tobą normalną rozmowę — syczy. — Jak widać, takie żmije jak ty, nie są do niej przyzwyczajone. Chociaż z tego co widzę, również posiadają sekrety.

Drugi chłopak blednie, ale już po chwilę się opamiętuje.

— Już tobie bliżej do węża, Potter — mówi. — Powiedź, jak blisko byłeś z Voldemortem, że na równi z Nagini zrobił się swoim naczyniem?

— Dobrze wiesz, że... — zaczyna oburzony Gryfon, lecz wtedy drzwi łazienki rozchylają się i staje w nich Blaise Zabini.

— Co ty tu robisz, Potter? — rzuca nieprzyjemnym głosem, po czym zauważa Malfoy'a. — Draco, dobrze, że jesteś. Znalazłem ci zapasową koszulę. Widzę, że już zorientowałeś się, że eliksir nie może mieć kontaktu ze skórą.

— Pójdę już, Malfoy — mówi okularnik, wbijając wzrok w jasnowłosego Ślizgona. — Pójdę odkryć twoją tajemnicę.

***

—  Po ostatnich eliksirach — zaczyna profesor Walker, gdy uczniowie siedzą już przy stanowiskach. — Miało miejsce dość nieprzyjemne wydarzenie.

Wodzi po uczniach surowym wzrokiem.

— Czy wiadomo ci coś o tym, panie Finnigan? — zwraca się do Seamusa.

— Nie. — Chłopak uśmiecha się tryumfalnie. — Co prawda Hermiona przybiegła do mnie wczoraj i na mnie nakrzyczała, jednak nie mam pojęcia, dlaczego.

— Niestety, panie Finnigan, niektórzy widzieli cię wybiegającego z Lochów, gdy ów incydent się zdarzył. — Chris wzdycha. — Co na to powiesz?

— Nikt mi nic nie może udowodnić. — Wzrusza ramionami Gryfon.

— Mówisz tak, jakbyś ty to zrobił — wtrąca się Hermiona.

— Nikt mi nic nie może udowodnić — powtarza chłopak. — To nie byłem ja. Dean i Parvati mogą potwierdzić, że siedziałem przez ostatnie kilka dni z nimi niemal cały czas.

— Mogę pokazać w myślodsiewni — przytakuje Thomas.

— Szuje — obwieszcza głośno Zabini.

—  Uważaj, bo znowu ci coś poszkodzi — odgryza Ron.

Harry patrzy na przyjaciela ze zdziwieniem.

— Dlaczego to powiedziałeś? — pyta szeptem.

— Sam nie jest lepszy — odpowiada Weasley. — A śmie nas obrażać.

— Przecież wiesz, że to był Seamus — oponuje Potter.

Rudzielec wzrusza ramionami.

— Malfoy'owi się należało. Żałuję tylko, że odbiło się to też na Hermionie — szepcze.

— Jesteś nienormalny — stwierdza z naganą w głosie Harry.

Chwilę później w milczeniu bierze się za krojenie składników.

— Cholera — syczy, widząc, że nóż jest tępy. Sięga dłonią do torby po drugi, lecz zamiast niego wyczuwa złożoną na pół karteczkę. Wyciąga ją dyskretnie, po czym spogląda na treść.

Może to i bajka, może to i sny, lecz (tu jest dalsza część, ale nie jesteś gotowy, by ją poznać)... ma on w swojej krwi.

... istnieje on cicho, pełen strachu przed jutrem.

Luna L.

— Co jest nie tak z tą dziewczyną... — mamrocze Harry, choć musi przyznać, że treść tej dziwnej piosenki coraz bardziej go ciekawi. O kim ona w ogóle jest? Czy on zna tą osobę?

— Chowaj tą kartkę, Walker idzie. — Głos Rona przywraca Gryfona do rzeczywistości. Szatyn szybko chowa liścik do kieszeni znoszonych spodni.

— Widzę, że słabo wam to idzie — mówi nauczyciel, patrząc do kociołka — A ty, panie Potter, masz nieostry nóż. Jak niby chcesz nim pokroić te składniki?

— Eee... Ja właśnie... — plącze się chłopak.

— Ty właśnie czytałeś coś z tego świstka papieru, który przed chwilą schowałeś do kieszeni — uzupełnia wytatuowany. — Wiem.

Okularnik patrzy ze zdziwieniem na mężczyznę.

— Nie jestem idiotą, Harry. — Wywraca oczami on. — I też kiedyś chodziłem do szkoły.

— Skoro tak pan mówi — zaczyna chłopak ostrożnie. — Chciałbym pana spytać o jedną rzecz.

— Nie mów mi przez "pan". Już wspominałem, że czuję się wtedy staro. — Uśmiecha się Walker, patrząc czujnie na Gryfona.

— Czym tak naprawdę był ten eliksir z tablicy? Dlaczego miałeś przy spotkaniu z Hermioną? — Słowa opuszczają usta okularnika w zawrotnym tempie. Szatyn chwilę się waha, po czym dodaje: — I co masz wspólnego z Malfoy'em?

Na twarzy profesora maluje się zdumienie, ale już za chwilę wybucha on głośnym śmiechem.

— No, no, bystry jesteś, dzieciaku — mówi w końcu. — Niestety, dwa pierwsze pytania nie są moją tajemnicą, tylko cudzą, więc nie mogę ci na nie odpowiedzieć, a trzecie chyba powinieneś skierować do samego Malfoy'a, nie uważasz?

— Nie odpowie mi — nalega Harry. Sam nie wie, skąd w nim taka determinacja.

— Może dlatego, że to nie twoja sprawa, co Potter? — Rozlega się zimny głos. Draco stoi kilka kroków dalej i patrzy na szatyna ze złością. — Nie wchodź mi z buciorami w życie, jasne?

— Jak odpowiesz mi na to pytanie, to się odczepię. — Stawia ultimatum Gryfon.

Blondyn wzdycha ciężko. Widać, że nie chce niczego o sobie zdradzać, jednak chęć zbycia Pottera na dobre również jest dość kusząca.

— Mam... pewne problemy zdrowotne — mówi w końcu. — Dlatego potrzebuję pomocy Chrisa. Sam nie jestem w stanie przygotować odpowiednich eliksirów, a w sklepach są one cholernie drogie.

Ron przekrzywia głowę.

— Łżesz — syczy w stronę Ślizgona.

— Mówi prawdę. — Opowiada się za Draconem Harry.

Tyle, że nie całą, dodaje w myślach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro