|05| Chwile ulotne
To miało szansę się zacząć. Łukasz miał przestać pić, Filip zdeklarował się rzucić palenie. Nietrudną sztuką było zorientować się, gdzie będzie najwygodniejszy ośrodek leczenia uzależnień. Grukowski nie przewidział tylko jednego. Nie powinni rozmawiać o rozwiązaniu tak poważnych problemów kiedy oboje byli nietrzeźwi i kiedy oboje byli w martwym punkcie życia. Już następnego dnia, po wytrzeźwieniu, oboje z łatwością znaleźli swoje „za" i „przeciw", dla których mieliby podjąć leczenie. Tych drugich oczywiście było więcej, nadzieja wyjścia z nałogu w świetle dnia okazała się widmem, które odrażało. Wystarczyło im sprawdzić objawy abstynencji w Internecie, by dojść do wniosku, że wcale nie chcą przez to przechodzić. Mieli tyle życia przed sobą, ta perspektywa skusiła ich, by dbanie o zdrowie przełożyć na później. Dali się na to złapać, bo obaj nie myśleli o tym w ten sposób; dla nich obu i picie, i palenie było tym, co przecież robili wszyscy. Od pokoleń, to było tak mocno zakorzenione w stereotypach, w kulturze, że miano problemu, które im wpajano, było jedynie oklepaną łatką a nie realnym, odczuwalnym ryzykiem. Środowisko w jakim obaj się obracali tylko zachęcało do dalszej ignorancji. Łukasz znał to zbyt dobrze, niemal przy każdym swoim zrywie postanowienia trzeźwości słyszał znienawidzone „Ze mną się nie napijesz?".
U Filipa problem leżał nieco gdzieindziej. Rzadko kiedy papierosy były dla niego czymś złym. Znacznie częściej kojarzył je z ulgą, ukojeniem nerwów. Zresztą, kto widział palacza na odwyku? Oni sami rzucali swój nałóg, to nie mogło być aż tak trudne, by wymagało zamknięcia. Tak jak w przypadku Łukasza. Z tego wszystkiego Grukowski sfrustrował się na tyle, że musiał zrobić wycieczkę po kolejną paczkę papierosów. Wtedy pierwszy raz od dawna poczuł, że ilość tytoniu jaką wypala w ciągu dnia jest rzeczywiście nieodpowiednia. Mówiąc tę standardową formułkę przy kasie, wystarczyło przemilczeć „razy dwa", po wymienieniu firmy papierosów. Nie przemilczał. Wygodniej było z góry założyć niepowodzenie i po prostu odpuścić. Wrócić do strefy komfortu, choć ta kurczyła się coraz bardziej.
Z Łukaszem jakoś mniej rozmawiali. Filip winił za to liczne znajomości Łukiego, który przecież po wyjeździe nie tylko z nim musiał nadrobić czas rozłąki. Niestety. Oskara w domu także nie było, miał wrócić dopiero dzisiejszego wieczoru. Robiąc kurs na przewodnika turystycznego musiał wyjeżdżać niemal co weekend. Grukowski więc znów skończył w towarzystwie Samotności, rozmyślając o tym, dlaczego w ogóle wpadł na pomysł rzucania papierosów. Szansa na zdrowie w późniejszych latach życia wcale nie była kusząca. Nie wydawała się nawet realna. Mógł zresztą nie dożyć tych dni, chyba nawet cieszyłby się z tego.
Spiął się, gdy wibracje rozeszły się po biurku, przy którym siedział. Spojrzał na ekran, matka dzwoniła do niego już kolejny raz dzisiaj. Serce podeszło mu do gardła, w uszach dźwięczało brzęczenie, które przerwało muzykę. Przez głowę przelatywało mu coraz więcej czarnych scenariuszy. Zwykle nie wybierała jego numeru tak często. Zwykle też jednak nie dzwoniła po nic więcej, niż wylanie swoich żalów odnośnie jego wyprowadzki i tego jak bardzo ojciec uprzykrza jej życie.
– Nie odbieraj. – Krasiak wzruszył ramionami. – Nie trać czasu na jej narzekania.
– A jeśli to coś ważnego?
– Nie jesteś operatorem ratunkowym. – Posłał mu pobłażliwe spojrzenie. – Ale jeśli chcesz setny raz słuchać o tym samym, to odbierz.
Filip przygryzł wargę. Telefon przestał dzwonić, jego serce wciąż biło w stresie. Prędzej czy później będzie musiał się do nich odezwać i pewnie znów usłyszy, jak bardzo matkę boli brak z jego strony czegokolwiek, w zamian za to wszystko. Muzyka ponownie zaczęła płynąć z głośnika, wrócił do rzeczywistości. Siedział przy biurku, segregując w albumie polaroidy i mimowolnie dłużej przeglądał te z Łukaszem w roli głównej i te ich wspólne. Resztę stanowiły amatorskie zdjęcia krajobrazu miejskiego, na przemian z tym naturalnym. Niektóre podpisywał datą i miejscem, inne cytatem. Z rozpędu podpisał też papierosa, którego zaraz potem miał zamiar odpalać przy oknie. Nim zdążył je otworzyć usłyszał, że ktoś wchodzi do domu.
– To słychać aż na klatce schodowej! – odezwał się Oskar z przedpokoju, przekrzykując muzykę. Zaraz potem pojawił się w jego pokoju, z szerokim uśmiechem na twarzy. – Miałem zajebisty wyjazd.
– Brawo ty. – Filip przysiadł na parapecie i odpalił używkę.
Krasiak wszedł głębiej do jego pokoju i opadł na łóżko, podchwytując melodię muzyki podszytej basami. Zaczął rapować razem z Magikiem, Grukowski zaśmiał się z niego i sięgnął po aparat natychmiastowy. Oskar nawet zapozował do zdjęcia i wystawił mu środkowy palec, dalej fałszując słowa. Filip potrząsnął świeżym polaroidem. Zaciągnął się, oglądając ujęcie. Krasiak wyszedł jak zwykle – pełny pewności siebie. Zawsze mu tego zazdrościł, tak samo jak samodyscypliny i determinacji. Jak bardzo zmieniłoby się jego życie, gdyby był jak on? Zagapił się za okno, dym papierosowy przysłaniał mu widok, zastygł w bezruchu z używką w połowie drogi do ust.
– A ty co taka mina? – Oskar podniósł się do siadu. – Łukasz cię znowu wystawił?
– Skończ gadać od rzeczy. – Nawet na niego nie spojrzał.
– Ale to od tego masz spartolony humor?
– Matka znowu dzwoniła. – Wzruszył ramionami i zaciągnął się papierosem. – Nie odebrałem.
– Straszne – skomentował Krasiak. – Jak ona to przeżyje?
– Przestań. – Zmarszczył brwi.
– Już ci coś mówiłem na ten temat – oznajmił. – Nie jesteś zobowiązany do utrzymywania z nimi kontaktu.
Na krótki moment zapadła między nimi cisza, dla Filipa stała się ona niekomfortowa o tyle, ile zostało mu z kończącego się papierosa. Zawsze bez tego nie wiedział co zrobić z rękami. Zaciągnął się ostatni raz i zgasił peta w popielniczce. Już dawno powinien ją opróżnić, ale łudził się, że brak miejsca na nowe niedopałki będzie zniechęcać go do robienia nowych.
– Ale to nie o nią chodzi – odezwał się znowu Oskar. Grukowski postarał się uniknąć jego spojrzenia. Zszedł z parapetu i zamknął okno, ściszył też muzykę, by zająć czymś ręce. – Po prostu jest coś, o czym nie chcesz powiedzieć.
– Myślisz, że powinienem rzucić papierosy?
Zdziwiony Krasiak najpierw spojrzał na niego, potem w stronę przepełnionej popielniczki.
– Chory jesteś? – zapytał zupełnie przejętym głosem. Filip prychnął pod nosem, żarty Oskara czasem tylko go dobijały. – Ja sobie ciebie nie wyobrażam bez tego, skąd taka zmiana zdania?
– Po prostu pytam.
– Jasne, ja znam to twoje...
– Skończ gadać od rzeczy i odpowiedz. – Zmarszczył brwi, zdobywając się na bardziej stanowczy ton.
– Pewnie, że powinieneś. Ale w wychodzeniu z nałogu ważne jest to czy naprawdę chcesz, czy to po prostu kac moralny. – Oparł łokcie na kolanach, pochylając się nieco w jego kierunku. – Spoiler; znacznie częściej jest to drugie, bo ulega się presji innych. A potem jest problem, bo bez szczerych chęci, to ty będziesz się męczyć w cholerę i nawet jeśli uda ci się rzucić z przymusu, to masz znacznie większe prawdopodobieństwo nawrotu. Z reguły osoba uzależniona chce podjąć leczenie dopiero wtedy, gdy jej samej przeszkadza nałóg i jego skutki.
– I po co ja mam czytać książki, skoro mam ciebie? – Filip uśmiechnął się pod nosem. Oskar prychnął i wstał z łóżka.
– Żeby podniosła się twoja elokwencja i erudycja, filistrze. Dalej nie wiesz, kim był Crusoe. – Klepnął ramię chłopaka i wyszedł z pokoju.
– Twoją ulubioną postacią! – krzyknął za nim.
Grukowski nie dostał odpowiedzi, ale wyczuł, że wcale nie skończyli rozmowy. Jego współlokator już po chwili wrócił z białą, niegrubą książką w ręce. Położył ją przed nim na biurku, siadając z powrotem na łóżku. Filip zerknął na okładkę.
– Coś co ci się przyda. – Oskar wrócił do tematu. – „Nigdy dość. Mózg a uzależnienia" Judith Grisel. To o nałogu, ale od strony neurobiologicznej.
– Ja chciałem tylko wiedzieć, co ty myślisz, a nie od razu uczyć się o używkach. – Uśmiechnął się krzywo.
– Jaki ty jesteś po prostu zamknięty na wiedzę. – Krasiak prawie zgrzytnął zębami. – Gdybyś wiedział tyle ile ja, decyzję o rzuceniu podjąłbyś sam. Nie pytałbyś ani mnie, ani Łukasza, który pewnie ci czegoś nagadał, jak zwykle.
– Ale wy macie do siebie problem – westchnął Filip, skupiając spojrzenie na książce, by uniknąć kontaktu wzrokowego. – Nic mi nie nagadał, a ty przestań podchodzić do tego, jakbym już się określił.
– Jasne. A ja wcale wielokrotnie nie słuchałem o tym, jaki to on ma stosunek do papierosów – skomentował Krasiak.
– Nawet jeśli przez niego, to co? – Filip spojrzał na chłopaka zmęczony.
– To, że debil wywiera na tobie presję, a ty jej ulegasz. – Oskar zmarszczył brwi. – Sam ze swoim chlaniem mógłby coś zrobić, a nie tobie wjeżdżać na ambicje.
– No o to chodzi, że chciał coś ze sobą zrobić. I ja też zacząłem chcieć coś ze sobą zrobić.
– Ale chcesz, czy po prostu jesteś solidarny? – Krasiak uniósł brew. – Jeśli naprawdę zdecydujesz się rzucać, to ja to jak najbardziej popieram, ale jestem prawie pewien, że będziesz się do tego zmuszać. Przez niego. I na co ci to?
– Jakieś jeszcze złote myśli? – sarknął Filip.
– Trochę za bardzo tobie zależy na nim, a jemu trochę za mało na tobie. Po co się starasz, skoro on nie zrobi tego samego dla ciebie?
– Skończ gadać od rzeczy, masz do niego problem, to mnie w to nie wciągaj i nie nastawiaj przeciw niemu, dobra?
Oskar jakoś tak spoważniał, a jego wzrok równie nagle stał się pusty, chłodny.
– Skoro tym właśnie dla ciebie jest moje szczere zdanie – wychrypiał, wstając z miejsca.
Nie dodał nic więcej, po prostu poszedł do siebie. Filip zaklął pod nosem i znów sięgnął po, już w połowie pustą, paczkę papierosów. Zdecydowanie będzie musiał pójść po następną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro