Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V

Siedziałem w jadalni i patrząc przez okno, jadłem kanapki z Nutellą. Lekki wietrzyk poruszał zielonymi listkami jabłoni, a słońce sprawiało, że owoce dojrzewały.

 Sielankę przerwało walenie do drzwi i krzyki.  Rodzina. Przypomniało im się o mnie, kiedy zostałem sławny i bogaty.

— Manu... Otwieraj! — Rozległ się dźwięczny jak dzwon głos ojca. — Przynieśliśmy twoje ulubione dania. Skoro nie chciałeś zjeść u nas to zjemy u ciebie.

Po moich policzkach spłynęły łzy. Miałem ochotę skulić się pod ścianą jak dziecko.

— Manuel! Możesz zaprosić nawet tego swojego 'goryla', jeśli nie czujesz się pewnie.

W głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Robert. Chcą dorwać Roberta. Jest w niebezpieczeństwie. 

Bezszelestnie wstałem z krzesła i poszedłem zamknąć wszystkie drzwi i okna. Opuściłem rolety i schowałem się w piwnicy. W piwnicy, która stanowiła jedyną drogę ucieczki. Miała drugie wyjście z tyłu domu, ukryte wśród róż. W pobliżu znajdował się przystanek autobusowy. Mogłem, więc szybko i niezauważenie uciec. Tylko dokąd? Do Roberta? Bastiana? Nie... Marco. Nikt nie wiedział, że przyjaźnię się z Reusem. Tylko on mieszka w Dortmundzie, a ja nie mogę opuścić treningów.

Poza tym musiałem ostrzec Roberta przed niebezpieczeństwem. Nigdy bym sobie nie wybaczył jeżeli by mu się coś stało. Nigdy

Przebrałem się w stare dresy i bluzę z kapturem znalezione w jednym z pudeł wypełnionych nieużywanymi rzeczami i przekradłem się do ogrodu po drugiej stronie domu. Zarzuciłem kaptur na głowę i pobiegłem jak najdalej od rodziny.

Nogi same mnie zaniosły do mieszkania Roberta. Drzwi były otwarte. Uchyliłem je, a moje serce stanęło. Robert leżał nieprzytomny na podłodze w kuchni. Wokół jego ciała znajdowała się kałuża krwi.

Mój żołądek zacisnął się ze strachu.

"To moja wina" — huczało mi uszach. — "Moja"

Sprawdziłem, czy oddycha. Nie wyczułem oddechu na swoim policzku, a jego klatka piersiowa się nie unosiła. Był jeszcze ciepły.

Przytuliłem go, a moje łzy skapywały na jego T-shirt.

— Obiecałeś, że mnie nie zostawisz! — krzyknąłem. — Obiecałeś. Nie możesz mnie teraz opuścić...

Tuliłem go.

Nie mógł umrzeć. Nie mógł.

Zadzwoniłem po pogotowie. Karetka przyjechała po pięciu minutach.Popatrzyłem wyczekująco na ratowników medycznych, ale nie mogłem nic wyczytać z ich twarzy.

Zabrali go do szpitala, a ja pozostałem samotnie w jego mieszkaniu.

Bałem się, że Robert nie żyje. Tak mocno się bałem. 

Po kilku minutach usłyszałem głosy. Musiałem się, gdzieś schować. Pierwsze, co mi przyszło do głowy to szafa w łazience.Schowałem się w niej, przyciskając się jak najbardziej do najciemniejszego kąta.

Głosy się zbliżały. Rozpoznałem je.

Marcel i Marco.

Już nic nie rozumiałem... Przecież Reus był moim przyjacielem.

Drzwi do łazienki się otworzyły. Wstrzymałem oddech.

— Jak myślisz, gdzie ta mała dziwka się schowała? — zapytał Marcel.

— Wcale nie taka mała...

— Nie odezwał się do ciebie?

— Nie. 

— Ufa ci...

— Bo nic nie pamięta... Może u Bastiana się schował?

— Nawet jeśli to Basti nic nie powie.

— Podoba mu się ta mała dziwka. — Zaśmiał się Marco. Po moich policzkach spłynęły łzy. — Zawsze miał słabość do Manu.

— Nom.

— Chodźmy już. Zajmijmy się Lewandowskim, a później 'porozmawiamy' z Bastianem. 

Poszli. 

Nie byłem głupi. Wiedzieli, że tu jestem i czekali, żeby wywabić mnie z kryjówki.

Wiedzieli, że musiałem kiedyś wyjść.

Byłem z góry na straconej pozycji.

Musiałem poczekać na niespodziewany bieg wydarzeń, aby wykorzystać swoją szansę na ucieczkę.

Pojawienie się sprzątaczki czy coś w tym stylu.

Nie doczekałem się.

Przynajmniej na razie.

------------------------------------------------------

Trochę dłuższy rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodobał. Nie pogardziłabym, jeśli pojawiłyby się komentarze. Naprawdę.

Pozdrawiam.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro