Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział III

Kolejny inspirujący mnie kawałek od Zeusa. Robię mu chamską reklamę. Ten utwór i poprzedni są kluczowe do zrozumienia całej koncepcji opowiadania.

-------------------------------------

Obudziła mnie pielęgniarka krzątająca się po korytarzu. Roznosiła pacjentom leki, podłączała kroplówki...

Wtuliłem twarz w poduszkę. Po chwili drzwi do sali się otworzyły i wszedł lekarz. Spojrzał na kartę pacjenta i usiadł na taborecie obok mojego łóżka.

— Nazywam się Lukas Knapp i jestem pana lekarzem prowadzącym.— Z kieszeni białego fartucha wyjął małą latarkę i zaczął nią świecić mi prosto w oczy. — Wygląda na to, że wszystko jest w porządku — oznajmił i schował latareczkę do kieszeni. — Dzisiaj dostanie pan wypis.

Uśmiechnął się do mnie i wyszedł.

Nie miałem ze sobą wielu rzeczy. W końcu przebywałem w szpitalu dobę, aby wykluczyć wstrząśnienie mózgu. Miałem dużo szczęścia, gdyby nie Robert to... Wolałem o tym nie myśleć.

Wziąłem z szafki ubrania i poszedłem się przebrać do łazienki. Trochę kręciło mi się w głowie, ale zignorowałem to. 

Wróciłem i poszedłem zapakować rzeczy w torbę sportową Lewego. Nie wiedziałem, jak mu się odwdzięczę. Tyle dla mnie zrobił. Uratował mnie od brata — psychopaty, zawiózł do szpitala i został ze mną całą noc, ocierając moje łzy. To nie był człowiek tylko anioł. Nie zasługiwałem na niego.

Wkładałem pidżamę do torby, kiedy poczułem dłonie wokół mojej talii. Zamarłem. Wróg? Nie. Wciągnąłem zapach. Robert. Odetchnąłem. Wyczuł mój dyskomfort i odsunął się.

— Pomóc Ci? — zapytał.

Dwuznaczne pytanie. A odpowiedź. Tak czy nie. Nie wiedziałem. Chciałem pomocy, ale czy byłem gotowy, żeby ją otrzymać? Nie. Bałem się. O Roberta. Bliższa znajomość ze mną kończyła się dla każdego źle. Bez wyjątku. Dla misia, kota i Kathrin. Mała, słodka Kathrin sięgająca mi do pachy. Uśmiechająca się niewinnie. Wypadek... Nie. Zabójstwo. I nie było śladu po niej. Zniknęła z planszy...

— Manu...

Nie mogłem ryzykować. Nie mogłem stracić Roberta. Nie mogłem.

— Nie.

— Dobrze. — Uśmiech znikł z jego twarzy, a smutek pojawił się w lazurowych oczach. Pogrzebał w kieszeniach jeansów. — Masz. — Wcisnął mi w dłoń sto euro. — Na taksówkę. Odwrócił się i skierował do wyjścia. — Uważaj na siebie.

Wyszedł.

Poczułem pustkę. Ale musiałem to zrobić. Nie mogłem pozwolić mu iść ze mną na samo dno. Nie mogłem sprawić, że mój anioł upadnie. Nie mogłem.

                                                                                     ***

Byłem rozkojarzony. Po moim pobycie w szpitalu Marcel już się nie pojawił. Dziwne. Szykował coś. Na pewno. 

Stałem w bramce i trenowałem z Robertem rzuty karne. Skupiłem się na nim i na piłce. Zagryzł wargę i poruszył lekko prawą stopą. Wiedziałem już, w którą stronę się rzucić. W lewo. Musnąłem piłkę, która wpadła do bramki.

— Manu! — Usłyszałem krzyk. Chciałem uciekać. — Mało brakowało, abyś obronił.

Mój brat. Spojrzałem w kierunku, skąd dochodził głos. Mama, tata, Marcel. Idealna rodzina. Ja byłem beznadziejny — nawet karnego na treningu — nie  obroniłem. Widziałem to w ich oczach. 

Lewy chcąc mi dodać otuchy, chwycił mnie za dłoń. Kiedy spojrzał na Marcela, to w jego spokojnych, lazurowych oczach pojawiły się czarne chmury rzucające gromy i błyskawice. Był wściekły.

— Następnym razem obronisz —  zapewnił mnie Robert.

— Nie przywitasz się z rodziną?! — krzyknął Basti, będący najlepszym przyjacielem Marcela.

Jako jedyny nie znęcał się nade mną. Dawał mi bluzę, kiedy było mi zimno, czy zaprowadzał na treningi. Pochował ze mną kota, a po śmierci Kathrin pozwolił u siebie mieszkać. Okazał mi troskę. Ale nie za darmo. Też chciał czegoś ode mnie. Chciał mnie w łóżku.

Chciałem uciec, ale strach mnie sparaliżował.

Podeszli do mnie.

Moje serce zaczęło szybciej bić. Przestałem myśleć. 

Uciekłem.

Ktoś za mną biegł.

Przyspieszyłem.

Zbliżał się.

Potknąłem się i upadłem.

Pomógł mi wstać.

Moje serce zabiło mocniej.

Robert.

Krótki pocałunek.

Pisk opon.

Ulga.

-------------------------------------------------

Mam nadzieję, że Wam się podoba. 

Pozdrawiam.


 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro