- 6 -
W powietrzu było słychać tylko ich oddechy. Umysł Severusa zarejestrował ten oddech i mężczyzna momentalnie się opanował. Kilkuletnia praktyka podwójnego agenta i proszę, ciało zareagowało automatycznie. Puls się uspokoił, serce zwolniło, temperatura się unormowała. Wewnętrznie przełączył się na nowy tryb. Niestety nie mógł sobie pozwolić na tryb "Severusa". Jeszcze nie teraz. Może nigdy nie będzie mógł sobie na to pozwolić z Potterem... Szkoda. Darował sobie "wrednego nauczyciela" i wybrał tryb "profesjonalnego". I jeszcze "w miarę przyjacielskiego". Oraz "w miarę sympatycznego". Gdyby zrezygnował z tego "w miarę" - Potter mógłby zacząć coś podejrzewać. Choć może już podejrzewa? Przed chwilą całkiem wyraźnie odpowiedział na sugestię dotyku. Nie odtrącił go. Wręcz się mu poddał. Tak rozkosznie otwierał usta, lekko rozchylał ramiona jakby czuł, że jest obejmowany.
Nie powinien więcej myśleć o obejmowaniu chłopaka! W końcu to szlaban, a nie randka!
No dalej, Severusie, przecież potrafisz się zachować jak należy! - zawołał w duchu sam do siebie. Grasz przed całym Hogwartem i przed Czarnym Panem, a nie potrafisz dać przedstawienia przed gówniarzem?
Nie, bo to nie żaden gówniarz, tylko Harry Potter. Harry...
- Harry... Harry... - czy chłopak nie reagował na swoje imię wypowiadane przez Severusa? Reagował. Dziwnie rozmarzonym wzrokiem.
- Rusz się Potter! Nie będziemy tak stać do jutra!
- Mówił pan coś, profesorze?
- Tak. Zapraszam tutaj. Niewybaczalne eliksiry nie przydadzą się do tego, który mamy przygotować. Do fractus cordis potrzebujesz strachu przed odrzuceniem, zdradą i ośmieszeniem.
Podszedł do innego regału i zbierał potrzebne fiolki. Potter posłusznie poszedł za nim.
- Przy okazji możesz podziwiać już gotowe eliksiry, które działają jak najczęstsze fobie i strachy. Nyktofobia, ornitofobia, agorafobia, akrofobia, arachnofobia...
Chłopak wykrzywił się jakoś dziwnie, otworzył szerzej oczy.
- A podobno to pan Weasley boi się pająków? Nie mów mi, Potter, że ty również!
- Nie.
- Więc skąd ta dziwna mina?
- Bo nie rozumiem, co mówisz. Te nazwy...
- To greka, panie Potter. Większość nazw eliksirów i zaklęć bazuje na łacinie lub grece. Powinieneś to wiedzieć. - Westchnął.
- Arachnofobia to lęk przed pająkami. Wcale nie taki rzadki. Ornitofobia to lęk przed ptakami, nyktofobia - przed ciemnością, a agorafobia - przed przestrzenią i miejscami publicznymi. Akrofobia czyli lęk przed wysokością ciebie nie dotyczy. To, co wyrabiasz w quidditchu najlepiej dowodzi, że nie boisz się wysokości. - Snape uśmiechnął się sam do siebie. - Klaustrofobii chyba nie masz. Gdybyś miał, to krzyczałbyś albo dygotał z przerażenia w tym momencie.
Harry uniósł brwi w niemym zapytaniu.
- To lęk przed ciasnymi pomieszczeniami i przed zamknięciem, uwięzieniem.
- Ciotka i wujek mnie z tego wyleczyli - odparł Harry.
Powieki Severusa odruchowo się uniosły, jakby zadając pytanie.
- Cóż! - Potter prychnął, próbując być nonszalancki. - Do jedenastego roku życia mieszkałem w komórce pod schodami. Wymiary może metr na dwa. Albo półtora.... W środku była żarówka, ale włącznik był na zewnątrz, więc miałem albo ciągłe nox albo lumos. W zależności od ich humoru. Choć częściej nox. Oszczędzali prąd... - Podniósł oczy. Jakieś dziwnie szkliste. - Był też zamek na drzwiach. Na zewnątrz... - dodał szeptem.
- Jedenaście lat? - Z ust Severusa wydobyły się zaledwie strzępy dźwięku. Poczuł się tak, jakby ktoś walnął go w przeponę. - Jedenaście?
- Gdy przyszedł list z Hogwartu... - szeptał Potter - przenieśli mnie do drugiej sypialni Dudleya, mojego kuzyna. Chyba bali się, że ktoś ich obserwuje, że dostaną jakąś karę, czy coś.
- Bali się?
- Listy były adresowane „komórka pod schodami". Wuj Vernon wybebeszył cały dom. Szukał ukrytych kamer i nadajników.
- Kamer?
- Takie mugolskie urządzenia szpiegowskie. - Harry uśmiechnął się krzywo.
- A teraz?
- Co teraz?
- Gdy teraz wracasz do nich na wakacje, to gdzie mieszkasz? - zapytał Snape.
- W pokoju po Dudleyu. Ale na drugim roku założyli mi kraty w oknie i zamek na drzwi. - Potter teatralnie zachichotał. - To mogłoby być nawet zabawne. To w zasadzie jest zabawne, gdy o tym opowiadam. Gdybym przeczytał o tym w jakiejś książce o przygodach małego czarodzieja uwięzionego przez mugoli, byłoby takie śmieszne, prawda? - Chłopak potarł dłonią czoło. Teraz było lekko spocone. - Pamiętasz, jak na drugim roku przylecieliśmy z Ronem samochodem jego ojca do szkoły? I rozwaliliśmy wierzbę bijącą? Wuj Vernon zamknął mnie w pokoju przez durnego Zgredka, który chciał mnie "chronić" - pokazał palcami cudzysłów - i nie pozwolić, żebym wrócił do szkoły. Trzymali mnie, jak w klatce... W moje urodziny Ron z bliźniakami przylecieli tym autem i zabrali mnie stamtąd. Przyczepili do auta hak i wyrwali kraty z okna.
- Teraz też masz kraty w oknie?
Chłopak podniósł na niego oczy. Severus czuł zapach jego łez zbierających się pod powiekami. Czuł ból własnych ramion, które chciały przytulić tego chłopaka tutaj i tamto małe dziecko z komórki pod schodami.
- Czy ktoś o tym wiedział?
Potter znów prychnął. - Weasleyowie. Wszyscy Weasleyowie. Ron, bliźniaki, Ginny, pan i pani Weasley, Hermiona, Syriusz i Lupin, McGonagall, Dumbledore...
- Dumbledore??
- Ty nie wiedziałeś?
Snape nagle zapragnął zapaść się pod ziemię.
- Słyszałem coś, kiedyś. Dyrektor coś wspomniał. Ale nie dawałem temu wiary. Myślałem, że to tylko... żart.
- Dość marny, prawda? - Harry kopnął czubkiem buta regał z fiolkami. Zabrzęczały lekko. Szkliście.
- O, tu jest coś śmiesznego - powiedział pociągając nosem. - Strach przed skarpetkami - przeczytał etykietę i naprawdę się roześmiał. Pięknie i dźwięcznie.
- Ktoś się boi skarpetek?
- Skrzaty. Przynajmniej większość. Twój Zgredek się nie boi. Z tego co wiem, obdarowałeś go skarpetką i nic mu się nie stało. - Severus również się uśmiechnął. - Ale dla większości domowych skrzatów to prawdziwa tortura. Niektórzy właściciele gustują w zabawie tego typu. Podajesz skrzatowi kroplę czy dwie i śmiejesz się do rozpuku. Oczywiście, jeżeli satysfakcjonuje się ten poziom rozrywki.
- A tu typowe uczniowskie strachy. - Severus wskazał na inną półkę. - Strach przed niezdanym egzaminem, strach przed nauczycielem.
- Neville to ma. - zawołał Potter. - Prawdziwa Snape-fobia! -
Zaśmiali się razem. Głośno i szczerze.
- A ty, Harry? - Pytanie cichsze od szeptu wyszło z ust Severusa. W ułamku sekundy zrobiło mu się gorąco i słabo. Oparł się o szafkę z eliksirami. Zatopił wzrok w mankiecie bluzy chłopaka i powtórzył trochę głośniej - A ty, panie Potter? Ty też się mnie boisz? - Wzrokiem przejechał od mankietu, wzdłuż ramienia, na jego szyję, podbródek i usta, żeby zobaczyć, jak układają się w słowa.
- Nie.
Potter schwytał swoimi źrenicami jego spojrzenie. Potem utopił go w zieleni tęczówek. Naprawdę były zielone. Jak trawa, jak liście na drzewie. Niektóre jaśniejsze, inne ciemniejsze. Jeszcze inne prześwietlone słońcem. Severus patrzył w nie i nagle leżał na ciepłej trawie. Czuł delikatny podmuch wiatru i gałęzie kołyszące się nad jego głową. W tym wietrze usłyszał swoje imię. Wypowiedziane tak lekko, jakby niesione tym wiatrem.
- Nie boję się ciebie i nigdy się nie bałem. Severusie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro