Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- 5 -

- Profesorze... - Harry odsunął stołek, na którym siedział ostatnie kilka minut, czekając aż jego puls w miarę się uspokoi. Podszedł do Severusa, który stał przy kredensie z eliksirami. - Dlaczego pokazał mi pan te wszystkie straszne eliksiry? - Położył dłoń na dębinie, z której wykonano drzwi szafki.

Snape zapatrzył się na smukłe palce Harry'ego. Mocno zacisnął powieki. Teraz... Zbliżyć swoją dłoń. Dotknąć palcem wskazującym wypukłej żyły wyraźnie zarysowanej pod skórą na ręce chłopaka. Będzie się odrobinę przesuwać, kiedy się ją pogłaszcze. Delikatnie musnąć mały palec od góry i od spodu. Potem serdeczny. Najpierw lekki nacisk na wrażliwe wgłębienie między palcami, objąć i przesunąć aż do paznokcia. Poczuć miękkość skóry i smukłość kości. Sprawić, by tamta dłoń zadrżała, usta się rozchyliły, a tamten puls przyspieszył.

Raz jeszcze zmrużył oczy. Wizja się skończyła. Musi zacząć się kontrolować. Inaczej albo oszaleje, albo rzuci się na Pottera. Nie może, stojąc tak blisko, wyobrażać sobie tego, co mógłby z nim robić. Co pragnąłby robić. Weasleyowie mieli podobno w swoim śmiesznym sklepiku miksturę wywołującą erotyczne sny na jawie. Severus nigdy nie potrzebował żadnej mikstury. Jego zdolności sugestii i autosugestii przewyższały każdy specyfik. I pewnie dlatego pozostawiały większy niedosyt. Gdy wizja się kończyła, rozczarowanie wywoływało fizyczny ból.

Ponownie spojrzał na dłoń Pottera i przemówił. Najpierw do tych palców, a potem do jego różowych ust i zielonych oczu.

- Jeżeli słuchałeś tego, co mówiłem na lekcji, to musisz pamiętać, że wspomniałem coś o niezapomnianym wieczorze... - mocno zaakcentował słowa „niezapomniany wieczór" starając się, by zabrzmiały dwuznacznie. Potter wyraźnie się zawstydził. Severus zapragnął polizać zarumienione policzki.

- To, co widziałeś... nie mówię, że nie będziesz teraz mógł spać po nocach, ale chyba nie zapomnisz tej, jakby nie było, lekcji.

- Nie zapomnę. - Chłopak przytaknął. - Te eliksiry, to było coś podobnego do zajęć z obrony z Moodym. To znaczy z Crouchem. Tych zajęć, na których pokazywał nam zaklęcia niewybaczalne. Wiesz, on to robił na pająkach. - Harry znów zapomniał o formie grzecznościowej, a Severus albo znów tego nie zauważył, albo nie miał nic przeciwko. - Powiększył je dość mocno, żebyśmy widzieli jak się zachowują. Torturował pająki cruciatusem i zabijał avadą. To było dziwne. Z jednej strony trochę śmieszne, rzucać w pająka avadą, gdy można rozgnieść butem. Ale gdy się pomyśli, że tak samo to działa na ludzi...

- To już takie śmieszne nie jest - cicho dokończył Severus.

- Crouch pokazał wam te zaklęcia, żebyście wiedzieli jak działają. Ja pokazuję ci te eliksiry, bo one są takie same, jak tamte trzy zaklęcia. Niewybaczalne. Pokazuję ci je, Potter, żebyś wiedział, że w ogóle istnieją. Żebyś zrozumiał, jak działają. I jeszcze, żebyś miał świadomość, że jako największy wróg Czarnego Pana możesz się kiedyś z nimi spotkać poza tym pomieszczeniem.

Ostatnie słowa jeszcze dobrze nie wybrzmiały w powietrzu, gdy Harry spiął się jak koń ściągnięty munsztukiem*.

- Coś pan sugeruje, profesorze? - Severus milczał. - Bo chyba nie to, że ktoś użyje któregoś z tych preparatów przeciwko mnie?

Nauczyciel sugestywnie wygiął brew. I nagle Harry zrozumiał, co Snape starał się w ten niewerbalny sposób powiedzieć.

- Na Merlina! Nie żaden „ktoś" tylko TY!

- Jesteś bardzo spostrzegawczy, panie Potter.

- Nie komplementuj mnie śmierciożerco, tylko powiedz, co chcesz mi podać!

- Nie ekscytuj się Potter, bo szlag cię trafi na miejscu i nic ci nie będę musiał podawać! - Severus warknął na chłopaka. - Lepiej skup się i posłuchaj. I zapamiętaj dobrze to, co usłyszysz. To bardzo ważne, żebyś zapamiętał. - Snape mówił teraz bardzo melodyjnie. Jakby uspokajał dzikie zwierzątko.

- Może się zdarzyć tak, że Czarny Pan przypomni sobie, iż pewien Mistrz Eliksirów, który, jak trafnie zauważyłeś, jest śmierciożercą, posiada pokaźną kolekcję bardzo nieprzyjemnych eliksirów. I może się zdarzyć, że Czarny Pan zapragnie, by którąś z tych substancji wypróbować na Chłopcu - Który - Przeżył...

- I co? - Potter nie zareagował na spokojny głos nauczyciela. Wrzasnął za to jak oblany wrzątkiem. - Wtedy TY podasz mi to świństwo? Bo przecież obaj wiemy, że ten „Mistrz Eliksirów" to ty! Jak to zrobisz? Wlejesz mi siłą do gardła czy zatrujesz jedzenie, a może zrobisz to w skrzydle szpitalnym i razem z Pomfrey będziecie obserwować, co się stanie? Wiesz już co masz mi podać, czy może sam sobie mam coś wybrać? Po kolorze, a może po butelce? Och profesorze, taka ładna buteleczka... sprawdzimy jak działa to, co jest w środku? Proszę, profesorze, tak bardzo chcę to poczuć! - chłopak nawet dobrze grał, ale gdy napotkał spojrzenie Severusa, cała odwaga go opuściła. Głos stawał się coraz bardziej piskliwy, usta się wygięły, palce zaczęły dygotać. Wyraźnie wpadał w panikę.

- Uspokój się, głupi dzieciaku. - Snape przysunął się do Harry'ego. Objął mocno jego twarz swoimi dłońmi, wpatrzył się w jego źrenice z taką intensywnością, jakby chciał go przewiercić na wylot.

- Zapamiętaj sobie, że nigdy nie podam ci żadnego z tych eliksirów, które tu zobaczyłeś. Mogę ci podać veritaserum, choć to nielegalne. Na Merlina, strychninę mogę ci podać albo nawet afrodyzjak, choć nie wiem co gorsze, ale nigdy nie użyję przeciwko tobie żadnego z tych niewybaczalnych eliksirów! - puścił jego twarz i ciężko odetchnął.

- Jesteś pewien!? - Potter nadal krzyczał. - A jeśli Voldemort użyje imperiusa albo ci zagrozi?

- Imperius na mnie nie działa. I Czarny Pan i Dumbledore dbają o swojego szpiega. - Zaśmiał się smutno. - Obydwaj nałożyli na mnie specjalne zaklęcia, które chronią przed imperiusem. Chyba nigdy jeszcze dyrektor i Sam - Wiesz - Kto nie postąpili tak zgodnie, działając przeciwko sobie...

- A jeśli Voldemort zacznie cię torturować, zabijać żywcem? Co wtedy zrobisz?

- Nic. Nic nie zrobię, Harry...

- Dlaczego?

- Bo cię kocham idioto! I prędzej sam siebie zabiję niż zrobię krzywdę tobie!

Te słowa nie padły z ust Severusa. Utknęły gdzieś po wewnętrznej stronie warg. Zamiast ust przemówiły oczy. Jego wzrok pieścił policzki Harry'ego, wsuwał się we włosy, rozgarniał ich pasma. Spojrzenie miało siłę całego ciała, które najpierw delikatnie przywarło do chłopaka, a następnie, wykorzystując fizyczną przewagę, popchnęło lekko, zmuszając do wykonania kroku w tył i oparcia się o ścianę pomieszczenia.

Harry'emu zdawało się, że czuje ciało Severusa przy swoim. Ramiona starszego mężczyzny zacisnęły się wokół niego. W brzuchu Harry'ego coś się zwinęło pod wpływem tego dotyku. Motyle - pomyślał. Nie, to nie były motyle. Prędzej jakaś żmija, która szarpała się raz za razem. To bolało. To było takie słodkie. Słodkie były jego usta. On zaraz mnie pocałuje! - Harry krzyknął w swojej głowie.

Nikt nikogo nie pocałował. Gdy Harry oprzytomniał, odkrył, że stoi nie przy ścianie, ale mniej więcej na środku pomieszczenia, a Snape nadal opiera się o regał i ciężko oddycha.

- Profesorze... - Harry ledwie wydobył dźwięk ze ściśniętego gardła. - Co to było? Co się stało? Ty byłeś... Ja... Widziałem, czułem... - głos uwiązł mu w krtani. Nie miał pojęcia jak opowiedzieć o tym, co właśnie się stało. Co właśnie się NIE stało. Rzęsy chłopaka zatrzepotały, gdy zdezorientowany zamrugał szybko oczami. Przecież Severus wcale go nie dotykał. Jego serce nie biło jak oszalałe przy ramieniu Harry'ego. Jego palce nie drżały na szyi Harry'ego. Nic z tego się nie wydarzyło, a jednak w jakiś niepokojący sposób Harry czuł to wszystko. Nie tylko czuł. Unosił brodę do góry, żeby szybciej spotkać tamte usta, rozchylał wargi, żeby poczuć tamten język, rozkładał palce, żeby mogły się spleść z tamtymi.

A Snape nic nie zrobił. Żadnej z tych rzeczy, od których krew Harry'ego tłukła się w żyłach jakby je chciała rozerwać. Stał tylko przed nim i patrzył. Tak intensywnie, z taką miłością, tak namiętnie, i z takim strachem, że Harry'ego niemal zaczęła parzyć skóra.

- Za dużo tu magii - głos nauczyciela był dziwnie ochrypły. - Opary z niektórych eliksirów przenikają nawet przez szkło fiolek. Od tego może się zakręcić w głowie.

Harry nie wiedział czy zgadza się z takim wyjaśnieniem. Może to były opary eliksirów, a może nie. Czy jakieś opary mogły wywołać to pulsowanie w głębi brzucha? Albo drżenie dłoni? Czy mogły spowodować, by jego wargi nabrzmiały do tego stopnia, że aż bolały, a jedynym sposobem zaradzenia na ten ból był pocałunek? Niestety, nie został pocałowany i wargi ciągle pulsowały. Zassał je lekko. Może to je ukoi.

*************************

- Przepraszam, że nazwałem cię śmierciożercą.

- Wystraszyłeś się i byłeś wściekły. To zrozumiałe, że chciałeś mnie obrazić. Choć w zasadzie nie do końca obraziłeś. Powiedziałeś tylko prawdę.

- Mimo to przepraszam.







* munsztuk - rodzaj bardzo silnego wędzidła stosowanego w jeździectwie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro