#3
#RoyalTrilogy
Wyznanie Luke'a sprawiło, że zobaczyłam go w nowym świetle. Facet, który nie stronił od przypadkowych znajomości i przygodnego seksu, przyznał się do tego, że się we mnie zakochał. Był skrytą osobą i jeśli chodziło o uczucia, nie lubił się uzewnętrzniać. Bał się, że ludzie wykorzystają jego słabości i sprzedadzą je mediom, dystansował się i nie chciał nikomu ufać. Zamykał się w bańce ostrożności i bezpieczeństwa, a teraz przekroczył swoją strefę komfortu - dla mnie. Doceniałam to, w pewnym stopniu poczułam się wyjątkowa. Gdy myślałam, że już bardziej nie może mnie zaskoczyć, chłopak zaproponował, byśmy spędzili wspólnie weekend. Nie chciał mnie pospieszać, powiedział, że poczeka, aż będę gotowa, by powiedzieć co sądzę o nas jako parze i chociaż wcale nie musiałam się nad tym zastanawiać, Luke nalegał, bym przemyślała wszystko na spokojnie. W końcu nie był zwyczajnym chłopakiem. Miał wiele zobowiązań i planów, więc jeśli chciałam się z nim spotykać, musiałam się do tego ustosunkować.
Blondyn zarezerwował pokój w jakimś hotelu, ale nie przyznał się, w którym, mówiąc, że to niespodzianka. Miałam przeczucie, że Hemmings coś kombinuje, co niekoniecznie mi się podobało, ale wolałam nie dopytywać. Byłam pewna, że nocleg, który dla nas zamówił, znajdował się w luksusowym budynku, nie było możliwości, że książę spędzi noc w jakimś podrzędnym, tanim motelu, ale to, co zobaczyłam po wyjściu z taksówki, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania.
- Postradałeś zmysły? - wydukałam, patrząc w osłupieniu na mury jednego z najdroższych hoteli na Florydzie. - Nobu Eden Roc? Wiesz, ile biorą za dobę?
- Tak, wiem. Przewidziałem też, że będziesz się sprzeciwiać, dlatego zapłaciłem z góry, więc jeśli nie wejdziemy do środka, to pieniądze się zmarnują.
Skierowałam ku niemu znaczące spojrzenie, na co tylko posłał mi typowy dla siebie cwany uśmieszek. Naprawdę nie znosiłam, gdy wykrzywiał usta w ten sposób, dając wszystkim do zrozumienia, że triumfuje. Pokręciłam głową i chwyciłam walizkę, idąc ku wejściu.
- Poczekaj, nie musisz tego nieść, przecież zaraz ktoś nam pomoże.
- O nie, nie. Wywaliłeś w ten weekend dużo kasy. Jest mi głupio, że za wszystko płacisz, więc nie zamierzam jeszcze wykorzystywać pracowników. Sama dam sobie radę.
Hemmings przewrócił oczami, ale już nic więcej nie powiedział. Najwidoczniej zdążył się przyzwyczaić do mojego upartego charakteru i nie miał siły na sprzeczanie się o błahostki. Weszliśmy do budynku, a moim oczom natychmiast ukazał się przepych. Bywałam już w luksusowych miejscach - w liceum zatrudniałam się jako kelnerka i często firmy, w których pracowałam, dostawały zlecenia na uroczystych bankietach - ale wnętrze Nobu było na całkiem innym, jeszcze wyższym poziomie. Wodziłam wzrokiem po marmurowych posadzkach i nowoczesnych meblach, rejestrując każdy najmniejszy szczegół wspaniałej architektury. Podczas związku z Davidem nauczyłam się doceniać wyjątkowość budownictwa i wykończenia wnętrz, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Nie wiem ile minęło, od kiedy przekroczyliśmy progi hotelu, ale musiało minąć wystarczająco dużo czasu, skoro Luke dotknął mojego podbródka i uniósł go, zamykając moją rozdziawioną buzię.
- Jesteśmy dopiero w holu, a ty już się ślinisz. - Zaśmiał się. Wyprzedził mnie i zaczął się kierować do recepcji. - Zaczekaj aż zobaczysz nasz apartament.
- Apartament? Mówiłeś, że zarezerwowałeś pokój!
- Kłamałem. - Wzruszył ramionami, nie przejmując się moim morderczym spojrzeniem.
Wiedział, że nie zgodzę się na wynajem kilku pomieszczeń, bo nie widziałam sensu w traceniu tak sporej kwoty, dlatego załatwił mnie podstępem. Czasami miałam ochotę go udusić, a w tym samym czasie zadziwiał mnie swoim sprytem i umiejętnością wybrnięcia z każdej sytuacji jako zwycięzca. Podreptałam za nim, a później udaliśmy się do apartamentu, gdzie na przywitanie wręczono nam szampana.
- Wasza wysokość. - Młoda pracownica posłała Hemmingsowi szeroki uśmiech, po czym spojrzała na mnie, a jej twarz przybrała obojętny wyraz. - Życzymy państwu udanego weekendu.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, dlaczego tak dziwnie na mnie spojrzała i dopiero po chwili przypomniałam sobie o rozprzestrzenianych w telewizji informacjach. Kobieta zostawiła nas samych, a ja odwróciłam się w stronę chłopaka, robiąc zbolałą minę.
- Super, teraz wszyscy mają mnie za twoją kochankę.
- Kochanka raczej spędzałaby ze mną noce, a z tobą spałem tylko raz.
- Więc lepiej zapamiętaj mizianko z Ibizy, bo więcej się nie powtórzy.
- Powtórzy. I to jeszcze dzisiaj.
Prychnęłam pod nosem, słysząc z jaką pewnością wypowiedział te słowa. Był przekonany, że znowu się z nim prześpię i może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że przecież ja też miałam coś do powiedzenia. Oczywiście, że miałam ochotę powtórzyć chwile uniesienia sprzed kilku miesięcy, ale chciałam go jeszcze trochę przetrzymać, żeby nie sądził, że zawsze dostaje to, czego chce.
- Ludzie uważają mnie za rozbijaczkę związków.
- Jest takie słowo jak rozbijaczka?
- Nie wiem, ale jeśli nie było, to właśnie je utworzyłam. Jestem rozbijaczką.
- Hej. - Chłopak podszedł bliżej i położył dłonie na mojej talii. - To nie twoja wina, przecież sam podjąłem decyzję i wcale tego nie żałuję. Nie przejmuj się ludźmi, niedługo się znudzą.
Kiwnęłam powoli głową i oparłam czoło o jego ramię, wzdychając ciężko. Naprawdę chciałam spędzić z nim miły weekend, ale obawiałam się, że na każdym kroku będą za mną wędrować oskarżycielskie spojrzenia i szepty. Blondyn odsunął się nieznacznie i cmoknął mnie w policzek, by później przejść na drugą stronę pomieszczenia i rozejrzeć się wokół siebie.
- Dokładnie tak samo jak zapamiętałem. Byłem tutaj kilka razy.
- W tym pokoju?
Omiotłam wzrokiem ogromną sypialnię z dwuosobowym łóżkiem i przygryzłam wnętrze policzka, starając się nie wypowiedzieć na głos złośliwości, które cisnęły mi się na usta. Przecież to nie moja sprawa, z kim tutaj przebywał. Byłam świadoma jego przeszłości i trybu życia, wiedziałam, że lubił się zabawić i spędzić noc z przypadkową dziewczyną, dlatego postanowiłam zostawić wredne komentarze tylko dla siebie.
- W innym, ale wyglądał prawie identycznie.
- Luksusowo. - Skomentowałam, patrząc na onieśmielające wyposażenie i rozciągający się z tarasu widok na ocean. - Idę obejrzeć resztę.
Ruszyłam do kolejnego pomieszczenia, które okazało się być kuchnią połączoną z jadalnią. Wytrzeszczyłam oczy, widząc najnowsze urządzenia, a gdy zajrzałam do szafek i zobaczyłam nazwy win, zaparło mi dech w piersiach. Wzięłam głęboki oddech, przywołując się do porządku i weszłam do kolejnego pomieszczenia, będącego łazienką. Była nieco mniejsza niż ta przy pałacowej sypialni Luke'a, ale nie odbiegała bogactwem swojego wyglądu. Przy oszklonej szybie, która dawała świetny widok na sporą część Miami, stała ogromna wanna. Miała pozłacane nóżki, a w jej wnętrzu spokojnie mogły zmieścić się cztery osoby. Rozdziawiłam usta, skupiając wzrok na pozostałej części pomieszczenia i przez moment miałam wrażenie, że jeśli w dalszym ciągu będę się tak zachwycać, dostanę jakiegoś szczękościsku. Musiałam się opamiętać, więc pokręciłam szybko głową.
- Niedługo będzie zupełnie ciemno, a ta szyba to chyba najlepsza rzecz w tym apartamencie. Dopiero wtedy zobaczysz jak pięknie wygląda twoje ukochane Miami. - Luke stanął za mną i położył dłonie na moich biodrach, nieco mnie zaskakując, przez co wzdrygnęłam się przestraszona. - Napełnimy wannę, nalejemy sobie wina i będziemy siedzieć w wodzie przez długie godziny.
- Za długie moczenie sprawia, że skóra się marszczy. - Zaśmiałam się, przekręcając głowę w bok, by na niego spojrzeć.
- Mam to gdzieś - zamruczał wprost do ucha i przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. - Zapalimy świeczki, zrobimy romantyczny nastrój. - Jego usta zetknęły się z płatkiem mojego ucha. Odchyliłam głowę w tył, powstrzymując się, by nie wydać z siebie cichego westchnięcia. - A później przeniesiemy się do sypialni i...
- I pójdziemy spać. - Ostudziłam jego zapał.
Odsunęłam się i odwróciłam w jego stronę, śmiejąc się z jego niezadowolonej miny. Wyglądał jak naburmuszony dzieciak, co tylko dodawało mu uroku, którego przecież zazwyczaj i tak mu nie brakowało. Poklepałam go delikatnie po policzku, po czym stanęłam na palcach i musnęłam szybko jego usta, nie pozwalając, by zdążył przedłużyć pocałunek. Jeśli liczył na przyjemności, musiał jeszcze trochę poczekać.
- Jędza. - Skwitował.
- Dziękuję.
Blondyn oblizał powoli usta i pokręcił głową, starając się nie roześmiać, chociaż kąciki jego ust nieustannie drgały ku górze. Wziął kilka głębszych oddechów i wyszedł z łazienki.
- Za godzinę idziemy na kolację, a później na jakiegoś drinka. Mają tutaj świetny bar.
- Wszystko zaplanowałeś, prawda?
- Tak, więc nie próbuj się sprzeciwiać, bo i tak nie wygrasz. Nie tym razem - odkrzyknął z drugiego pomieszczenia, gdy ja nadal zachwycałam się pięknym widokiem za łazienkowym oknem. - Kupiłem ci sukienkę.
- Co? - Podniosłam głos, dotykając palcami kafelków w odcieniu złota. - Żartujesz, prawda? Nie chcę żadnych prezentów.
- Za późno!
Jęknęłam, zrezygnowana. Nie chciałam psuć atmosfery, a jeśli zaczęłabym się sprzeczać, miły nastrój ległby w gruzach. Mogłam przewidzieć, że Hemmings będzie chciał robić wszystko po swojemu, w końcu zawsze to robił, nawet jeśli mi się to nie podobało. Nie chciałam być obdarowywana drogimi podarunkami, ale jemu najwyraźniej sprawiało to ogromną przyjemność, więc postanowiłam odłożyć na później tłumaczenie, dlaczego nie chcę od niego kosztownych rzeczy. Wyszłam z łazienki i udałam się do sypialni, zastając kucającego na podłodze księcia. Chłopak nachylał się nad swoją walizką i przyglądał się czemuś z ogromną uwagą. Podeszłam bliżej, chcąc zobaczyć, co tak zajęło jego uwagę. Westchnął przeciągle, jakby się z czymś zmagał, więc nachyliłam się nad ramieniem blondyna, a przed moimi oczami mignął jakiś granatowy kwadracik.
- Co tam masz? - spytałam z zaciekaniem.
- Cholera, Vivian. - Wyprostował plecy i zatrzasnął coś, co trzymał w dłoniach, a później wrzucił do walizki i zasunął szybko przegródkę. Natychmiast zmienił swoją pozycję, podniósł się do pionu i odwrócił w moją stronę. - Przestraszyłaś mnie.
Uniosłam brwi, widząc jak zmienia się jego mimika. Jego rysy się wyostrzyły, a przystojną twarz pokryło napięcie. Nie potrafiłam rozgryźć, o co mu chodzi i dlaczego tak się spłoszył, najwyraźniej miało to coś wspólnego z rzeczą, którą oglądał, ale nawet nie zdążyłam się jej przyjrzeć, więc nie wiedziałam, co tak bardzo go zaabsorbowało. Wolałam nie dopytywać, wiedziałam, że tylko by się zdenerwował, a ja nie chciałam, by był zły. Byłam pewna, że jeśli chciałby mi o czymś powiedzieć, zrobiłby to.
- Przebierz się, niedługo schodzimy na kolację. - Przełknął głośno ślinę i wymusił słaby uśmiech. - Zaczynamy wspaniały weekend.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro