Thirty seven
Leżę wtulona w ciało mojego przyjaciela na kanpie, siedzimy w salonie już od dwóch godzin, jemy pizzę i oglądamy przeróżne programy rozrywkowe. Zdecydowanie jestem w lepszym stanie, spędzając z Willem czas, tak jak wcześniej. Przytulam się bardziej do ciepłego ciała przyjaciela, mimo swetra i bluzy jest mi zimno, przez pogodę na dworze. Cały czas pada i co chwilę niebo przecinają błyskawicę, tym bardziej cieszę się, że nie siedzę sama w domu.
-Do tej pory nie rozumiem jak mógł Ci pozwolić wyjść-mówi, bawiąc się moimi włosami.
-Może tak jest lepiej, przemyślimy sobie wszystko-wzruszam ramionami-Nie chcę z nim zrywać, naprawdę, ale boli mnie to kiedy widzę go z Katherine-wzdycham.
-Nadal nie wiecie co z tym zrobić, prawda?
-Nie, mówię Ci dlaczego się pokłóciliśmy przez godzinę, nie słuchasz mnie-oburzam się.
-To przez tą pogodę, ona tak na mnie działa-zarzucił teatralnie rękę na czoło.
-Coraz bardziej myślę, że powinieneś się leczyć-marszczę brwi.
-Możesz to jeszcze odwołać-mówi, a ja patrzę niepewnie na niego.
-O co Ci chodzi?-pytam.
-Twój czas minął-uśmiecha się zadziornie i zaczyna mnie łaskotać. Śmieje się jak nienormalna, próbując go odepchnąć, kopiąc.
-Will, zostaw mnie-marudzę.
-Odwołasz?-pyta, kiedy prawie spadam z kanapy.
-Tak, tylko mnie już puść-mówię, a on to robi, tym samym lądując tyłkiem na dywanie.
-Proszę bardzo-uśmiecha się.
-Nienawidzę Cię-mruczę i podnoszę się z podłogi.
-Kochasz mnie-wysyła mi całusa w powietrzu.
-Jak chcesz-mówię i siadam z powrotem na kanapie.
-Nie gniewaj się-przytula mnie do siebie.
-Odejdź zła istoto, którą nazywam przyjacielem-mówię.
-Nah-przytula mnie jeszcze bardziej. Śmieje się głośno, kiedy dźgam go w bok łokciem. W pewnym momencie słyszę dźwięk otwieranych drzwi i już wiem, że to mój ojciec-Idź z nim pogadać-mówi Will.
-Nie-mówię twardo.
-Idź, albo zrzucę Cię z tej kanapy-stwierdza.
-Nie-powtarzam.
-Idź, albo liczę do trzech...3...2...-wylicza, a ja się poddaję i wstaję z kanapy.
-Dobra, idę-marudzę i idę do kuchni. Mój tata ubrany w mundur popija już zimną kawę z ekspresu-Cześć tato-mówię, siadając na blacie.
-Cześć. Jak w szkole?-pyta, jakby nie wiedział, że jest sobota.
-Oprócz tego, że jest dzisiaj wolne, to w porządku-mówię, ale zaraz wpadam na pomysł jak pogodzić sie z ojcem, kiedyś muszę to zrobić. Will ma rację-Właściwie to nie, miałam małe porblemy, ale Will mi pomógł i się poprawiłam. To dlatego byłam taka rozdrażniona, przepraszam, że nie powiedziałam, nie chciałam Cię zawieść-kłamię jak z nut. Czuję się z tym źle, ale mam dość tej kłótni.
-W porządku, ale następnym razem mi powiedz-wzdycha tata i widzę łagodniejszych wyraz jego twarz. Uśmiecham się lekko i przytulam ojca.
-Kocham Cię-mówię.
-Ja Ciebie też-całuję mnie głowę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro