Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Thirty seven

Leżę wtulona w ciało mojego przyjaciela na kanpie, siedzimy w salonie już od dwóch godzin, jemy pizzę i oglądamy przeróżne programy rozrywkowe. Zdecydowanie jestem w lepszym stanie, spędzając z Willem czas, tak jak wcześniej. Przytulam się bardziej do ciepłego ciała przyjaciela, mimo swetra i bluzy jest mi zimno, przez pogodę na dworze. Cały czas pada i co chwilę niebo przecinają błyskawicę, tym bardziej cieszę się, że nie siedzę sama w domu.

-Do tej pory nie rozumiem jak mógł Ci pozwolić wyjść-mówi, bawiąc się moimi włosami.

-Może tak jest lepiej, przemyślimy sobie wszystko-wzruszam ramionami-Nie chcę z nim zrywać, naprawdę, ale boli mnie to kiedy widzę go z Katherine-wzdycham.

-Nadal nie wiecie co z tym zrobić, prawda?

-Nie, mówię Ci dlaczego się pokłóciliśmy przez godzinę, nie słuchasz mnie-oburzam się.

-To przez tą pogodę, ona tak na mnie działa-zarzucił teatralnie rękę na czoło.

-Coraz bardziej myślę, że powinieneś się leczyć-marszczę brwi.

-Możesz to jeszcze odwołać-mówi, a ja patrzę niepewnie na niego.

-O co Ci chodzi?-pytam.

-Twój czas minął-uśmiecha się zadziornie i zaczyna mnie łaskotać. Śmieje się jak nienormalna, próbując go odepchnąć, kopiąc.

-Will, zostaw mnie-marudzę.

-Odwołasz?-pyta, kiedy prawie spadam z kanapy.

-Tak, tylko mnie już puść-mówię, a on to robi, tym samym lądując tyłkiem na dywanie.

-Proszę bardzo-uśmiecha się.

-Nienawidzę Cię-mruczę i podnoszę się z podłogi.

-Kochasz mnie-wysyła mi całusa w powietrzu.

-Jak chcesz-mówię i siadam z powrotem na kanapie.

-Nie gniewaj się-przytula mnie do siebie.

-Odejdź zła istoto, którą nazywam przyjacielem-mówię.

-Nah-przytula mnie jeszcze bardziej. Śmieje się głośno, kiedy dźgam go w bok łokciem. W pewnym momencie słyszę dźwięk otwieranych drzwi i już wiem, że to mój ojciec-Idź z nim pogadać-mówi Will.

-Nie-mówię twardo.

-Idź, albo zrzucę Cię z tej kanapy-stwierdza.

-Nie-powtarzam.

-Idź, albo liczę do trzech...3...2...-wylicza, a ja się poddaję i wstaję z kanapy.

-Dobra, idę-marudzę i idę do kuchni. Mój tata ubrany w mundur popija już zimną kawę z ekspresu-Cześć tato-mówię, siadając na blacie.

-Cześć. Jak w szkole?-pyta, jakby nie wiedział, że jest sobota.

-Oprócz tego, że jest dzisiaj wolne, to w porządku-mówię, ale zaraz wpadam na pomysł jak pogodzić sie z ojcem, kiedyś muszę to zrobić. Will ma rację-Właściwie to nie, miałam małe porblemy, ale Will mi pomógł i się poprawiłam. To dlatego byłam taka rozdrażniona, przepraszam, że nie powiedziałam, nie chciałam Cię zawieść-kłamię jak z nut. Czuję się z tym źle, ale mam dość tej kłótni.

-W porządku, ale następnym razem mi powiedz-wzdycha tata i widzę łagodniejszych wyraz jego twarz. Uśmiecham się lekko i przytulam ojca.

-Kocham Cię-mówię.

-Ja Ciebie też-całuję mnie głowę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro