Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Ten filmik powyżej... No po prostu coś pięknego! Słuchałam go pisząc ten rozdział i co chwilę przechodziły mnie ciarki! Polecam posłuchać to w spokoju wszystkim fankom głosu Toma! Nawet jeśli nie znasz angielskiego, to i tak możesz to całe przesłuchać, bo przecież same słuchanie jego monologu to jest przyjemność! (popłakałam się na Romeo i Julii, coś pięknego!)


Po "śniadaniu" ze Starkiem, poszłam z powrotem do pokoju, który tymczasowo zamieszkiwałam. Nie mam zamiaru zostać tu długo. Najpóźniej jutro będę już siedziała na starej brązowej kanapie i myślała nad tym jak złapał mnie w swoje stalowe ręce sam Iron Man. Nawet teraz w to nie wierze, a aktualnie leżę w jednym z jego pokoi, patrząc się w sufit. 

Muszę obmyślić plan jak się stąd urwać, bo zanim wróciłam do swojego pokoju Stark, dobitnie mi powiedział, że wrócę do domu gdy zrośnie mi się kość i gdy wrócę  do pełni sił, a dla niego to znaczy, żebym nabrała więcej ciała. Jestem bardzo chuda, ale bez przesady! Moje głodówki spowodowały, że tak wyglądam, ale nie ma ze mną najgorzej. Moje uda mogłyby być chudsze, nie wychodzi mi kręgosłup, a moje obojczyki i miednica nie wychodzą całkowicie przez skórę, oddziela je cienka warstwa tłuszczu. Lubię swoją figurę i nie mam zamiaru jej zmieniać, bo jakiś tam milioner sobie tak wymyśli!

Nie leżałam długo, a usłyszałam jak ktoś puka do moich drzwi. To pukanie obudziłoby umarłego, dziwię się, że ręka tej osoby nie przebiła się na drugą stronę drzwi. Nie odezwałam się, nie widziałam powodu. Jeśli ta osoba coś ode mnie chce, to i tak tu wejdzie. Nie myliłam się. Drzwi otworzyły szybko, ale nie uderzyły o okno na przeciwległej ścianie. Przeniosłam powoli oczy z sufitu na tę osobę. Oczywiście był to Stark. Kiedyś zrobiłabym wszystko by on chociaż na mnie spojrzał, ale teraz jego obecność zaczęła mnie irytować.

-Potrzebujesz coś ze swojego mieszkania? Bo patrząc na twoje zaangażowanie to spędzisz tu parę dobrych tygodni.- podczas gdy on mówił, moje oczy wróciły z powrotem na biały sufit. - Halo, młoda Dowell.- powiedział i podszedł do mnie machając mi dłonią przed twarzą.

-Nie.- powiedziałam krótko, nawet na niego nie patrząc. Stał obok mnie jeszcze chwilę, po czym ruszył w stronę drzwi.

-O ósmej czyli za godzinę jest śniadanie. Takie prawdziwe. Chcę cię tam widzieć. Zostawiam Ci mój zegarek.- powiedział, po czym usłyszałam charakterystyczny stukot metalu o plastik. Wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Od razu gdy to zrobił, ja usiadłam na łóżku. Nie pójdę na to śniadanie. Jego obecność mnie irytuje. Dziś w nocy wyrwę się stąd. Muszę. Podeszłam do biurka i spojrzałam na zegarek. Złoty. Przecież tak bogaty człowiek nie może mieć zwykłego zegarka! To by było za duże faux pas (czyt. fo pa) jeśli chodzi o niego. Od zawsze nienawidziłam ludzi, którzy pokazywali swoją władzę nad biedniejszymi od nich. Nienawidziłam mojego ojca, za to, że pokazywał na każdym kroku jaki jest bogaty, ważny i lepszy od innych. Nigdy nie zapomnę wzroku pogardy ojca, gdy kiedyś podeszła do niego na parkingu biedna kobieta z prośbą o dolara, bo nie miała na jedzenie dla swoich dzieci. On wtedy jedynie spojrzał na nią z góry i odszedł bez żadnego słowa. Dałam tej kobiecie wtedy dwieście dolarów, bo było mi jej żal. Dostałam uprzedzenia do osób bogatych. Przez to nienawidzę Starka najbardziej, jeszcze jednym powodem mojej nienawiści do niego jest to, że uratował mi życie, chociaż ja chciałam je stracić.



Leżałam na łóżku w tej samej pozycji w której zostawił mnie Stark. Nie wiem, która była godzina gdy Stark przekroczył ponownie próg tego pokoju.

-Wiesz która godzina? Oczywiście, że nie! Pewnie nawet nie wstałaś z tego łóżka. To ja cię oświecę.- powiedział biorąc moje kule do ręki, wskazał jedną z nich na mnie- Spójrz na mnie jak do ciebie mówię- zrobiłam to co mi kazał, a na jego twarzy widziałam irytacje.- Jest dziesiąta. Mam Ci przynieść jedzenie tutaj czy księżniczka ruszy swój szanowny zadek?- spytał wyciągając w moją stronę kule. Ja jedynie spojrzałam z powrotem na sufit z nadzieją, że Stark wreszcie stąd wyjdzie. - Zgoda! Zaraz przyjdzie Pepper i przyniesie Ci twoje śniadanie.- powiedział kierując się do wyjścia. Postawił to co trzymał w rękach obok drzwi i tyle go widziałam.

Nie minęło piętnaście minut, a usłyszałam ciche pukanie. To chyba ta Pepper. Tak jak poprzednio w ogóle się nie odezwałam. Teraz czekałam dłużej, aż drzwi się otworzą. Weszła przez nie tyłem ruda kobieta trzymająca w rękach tacę. Gdy weszła do środka i się odwróciła, uśmiechnęła się do mnie, a ja jedynie dalej na nią patrzyłam. Zamknęła drzwi nogą i ruszyła w moją stronę. Miała ubrane na sobie jasne jeansy i białą koszule.

Ludzie! Czy jedyne nie białe rzeczy w tym domu to podłoga, czerwone ledy i ubiór Starka?! Na to na razie wygląda.

-Hej- powiedziała i dalej się uśmiechając położyła tace obok mnie. Spojrzałam na jej zawartość i zobaczyłam naleśniki polane syropem klonowym i szklankę soku pomarańczowego. Po zlustrowaniu tacy i tej całej Pepper, z powrotem spojrzałam na sufit. - Musisz coś zjeść, bo umrzesz z głodu.- śmierć głodowa w Stark Tower? Brzmi nie źle. - Już wiem, czemu Tony był taki zdenerwowany jak stąd wyszedł. Ja naprawdę nie chcę mieć w tobie wroga.- a gdyby tak mieć jednego sprzymierzeńca?

-Gdzie jest łazienka- powiedziałam lekko zachrypniętym głosem patrząc dalej w sufit. Pepper nie miała na sobie już uśmiechu. Miała pogodną twarz, ale bez uśmiechu.

-Naprzeciwko twojego pokoju.

- To nie jest mój pokój. - powiedziałam od razu gdy usłyszałam te słowa.

-Na razie jest. Jak masz na imię, bo ani ja ani Tony tego nie wiemy.- powiedziała spokojnym głosem. Odwróciłam głowę w jej stronę i spojrzałam jej w oczy.

-Rachel albo Debby, wybierz sobie.- powiedziałam i wróciłam wzrokiem na sufit.

-To twoje pierwsze i drugie imię?- spytała zaciekawiona i usiadła obok mnie.

-Drugie i trzecie. Pierwsze moje imię jest totalną porażką, nikt już tak na mnie nie mówi i nie będzie mówił- powiedziałam twardo.

- A które z tych imion ty wolisz? - spytała uśmiechając się. Znowu.

-Obojętnie.- powiedziałam ledwo otwierając wargi, przez co nawet mogła tego nie zrozumieć.

-Rachel Dowell, brzmi dobrze, ale moim zdaniem Debby Dowell jeszcze lepiej.- powiedziała i energicznie wstała z łóżka. - Chciałaś iść do toalety, pomóc Ci?- spytała i wystawiła dłoń w moją stronę. Nie odezwałam się.- Ok, to jakby się coś działo to mój pokój i Tony'ego jest po prawej na końcu.- schowała rękę za siebie i otworzyła drzwi, na odchodne powiedziała:- Do zobaczenia Debby.

Gdy wyszła odczekałam dłuższą chwilę i podeszłam na jednej nodze do biurka, spojrzałam na zegarek, było piętnaście po jedenastej.

Wyszłam z pokoju przesuwając prawą nogę po ziemi w zygzakowaty sposób, tak jak robią to węże, a lewą odgięłam w tył. Spojrzałam w obie strony korytarza i nikogo nie zobaczyłam, ale z lewej strony dobiegły mnie męskie głosu, w oddalonym o około dwanaście metrów salonie ujrzałam stojącego przy barze Starka, śmiejącego i ze szklanką w dłoni. Przesunęłam się w stronę drzwi, które były naprzeciwko mnie i przez nie przeszłam. Było ciemno i automatycznie zaczęłam szukać włącznika światła, który okazał się być po mojej lewej stronie. Gdy włączyłam światło zobaczyłam przed sobą bogato wyposażoną łazienkę. Wielka wanna z hydromasażem stała po mojej prawej, naprzeciwko mnie była ściana cała z luster, a na całej jej długości były szafki, były tam też dwa zlewy, po mojej prawej była ogromna kabina prysznicowa, a między nią a jednym z blatów stała toaleta. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam siebie, wyglądałam podobnie jak wtedy w windzie, moje kruczo czarne włosy były jeszcze bardziej rozwalone i tłuste, ale za to moja skóra miała więcej koloru, przez co nie była już taka szara. Moje szare oczy nie miały w sobie tego blasku co jeszcze parę lat temu, alei tak byłam z nich dumna, bo u nikogo jeszcze takich nie widziałam. Był to mój atut, tak samo jak moje włosy. Podeszłam do umywalki i przemyłam twarz zimną wodą. W tym pomieszczeniu załatwiłam jeszcze kilka spraw fizjologicznych po czym z niego wyszłam. Nie dotknęłam nawet klamki pokoju i usłyszałam nie znany mi głos:

-To jest ta młoda Dowell?- zauważyłam Tony'ego i Thora. Tak, Thora czyli tego boga, boga błyskawic, jeśli się nie mylę. Byli nie całe dwa metry ode mnie. Zanim Stark otworzył usta, ja już mówiłam:

-A ty jesteś ten bóg grzmotów?- powiedziałam żeby go lekko zdenerwować- Gdzie masz swój łuk?- miałam ochotę się uśmiechnąć, ale spaliło by to mój zamysł zdenerwowania go, albo chociaż zirytowania. Za to Stark już rechotał pod nosem patrząc się jak Thor się prostuje.

-Jestem Thor Odinson z Asgardu, bóg piorunów! I nie dzierżę łuku lecz młot, zwany Mjolnirem- na potwierdzenie jego słów pokazał mi swoją zabaweczkę.

-No, super, gratuluję zajebistego pochodzenia! Brata też masz szałowego.- powiedziałam i zniknęłam za drzwiami pokoju do którego zmierzałam,



Ok, oto drugi rozdział. Dosłownie przed chwilą go skończyłam. Ta część podoba mi się dużo bardziej niż poprzednia. Mam nadzieję, że wam też się podoba! Buziaki!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro