Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Fju monfs lejter...

Miesiące mijały, a Royal coraz lepiej czuł się w nowej stajni: codziennie spędzał kilka godzin na pastwisku, brykając z innymi młodzikami, a wieczorami prowadził dyskusję z rozmaitymi osobistościami w stajni. Otoczenie wokół niego zmieniało się w zaskakującym tempie, co jakiś czas klientella pojawiała się w stajni, by obejrzeć pogłowie, konie wyjeżdżały, a na ich miejsce przybywały nowe, często reproduktorzy lub emerytowane czempionki. Były to rosłe szkapy, przed którymi syn McDonnella Douglasa czuł spory respekt; długie nogi i szyje, dumny i wyniosły sposób bycia onieśmielały go, małego, aczkolwiek ambitnego roczniaka.
Proud of Wyoming rósł razem z Royalem, jednak był od niego drobniejszy i niższy, co jednak nie pozbawiało go uroku. Karusek miał przyjazne usposobienie i bardzo przyjemny pysk, zawsze miło było z nim pochasać.

- Wiesz, Royal - zaczął Pride któregoś pięknego, słonecznego ranka, kiedy wygrzewali się na słońcu, żując świeżą, zieloną trawę - Zastanawiam się, kiedy zaczniemy treningi. Chciałbym poczuć ciężar sprzętu i dżokeja, nawet mógłbym dostać batem, byle by poczuć atmosferę prawdziwego wyścigu - rozmarzył się ogierek. Jego kara sierść lśniła w słońcu.
Royal spojrzał na przyjaciela.
-Wiesz... atmosfera wyścigu to kusząca propozycja, ale gorzka przegrana to duże ryzyko. Ojciec opowiadał mi, że kiedy przegrał w Belmont...
- Nie kracz. Na pewno będziesz taki jak on, może nawet lepszy. Wygrasz Triple Crown z kopytem w dupie.
Ogierek roześmiał się na słowa przyjaciela. Jego bezpośredni i zabawny sposób bycia bardzo mu się podobał.
- Przestań. Ojciec mnie denerwuje, nie chciał, bym kiedykolwiek wszedł na tor. Ale czyż nie do tego zostałem stworzony? By biegać, czuć wiatr w grzywie, nawierzchnię toru pod kopytami? Chyba się zniechęcił, że nie wygrał Belmont Stakes. Wiesz, Concorde zgarniał wszystkie nagrody... co prawda on nigdy nim nie będzie, ale zazdrość... pojawia się w najbardziej nieoczekiwanych momentach.
Karusek przytaknął, po czym zdecydowali się trochę przebiec. Chmury leniwie toczyły się na niebie, tak wysoko, że pastwisko w ich oczach było o wiele większe, niż w rzeczywistości. Galopem wyciągniętym pognali przez ukos łąki, a gdzieniegdzie twarda wiechlina laskotała ich w pęciny. Grudy ziemi wylatywały w powietrze spod ich kopyt, razem wydawali się nie do zatrzymania. Zdziwili się, gdy niespodziewanie wyrósł przed nimi las, do którego wbiegli. Przyjemny zapach ściółki leśnej lekko drażnił ich chrapy, jednak było to przyjemne uczucie. Cienkie brzozy (hehe), które dawały im cień, lekko kiwały się na przyjemnym, letnim wietrze.
Royal odetchnął. Czuł, że żyje, biegnąc kłusem przez szumiący bór. Droga biegła między dwoma małymi wzniesieniami, które porastały grube dęby, pod którymi mrówki zakładały swe kolonie, a wiewiórki biegały po ich grubych konarach. To było naprawdę godne, końskie życie, którego mogły pozaztrościć mu wszystkie szkapy świata.

HELOŁ HELOŁ
Jako, że postanowiłem wznowić to zawieszone dawno opko, zapraszam was do ponownego czytania i gwiazdkowania. Proszę wybaczyć mi błędy merytoryczne, których kilka jest, ale nie mam siły ich sprawdzać.
zApRaSzAm!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro