4. ɴɪʟ ᴠᴏʟᴇɴᴛɪ
ᴅɪꜰꜰɪᴄɪʟᴇ ᴇꜱᴛ
Wielkie wejścia zawsze należy poprzedzić skandalicznym spóźnieniem. Chociaż Sif razem z Ellafiną tylko nieznacznie przeciągnęły swoje przygotowania do wieczerzy połączone z szybkim kursem migania, to jednak Loki jak zwykle ściąga na siebie całą uwagę, gdy tylko pojawia się w sali jadalnej.
Strażnicy zamykają za nim przestronne drzwi, a uwaga biesiadników skupia się na spóźnionym gościu. Odyn gani go jednym spojrzeniem za kolejny błahy powód przez, który ponownie nie stawił się na ustaloną wcześniej porę. Frigga jedynie wzdycha. Powoli zaczyna brakować jej sił do syna. Jedyną osobą, która nie robi sobie nic z zaistniałej sytuacji jest mała Kavalarisówna, której wesoły uśmiech gaśnie gdy tylko napotyka chłodne, zielone spojrzenie. Chyba nie powinna mu mówić, że motylki też uważają go za głupka, może teraz nie byłby taki zły.
Widząc zaistniałą sytuację i niespokojną atmosferę jaka zapanowała, Veraks – który kryje w sobie niebywałe pokłady zdolności mediatorskich – postanawia odwrócić uwagę od wielkiego wejścia przybranego syna Odyna, nawet gdyby miał zapłacić tuzinem beczek z najlepszym winem.
– Widzę Odynie, że przez tyle lat zadbałeś nie tylko o swój brzuch, ale o stałą konnice na dworze.
Baldur nie omieszka parsknąć wprost do kielicha, a kilka kropel napoju spływa po zewnętrznych ścianach złoconego naczynia.
– Mogę powiedzieć więcej. – Odyn odkłada sztućce i wyciąga się na siedzisku z cwanym uśmiechem. – Nasze konie są w stanie przegonić wasze.
Kobiety zerkają po sobie i doskonale wiedzą do czego ma doprowadzić ta początkowo niewinna wymiana zdań.
– Zapominasz, drogi przyjacielu, że w Dziewięciu Światach zabijają się o konie z Diafanis. Poza tym – waha się przez moment, czy może uderzyć w dumę swojego zwierzchnika. – Koń to jedno, natomiast jeździec. On potrafi zabić swoją techniką ducha prędkości.
– Chyba musisz się pogodzić z myślą Veraksie, że już nie przodujecie w hodowlach. – Bierze kęs deseru, który w tym czasie sługa podłożył mu pod nos. – Wielu ludzi z waszej krainy osiedliło się nie tylko w Asgardzie i nie oponowało, żeby zdradzić kilka waszych sekretów.
Mimo uszczypliwego przytyku Odyna, władca ani na moment nie przestaje się uśmiechać. Pewny swojej racji i wygranej w każdym wyścigu rzuca ostatnią kartę na stół, która ma doprowadzić do ostatecznej konfrontacji.
– Załóżmy się więc – mówi entuzjastycznie. – O to, czyje konie są szybsze.
– Jeśli ten zakład skończy się bijatyką w zaułku to lepiej zagrajcie w szachy – wtrąca się Nasilia, której wtóruje Frigga. – Zachciało się starym młodzieńczych wojaży, a mam wam przypominać jak się skończyło wasze grzybobranie?
– Jak zwykle przesadzasz Nasilio – odzywa się łagodnie starszy wiekiem mężczyzna. – Lepiej się zastanówmy co zyska strona zwycięska niż rozpamiętujmy stare dzieje.
– Miód Kwasira – mówi dobitnie, a Thor spogląda na ojca, który pewnie odrzuci propozycję. Od dwustu lat nie otwierał żadnej beczki z afrodyzjakiem.
– Dobrze, ale co mogę zyskać w zamian. Ja, który ma wszystko na wyciągnięcie ręki? – Widocznie w mężczyznach pojawia się ten zdrowy duch wiecznie młodej i szalonej rywalizacji.
Diafanijski władca wyciąga rękę lekko za siebie, a jego sługa stojący pod ścianą wyciąga z pochwy miecz z czarnej stali. Oddaje go w ręce swojego pana, a ten kładzie drogocenną broń na stół odsuwając talerz z obgryzionymi kośćmi przepiórki. Widzi ten zawadiacki błysk w oku Odyna, a to znaczy, że jego sprytny plan ogrania go właśnie się powodzi.
Nawet Loki przerywa swoją cichą potyczkę na spojrzenia z Balderem i skupia się na ciemnym ostrzu, które zdaje się błyszczeć złowrogo. Czarna stal od zawsze budzi w wojownikach zachwyt. Dostępna jedynie w mrocznych krainach i wytapiania przez bezkostne istoty staje się gratką dla prawdziwego mordercy. Legendarne trzy, pozostawione pośród krętych korzeni, łuski Nidhögga wtopione w pozłacaną rękojeść. Pomyśleć, że to tylko jedna z wielu legend, które otaczają mgłą tajemnicy broń czarnych rąk.
Odyn nie waha się, żeby przypieczętować szczeniacki zakład i ustala czas rozstrzygnięcia pojedynku. Ma jeszcze dodać, że jego synowie mają między sobą dojść do zgody, który powinien ukrucić dumy Kavalarisów.
– Myślę, że ty, Loki, możesz odpuścić. – Balder nawet nie czeka na inny moment, żeby rozpętać kłótnię. Przynajmniej udało im się pobić rekord względnego pokoju przez cztery dni. – Dobrze wiemy, że masz ważniejsze sprawy na głowie.
Loki najpierw spogląda na matkę, która jednym spojrzeniem jest w stanie zahamować jego uporczywy popęd do pakowania się w kłopoty, ale on nie może pozwolić na to, żeby jakiś chłystek – będący jego bratem – mógł wytykać błędy jego czynów. Odyn mruczy niewyraźne ostrzeżenie. A Ellafina wraz z Nusaim zerkają po sobie zażenowani, nie wiedząc gdzie właściwie powinni teraz patrzeć.
– W przeciwieństwie do ciebie wiem, jak wykorzystać swoją pozycję. – Nonszalancko opiera się o wezgłowie krzesła. Thor wypuszcza po cichu powietrze chcąc powstrzymać się od brutalnego wymuszenia ciszy. Zdecydowanie przyda mu się nieco więcej pokory niż posiada.
– Jeśli za wykorzystanie swojej pozycji uważasz możliwość przelecenia połowy wszechświata, to rzeczywiście wybitne osiągnięcie – ironizuje, a blondynka z wplecionymi we włosy różowymi kwiatami o mały włos dławi się pitym napojem.
Ciemnowłosy otwiera usta z zamiarem wypowiedzenia riposty godnej mistrzowskiej rozgrywki flytingu, ale niespodziewanie zamiera w pół słowa, a on jak i Balder znikają, pozostawiając po sobie niedopity kielich wina i ostatnie kęsy budyniowego deseru.
– Tym razem mogłaś sobie podarować, Friggo. – Rozbawiony Odyn zerka na swoją małżonkę, która z lekkim uśmiechem spożywa swój posiłek.
– I słuchać tych świńskich obelg? Niech biją się w chlewie – komentuje.
Atmosfera przy stole powoli się uspokaja, a Sif stara się zrozumieć z ruchu rąk Ellafiny jej myśli. Mimo to, że opiekunce zbóż idzie już znacznie lepiej nie obyło się bez pomocy Sanii, która czuwa nad bezproblemowym przebiegiem ich niby rozmowy. Odynowi udaje się jeszcze napomknąć o spotkaniu Rady Lordów, nim zostaje ponownie upomniany lekkim kopniakiem przez małżonkę. Nasilia również nie szczędzi sobie uwag względem Veraksa jak i Wszechojca. Wspólna wieczerza po tak wielu latach rozłąki nie powinna przebiegać w atmosferze rozmów dotyczących układania postulatów traktatu pokojowego.
Gdy tylko zostaje wydane pozwolenie na odejście od stołu Thor zabiera Nusai’ego, żeby jak wcześniej obiecał, pokazać młodemu księciu asgardzką warownie jeszcze przed zapadnięcien mroku i zmianą warty. Mała Arani nawet nie wypowiada tradycyjnej formułki do matki, tylko czym prędzej uczepia się sukienki starszej siostry. Można przypuszczać, że któraś z nich nie prędko położy się spać.
– Nie mogę powiedzieć – odpowiada blondyneczka, ukrywając osobę, która zadała jej trudną zagadkę.
– Dlaczego? Przecież to nie powinna być żadna tajemnica – mówi Sif, kierując ich do biblioteki, którą Ellafina już wcześniej pragnęła zobaczyć, a mała siostra okazuje się niezwykle dobrym pretekstem.
– Ale wtedy nie będę mogła znowu zobaczyć motylków. A ja bardzo chcę je znowu zobaczyć. – Przytula się do szyi siostry, która zdążyła podnieść ją na ręce. – Pan czarodziej pozwolił mi się zapytać tylko Ellafiny, więc idźcie sobie – kończy sobie.
Sif wzdycha, bo to jedno określenie wystarczy, żeby domyślić się kto postanowił pobawić się zagadkami. Z tego co jej wiadomo w pałacu znajduje się tylko jedna osoba potrafiąca wyczarować motylki, nie licząc Frigii, ale ta pewnie znalazłaby znacznie lepszy sposób na zajęcie dziecka niż magia i obietnice bez pokrycia.
Jeszcze zanim wejdą w ostatni korytarz dzielący ich od domu książek mijają piekielnie wściekłego Baldera, a z jego włosów sterczy kawałek zasuszonej słomy i tylko brakuje wystającego siana z butów, żeby dopełnić obrazek księcia stodoły. W odległości kilku kroków za nim podąża Loki, który w przeciwieństwie do brata jest niezwykle zadowolony, a ironia jaka bije z jego uśmiechu z pewnością jest wynikiem nie tylko wygranej partii flytingu, ale pewnie tego świńskiego ogona, który wyczarował na tyłku pokonanego brata. Tak, on korzysta z okazji, żeby dopiec swojemu rodzeństwu.
Zdziwione zastanym widokiem starają się wyrzucić z pamięci ten śmieszny obraz nędzy, a sama zniecierpliwiona Arani musi zmusić swoją siostrę, żeby w końcu się ruszyła z miejsca.
Ellafina do tej pory miała pewność, że biblioteka w jej rodzinnym pałacu zajmuje całe piętro, co czyni ją największą jaką do tej pory widziała, ale teraz, gdy pod wysoko zawieszonym stropem dostrzega coś na kształt szybujących jaskółek zapomina zamknąć usta. Jest nie tylko zachwycona pomieszczeniem w jakim się znajduje, ale onieśmielona wielkością i przepychem miejsca, które z pewnością w jej wyobraźni było znacznie mniejsze.
Przestronne drzwi zamykają się za nimi z cichym zgrzytem, a Sif rusza do pierwszych stołów ustawionych pośrodku niekończącego się pomieszczenia. Starsza z sióstr Kavalaris jakimś dziwnym trafem drobni kroki. Nawet nie stara się oderwać wzroku od wysokich regałów ustawionych po obu stronach pomieszczenia. Pragnie zapamiętać każdy ciosany ornament na kolumnach podtrzymujących podniebny sufit. Tysiące książek, jak nie miliony wypełniają każdą najdrobniejszą przestrzeń setek tysięcy regałów ciągnących się niczym długie węże. Zapewne jest ich znacznie więcej niż gwiazd na nocnym nieboskłonie, które układają się w labirynt. Ellafina nie wyklucza faktu, że gdyby nie Sif mogłaby się zgubić w tym miejscu. Aż dziw, że liczne świece rozmieszczone w ściennych swiecznikach nie spopieliły tego drogocennego zbioru. Uśmiech dziecięcej ekscytacji wpełza na jej usta. Sania nie mogąc uwierzyć w odległość dzielącą regały podchodzi do jednego z nich przesuwając wierzchem dłoni po grzbietach kolorowych okładek ksiąg.
Wyglądają zupełnie jak dwie wieśniaczki, które pierwszy raz znalazły się w pałacu.
– Zachowujecie się zupełnie jakbyście nigdy nie widziały biblioteki – mówi rozbawiona Sif.
Ellafina sadza swoją siostrę na stole, którego nie zajmuje żaden ze skrybów. Trzema gestami prosi ją, żeby powiedziała o zagadce, której nie rozumie.
– Trzeci mąż dał jej syna, syn z matki zrodzony, a matka z syna. Kim jest ta dziwna rodzina, która co dzień na nowo się tworzy?
– To nie ma sensu – komentuje Sania, dla której ta zagadka brzmi bardziej jak zlepek przypadkowych wyrazów niż łamigłówka.
– Nie dziw się. Loki zawsze ma chore pomysły. – Prycha ciemno włosa.
–Finka, powiedz, że wiesz. – Dziewczynka spojrzeniem zranionego kotka, próbuje wpłynąć na swoją siostrę. – Jak odgadnę to mam zobaczyć motylka.
– Uwierz mi mała znam Lokiego i jego obietnice, nigdy się nie spełniają – próbuje przekonać dziewczynkę, że nie ma co liczyć na motylki. – A nawet jeśli, to pewnie pokaże ci obrzydliwego chrabąszcza jak to ma w zwyczaju.
– Wcale nie. Obietnic nie da się złamać.
W czasie gdy jej służka rozprawia z Sif i Arani – bawiącą się kwiatkami włożonymi do wazonu – o ewentualnym spełnieniu obietnicy, Ellafina z nieprzymuszonej ciekawości wchodzi do jednego z wejść niespotykanego labiryntu. Chcę rozwiązać zagadkę, głównie dlatego, że za bardzo kocha swoją siostrę i nie może jej sprawić zawodu, jak to miało miejsce z jej kolorowym ptakiem, a dodatkowa świadomość faktu, że może komuś utrzeć zarozumiałego nosa jeszcze bardziej motywuje ją do zagłębienia się we własnych myślach.
Sunie dłonią po zakurzonych półkach, które prowadzą ją po zawiłym korytarzu zbudowanym z książek. Docierają do niej pojedyncze słowa. Przymyka oczy i próbuje się skupić i odpowiedzieć na podchwytliwe pytanie – która matka rodzi i jest rodzona z syna?
Nagle przystaje zaskoczona z ręką uniesioną w powietrzu, bo zamiast kolejnego ślepego zaułku zbudowanego z książek ponownie staje przed stołem, przy którym wciąż mała Arani kłóci się o motyle i chrabąszcze ze starszą od siebie Sif. Patrzy za siebie nie rozumiejąc jakim cudem znajduje się po drugiej stronie wyjścia. Przecież to fizycznie niemożliwe, że mogłaby się w jakiś sposób teleportować.
– Zapomniałam ci powiedzieć, że to nie jest zwykła biblioteka. – Podchodzi do swoich towarzyszek. – Podobno została zbudowana przez dziada Odyna, a przez jej środek przechodzi konar Jesionu Świata. Praktycznie nikt go nie widział z wyjątkiem Odyna.
Ellafina pyta się, w jaki sposób znalazła się po drugiej stronie stołu, skoro wchodziła do labiryntu w zupełnie innym miejscu.
– Thor mi kiedyś opowiadał, że te regały i biblioteka mogą dać ci księgi, których potrzebują twoje myśli. Wystarczy pomyśleć o problemie, czy też zagadnieniu, a księga sama trafi w twoje ręce. – Kończy swoją opowieść o magicznym zakątku pałacu. – Tylko uważaj, bo czarna owca tej rodziny spędza tutaj najwięcej czasu, więc jeśli chcesz żyć...
Ellafina uśmiecha się chcąc zapewnić, że nie ma zamiaru umierać z powodu przeglądania książek.
Sif wspomina jeszcze, żeby o świcie nie zaspała. Okazja zobaczenia, jak ktoś obcy wygrywa zakład z książętami Asgardu i samym Odynem dwa razy w życiu się zdarza. A skoro już o nich wspomniała. Brunetka opuszcza swoje dotychczasowe towarzystwo wykręcając się umówionym spotkaniem z Thorem. W końcu ma być przyszłą gospodynią tego pałacu, a zagadka wymyślona przez Lokiego powinna być ostatnią rzeczą martwiącą jej umysł. Ministrowie pewnie znowu przyczepią się do jej raportu z jesiennych spichlerzy, a tego z pewnością by nie chciała.
W pewnym momencie nawet inicjatorka tego zamieszania jest znudzona i znika zauważona jedynie przez wierną służkę Kavalarisówny. Odprowadza ją wzrokiem pewna, że napatoczy się na swoją matkę, czy też inną ze służących, która zaciągnie ją do wieczornej kąpieli, będącej przekleństwem małego dziecka.
– Panienko wiesz, że mogłabyś sobie dać spokój? – Sania odzywa się w pewnym momencie zerkając przez ramię Ellafiny, która zaczytuje się w genealogii Asów.
Blondynka zerka na nią z politowaniem, bo według niej powinna już od dawna wiedzieć, że jest uparta.
– Zapomniałam, że odkąd skończyły się regularne wypady do lasu z pojazdami, zaczyna ci się nudzić dłużej w jednym miejscu. – Odchodzi, nie czekając na żadne pozwolenie, którego i tak nie potrzebuje. – Jak spotkam twoją matkę, to powiem, że znów będziesz miała bezsenną noc, a wtedy nie licz na moje wstawiennictwo. – kończy śpiewnie.
Blondynka posyła jej lekko poirytowane spojrzenie i wraca do książek. Słyszy jeszcze chrzęst zawiasów i charakterystyczny dźwięk wskakującego w odpowiednie miejsce zamka.
W końcu zostaje sama.
☆
Jeśli ktokolwiek myśli, że w Asgardzie piękny może być wyłącznie poranek to rzeczywiście nigdy nie miał okazji spacerować po oświetlonych księżycowym blaskiem korytarzach.
Sania pewnie będzie się z niej śmiać, gdy usłyszy, że znowu straciła poczucie czasu, a matka udzieli jej soczystej reprymendy w kilku dosadnych słowach za jej lekkomyślność i bezmyślne nadwyrężanie gościnności. Cóż, nie jej wina, że książkowe korytarze wprowadziły ją w dość niespotykane pole i trochę jej zajęło nim udało się znaleźć wyjście.
Szybkim krokiem przemierza kręte schody, aby następnie wpaść na przestronny korytarz, który o dziwo nie zdradza echem jej obecności. Zakłada niesforne pasma włosów za ucho, gdy przebiega kilka kroków spłoszona podejrzanym hałasem, którego inicjatorem okazuje się jeden z dwóch kruków Odyna. Przez moment wpatruje się w ciemne oczy zwierzęcia i rusza dalej.
Tak szybko jak ruszyła, przychodzi jej nagle schować się we wnęce tuż za wazonem postawionym na wysokim stojaku, gdy dostrzega skradającą się w szarości nocy sylwetkę mężczyzny. Chwilę jej zajmuje rozpoznanie danej osoby, ale wciąż nie może być pewna czy to rzeczywiście aferzysta dzisiejszej wieczerzy po cichu próbuje uciec z pałacu, czy raczej nieznany jej dotąd sposób lunatykowania. Wychodzi ze swojej tymczasowej kryjówki z zamiarem upewnienia się w swoich przypuszczeniach, a jednocześnie wyśledzenia celu podejrzanej przechadzki.
– Nie przejmuj się nim. Od wielu lat wymyka się z pałacu i naprawdę gdybym mógł, nie chciałbym wiedzieć.
Dziewczyna zatrzymuje się w półkroku zaskoczona, że ktoś oprócz niej mógłby się o tej porze znajdować na korytarzu. Zmieszana, dyga z szacunkiem przed obliczem Odyna i nieśmiało spogląda w jego starcze oczy, jaśniejące w półmroku.
– Mam nadzieję biblioteka ci się spodobała, co mogę sądzić nie tylko po porze o jakiej wracasz do komnaty. – Rumieniec, którego nie sposób dostrzec w nocy pojawia się na jej policzkach, niezgrabnymi ruchami próbuje się wytłumaczyć przed starym władcą. – Również byłem młody i zapatrzony w księgi, więc nie krępuj się, jeśli spodoba ci się któraś pozycja.
Powoli odchodzi kontynuując swój co nocny spacer, a zaintrygowana blondynka postanawia podążyć za Odynem.
– Skąd rozumiem twoje gesty? Moje dziecko jestem Wszechojcem. Znam każdy język jakim posługują się moi poddani. – Ellafina z widocznym grymasem nie kupuje tej bajki, na co Jednooki się śmieje. – Masz rację. Nie przespałem tylu nocy, że zdążyłem się ich wszystkich nauczyć.
Niespodziewanie Munin siada na ramieniu Odyna, a jego krakanie wiąże się z naganą. Drugi kruk początkowo skacze wokół stóp młodej dziewczyny, aż w końcu daje się namówić na drobną pieszczotę i przysiada na jej wyciągniętym przedramieniu. Zaraz potem mruży oczy pod wpływem jej dotyku.
– Zioła? Chyba nie sądzisz Ellafino, że medycy tego nie próbowali.
Blondynka chwilę się zastanawia, a po chwili podaje nazwę rośliny, która teoretycznie mogłaby pomóc Odynowi w zaśnięciu ma chociaż parę nocy.
– Nigdy nie spotkałem się z tą nazwą, ale jeśli sama udzielisz wskazówek zielarzom, jak przygotować napar z odolanu, z przyjemnością go sprawdzę – odpowiada zaintrygowany nie tyle śmiałością propozycji ze strony dziewczyny, co jej zachowaniu w jego obecności. – Pójdź już spać moje dziecko, a mnie pozostaw nocną wędrówkę, bo zastanie cię Dag.
Odchodzi tajemniczym uśmiechem pozostawiając Ellafinę z krótkim imieniem, którego wcześniej dziwnym trafem nie spotkała. Natomiast przeszło jej przez myśl, że jej siostra będzie mogła zobaczyć te nieszczęsne motylki.
Chyba rozwiązała zagadkę.
☆
Powstało w bólach, cierpieniach i litrach wina. Czy ktoś czekał?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro