Rozdział 9
Głaskałam Eve po głowie, gdy cicho szlochała w moją klatkę piersiową. Ze mnie nie wychodził żaden dźwięk, ale łzy lały się strumieniami. Żadna z nas się nie odzywała, nawet nie wiedziałyśmy co powiedzieć. Ta cała sytuacja była surrealistyczna i błagałam by był to tylko koszmar.
Czułam jak blondynka drżała przy moim ciele i chodź starałam się nad sobą panować, moja ręka, która ją głaskała także drżała. Musiałam być silna – dla Eve, dla mnie. Ale myśli biegły zbyt szybko, jedna po drugiej, jakby starały się zająć każdy skrawek mojego umysłu.
Ciała tych ludzi pojawiały mi się przed oczami, jakby przypomnienie co może się z nami za chwilę stać.
Ten stwór był tym samym, który gonił mnie we śnie. Co to wszystko miało wspólnego ze mną? Kim ja do cholery byłam przed tym jak straciłam pamięć? Przerażało mnie to coraz bardziej, nie byłam pewna czy chciałam w końcu dowiedzieć się kim byłam w przeszłości. Chociaż, jeśli gdzieś tam w środku wiedz
- Vic... - Eve uniosła głowę i spojrzała na mnie, a w jej oczach nadal tańczyły łzy – Boże, jesteśmy głupie.
- Co masz na myśli?
- Telefon, pieprzony telefon – szybko wyciągnęła z kieszeni urządzenie.
Rozszerzyłam oczy zszokowana. Byłyśmy tak przerażone, że nawet nie zdawałyśmy sobie sprawę, że mamy telefony, przez które możemy zadzwonić po pomoc. Moje serce zabiło szybciej z nadzieją, że jednak wyjdziemy stąd żywe.
- Dzwoń! Już!
Krzyki stwora stawały się coraz głośniejsze, jego skrobanie o drzwi nie ustało i był to dźwięk jak z najgorszego horroru.
Eve szybko wybrała numer telefonu ratowniczego. Szafa cała drżała od uderzeń stwora, ale ja tylko słyszałam głos przyjaciółki, która podawała miejsce gdzie jesteśmy i co się stało. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu, patrząc na górną część szafy, mając nadzieję, że pomoc przybędzie na czas. Nie chciałam tu zakończyć mojego życia, chciałam dowiedzieć się więcej, zobaczyć więcej i zrobić rzeczy, o które Eve zawsze mnie prosiła, a ja jej odmawiałam, czego w tym momencie żałowałam.
Cała nadzieja umarła, gdy nagle z ostrym trzaskiem ostra łapa stwora przebiła się przez drzwi i szafę, a drewno rozsypało się w każdym kierunku . Z krzykiem odsunęłyśmy się na drugi koniec pomieszczenia, a telefon Eve upadł na ziemię przy szafie. Trzymałyśmy się mocno za rękę, gdy patrzyłyśmy jak nasza ostatnia ściana ratunku upada na ziemię, a drzwi wypadły z zawiasów. Stwór powoli wszedł do pomieszczenia, patrząc prosto w nas tymi czarnymi ślepiami i wystawił długi, chudy język, oblizując zęby z krwi swoich ofiar.
Strach ponownie przejął nade mną kontrolę, a łzy ponownie spłynęły, kiedy szukałam drogi ucieczki, której oczywiście nie było. Spanikowana rzuciłam w niego pałką, którą stwór złapał i zmiażdżył między zębami.
To był nasz koniec, znajdą nas w martwe, a nasza krew zabarwi całe pomieszczenie.
Zamknęłam oczy i mocniej chwyciłam za spoconą dłoń Eve. To były nasze ostatnie chwile, a my nawet nie byłyśmy w stanie się odezwać by się pożegnać. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że skończę w taki sposób, rozszarpana przez monstrum, którego nawet nie potrafiłam nazwać.
Usłyszałam głośny ryk i czekałam na śmierć. Wszystko dłużyło się niemiłosiernie i stałam tak, czekając na ból, który nie nadszedł.
Tak wyglądała śmierć? Bez bólu w ciszy, która z sekundy na sekundę stawała się coraz gorsza.
- Vi... - szepnęła moja przyjaciółka
Słysząc jej głos otworzyłam powoli oczy, myśląc że zobaczę ją jak stoi nade mną uśmiechnięta, gdy będziemy w raju, który pozwoli nam odpocząć od stresu, strachu i innych negatywnych emocji. Jednak tak się nie stało, byłam nadal w tym samym pomieszczeniu, a Eve patrzyła przed siebie z przerażeniem i jednocześnie ulgą. Spojrzałam w tym samym kierunku gdzie ona i przestałam oddychać.
Przede mną leżał martwy stwór, a nad nim stał Damon trzymając wbity miecz w czaszkę tego czegoś.
Miecz. Pieprzony miecz.
Ciało potwora leżało bezwładnie na ziemi, metr ode mnie. Damon bez słowa wyciągnął miecz z głowy, a fioletowa krew trysnęła prosto na moje spodnie. Okropny odór pojawił się w całym pomieszczeniu i odsunęłam się na bok. Mój żołądek zacisnął się boleśnie i nagle puścił, a ja skończyłam wymiotując w róg pokoju. Upadłam na kolana ciężko dysząc i wytarłam wierzchem bluzy usta. Moje ciało dygotało, jakby próbowało wyrzucić z siebie resztki strachu, które jeszcze przed chwilą trzymało mnie w szponach. Poczułam wstyd, że pokazałam się w takim stanie, ale nie potrafiłam zapanować nad reakcją mojego ciała, gdy w końcu rozluźniłam wszystkie mięśnie.
Co tu się właśnie wydarzyło? Nie byłam pewna, ale całe moje dzisiejsze jedzenie wyszło ze mnie, a jego okropny zapach mieszał się z zapachem krwi tego potwora.
- Spokojnie – poczułam ciepłą dłoń Eve na moich plecach – Już jesteśmy bezpieczne.
- Bezpieczne – szepnęłam, zamykając oczy i pozwalając spływaćc łzą po moich policzkach.
Wszyscy byliśmy cicho. Każdy z nas był pogrążony we własnych myślach. Nie wiedziałam ile czasu żaden z nas się nie odzywał, ale miałam to gdzieś. Myślałam tylko o tym, że byłyśmy bezpieczne i żyjemy.
Czułam się bezradna i zmęczona, ale jednocześnie żywsza niż kiedykolwiek wcześniej.
- Wszystko w porządku? - ciszę przerwał Damon, jego głos nawet ani na sekundę się nie zawahał, jakby ta sytuacja była dla niego normalna.
- Mam nadzieję, że to pytanie retoryczne – spojrzałam na niego.
Stał nadal przy stworze i patrzył prosto na nas tymi zimnymi tęczówkami. Nie wyglądał jakby bał się tego stwora, po prostu stał nad nim z zakrwawionym mieczem i nawet nie drgnął.
- Rozumiem, że jesteście przerażone...
- Bawisz się w cholernego rycerza? - nie dałam mu dokończyć, byłam zdezorientowana, przerażona i wściekła.
- To miecz z kamienia księżycowego – odpowiedział jakby nigdy nic.
- Co ty pieprzysz?
- Vicki, uspokój się – Eve złapała mnie za rękę, czułam że nadal drży.
- Uspokój się?! Nie! - wyrwałam rękę – Widziałyśmy pomieszczenie pełne zmasakrowanych ludzi, uciekaliśmy przed tym czymś! - wskazałam ręką na potwora – Siedziałyśmy tutaj nie wiadomo ile czasu przerażone, nie wiedząc co się dzieje, a ten idiota przychodzi tutaj jakby nigdy nic, zabija tego potwora pieprzonym mieczem! Mieczem! I jeszcze mówi, że jest zrobiony z kamienia księżycowego! - krzyczałam wściekła i przerażona.
Damon stał w ciszy i patrzył na mnie, chowając miecz do pochwy.
- Skończyłaś? - uniósł brwi – Możesz pokrzyczeć na mnie później, teraz musimy się stąd wydostać.
- A co z tym? - Eve wskazała na martwą postać.
- Moi ludzie się tym zajmą. Musimy was stąd zabrać zanim przyjedzie policja.
Szedł w stronę wyjścia, a ja i Eve od razu ruszyłyśmy za nim, nie chcąc zostawać tutaj ani minutę dłużej.
- Co masz na myśli zanim przyjedzie policja? - ścisnęłam dłonie w pięści – Musimy im powiedzieć co się stało!
Mężczyzna gwałtownie odwrócił się w moją stronę i podszedł do mnie, a ja wystraszona odsunęłam się pod ścianę.
- Nikomu nic nie powiecie, rozumiesz? - patrzył prosto w moje oczy – Nikt nie może wiedzieć o wilmrze ani o tym, że tu byłyście.
- Wilm? - przełknęłam ślinę – Ten stwór to wilm? Nigdy o takim czymś nie słyszałam.
- Ani ja – szepnęła Eve.
Damon odsunął się ode mnie, głęboko wzdychając i przeczesując włosy. Na jego czarnej bluzce zauważyłam trochę krwi wilma i znowu miałam ochotę zwymiotować. Nie chciałam patrzeć na moje spodnie, bo wiedziałam, że nie mają tylko plamy krwi jak Damon, czułam od nich okropny zapach.
- Nie musicie dokładnie wiedzieć co to jest – ruszył znowu do przodu – Musicie tylko wiedzieć, że przed tym stworem trzeba uciekać i jeśli nie macie broni zrobionej z kamienia księżycowego to na pewno zginiecie.
- Nie da się go zabić czymś innym? - spytałam cicho.
- Nie – spojrzał na mnie kątem oka – Kamień księżycowy to jedyna broń, która jest w stanie zabić te wszystkie potwory.
- Wszystkie? - przerażona Eve na mnie spojrzała – Jest ich więcej?
Damon przeklął pod nosem, jakby wiedział, że powiedział za dużo.
Czekałyśmy na jego odpowiedź, której nie dostałyśmy i spojrzałyśmy na siebie, nie wiedząc co zrobić. Było więcej takich potworów jak wilm i nie dało się ich zabić zwykłą bronią. Co się tutaj działo? Jakieś potwory albo kosmici uciekli z Areny pięćdziesiąt jeden? Przecież to co tam widziałam nie miało prawa istnieć! Miałam tyle pytań w głowie, ale nie byłam w stanie się odezwać. Adrenalina nadal płynęła w moich żyłach, a obecność Damona w ogóle nie pomagała.
Wiedziałam, że był niebezpieczny. Od samego początku coś mi w nim nie pasowało i moje przypuszczenia się potwierdziły. Wiedział o tych potworach, potrafił posługiwać się mieczem jak jakiś średniowieczny rycerz by zabijać to coś.
Jego aura zawsze sprawiała, że moje ciało drżało i czułam się jakbym stała przed Bogiem Śmierci.
Uniosłam wzrok z podłogi i spojrzałam na niego. Szedł przed nami bez słowa, mimo że Eve zadawała mu pełno pytań na temat wilma.
Wyglądał jak chodząca śmierć w tym czarnym stroju bojowym. Może nie widziałam jego twarzy, ale przeczuwałam, że jego wzrok był jeszcze bardziej morderczy niż zwykle, gdy musiał słuchać tych pytań od Eve. Nie miałam zamiaru jej uciszać, bo miałam nadzieję, że Damon odpowie na chociaż jedno pytanie, jednak on nie wyglądał jakby w ogóle miał zamiar coś zrobić.
- Co masz zamiar z nami zrobić? - powiedziałam zachrypniętym głosem.
Mężczyzna nagle się zatrzymał, a jego czarna pochwa na miecz zalśniła w blasku księżyca. Poczułam jak jedzenie znów podchodzi mi do gardła, ale udało mi się uniknąć zwymiotowania na jego nogi.
- Zabiorę was w bezpieczne miejsce i opowiecie mi wszystko co tu się wydarzyło – odwrócił delikatnie głowę w moją stronę.
Cała się spięłam widząc jego wzrok. Od samego początku mnie przerażały, ale teraz? Chciałam uciec jak najdalej od niego. One już nawet nie miały niebieskiego koloru, były całe czarne, a mój umysł kazał uciekać mi od niego jak najdalej. W jego oczach nie było złości, była obietnica śmierci, jeśli go nie posłuchamy.
Ścisnęłam dłoń Eve i spojrzałam na jej przerażoną twarz. Zacisnęłam mocno szczękę, próbując nie drżeć tak samo jak ona. Byłam tak cholernie przerażona, ale wiedząc, że mam Eve obok siebie, byłam trochę spokojniejsza, mimo że ona wyglądała na jeszcze bardziej wystraszoną ode mnie.
Dreszcz przeszedł mi po plecach, patrząc na ciemny korytarz przed nami. Drzwi, za którymi leżały te wszystkie zwłoki były zamknięte, ale zauważyłam kilka plam krwi w pobliżu. Zamrugałam szybko oczami, próbując powstrzymać kolejną falę łez i skupiłam się na przeciwnej stronie korytarza, co było złym pomysłem, ponieważ te wszystkie obrazy wyglądały jeszcze bardziej przerażające. Z wiedzą, że istnieje coś takiego jak ten cały wilm, obawiałam się, że z tych obrazów naprawdę coś mogło wyjść i mnie wciągnąć.
Odwróciłam lekko spanikowana głowę w kierunku Damona, który szedł w stronę wyjścia, a ja i Eve cały czas za nim podążałyśmy, jak wierne pieski. Z jednej strony chciałam pójść w przeciwnym kierunku by być od niego, jak najdalej i znaleźć inne wyjście, ale z drugiej strony, jeśli w tym budynku znajdowały się jeszcze jakieś potwory, to wolałam być blisko niego. Tylko on znał sposób jak zabić to coś i mimo że przyznawałam to z bólem, to w tym momencie czułam się przy nim w miarę bezpieczna.
Prawie pisnęłam, gdy do budynku weszło jakiś trzech mężczyzn w kapturach, trzymając w rękach jakieś czarne worki. Eve chwyciła mnie za nadgarstek i wbiła paznokcie w moją skórę, ale przez ponowną panikę i strach prawie nic nie poczułam. Tylko Damon zachowywał się spokojnie, skinął głową do mężczyzn, którzy nas ominęli i weszli do zakrwawionego pokoju. Usłyszałam jak jeden przeklina pod nosem, ale zanim byłam w stanie usłyszeć coś więcej, to drzwi się za nimi zatrzasnęły.
- Kto to był? – spytałam cicho.
- To moi ludzie, wszystkim się zajmą.
Moja głowa gwałtownie odwróciła się w stronę Damon'a.
- Co masz na myśli? Chcą spakować tych ludzi do worków, jak ostatnie śmieci?
- Tak nie można... - szepnęła łamiącym się głosem blondynka.
- Nie mamy innego wyboru. Nic więcej nie musicie wiedzieć.
- Ale to okrucieństwo! – zacisnęłam pięści.
- Takie jest życie – warknął coraz bardziej zirytowany – I lepiej się zamknij, jeśli nie chcesz skończyć, jak tamci ludzie.
Kolejny słowa cisnęły mi się na język, ale pozostałam cicho. Nie mogłam uwierzyć, że mogli zrobić takie coś. Tamci ludzie zasługiwali na dobry pochówek! To nie była ich wina, że pojawili się w złym miejscu o złym czasie.
Chciałam się zapytać co mieli zamiar zrobić z tymi zwłokami. Czy policja w ogóle miała zamiar tutaj przyjechać? Przecież to jest tuszowanie morderstw i jeśli policja się o tym dowie, to skończą w więzieniu tak jak ja i Eve, za to, że nic nie powiedziałyśmy.
Ludzie w miasteczku zauważą, że zaginęło tak dużo osób i na pewno tak tego nie zostawią. Obawiałam się, że jeśli dojdzie do poszukiwań, to w końcu złapią jakiś trop, a ja i Eve będziemy w to wszystko zamieszane, mimo że nie chciałyśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro