Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Położyłam poduszkę na głowę mając nadzieję, że to chociaż trochę zniweluje głos od Eve, która gadała jak najęta od dwudziestu minut o Damonie i próbowała go znaleźć w internecie.
    Nie chciałam się nic o nim wiedzieć, ale dziewczyna była nim zafascynowana i próbowała znaleźć o nim jakieś informacje. Mężczyzna był nieuchwytny, nie miał Facebooka, Instagrama i innych aplikacji, na których próbowała go znaleźć. Sama byłam tym zaskoczona to był dwudziesty pierwszy wiek, więc jak ktoś nie mógł mieć żadnej z tych aplikacji?
    Przygryzłam wargę, może ja też gdzieś tam byłam? Chociaż gdyby tak było, to nie siedziałabym u Eve, tylko w moim prawdziwym domu, bo policja by znalazła o mnie jakiekolwiek informację. Jeśli w ogóle robili coś w tym kierunku... Nie odzywali się do mnie prawie w ogóle i jedyny kontakt jaki między nami był, to przeze mnie, bo to ja co chwilę prosiłam o jakiekolwiek informację.
    Miałam tylko nadzieję, że jeśli odnajdę rodzinę, to moje koszmary się skończą. Czytałam o tym, że sny niekiedy próbują ukazać nam naszą przeszłość, ale czy to miało jakikolwiek sens?
    Usiadłam gwałtownie, a Eve aż wypadł telefon z ręki i spojrzała na mnie zła, podnosząc go z podłogi.
    — Co ci się stało? Wyglądasz jakbyś właśnie odkryła lek na raka.
    — Pamiętasz jak kiedyś mówiłaś, że wiesz, że budzę się w nocy? — dziewczyna kiwnęła głową — Mam cały czas jeden i ten sam sen, nie mówiłam ci o tym, bo był on dziwaczny i uważałam go za nieistotny — wstałam z kanapy — W śnie uciekałam przed czymś, czułam strach, a ta bestia wydawała przerażające dźwięki. Omijałam pełno dziwnych zwierząt i na końcu natknęłam się na przepaść, nie chcąc zginąć skoczyłam w nią i budziłam się.
    — Wow... — patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami — I cały czas masz ten sam sen?
    — Tak, ale co jeśli ten sen trochę pozmieniał wersję wydarzeń? — chodziłam po pokoju nerwowo — Co jeśli to nie była przepaść, tylko rzeka? A ta bestia to po prostu jakiś duży pies albo nie wiem... Niedźwiedź?
    — To ma większy sens — uniosła brwi — Ale ta para znalazła cię w środku lasu, nie było tam żadnej rzeki.
    — Nie wiem... Może się przebudziłam i przeszłam jakiś kawałek drogi i tego nie pamiętam? — przeczesałam włosy — Albo jakieś zwierze mnie tam zaciągnęło, bo później chciało mnie zjeść?
    — Teraz za bardzo wymyślasz — Eve cicho westchnęła — Posłuchaj, daj sobie więcej czasu. Może twój organizm nie jest jeszcze gotowy pokazać ci wspomnień?
    — To niech w końcu będzie gotowy, bo mam dość życia w niewiedzy — warknęłam.
    — Niewiedza jest niekiedy lepsza od prawdy — podeszła do mnie i zaciągnęła mnie na kanapę — Na razie o tym nie myśl, wszystko przyjdzie w swoim czasie — uśmiechnęła się — Teraz zajmijmy się Damonem Mortonem!
    Uśmiechnęłam się delikatnie, dziękowałam Bogu za kogoś takiego jak Eve. Może często miała zbyt dużo energii, ale zawsze wiedziała co powiedzieć by pomóc. 
    I miała rację, nie powinnam o tym zbyt dużo myśleć. W końcu wszystko przyjdzie samo, a teraz nie miałam źle. Miałam przyjaciółkę, w końcu dobrą pracę i ciepłe mieszkanie. To mi wystarczyło by nie myśleć o tym wszystkim zbyt mocno, ale gdzieś z tyłu głowy była myśl o tym śnie, gdy w końcu zdałam sobie sprawę, że mogło to mieć inną interpretację.
    — Okej, pomyślmy jaką nazwę na instagramie może mieć ktoś taki jak Damon Morton — powiedziała zamyślona przyjaciółka.
    — Eve, już chyba pięć razy go tam szukałaś — powiedziałam rozbawiona.
    — No i co? On może mieć każdą nazwę — szturchnęła mnie — Pomóż mi. Może jest jakimś sławnym modelem.
    — Albo mordercą — przewróciłam oczami.
    Eve tylko prychnęła na moje słowa i znowu pisała coś na swoim telefonie, a ja oparłam głowę o poduszkę. Ten mężczyzna na pewno musiał mieć jakieś konto, jednak spodziewałam się po nim, że nie dodawał żadnych postów. Nie wyglądał na osobę, która chętnie robiła sobie zdjęcia.
    W bibliotece szukał książek o wojnie, może jego nazwa była związana z tym? Nie, to by było zbyt głupie. Chociaż warto spróbować.
    — Spróbuj man of war — spojrzałam na przyjaciółkę, która szybko coś pisała.
    — Nie ma, same dzieciaki.
    Zamknęłam oczy, próbując sobie coś jeszcze o nim przypomnieć. Spotkaliśmy się trzy razy, ale tylko na kilka minut. Co on miał takiego szczególnego, co mógł dać do swojej nazwy? Na pewno zimne oczy, tylko czy on zdawał sobie sprawę, że patrzy na każdego jakby chciał ich zabić? Nie, pewnie nie.
    Przekręciłam się na kanapie, otwierając oczy i patrząc w sufit. Zmrużyłam oczy, przypominając sobie o drugim spotkaniu. Dał duży napiwek, który oczywiście zabrał sobie szef, ale to nie o to chodziło. Zamówił coś...
    — Spróbuj cotea — usiadłam.
    — Co? Skąd ci się to wzięło — spojrzała na mnie zaskoczona — Takie słowo w ogóle istnieje?
    — Po prostu spróbuj — przygryzłam wargę, czekając na rezultat.
    Eve siedziała kilka sekund w ciszy, a jej wzrok nie odrywał się od telefonu. Jej palce zwinnie się poruszały po telefonie, aż w końcu na mnie spojrzała. 
    — Jest tylko jedna osoba z taką nazwą, ale ma czarne zdjęcie profilowe i nie ma postów.
    — Kurde, to może być każdy — poprawiłam włosy, które opadły mi na oczy — Dodał coś do relacji.
    — Nie, ale zaobserwuję go na wszelki wypadek.
    — Wiesz, że pewnie się domyśli, że go szukałyśmy? — westchnęłam.
    — No i co? Może napisze — wzruszyła ramionami — I wtedy dowiemy się o nim więcej.
    — Przyznaj, że po prostu ci się spodobał i chcesz się z nim umówić — powiedziałam rozbawiona.
    — Wcale nie! — wstała z kanapy cała czerwona — Po prostu jest... ciekawy i tajemniczy!
    — Jasne, każdy morderca jest tajemniczy i ciekawy.
    — Jesteś niemożliwa — burknęła — Dobranoc.
    Eve szybko zniknęła w sypialni, a ja głośno się zaśmiałam. Oczywiście, że jej się spodobał, był przystojny i biła od niego aura tajemniczości. Jednak tę aurę przebijało niebezpieczeństwo, którego ona nie wyczuwała. Wiedziałam, że nie dam rady jej powstrzymać przed próbą napisania do niego, to była jej decyzja i nie mogłam jej tego zabronić, jednak nie ufałam mu i musiałam być pewna, że nic nie zrobi Eve.
     Położyłam się w łóżku z cichym westchnieniem i zamknęłam oczy. Słyszałam z sypialni Eve jakieś dźwięki co sugerowało, że nie poszła spać, tylko miała zamiar oglądać jakiś film. Nie poszłam do niej, mimo wszystko potrzebowałyśmy trochę swobody i prywatności, a Eve też bardzo dobrze wiedziała, że często wolałam posiedzieć sama w pokoju i pomyśleć nad wszystkim.
     Kwestię mojego istnienia i koszmarów odsunęłam na bok. Najważniejszą rzeczą był mężczyzna, który skoczył z dachu. Nie powinnam aż tak się tym przejmować skoro nikomu nic się nie stało, a mimo to próbowałam sobie wszystko racjonalizować. Może tak naprawdę zszedł jakoś z dachu, a ja wymyślałam całą resztę. 
     Nie. W głębi duszy czułam, że tak nie było.
     Co gorsza, nie mogłam o tym nikomu powiedzieć. Już widziałam te spojrzenie od Eve pełne litości i zmartwienia moim zdrowiem psychicznym, a Annie zapewne by mnie zbyła, mówiąc, że siedzę za dużo na telefonie.
     W mojej głowie znowu odtworzył się tamten moment.
     Skok.
     I cisza.
     Cisza, która powinna być hukiem, krzykiem, jakimkolwiek alarmem, że ktoś właśnie zeskoczył z dachu. Tymczasem była tylko chłodna i cicha noc, jakby nawet świat nie zwrócił uwagi na ten skok i postanowił wymazać takiego mężczyznę z istnienia by nie sprawiał problemów.
     Ręce zaczęły mi drżeć i czułam dużą gulę w gardle, której nie potrafiłam przełknąć. Co, jeśli naprawdę sobie to wymyśliłam? Może nie potrafię odróżnić rzeczywistości od urojeń?
     Zacisnęłam dłonie w pięści i warknęłam pod nosem. Nie, to się wydarzyło naprawdę. Nie byłam wariatką.
     Widok jego skoku, jakby chciał odebrać sobie życie w jakiś sposób mnie zabolał, jednak najbardziej zabolał fakt, że świat po tym wydarzeniu po prostu... nie wiem, poszedł dalej? Jakby nigdy nic się nie stało. Jakby ten mężczyzna – kimkolwiek był – nigdy nie istniał. Z tych emocji chciało mi się krzyczeć i pobiec tam by zedrzeć asfalt paznokciami, aż coś znajdę – ślad, dowód, cokolwiek co pokaże mi, że nie postradałam zmysłów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro