Rozdział 19
Zadzwoniłam jeszcze po Eve, która przyszła do biblioteki od razu po pracy. Widziałam na jej twarzy zmęczenie, ale przeważała determinacja, gdy usłyszała, że chciałam sprawdzić książki, by dowiedzieć się przed czym dokładnie chronią nas Damon i Finn. Eve może nie odnosiła się z tym głośno, ale wiedziałam, że też była zirytowana tymi tajemnicami. Morton i Brooks wciągnęli nas w to wszystko i nawet nie mieli zamiaru nam powiedzieć chociaż ułamka prawdy. Przeczuwałam, że lepiej byłoby gdybyśmy o tym nie wiedziały, jednak byłyśmy zbyt wścibskie, żeby siedzieć grzecznie i słuchać ich poleceń.
- Nadal nie potrafię się przyzwyczaić do tego, że ktoś cały czas za mną chodzi – westchnęła – Ostatnio jeden z tych gości siedział w kawiarni i nawet nie próbował ukryć, że się na mnie gapi!
- Skąd wiesz, że to był ktoś od Damona? – odłożyłam jej płaszcz na wieszak – To mógł być po prostu jakiś facet, któremu się spodobałaś.
- I siedziałby tam od otwarcia do zamknięcia? Wątpię.
- Możesz mieć trochę racji – zamyśliłam się – Coś tu jest nie tak. Zawsze pilnowali nas z ukrycia, prawda? Dlaczego teraz nagle nawet nie próbują tego robić?
- U ciebie też ktoś siedział cały dzień?
- Nie, zatrzasnęłam się w bibliotece zamkniętej – dreszcze przeszły mi po plecach – Chociaż nie, chyba ktoś mnie zatrzasnął.
- Co masz na myśli?
Westchnęłam cicho i wytłumaczyłam Eve całą sytuację od początku, a ona siedziała z rozchylonymi ustami. Widziałam jak chłonęła wszystko i próbowała zrozumieć jak i dlaczego to się stało. Nie znała odpowiedzi tak samo jak ja, a jedyną osobą, która mogła cokolwiek wiedzieć był Damon, który postanowił grać tajemniczego, aroganckiego dupka.
Uwielbiałam takie postacie w książkach, ale nie spodziewałam się, że w rzeczywistości jest to tak wkurzające.
- I myślisz, że to było związane z Damonem i tymi potworami?
- Tak – przygryzłam wargę – Gdyby to był przypadek to on by chyba nie zareagował... Nie wiem, po namyśle mógł zareagować tylko dlatego, że słyszał moją panikę.
- Ale wydaje ci się, że ta sprawa ma drugie dno – stwierdziła.
- Właśnie – spojrzałam na nią – Dlatego poprosiłam Annie by zostawiła mi dziś klucze i sprawdzimy czy znajdziemy tutaj jakieś odpowiedzi.
- Dobry pomysł – uśmiechnęła się – Mam znajomego, który pracuje w Uberze to mogę później do niego zadzwonić, żeby po nas podjechał.
Kiwnęłam głową zadowolona, nie będziemy musiały wracać piechotą, a była to wielka ulga. Pociągnęłam dziewczynę między regały. Książek było mnóstwo i wiedziałam, że w ciągu jednego dnia nie będziemy w stanie tego wszystkiego przejrzeć. Była jeszcze biblioteka zamknięta, ale po dzisiejszym zdarzeniu nie miałam zamiaru przez najbliższy czas tam wracać. Musiałyśmy to zostawić na sam koniec, jeśli w bibliotece otwartej niczego nie znajdziemy.
Dodatkowo mógł być mały problem, bo Eve szybko się nudziła, jeśli chodziło o czytanie książek i zdawałam sobie sprawę, że większość pracy będzie na moich barkach, ale pocieszałam się tym, że chociaż nie musiałam siedzieć sama.
- Ej, Vi – dziewczyna podrapała się po głowie – Damon powiedział, że przyszedł oddać książki, miał je przy sobie?
- Tak, znalazłam je na biurku. Dlaczego pytasz?
- Powiedział ci, że cię usłyszał. Gdyby to on wszedł to logiczne by było, że to przez niego drzwi się zamknęły przez przeciąg.
- Co chcesz przez to powiedzie?
- Raczej chcę zadać pytanie – spojrzała mi w oczy – Jak długo był w bibliotece?
Rozszerzyłam oczy, a dreszcz przebiegł mi po plecach. Eve miała rację, musiał wejść do biblioteki o wiele wcześniej, żeby zareagować tak szybko. Może pojawił się przede mną i skrył między regałami? Cholerny dupek. Myślałam, że pilnują nas z zewnątrz, ale musiało im się coś zmienić i postanowili nas o tym nie powiadamiać. W kawiarni z Eve był jeden z jego sługusów, a u mnie Damon. Naruszali naszą strefę komfortu coraz bardziej, nie zdziwię się jak za niedługo będą nam wisieć na szyi.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Niech robi co chce, ale nie pokazuje mi się na oczy – chwyciłam kilka książek z działu z historią – Bierzmy się do pracy, a ci dranie, którzy nas pilnują będą mieli nieprzespaną noc, tak samo jak my.
Zaśmiała się i też chwyciła parę tomów. Wróciłyśmy do stolika i kartkowałyśmy strony w ciszy. Znajdowałyśmy różne wiadomości na temat wojen, legendy i jakieś zapiski. Dla Eve mogło być to nudne, bo znała to z liceum, ale dla osoby, która straciła pamięć okazało się to interesujące. Niektóre zdarzenia historyczne były naprawdę ciekawe, chciałam to czytać całe, ale nie miałam na to czasu. Musiałam przejrzeć wszystko tak, by dzisiaj jak najwięcej książek zostało przeczytanych. Nie wiedziałam czy kiedykolwiek uda mi się sprawdzić wszystko co ma tu Annie, ale miałam nadzieję, że szybko znajdziemy odpowiedzi.
Czas mijał szybko, a stos sprawdzonych tomów robił się coraz większy. Spodziewałam się, że Eve się podda, ale ona nadal siedziała z głową w książce i raz na jakiś czas popijała herbatę. Moja już się dawno skończyła i nie miałam zamiaru na razie się stąd ruszać. Byłam zbyt tym wszystkim pochłonięta, a przed moimi oczami były tylko litery i jakieś obrazki.
- Nauczę się dzisiaj więcej niż podczas całego pobytu w szkole – powiedziała rozbawiona blondynka.
- Ja tak samo – uśmiechnęłam się delikatnie – Choć dla mnie w tym momencie to nowość.
- Nadal nie nie wróciło ci żadne wspomnienie? – spojrzała na mnie – Przestałaś o tym mówić.
- Doszłam do wniosku, że jeśli odzyskam pamięć to będę zadowolona, ale w tym momencie jest mi dobrze i nie chcę żyć przeszłością – skrzywiłam się – Nawet tą, którą pamiętam.
- Ja też – odwróciła wzrok – Ale niekiedy się zastanawiam co się tak naprawdę tam wydarzyło.
Tam. Wiedziałam, że miała na myśli muzeum. Te wspomnienie chyba nigdy nie zniknie z naszej głowy, a obraz tych ludzi... Nie chciałam do tego wracać.
- Dlatego tu jesteśmy – uniosłam książkę – Żeby odkryć tajemnicę.
***
Zamknęłam kolejną książkę sfrustrowana i wzięłam głęboki wdech. Było już po północy, czytałyśmy jakieś cztery godziny i niczego się nie dowiedziałyśmy. Eve, która na samym początku była pełna energii, żeby znaleźć rozwiązanie, teraz siedziała z głową opartą na dłoni i kartkowała strony, nawet ich nie czytając. Głośno ziewała co kilka sekund i próbowała utrzymać oczy otwarte, mimo że wychodziło jej to coraz gorzej. Nie chciałam trzymać jej tu zbyt długo, jutro znowu musiała iść do pracy tak samo jak ja i nie chciałam, żeby chodziła tam jak trup i odstraszała klientów.
- Zbierajmy się – wstałam z krzesła – Zrobiłyśmy dzisiaj już wystarczająco dużo.
- Czekałam aż w końcu to powiesz – od razu wstała za mną i rozciągnęła się – Nie umiałam już czytać, wszystko zaczęło się ze sobą mieszać.
- Przyjdziemy tu kiedy indziej – odłożyłam przeczytane książki na półki, a resztę zostawiłam ułożone na stole – Annie ma nie otwierać biblioteki w niedzielę, bo idzie na jakąś mszę czy coś, więc będziemy miały na sprawdzenie książek cały dzień.
- To dobry pomysł, chociaż nie będziemy musiały wracać w nocy – zadrżała – Powinnam zadzwonić do Tylera.
- Okej, ja odłożę gdzieś książki, które przeczytamy w niedzielę.
Po piętnastu minutach wyszłyśmy zadowolone z biblioteki i skierowałyśmy się do Ubera, gdzie obie usiadłyśmy na tyle. Byłam wdzięczna za znajomości od Eve, zawsze miała obok siebie jakąś osobę, która mogła pomóc w jakiejkolwiek sytuacji. Nie wiedziałam skąd ona brała tych wszystkich ludzi, ale wolałam nie pytać. Eve, gdy się rozgada to jest w stanie przez kilka godzin opowiedzieć całą historię życia danej osoby, nie dając innym dojść do słowa.
- Hej, Tyler – powiedziała uśmiechnięta Eve zapinając pas – Możesz jechać, wiesz gdzie mieszkamy.
Spojrzałam na Tylera, który nic nie odpowiedział i dalej trzymał kierownicę. Uniosłam brwi, nie znałam tego mężczyzny, mógł być małomówny i nieśmiały, ale chyba nie zestresowałyśmy go zbyt bardzo, żeby nie wiedział co robić, prawda?
- Tyler! – Eve go szturchnęła w ramię – Zasnąłeś czy...
Obie krzyknęłyśmy przerażone, gdy ciało Tylera upadło na bok i mogłyśmy zobaczyć głęboką ranę na jego szyi. Patrzyłam zszokowana, nie wiedząc co robić, a Eve szarpała się z pasem by go odpiąć. Zacisnęłam dłonie w pięści przerażona i wyciągnęłam Eve z auta, gdy w końcu udało jej się rozpiąć pas. Nie mogłam w to uwierzyć, dlaczego ktoś zabił bezbronnego człowieka? On niczemu nie zawinił!
Jednak bardziej niż ta śmierć, przeraził mnie fakt, że nikt kto niby nas pilnował na to nie zareagował. Co tu się do cholery działo? Może jednak Damon nas oszukał i miał gdzieś nasze bezpieczeństwo. Powiedział to tylko, żebyśmy nie panikowały i nie robiły nic głupiego.
- Idziemy, już! – pociągnęłam ją w stronę biblioteki.
Wbiegłyśmy na schody i szukałam klucza w torebce, który jak na złość zniknął we wszystkich śmieciach, które tam miałam. Płacz Eve, zagłuszało bicie mojego serca i głośne warczenie.
Warczenie.
Gwałtownie odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegał ten głos i zawartość żołądka podeszła mi do gardła, widząc na dole schodów jakiegoś mężczyznę w kapturze, a obok niego stały dwa wilmy, głośno na nas warcząc i czekając na rozkaz by nas rozszarpać. Spanikowana coraz bardziej, wyrzuciłam wszystko z torebki i chwyciłam klucz, który wypadł jako ostatni. Próbowałam włożyć go do zamka, jednak moje dłonie zbyt mocno drżały. Panika zalała mój umysł i nadal próbując, spojrzałam przez ramię na tajemniczą postać, która nagle gwizdnęła, a wilmy z głośnym rykiem ruszyły w naszą stronę. Pisk Eve odwrócił moją uwagę od strachu i udało mi się otworzyć drzwi. Wepchnęłam przyjaciółkę do środka i sama wbiegłam, jednak przed tym jeden z tych potworów, podrapał mnie głęboko w bok lewej łydki. Krzyknęłam z bólu i w ostatnim momencie zamknęłam drzwi. Słyszałam warczenie wilmów, jednak nie atakowały drzwi, jakby coś ich powstrzymywało albo ktoś.
- Eve – mój głos drżał – Mój telefon został na dworze, zadzwoń do Damona albo Finna.
Dziewczyna kiwnęła głową i nadal zapłakana wyciągnęła telefon. Oparłam się o drzwi, ciężko dysząc i zsunęłam się na ziemię, patrząc na swoją nogę. Jęknęłam cicho, widząc krew plamiącą moje spodnie i spływającą na ziemię. Błagałam się w myślach by adrenalina działała jak najdłużej, bym nie czuła tego bólu aż tak bardzo. Nie słyszałam nawet rozmowy Eve, krew zbyt mocno huczała mi w uszach, gdy patrzyłam na ranę na nodze, a ból z każdą sekundą stawał się coraz większy.
- Dzwoniłam do Finna, już tu jadą – uklęknęła przede mną i spanikowana ściągnęła bluzę – Boże, co tu się dzieje?
Spojrzałam na niebieskooką, której spływały łzy po policzkach. Ja już nawet nie miałam siły płakać, tylko oparłam głowę o drzwi i nasłuchiwałam dźwięków wilm, które przyprawiały mnie o dreszcze.
- Nie mogą tu wejść – szepnęłam.
- Co?
- One nie mogą tu wejść – jęknęłam cicho, gdy Eve owinęła bluzę wokół mojej nogi – Ten mężczyzna... Może to on im na to nie pozwolił, może chciał nas tylko nastraszyć.
- Gdyby chciał nas tylko nastraszyć to nie zraniłyby cię w nogę! – powiedziała spanikowana – Vi, musisz myśleć logicznie.
- Trudno to robić z uczuciem jakby ktoś wyrwałby ci nogę – zacisnęłam dłonie w pięści, adrenalina powoli opadała, a noga paliła coraz bardziej – Cholera, czego oni od nas chcą?
- Nie wiem, ale nie pozwolę, żeby zostawili nas teraz bez odpowiedzi – warknęła zaciskając bluzę z większą siłą, aż brakło mi tchu – Mogłaś zginąć! Gdybyś wbiegła sekundę później to, by cię rozszarpali.
- Zdaję sobie z tego sprawę – zamknęłam oczy i przygryzłam drżącą wargę – A co jeśli to moja wina?
- Co masz na myśli?
- Nie wiemy kim byłam w przeszłości – otworzyłam i spojrzałam na Eve – Co jeśli byłam kimś na kim ten mężczyzna chce się zemścić? Przeze mnie zginęło tyle ludzi, a jest cicho! Nikt o tym nie rozmawia, jakby ta sytuacja w muzeum w ogóle nie miała miejsca!
- Uspokój się – Eve chwyciła mnie za policzki – Wątpię, żebyś była kimś na kim ten mężczyzna chce się zemścić. Może widział nas w towarzystwie Damona i Finna, przez co pomyślał, że należymy do jego bandy, mafii czy co to jest. Opcji jest bardzo dużo i nie powinnaś trzymać się tylko jednej. Dzisiaj dowiemy się w końcu o co w tym wszystkim chodzi, a jeśli nie powiedzą tego sami, to rozwalę cały ich budynek by znaleźć jakiekolwiek informacje.
Uśmiechnęłam się słabo na jej słowa. Wkurzona Eve była najgorszym koszmarem każdej osoby i nigdy nie rzucała słów na wiatr. Chciałam widzieć jak rozwala wszystkie pokoje by się czegoś dowiedzieć, ale z drugiej strony bałam się co Damon by jej zrobił. On też był nieobliczalny, nigdy nie widziałam go, gdy był naprawdę wściekły i wolałam uniknąć tego widoku. Annie rzucała we mnie książkami, ale podejrzewałam, że Damon byłby w stanie rzucić we mnie kilkutonowym głazem.
- Jak się czujesz? – jej głos zadrżał.
- Okres jest bardziej bolesny – uśmiechnęłam się słabo.
- To nie pora na żarty! Strasznie krwawisz.
- Zaraz pojawi się nasz książę na białym koniu i mnie uratuje.
A raczej diabeł wyjdzie z piekła, żeby wyssać mi resztę krwi.
- A co jeśli nie przyjdą – zaszlochała.
- To będę ich nawiedzać po śmierci.
Nie powinnam żartować w takich sytuacjach, ale to było silniejsze ode mnie. I choć nienawidziłam się za to, to modliłam się do każdego możliwego bóstwa o pojawienie się Damona.
Pierwszy raz w życiu go potrzebowałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro