Rozdział 18
Damon postanowił być łaskawy i zmienił mój i Eve bilet lotniczy z ekonomicznego na pierwszą klasę. Na początku byłam zadowolona, ale teraz wolałam wrócić do tej gorszej części samolotu, bo musiałam siedzieć niedaleko Damona. Nie chciałam już widzieć tego człowieka na oczy po tym jak zamówił nam pizzę z oliwkami. To była najgorsza zbrodnia jaką mógł zrobić i zanim zjadłam, musiałam razem z Eve zdjąć z pizzy wszystkie oliwki. Czułam, że zrobił to celowo, jakoś się domyślił, że za tym nie przepadamy. Do samolotu trafiliśmy jeszcze prawie spóźnieni, bo Finn przez kilka minut zastanawiał się na stacji czy kupić sobie batonika czy może chipsy. Eve tak się wkurzyła, że kupiła mu i to i to, żeby w końcu wyszedł i na lotnisko dotarliśmy bez żadnych problemów.
Gorzej było w samolocie, bo Damon znów zaczął marudzić i przeklinać nas pod nosem, gdy z Eve zajęłyśmy miejsca jego i Finna pod oknem. Nie miałyśmy zamiaru wstawać, chciałyśmy mieć chociaż przez chwilę coś dobrego z tego lotu.
- Damon cały czas robi coś na laptopie – szepnęła mi Eve.
- Niech robi co chce, mam to gdzieś – mruknęłam, patrząc na chmury za oknem.
- Ja jestem ciekawa! Może to jakieś tajne interesy.
- Może sobie nawet ludzkie organy sprzedawać i mnie to nie obchodzi – spojrzałam na przyjaciółkę – Po prostu chcę, żeby ten człowiek w końcu się od nas odwalił.
- Mało prawdopodobne – zabrała kieliszek szampana, który przyniosła stewardessa – Wygląda na mężczyznę, który nie słucha się innych i robi co chce.
- Ja też jestem taką kobietą i pokażę mu piekło, jeśli jeszcze raz będzie próbował gdzieś nas zaciągnąć.
- On wyciąga z ciebie diabła – zachichotała – Szkoda, że nie jest taki, jak Finn. Wtedy ta cała wyglądałaby inaczej.
- Też tak myślę – oparłam głowę na dłoni – Może wtedy byłabym skłonna im zaufać, gdyby Damon zachowywał się, jak normalny mężczyzna, a nie jakiś król chaosu.
Przez chwilę panowała między nami cisza, a ja przyglądałam się bąbelkom w szampanie, które w tym momencie wyglądały bardzo interesujące. Picie szampana było dla mnie dość nowe, zawsze z Eve kupowałyśmy jakieś tanie wina. Szampana piłam tylko raz, gdy jej mama kupiła go dla Eve za pomoc w jej ogrodzie.
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Co? – uniosłam wzrok na blondynkę, której całe rozbawienie zniknęło i teraz widziałam tylko zmartwienie.
- No wiesz... To co wydarzyło się w Stonehenge.
- Nic się nie wydarzyło, już ci mówiłam – westchnęłam – Naprawdę wszystko w porządku. Damon mnie nie zabił, więc możemy o tym zapomnieć.
- Ale ktoś chciał was zaatakować.
- Jesteśmy bezpieczne – zmrużyłam oczy, próbując sama w to uwierzyć – Tamci ludzie nie widzieli naszych twarzy, więc nie mamy się o co martwić.
- Jesteś pewna?
- Nie – zamknęłam oczy – Nie jestem, ale chcę w to wierzyć.
- Ja też – dotknęła mojej dłoni, a ja otworzyłam zmęczona oczy – To nie potrwa długo, nie może. Kiedyś zostawią nas w spokoju.
- Mam taką nadzieję.
Zauważyłam, że Damon nam się przyglądał, więc pokazałam mu środkowy palec. Na mojej twarzy pojawił się uśmieszek, gdy mężczyzna zacisnął mocniej szczękę i odwrócił wzrok z powrotem do laptopa.
Zasłużył na to.
Rozmawiałam z Eve o wszystkim co tylko się dało, opowiadała mi nazwy chmur, których nauczyła ją babcia, gdy była młodsza, a ja słuchałam tego zafascynowana. Musiałam przyznać, że gdy odkrywałam nowe rzeczy albo słowa, to pomimo poczucia porażki, że kiedyś na pewno to wszystko znałam, to czułam też ekscytację, jak małe dziecko. Mimo wszystko poznawanie wszystkiego od nowa nie było takie złe, może teraz posługuje się niektórymi rzeczami kompletnie inaczej niż kiedyś? Nadal miałam dużo pytań w sprawie mojej przeszłości, ale zauważyłam, że coraz mniej się nad tym zastanawiam i nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle.
- Witam, piękne panie – naszą rozmowę szedł uśmiechnięty Finn – Przyszedłem sprawdzić, jak się czujecie. Damon też się martwi, ale jest zajęty udawaniem dupka, żeby samemu się zapytać.
- Zdasz mu później raport naszej rozmowy? – prychnęłam.
- Oczywiście – wypiął dumnie pierś – Zdam raport nie tylko naszej rozmowy, ale ilości waszych branych oddechów, mrugnięć i niezadowolonych grymasów na mój widok.
Przewróciłam oczami i razem z Eve pokazałyśmy mu środkowy palec, na co on tylko uśmiechnął się szerzej.
- I środkowych palców.
- Pierdol się – mruknęłyśmy razem. Miałyśmy dziś dobrą synchronizację.
- To zaproszenie do klubu ,,pieprzyć Damona Mortona"? Wybacz, należę już do klubu jak przeżyć i nie zwariować z Damonem Mortonem. Chcecie dołączyć? – drażnił się z nami, musiałam nadal udawać niewzruszoną, ale próbowałam powstrzymać uśmiech. Finn naprawdę potrafił być zabawny – A tak serio, nie potrzebujecie nic? Czujecie się dobrze? Nie boli cię głowa, Vi?
- Zaraz zacznie od tych pytań – wzięłam głęboki wdech i pomasowałam skronie.
- Wszystko jest w porządku – w końcu Eve wzięła głos – Jesteśmy po prostu nadal zdezorientowane tym co się wydarzyło.
- Wiem – jego uśmiech lekko zbladł – Po prostu dajcie nam czas, okej? To wszystko jest zbyt skomplikowane i...
- Finn, miałeś tylko sprawdzić czy żyją, a nie bawić się w kolegę – warknął Damon z drugiego końca, przez co wszyscy na nas spojrzeli.
- Luzuj majty, stary. Już wracam – puścił nam oczko i ruszył w stronę swojego pana. Inaczej nie dało się nazwać ich relacji.
Patrzyłam na odchodzącego mężczyznę i westchnęłam cicho, nie wiedząc co myśleć. Finn wyglądał jakby naprawdę się martwił o nasze samopoczucie i było to urocze z jego strony. Nie traktował nas, jak niepotrzebne śmieci, których nie może wyrzucić, ale jak prawdziwe osoby, które przeszły piekło. Żałuję tylko, że jest tak oddany Damonowi, że sam nie powie nam co się dzieje.
- Jest słodki – stwierdziła Eve.
- Niestety – oparłam głowę o okno – Nie wiem czy wolę jego miłą naturę czy lepiej, gdyby był taki jak Damon.
- Ja wolę go takiego – popiła szampana – Wtedy nie czuję się, aż tak źle w jego towarzystwie.
***
Po powrocie do mieszkania grzecznie pożegnałam się z Finnem, a Damonowi trzasnęłam drzwiami przed nosem na miłe zakończenie dnia. Zamknęłam je na każdy możliwy klucz i przyłożyłam do nich krzesło, jakby to miało jeszcze w jakiś sposób pomóc. Nie chciałam go już więcej widzieć i miałam nadzieję, że w końcu to do niego dotarło. Mogli nas chronić, ale nie musieli tutaj wchodzić i wszędzie nas brać. Nie byłyśmy małymi dziećmi, a przez niego właśnie się tak czułam. I to właśnie przez niego mój gniew przyćmiewał strach, za co trochę byłam mu wdzięczna, ale nigdy nie miałam zamiaru się do tego przyznać.
Tak właśnie minął kolejny miesiąc. Przeżyłam go z ulgą, bo już nie widziałam Damona i ze strachem, bo moje koszmary nie miały końca. Eve też się trochę uspokoiła i nie tuliła mnie z całej siły za każdym razem, gdy wracałam do domu i nie opowiadała o swoich dziwnych domysłach. Poczułyśmy się bezpieczniej bez towarzystwa Damona i Finna, którzy samą swoją obecnością przypominali nam co się może z nami stać. Próbowałam także nie myśleć o tych wszystkich dziwnych sytuacjach, które miały miejsce w Anglii. Było to dziwne, ale pewnie spowodowane moim stresem i głodem, bo już więcej nic takiego się nie wydarzyło.
Weszłam spokojnie do biblioteki, poprawiając mój kok i zadowoleniem stwierdziłam, że wczoraj wykonałam dobrą robotę, bo Annie nie rzuciła w moją stronę książką przy samym wejściu. Ten dzień zaczynał się świetnie, miałam nadzieję, że nic go nie zniszczy.
- Dziecko drogie, coś ty sobie zrobiła? - spytała Annie, mrużąc oczy.
- Och to... - chwyciłam się za moje krótsze, białe włosy – Pomyślałam, że powinnam zacząć nowy etap w życiu, więc pofarbowałam włosy.
Mogło to zabrzmieć tandetnie, każda kobieta coś w sobie zmieniała, gdy chciała zamknąć jakiś rozdział w życiu i niestety u mnie było to samo. Doszłam do wniosku, że martwienie się o moją przeszłość mogło prowadzić do wielu sytuacji, w których byłam zbyt nerwowa i chciałam w końcu żyć teraźniejszością, a nie przeszłością, której w większości nie znałam. Jeśli w końcu dowiem się o tym, kim byłam kiedyś to będę szczęśliwa, ale na ten moment tego nie potrzebowałam. Miałam wspaniałą przyjaciółkę, pracę i Damon się w końcu od nas odczepił. Dodatkowo nie słyszałam o żadnej rzezi, więc to też był plus. Nadal raz na jakiś czas myślałam o tym co się działo w muzeum i o wszystkich potworach, o których nie miałam pojęcia, ale doszłam do wniosku, że rozmyślanie doprowadzi mnie tylko do psychiatryka.
- Masz szczęście, że nie wyglądasz źle.
Uśmiechnęłam się wiedząc, że to był jej komplement i oparłam się o biurko, patrząc jak kobieta przegląda jakieś dokumenty na komputerze.
- Więc co mam dzisiaj zrobić, szefowo?
- Dzisiaj musisz zniknąć mi z oczu – mruknęła pod nosem – Posprzątaj bibliotekę zamkniętą.
Kiwnęłam głową zadowolona i zabrałam klucz z biurka, kierując się w stronę drzwi. Wiedziałam, że Annie jest zła, bo znowu była na bingo, więc pewnie nie udało jej się wygrać. W końcu trudno jej pogodzić się z porażką, przez co stawała się bardziej zgryźliwa i nieprzyjemna.
Ja natomiast byłam szczęśliwa, że mogłam spędzić mój czas w bibliotece zamkniętej. W końcu mogłam wrócić do Bestrix i przeczytać o trochę więcej. Ta książka chodziła mi po głowie przez ostatni miesiąc, ale drzwi do dolnej części były zamknięte, a nie chciałam kraść kluczy. Annie by mnie chyba zabiła i zakopała pod biblioteką.
Otworzyłam drzwi, a piękny, znajomy zapach dotarł do mojego nosa. Bez zastanowienia zeszłam na dół i zauważyłam, że był tu jeszcze większy nieporządek niż ostatnio. Bestrix mogło poczekać i najpierw wolałam trochę posprzątać, więc przemyłam podłogę pod ścianą mopem, który doniosła mi pod drzwi Annie i odłożyłam tam książki, które nie mieściły się już na półki. Od razu zrobiło się tu więcej miejsca i mogłam chodzić swobodniej wiedząc, że nie kopnę jakiegoś stosu książek. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy do rąk wzięłam znajomą ciemnozieloną książkę. Otworzyłam ją na ostatniej stronie i zaskoczona zauważyłam, że nic tam nie ma. Ta książka nie była napisana nawet do połowy, więc autor musiał po jakimś czasie zrezygnować.
Przeskoczyłam na początek stron, gdzie była mapa. Przejrzałam ją jeszcze raz, zastanawiając się, o co w tym chodziło i przeszłam na kolejną kartkę.
Osycja
Królestwo znajduje się w północno-zachodniej części znanej krainy, a jego najdalej wysunięta część graniczy z Morzem Denate, co zapewnia ludności dostęp do zasobów wodnych i sprzyja rozwojowi życia morskiego, jak i ułatwia kontakt ze stworzeniami morskimi. Od sześciuset osiemdziesięciu lat władzę nad tym ziemiami sprawuje król Duncan, który przez cały ten czas nie dopuścił do wybuchu żadnej wojny, dbając o dobro swoich poddanych i zapewniając im bezpieczeństwo.
Jego syn, którego imię pozostaje tajemnicą, ukrywany jest w zamku, chroniony przed zagrożeniem płynącym z południa. Przyszłość młodego księcia budzi liczne wątpliwości – nie wiadomo, czy kiedykolwiek zasiądzie na tronie. Krążą plotki, że cierpi na nieuleczalną chorobę, która uniemożliwia mu samodzielne sprawowanie rządów. W związku z tym część dworu sugeruje, iż przyszłym monarchą może zostać młodszy brat króla Duncana – książę Arthur. Miejsce pobytu Arthura jest nieznane, co rodzi liczne spekulacje na temat jego dalszego losu. W przeszłości książę Arthur znany był ze swojego wybuchowego temperamentu, co mogło przyczynić się do jego wygnania z królestwa lub, w najgorszym przypadku, do jego śmierci, mającej na celu zapewnienie stabilności i bezpieczeństwa w państwie.
Uniosłam brwi kończąc czytać i zamknęłam książkę. Podejrzewałam, że to nie była książka tylko notatnik, w którym ktoś zapisywał swoje pomysły na książkę, bo nie było to idealnie napisane. Jednak coś z tą historią mi nie pasowało, jakby nie powinno to być tak zapisane. Sama nie wiedziałam czemu tak się czułam i mimo że to były nieprawdziwe notatki, trudno mi było w to uwierzyć.
Podskoczyłam wystraszona, gdy nagle drzwi zamknęły się z hukiem. Annie chyba zauważyła, że czytałam książkę. Niepewnie odwróciłam się w tamtą stronę, wyobrażając sobie wściekłą staruszkę na szczycie schodów, jednak nikogo tam nie zauważyłam. Szybko odłożyłam książkę na półkę z mocno bijącym sercem.
- Annie? - szybko weszłam po schodach i próbowałam otworzyć drzwi, ale były zamknięte – Annie! Otwórz drzwi!
Spanikowana uderzałam w drzwi, mając nadzieję, że kobieta mnie usłyszy. Od momentu ataku wilma, gdzie ja i Eve musiałyśmy ukrywać się w małym pomieszczeniu ze szczątkami ochroniarza, nie lubiłam być zamknięta, dodatkowo nie z własnej woli. Za bardzo przypominało mi to moment, w którym walczyłyśmy o życie.
Ze łzami w oczach, upadłam przed drzwi modląc się by Annie w końcu zauważyła, że drzwi się zatrzasnęły, ale było to mało prawdopodobne, bo siedziała albo z głową w komputerze, albo między regałami i mogła mnie nie usłyszeć. Bałam się, cholernie się bałam, że nagle z cienia wyskoczy jakiś potwór. Czas coraz bardziej się przedłużał, a mi wydawało się, że siedzę tu zamknięta już kilka godzin. Chciałam wrócić do domu, nie chciałam już nigdy więcej schodzić do tej piwnicy. To była nauczka za to, że czytałam coś, czego nie powinnam.
Drzwi nagle się otworzyły, ale mój widok był rozmazany przez łzy. Nie miałam siły nawet wstawać, moje ciało zbyt mocno drżało by zrobić jakikolwiek ruch. Jednak to w końcu ta postać się ruszyła i uklęknęła przede mną, mocno tuląc mnie do klatki piersiowej. Wybuchłam głośniejszym płaczem i wtuliłam się w osobę, która pachniała mocno wodą kolońską z nutą sosny. Zapach powoli mnie uspokajał i mocno trzymałam się bluzki mężczyzny bojąc się, że jeśli mnie puści to drzwi znowu się zamkną.
- Jesteś bezpieczna, różyczko.
Słysząc dźwięk jego głosu, zamarłam. To on tu przyszedł? Nie powinnam go tulić, ale czując jego ciepło czułam się bezpieczna. To był pierwszy raz, gdy w jego obecności nie czułam niebezpieczeństwa, złości lub strachu. Chciałam tak czuć się zawsze, przez te wszystkie sytuacje nie czułam się bezpiecznie nawet w domu aż w końcu okazało się, że mężczyzna, którego nie lubiłam był moją oazą.
- Wszystko w porządku?
- Tak... Drzwi się zatrzasnęły – odwróciłam wzrok – Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Przyszedłem oddać książki i zauważyłem, że drzwi się zamknęły i po chwili szarpanie klamki – odsunął się trochę by na mnie spojrzeć – Co tam robiłaś?
- Musiałam posprzątać – westchnęłam – Ktoś musiał wchodzić do biblioteki i drzwi się zatrzasnęły przez wiatr.
- Różyczko – Damon uniósł brwi – W bibliotece jesteśmy tylko my.
- Kłamiesz – mój głos zadrżał.
- Czy kiedykolwiek cię okłamałem?
- Nie wiem, ty mi powiedz – zmrużyłam oczy.
- Ja nigdy nie kłamię – pomógł mi wstać – Kłamstwo zawsze wychodzi na jaw.
- Ukrywanie prawdy też.
Nie chciałam w to wierzyć i wolałam by Damon robił mi głupi żart, ale wiedziałam, że on nie miał powodu by mnie okłamywać. Podejrzewałam od dłuższego czasu, że on nie kłamał tylko po prostu nie mówił całej prawdy, co było wkurzające, ale on wolał udawać tajemniczego.
Odsunęłam się od niego, wycierając łzy i powoli wstałam. Damon ruszył od razu za mną i przyglądał mi się uważnie, jakby spodziewał się, że zaraz zemdleję. Nie było to dalekie od prawdy, miałam ochotę jednocześnie zemdleć, zwymiotować i uciec, ale nie chciałam dać mu satysfakcji, więc siłą próbowałam się uspokoić, co wychodziło mi do dupy.
- Pofarbowałaś włosy.
Uniosłam wzrok i spotkałam się z jego zimnym spojrzeniem, które wpatrywało się w moje włosy. Nie mogłam uwierzyć, że on był bardziej zainteresowany moimi włosami niż tą całą sytuacją! Przecież sam powiedział, że jesteśmy tu tylko my, więc drzwi mogło zamknąć jakiś potwór i mnie zabić.
- Jak możesz być taki spokojny? – zacisnęłam dłonie w pięści – Przecież coś mogło mnie zabić!
- Nic cię nie zabiło.
- Ale mogło!
- Przesadzasz – zrobił krok w moją stronę – Gdybyś przestała być tak uparta to byś miała większą ochronę.
- Niby jaką? – zmrużyłam oczy – Chodziłbyś za mną i siedział cały dzień w bibliotece, dopóki nie skończę pracy?
- Na przykład.
Jego spokojne odpowiedzi coraz bardziej zaczynały mnie wkurzać. Był tak nonszalancko nastawiony do tej sytuacji, że miałam ochotę go uderzyć by jego mózg w końcu przestawił się z robota na normalne funkcjonowanie.
- Nie! Już i tak cały czas chodzicie za mną i Eve – warknęłam – Chcemy mieć trochę prywatności, a nie dodatkowych idiotów chuchających nam w kark.
- Myślisz, że chce nam się za wami chodzić? – zrobił kolejny krok w moją stronę, Przełknęłam gulę w gardle, bo jego oczy zrobiły się jeszcze bardziej zimne niż były – Marnować na was nasz czas?
Cofnęłam się, gdy znów się do mnie zbliżył, ale uderzyłam plecami o ścianę. Przeklinałam w myślach swojego pecha i Damona, który zrobił ostatni krok i przyparł mnie jeszcze bardziej do ściany. Byłam coraz bardziej przerażona, ale on albo tego nie zauważył, albo nie zwracał na to uwagi.
- Różyczko – owinął dłoń wokół mojej szyi. Całe powietrze uciekło mi z płuc, mimo że mnie nie podduszał, tylko trzymał tam rękę – Żadnemu z nas nie chce się siedzieć całymi dniami na dachu i pilnować waszych tyłków. Nie są potworami, żeby zostawić was na śmierć – zacisnął dłoń na mojej szyi – Co innego ja. Więc bądź grzeczną dziewczynką i okaż trochę szacunku na to, że marnujemy na ciebie czas.
Puścił moją szyję, a ja od razu odepchnęłam go od siebie, chwytając się za miejsce, które przez chwilę ściskał tam mocno, że nie potrafiłam oddychać. Jego słowa były przerażające i wiedziałam, że mają w sobie nutę groźby. Dodatkowo sam się przyznał, że uważał się za potworami, co mnie ani trochę nie dziwiło, bo musiał zdawać sobie sprawę jak się zachowuje, ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Powiedział, że całymi dniami siedzieli na dachu, więc najlepszy widok na nasze mieszkanie jest w miejscu, gdzie siedział jakiś mężczyzna i skoczył z dachu, a ja przerażona zadzwoniłam na pogotowie. Wszystko zaczęło mi się łączyć.
Mężczyzna na dachu, pojawił się dwa razy w kawiarni i podczas ataku wilma w muzeum. To nie był przypadek.
- Od jak dawna mnie śledzisz? – szepnęłam.
Widziałam jak mocniej zacisnął szczękę i gdy nie odpowiedział wiedziałam, że robił to dłużej niż powinien. Jak mogłam wcześniej nie zdawać sobie z tego sprawy?
- Zadałam ci pytanie.
- A ja nie muszę na nie odpowiadać – odwrócił się i kierował się w stronę wyjścia.
- Czekaj! Mam prawo wiedzieć dlaczego to robisz! – chwyciłam go za rękaw.
- Nic nie musisz wiedzieć – warknął, odpychając mnie aż zatoczyłam się do tyłu – Zajmij się swoim przyziemnym życiem i daj innym pracować.
Patrzyłam w szoku jak wychodził z biblioteki. Nie wiedziałam co mu na to odpowiedzieć, ukrywał coś i nie miał zamiaru mi o tym powiedzieć, mimo że było to związane ze mną i może nawet z Eve. Może gdybym spotkała się z Finn'em to on powiedziałby mi coś więcej? Musiałam się dowiedzieć o co z tym wszystkim chodzi. Śledził mnie przed całą sytuacją w muzeum, tylko dlaczego? Co z tym wszystkim ja miałam wspólnego?
Odwróciłam się w stronę biblioteki zamkniętej i zacisnęłam pięści. Nie chciałam przez najbliższy czas tam wracać, coś mi w tym wszystkim nie pasowało, ale teraz bardziej interesowało mnie skąd Damon wiedział, że jestem w niebezpieczeństwie skoro pilnował mnie z zewnątrz. To wszystko nie miało dla mnie sensu, nie byliśmy na tyle blisko by musiał mi wszystko mówić ze szczegółami, ale zasługiwałam chociaż na mały kawałek by wiedzieć co się dzieje. Przecież było to związane z życiem moim i Eve! Chciałyśmy wiedzieć przed czym jeszcze musimy się chronić. Co jeśli są jakieś stworzenia, które potrafią przekształcać się w ludzi i zabiją nas na środku ulicy? Pomału wariowałam, miałam tyle pytań w głowie, ale nie było nikogo kto odpowiedziałby na te pytania.
- Mam nadzieję, że zrobiłaś sobie przerwę pracowniczą, a nie się obijasz – obok siebie usłyszałam głos Annie.
- Przerwa – westchnęłam.
- Co się z tobą dzieje, dziecko? – zmrużyła oczy – Jeszcze nie jestem ślepa. Widzę, że coś cię trapi.
- Po prostu to jest okropne, gdy ma się tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi.
Nie chciałam jej mówić całej prawdy, nie wiedziałam czy Annie by mi w ogóle uwierzyła w te wszystkie potwory i zachowanie Mortona.
- Jesteś w bibliotece, tutaj możesz znaleźć odpowiedź na każde pytanie – skrzyżowała ręce – Ale nie rób tego podczas pracy.
Ominęła mnie i wróciła za biurko, a ja patrzyłam w ziemię wchłaniając jej słowa. Może miała rację, biblioteka była na tyle duża, że mogłam znaleźć tutaj jakiś skrawek odpowiedzi na to co mnie dręczyło. Byłam zdeterminowana by się czegoś dowiedzieć.
- Annie – spojrzałam na kobietę, która spojrzała na mnie znad okularów – Mogłabyś zostawić mi dziś klucze? Zostanę dłużej w bibliotece.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro