Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Wychodząc z po kilku okropnych godzinach z samolotu, zrezygnowana i zmęczona, bez słowa odeszłam od Damona, który mamrotał coś pod nosem o nieposłusznych kobietach i poszłam do Finna i Eve, którzy rozmawiali ze sobą jak dobrzy znajomi, gestykulując żwawo rękami. Ich rozmowa była tak naturalna i swobodna, jakby byli na wakacjach.

- Przypomnij mi następnym razem, że mam się nie zgadzać na towarzystwo tego dupka – burknęłam, gdy zwrócili na mnie uwagę.

- Co on znowu zrobił? - westchnął Finn.

- Najpierw porównał mnie do psa, a później do gówna na bucie.

- Co za kutas! - warknęła Eve – Zaraz mu pokażę, że się z nami nie zadziera!

Chciała ruszyć na Damona, który rozmawiał przez telefon, ale Finn ją zatrzymał. Musiałam przyznać, że sytuacja wyglądała śmiesznie, gdy Eve szarpała się jak kot z facetem, który jest dwa razy większy od niej.

- Przestańcie, obie. Damon ma trudny charakter i ciężko się z nim rozmawia, ale powinniście być szczęśliwe, że nie zostawił was na pastwę losu, tylko zabrał ze sobą – powiedział Finn, puszczając Eve, która naburmuszona poprawiała włosy opadające jej na twarz – Ta sytuacja też jest dla nas trudna, musimy chronić dodatkowo dwie kobiety zamiast skupić się na jednym zadaniu. Więc jeśli nie chcecie, żebyśmy zostawili nas na kolację tym bestią, to się ogarnijcie.

Spojrzałyśmy na siebie z Eve wiedząc, że Finn miał rację, ale trudno było nam siedzieć cicho, gdy ktoś nas obrażał. Chociaż byłam zaskoczona swoim zachowaniem, że próbowałam uderzyć Damona. Nigdy nie podniosłam na nikogo ręki odkąd wyszłam ze szpitala. Tam próbowałam zaatakować lekarza, bo się wystraszyłam, gdy próbował pobrać mi krew.

- Teraz pójdziecie z nami, ale nie pytajcie co tu robimy, bo i tak nie możemy wam nic powiedzieć – westchnął blondyn – Po prostu czujcie się jak na wakacjach.

- Możemy chociaż wiedzieć gdzie jedziemy? - spytała Eve.

- Do Stonehenge.

Zacisnęłam pięści, czując obok siebie obecność Damona, który odpowiedział na pytania. Cała jego złość, którą miał w swoim głosie podczas lotu, teraz zniknęła i została tylko obojętność.

- Czemu tam? - dziękowałam w duchu Eve, że zadała te pytanie za mnie – Wiesz, myślałam, że skoro nas tu zabraliście to będziemy musiały iść do jakiegoś opuszczonego magazynu na nielegalne walki albo próbować zdobyć więcej tej księżycowej broni czy coś.

Próbowałam nie parsknąć śmiechem na jej słowa. Wyobraźnia Eve działała na pełnych obrotach i poprawiała mi tym humor. Dziewczyna nie czytała w ogóle książek, więc zastanawiałam się skąd wzięły się jej słowa.

Damon i Finn z pewnością nigdy nie zdecydowaliby się zabrać nas w takie miejsce. Dla nich byłoby to zbyt ryzykowne, zwłaszcza że praktycznie nas nie znali, a nie można było wykluczyć, że w najmniej oczekiwanym momencie moglibyśmy przypadkiem wygadać się o wszystkim. Tego rodzaju sytuacja, pełna potencjalnych zagrożeń, mogła się okazać zbyt niebezpieczna nawet dla nich. Ponadto, sam pomysł zabrania nas na nielegalne walki w klatkach wydawał się zupełnie nieprawdopodobny, biorąc pod uwagę ich ostrożność i niechęć do podejmowania niepotrzebnego ryzyka. Jednak, jeśli chodziło o zdobycie większej ilości broni księżycowej, to już było coś, co miało sens.

- Bo muszę się tam z kimś spotkać – westchnął zirytowany – Teraz się zamknijcie i chodźcie.

Nie czekając na naszą odpowiedź, brunet odszedł, a blondyn ruszył za nim z przepraszającym uśmiechem. Ruszyłam z Eve w tym samym momencie i parsknęłam cichym śmiechem, gdy wyciągnęła w ich stronę środkowy palec. To była bardzo dobra reakcja na wredne zachowanie Damona. Finna lubiłam, było widać, że gdyby on był szefem to sytuacja wyglądałaby kompletnie inaczej. Chyba wtedy czułabym się bardziej pewna swojego bezpieczeństwa.

W końcu, po kilku długich minutach błądzenia wśród terminali i krążenia wokół lotniskowych korytarzy, udało nam się wydostać na zewnątrz. Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to dwa wynajęte samochody, przy których zatrzymali się mężczyźni. Byłyśmy zmęczeni, znużeni podróżą, ale zmęczenie nie przesłoniło nam ostrożności. Spojrzałyśmy z Eve na siebie, wymieniając krótkie, porozumiewawcze spojrzenie, które wystarczyło, by podjąć decyzję. Bez słowa skierowałyśmy kroki w stronę samochodu, który wydawał się nieco bardziej przyjazny – liczyłyśmy na to, że podróż z tym, który wydawał się bardziej miły, będzie choć odrobinę mniej uciążliwa. Jednak zanim zdążyłam otworzyć drzwi, czyjaś ręka, niespodziewanie i szybko, zatrzymała drzwi, uniemożliwiając mi wejście.

- Jedziesz ze mną, różyczko.

- Nie ma mowy – burknęłam – Chcę jechać z Finnem.

- Nie obchodzi mnie to. Jedziesz ze mną.

- A mnie nie obchodzi, że ciebie to nie obchodzi – przeszłam na drugą stronę samochodu – Jedź sam.

Nie czekając na odpowiedź, weszłam do środka. Przez zaciemnioną szybę zauważyłam, że Damon zaciska pięści i rusza do swojego samochodu, mamrocząc coś pod nosem. Odetchnęłam z ulgą, że nie wyciągnął mnie stąd siłą i mogłam oszczędzać siły, zamiast znowu z nim walczyć. Szybko zapięłam pasy, gdyby jednak ten dupek alfa zmienił jeszcze zdanie i spojrzałam do przodu, gdzie Finn i Eve patrzyli na mnie rozbawieni.

- Co?

- Masz pazury, przyznaję – blondyn odpalił samochód i ruszył.

- I skaczecie sobie do gardeł – Eve mrugnęła do mnie – Mam nadzieję, że kiedyś skopiesz mu tyłek. Jest aroganckim dupkiem.

- Nie zaprzeczę, ale Damon to dobry człowiek – westchnął Finn – Jak mówiłem ma trudny charakter i trzeba się do niego przyzwyczaić.

- Może się przyzwyczaję, jeśli prędzej on nie zabije mnie albo ja jego – przewróciłam oczami.

- To będziesz musiała stanąć w kolejce – blondyn się zaśmiał – Wiele osób chce zabić Damona.

- Super! Stworzę klub „Pieprzyć Damona Mortona".

- Jestem pewny, że on sam chętnie dołączyłby się do tego klubu.

Przez chwilę nie rozumiałam o co mu chodzi i do dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę co miał na myśli. Zrobiłam się cała czerwona, a Eve próbowała powstrzymać śmiech.

- Nie to miałam na myśli! - zakryłam twarz dłońmi – Boże, wy macie tylko jedno w głowie.

- Musisz zmienić nazwę klubu. Dużo osób może się pomylić, a później będą żałować, że tam dołączyli.

- Finn, bardzo cię polubiłam, ale czy mógłbyś się zamknąć i nie pogrążać mnie jeszcze bardziej? – jęknęłam niezadowolona.

Ukryłam się za fotelami zażenowana całą sytuację i tylko słyszałam chichoty od Finna i Eve, którzy najwyraźniej cieszyli się z mojej wpadki.

Żałowałam, że nie zabrałam słuchawek, które odcięłyby mnie od tego świata i nie musiałabym słuchać ich głupich docinek. Oparłam głowę o szybę i patrzyłam na pochmurny krajobraz za mną, próbując odciąć się od ich rozmowy.

Oczywiście nie można mieć wszystkiego i docierając na miejsce, ledwo co wyszliśmy z samochodu, a Finn pochwalił się Damonowi moim wspaniałym pomysłem. Mężczyzna na szczęście spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem i tylko pokręcił głową, ruszając do przodu.

Przygryzłam wargę i przeszłam obok Eve, która robiła pełno zdjęć, mimo że nie dostaliśmy się nawet do głównej atrakcji. Damon kupił nam bilety i ruszyliśmy od razu za nim. Podejrzewałam, że był już w tym miejscu, bo pisał coś na telefonie, nie patrząc na otoczenie, jakby wiedział, w które miejsce musi się kierować.

Z daleka widziałam już duże kamienie stojące w okręgu i aż przeszły mnie ciarki z ekscytacji. To miejsce było usłane tajemnicą i aż się prosiło by dowiedzieć się dlaczego te wszystkie kamienie tak stoją.

Może to był kiedyś budynek, świątynia? Lub ludzie odprawiali tu jakieś rytuały? To miejsce mogło mieć wiele historii, jednak umarły razem z mieszkańcami. To było irytujące. Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi. Co w pewnym sensie stało się moją codziennością.

- Nie spodziewałam się, że kiedyś tu trafię – powiedziała Eve.

- Ja też – uśmiechnęłam się delikatnie, po raz pierwszy od kilku dni – To miejsce, to jedna wielka tajemnica.

- Myślisz, że zabrali nas tu tylko po to, żeby nas pilnować? – szepnęła blondynka, by mężczyźni jej nie usłyszeli.

- Nie wiem i szczerze mało mnie to obchodzi – westchnęłam – Chcę tylko, żeby zabili tamte potwory i dali nam spokój.

- Finn nie jest taki zły.

- Tak, z nim się da wytrzymać i jest dla nas miły – prychnęłam – Damon to inna historia.

- Ale może Finn ma rację – powiedziała niepewnie – Damon może ma taki charakter i trzeba się po prostu przyzwyczaić.

- Naprawdę wierzyć w każde ich słowo? – spojrzałam na przyjaciółkę, mrużąc oczy – Skąd możesz wiedzieć, czy Finn jest przyzwyczajony do jego zachowania? Może Damon kazał mu tak powiedzieć, żebyśmy przestały na niego narzekać.

- Za dużo tych może...

- Właśnie, dlatego nie można im ufać, bo nie znamy ich prawdziwych intencji – przeczesałam dłonią włosy – Manipulują nas i zmuszają, żebyśmy robiły to co chcą, bo inaczej nas zostawią na pastwę losu.

- Nie mówię, że im ufam! – mruknęła – Ale skoro musimy przebywać w swoim towarzystwie, to nie warto walczyć, tylko spróbować ich poznać.

- Nie mam nic przeciwko poznaniu Finna.

- Nie chodzi mi o Finna.

- No to mamy problem.

- Vi... Spróbuj chociaż.

- Nie – warknęłam.

- A może w środku jest słodkim kotkiem, a na zewnątrz udaje złego niedźwiedzia – przygryzła wargę.

- Skąd ty bierzesz te metafory – machnęłam ręką – Z resztą nieważne. Nawet słodki kotek może być niebezpieczny. Nie pamiętasz co się stało Nickiem z Marvela, gdy zaufał temu zdradzieckiemu stworzeniu?

- Ale to jest fikcja!

- A to nie jest! – warknęłam wściekła, pokazując jej otoczenie – To nie film, Eve. Tutaj nie mamy gwarantowanego szczęśliwego zakończenia.

- Musisz przestań być tak negatywnie nastawiona na wszystko i wszystkich dookoła!

- Och, wybacz, że moje zaufanie do obcych osób spadło do poniżej zera po tym co widziałam w muzeum.

- To coś innego – powiedziała ciszej.

- Wcale nie. Wilm zabił ich wszystkich i nagle pojawił się Damon, żeby jak książę na białym koniu nas uratować – przeczesałam włosy dłonią – A co jeśli on tam był od samego początku i to wszystko jego sprawka?

- Nie mów tak...

- Mówię to co myślę, a ty przestań być taka ufna.

Podeszłam do kamieni, pokazując jej, że temat został zakończony i zapatrzyłam się w nie, szukają czegoś, co mogłoby być w nich interesujące i odciągnąć moje myśli od rozmowy z Eve. To były po prostu zwykłe, duże kamienie, ale nie mogłam pozbyć się myśli, że mimo wszystko były fascynujące. Nie wiedziałam nawet czemu, ale musiałam się dowiedzieć na ich temat więcej. Przeszukałam wzrokiem miejsce i mój wzrok spoczął na tabliczce oddalonej ode mnie o jakieś dwa metry. Eve zniknęła gdzieś, zapewne robiąc wszystkiemu zdjęcia, więc sama poszłam do tabliczki.

Uniosłam brwi, czytając, że to miejsce tysiące lat temu było pochówkiem dla wielu osób. Istniały jeszcze jakieś inne przypuszczenia, ale to zaciekawiło mnie najbardziej.

Czyli ludzie przychodzili tu oglądać cmentarz, a teraz ja stoję w miejscu gdzie kiedyś stali ludzie, opłakując śmierć bliskiej osoby z rodziny.

Aż ode chciało mi się tu być. Musiałam znaleźć resztę i wymyślić jakąś wymówkę, żeby stąd wyjść. Jeśli to naprawdę był cmentarz, wolałam stąd odejść i nie przeszkadzać tym wszystkim duszą. Damon na pewno tu zostanie, ale ten człowiek najmniej mnie interesuje i może sobie nawet tu nocować, pijąc herbatkę z upiorami.

Odwróciłam się, a serce podeszło mi do gardła. Nikogo tu nie było.

Kręciłam się w kółko, próbując ogarnąć sytuację, ale im więcej patrzyłam, tym bardziej to wszystko wydawało się nierealne. Każdy turysta, który jeszcze przed chwilą przechodził obok, nagle zniknął jakby rozpłynął się w powietrzu. Zniknęli także moi przyjaciele, a Damon... Gdzie oni wszyscy poszli? Co się do cholery działo? Szybko zaczęłam przeszukiwać teren wzrokiem, ale nie dostrzegałam nikogo. Serce waliło mi w piersi, a adrenalina pulsowała w żyłach.

– Robią sobie ze mnie jakieś głupie żarty? – pomyślałam na głos, a zaciśnięte pięści drżały mi ze złości.

To było zbyt dziwne, zbyt niepokojące, by mogło być przypadkowe. Jak ich znajdę, to te miejsce stanie się ich cmentarzem.

- Eve? - objęłam się ramionami i chodziłam dookoła kamieni – Finn? Damon?

Przełknęłam nerwowo ślinę, czując, jak cała pewność siebie, którą starałam się utrzymać, rozpływała się w powietrzu. Coś było bardzo nie tak. To, co się działo, nie miało żadnego sensu. To niemożliwe, by oni tak po prostu zniknęli w mgnieniu oka. Gdzie oni poszli? Nie było tu żadnych zakamarków, żadnych miejsc, w których mogliby się schować.

Pochmurne niebo wisiało nad moją głową, a wiatr szarpał moje ubranie, potęgując uczucie niepokoju, które zaczynało mnie przytłaczać. Nastała martwa cisza, przerywana tylko moim przyspieszonym oddechem, a piszczenie w uszach stawało się się coraz głośniejsze. Z nerwów bawiłam się rąbkiem bluzy, ale nie pomagało mi to się uspokoić. Im dłużej stałam w milczeniu, tym bardziej czułam się, jakby czas zatrzymał się w miejscu.

I wtedy to zobaczyłam. Cień, który przemknął za jednym z kamieni. Po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz i zamiast się wycofać, jak każdy zdrowy rozsądek nakazałby w takiej chwili, poczułam, jak moje ciało samo ruszyło w stronę tego, co prawdopodobnie mogło mnie zabić. Chciałam, nie, musiałam wiedzieć co to. Czułam się, jak ta głupia postać z horroru, która zamiast uciekać przed niebezpieczeństwem, zawsze wybiera najbardziej nierozsądny sposób, by sprawdzić, co się dzieje. Wiedziałam, że to był błąd, ale nie byłam w stanie się zatrzymać.

Z sercem w gardle zajrzałam za kamień mając nadzieję, że znajdę tam ukrytą Eve, ale nikogo nie zauważyłam. Odetchnęłam cicho z lekką ulgą, że chociaż nie było tam potwora, jednak nie trwało to zbyt długo, bo na ramieniu poczułam czyjąś lodowatą dłoń. Odwróciłam się gwałtownie, ale znowu nikogo nie było. Kamienie, choć wyglądały tak identycznie jak wcześniej, nagle wydawały się obce, jakby coś w tym miejscu się zmieniło. Nie byłam w stanie tego dokładnie określić, ale czułam to w powietrzu. Jakby atmosfera stała się cięższa, pełna jakiegoś nieokreślonego napięcia. Powinnam zawrócić, biec jak najdalej stąd, ale moje nogi nie chciały się ruszyć. Paraliżujący lęk przeszył mnie, zmieniając w bezwładną marionetkę.

- Przestańcie, to nie jest śmieszne.

Cała drżałam, rozglądając się dookoła, wyczuwając jakieś niebezpieczeństwo. Zacisnęłam dłonie w pięści, próbując znaleźć coś do obrony, ale oczywiście moje szczęście opuściło mnie już dawno i nic takiego nie znalazłam. Próbowałam się uspokoić i oparłam rękę o kamień, zastanawiając się co mam ze sobą zrobić, skoro nawet bałam się głośniej oddychać i rozglądać. Zamyślona i przerażona spojrzałam na swoją rękę, a cały powietrze uciekło mi z płuc, widząc, że jakaś czarna maź, a może mgła, nie miałam pojęcia, owija się wokół mojej dłoni.

Z krzykiem odsunęłam rękę i byłam pewna, że usłyszałam niezadowolony syk. Cofnęłam się przerażona od kamienia, patrząc jak mgła znika w ziemi i prawie upadłam. Udało mi się na szczęście utrzymać równowagę i cały czas patrzyłam w miejsce, gdzie przed chwilą było to coś, drżąc na myśl, że nagle owinie się wokół moich nóg i wciągnie pod ziemię. Do oczu napłynęły mi łzy, czułam się bezradna, nikogo tutaj nie było, jakby wyparowali i jedyne co mogłam zrobić, to cofać się, mając nadzieję, że jakoś uda mi się uciec. Za sobą znowu usłyszałam kolejny syk i wpadłam na czyjąś klatkę piersiową. Nie zastanawiając się dwa razy, odwróciłam się z krzykiem i uderzyłam tę osobę lub potwora w twarz.

Nie wiedziałam czy bardziej zabolała mnie ręka czy serce, bo gdy uniosłam wzrok zobaczyłam stojącego przede mną Damona z przekrzywioną głową w prawo. Na jego policzku zaczął się formować czerwony ślad mojej ręki, a jego wzrok był skupiony na mnie jakby się zastanawiał czy zabić mnie teraz czy może jak wrócimy do samochodu.

Wiedziałam jedno.

Mam kłopoty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro