Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Chciałam go zabić. Chwycić go za jego cholerny krawat i wyrzucić z samolotu. Bardziej by się przydał gdyby został pokarmem dla ryb. Nie mogłam uwierzyć, że był takim dupkiem! I jeszcze mówił to wtedy wszystko z tym zadowolonym uśmieszkiem na twarzy.

Siedziałam w samolocie w klasie ekonomicznej między jakąś kobietą, która strasznie śmierdziała i chwytała moją dłoń, bo bała się latać, a po drugiej stronie siedział jakiś jakiś mężczyzna, który strasznie chrapał, a jego głowa opadała na moje ramię. Eve miała na tyle szczęście, że siedziała przy oknie, a obok niej jakiś przystojny mężczyzna i ze sobą rozmawiali. Oczywiście, że ja mogłam mieć takiego pecha albo Damon zrobił to specjalnie po tym, jak kazałam Finnowi wywalić go z domu.

Nienawidziłam go.

Myślałam, że wszyscy będziemy siedzieć obok siebie dla bezpieczeństwa, ale on powiedział, że tutaj nam nic nie grozi i poszedł z Finnem do przedziału pierwszej klasy. Oni pili sobie pieprzonego szampana, a ja musiałam wstrzymywać oddech by przeżyć. Chciałam by ten lot się w końcu skończył, musiałam umyć ręce i ściągnąć z siebie bluzę, która śmierdziała tak jak te osoby wokół mnie.

Lot do Bristolu miał trwać dziewięć godzin, jak na razie minęły tylko dwie, a ja miałam ochotę walić głową w przednie siedzenie. Nie umiałam już dłużej tego znieść i przecisnęłam się między mężczyzną, który wymamrotał coś przez sen i opadł na moje siedzenie. Świetnie, teraz nie miałam nawet gdzie siedzieć. Szybkim krokiem przeszłam do łazienki i weszłam do środka. Od razu wyczułam odświeżacz powietrza i odetchnęłam z ulgą, wchłaniając zapach kwiatów. Umyłam ręce i oparłam się o ścianę biorąc głęboki wdech. Ta mała przestrzeń dawała mi trochę odpoczynku. Miałam jeszcze przed sobą siedem godzin lotu, co wydawało się wiecznością, gdybym miała siedzieć pomiędzy tamtymi ludźmi, którzy bilet znaleźli chyba w koszu na śmieci, szukając butelek. Chciałam zostać tu jak najdłużej, choćby do samego końca podróży, by cieszyć się tą chwilą swobody w ruchach. W małym, ale nie klaustrofobicznym pomieszczeniu, z lustrem nad zlewem i cichym buczeniem silników w tle, mogłam chociaż na chwilę zapomnieć o twardym siedzeniu, braku miejsca i brzydkim zapachu. Było to absurdalne, bo znalazłam azyl w miejscu, w którym ludzie się wypróżniają, ale co innego mogłam zrobić? Piloci na pewno nie zaproszą mnie na herbatkę.

Dodatkowo Annie była na mnie wściekła, że zabrałam tak nagle wolne. Przeczuwałam, że gdy przyjdę do pracy, wyjdę stamtąd z siniakiem na czole albo bez jakiejś części ciała. Nie mogłam jej winić, dzisiaj miała dostawę nowych książek, a przy tym było dużo roboty. Zapisanie wszystkiego na komputerze, skanowanie i układanie na półkach. Czułam się okropnie z myślą, że zostawiłam taką pracę starszej osobie.

Usłyszałam pukanie do drzwi i powstrzymałam niezadowolony jęk. Niech ten dzień w końcu się skończy. Nie śpiesząc się, otworzyłam drzwi, które oczywiście musiały zaciąć się w połowie i spojrzałam w znajome brązowe oczy.

- Wszystko w porządku? - spytał Finn.

- Co ty tu robisz?

- Przyszedłem sprawdzić jak się trzymacie – uśmiechnął się delikatnie – Nie wiedziałem, że Damon kupił wam bilety w klasie ekonomicznej.

- Damon może iść się pieprzyć – prychnęłam.

Finn zaśmiał się, kręcąc głową, a jego blond włosy opadły na czoło. Musiałam przyznać, że był naprawdę przystojnym mężczyzną. Tylko szkoda, że trzymał się z Damonem. Gdyby nie ten fakt, może byłabym skłonna mu zaufać, a nawet dać się gdzieś zaprosić.

- Możemy się zamienić, jeśli chcesz – poczochrał mnie po włosach – Przyda mi się chwila odpoczynku od tego marudy.

- Wiesz, jest duże prawdopodobieństwo, że się pozabijamy – uniosłam brwi rozbawiona.

- Chociaż nie będzie nudno – mrugnął do mnie.

- Wolałabym, żeby było nudno niż być w jego towarzystwie.

- Jesteś pewna? Mamy rozkładane siedzenia i pysznego szampana.

Zmrużyłam oczy, patrząc na niego uważnie. Próbował mnie przekupić takimi idiotycznymi rzeczami, naprawdę myślał, że się zgodzę? Oczywiście, że tak.

- Dobra, ale jeśli dojdzie do morderstwa, to jesteś współwinny.

- Nie ma sprawy – powoli odchodził – Do zobaczenia w więzieniu!

Czy to był zły pomysł? Oczywiście, że tak, ale w sumie mało mnie to interesowało. Musiałam odpocząć od tego zaduchu i dodatkowo nigdy nie leciałam pierwszą klasą. Chyba.

Weszłam do odpowiedniego przedziału i rozglądałam się szukając Damona. Znalazłam go siedzącego przy oknie i piszącego coś na laptopie. Był dość skupiony i delikatnie marszczył brwi. Przygryzłam wargę i ruszyłam w jego stronę, modląc się by mnie stąd nie wyrzucił. Usiadłam na siedzeniu obok niego i zacisnęłam pięści, od razu czując na sobie jego wzrok. Siedzenia były oddalone od siebie, więc gdybym chciała wbić w niego nóż do masła, który leżał na prowizorycznym stoliku obok mnie, to dość mocno musiałabym się wychylić.

- Dlaczego tu jesteś? - powiedział wkurzonym tonem.

- Wyrzuciłam Finna z samolotu i postanowiłam zająć jego miejsce – uśmiechnęłam się niewinnie.

- Może chcesz do niego dołączyć? Chętnie popatrzę jak wyskakujesz z samolotu.

- Pomarz sobie, mam zamiar tu zostać.

Patrzyłam mu prosto w oczy, biorąc jego kieliszek szampana i wypiłam go kilkoma szybkimi łykami. Poczułam delikatne pieczenie w gardle i ciepło w żołądku, co w jakiś sposób mnie rozluźniło.

- Finn miał rację – oblizałam usta – Ten szampan jest naprawdę pyszny.

Jego szczęka zacisnęła się tak mocno, że aż zaskoczyłam się, że nie połamał sobie zębów. Zimne, przenikliwe oczy wbijały się we mnie z wściekłością, jakby chciał mnie zmiażdżyć samym spojrzeniem. Każda komórka mojego ciała krzyczała bym odwróciła wzrok, żeby złamać ten kontakt i pozwolić mu wygrać w tej dziwnej, niewypowiedzianej konfrontacji. Ale wiedziałam, że gdybym to zrobiła, dałabym mu dokładnie to, czego chciał, a tego nie mogłam mu podarować. Zamiast tego uniosłam lekko brodę i wpatrywałam się w niego równie uparcie, chociaż pewnie ja wyglądałam jak wściekłe dziecko.

Serce zabiło mi szybciej, gdy Damon się do mnie pochylił, a jego ciepły oddech owiał moją twarz. Teraz ja zacisnęłam szczękę, próbując powstrzymać jakikolwiek ruch by nie zauważył, że chciałam się odsunąć.

- Różyczko, w moich marzeniach dzieją się rzeczy, o których nie chcesz wiedzieć – jego niski głos przeszedł aż do moich kości – Z tobą w roli głównej.

- Jesteś walnięty – w końcu się odsunęłam, nie potrafiąc wytrzymać jego bliskości.

- Słyszałem gorsze obelgi.

- Masz się czym chwalić – prychnęłam.

Spojrzałam na jego laptop i z zaciekawieniem próbowałam zobaczyć co tam pisze, ale Damon widząc to, od razu go zamknął, a ja mruknęłam niezadowolona.

- Zajmij się sobą – warknął – Zaczynasz mnie wkurzać.

- To powiedz czemu musimy lecieć do Bristolu.

- Nie interesuj się. Gdybym mógł to bym was tam zostawił – zacisnął dłonie na laptopie – Lecisz ze mną, ale to nie oznacza, że możesz robić co chcesz. Masz być cały czas blisko mnie albo Finna, jak grzeczny piesek.

- Czy ty mnie porównałeś do psa? - spojrzałam na niego wściekła.

- Mogę też cię porównać do gówna na bucie, którego niestety nie mogę odczepić.

Ledwo co skończył, a ja już zamachnęłam się ręką by uderzyć go w tą idiotyczną twarz, ale Damon był szybszy i mocno chwycił mój nadgarstek. Widząc jego morderczy wzrok, zdałam sobie sprawę, że właśnie popełniłam największy błąd w życiu, a jego bolesny uścisk uświadamiał mi to jeszcze bardziej.

Próbowałam się wyrwać, ale był zbyt silny. Nic nie mówił tylko patrzył na mnie, jak drapieżnik na ofiarę. Czułam śmierć stojącą za plecami i czekającą na decydujący ruch od mężczyzny, ale on na szczęście puścił. Odsunęłam się od niego tak daleko, na ile pozwalało mi siedzenie i próbowałam nie drżeć ze strachu. Nie mogłam pokazać mu, że się boję, bo jeszcze bardziej by to wykorzystał. Próbowałam grać odważną, pokazać mu, że się go nie boję, ale nie potrafiłam. Nie wiedziałam co takiego w sobie miał, że samym wzrokiem potrafił przytrafić mnie o dreszcze. Gdyby nie fakt, że mnie uratował i pilnował by nic mnie nie zabiło, to już dawno urwałabym z nim wszelki kontakt.

Damon nic nie mówiąc, wrócił do pracy na laptopie, odwracając go tak, że nie byłam w stanie zobaczyć co tam pisze, ale moje całe zainteresowanie już przepadło. Byłam roztrzęsiona tym co się stało i nie wiedziałam czy bardziej przeraziła mnie jego agresja czy moja. Oboje byliśmy siebie warci.

Spojrzałam na swój nadgarstek, na którym pojawiły się delikatne siniaki od jego uścisku. Zacisnęłam szczękę i zakryłam rękę bluzą, nie chcąc mieć problemów, gdyby ktoś to zauważył. Może nienawidziłam Damona całym sercem, ale był potrzebny, żeby chronić mnie i Eve przed tymi potworami, więc nie mogłam iść na policję. Chociaż nawet jakbym poszła to nic by z tym nie zrobili, bo Damon mógł powiedzieć, że próbował się bronić, co nie było dalekie od prawdy, bo niestety to ja pierwsza go zaatakowałam.

Wyszłam teraz na kompletną wariatkę, chciałam go uderzyć, a powinnam zachować się jak dorosła osoba i dać sobie z nim spokój, ale nie, moje ego było zbyt duże by dać mu się poniżać.

- Dupek – wymamrotałam pod nosem, mając nadzieję, że to usłyszy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro