Rozdział 12
Weszłam do mieszkania i od razu zasłoniłam oczy przez jasne światło. Byłam dzisiaj dość tkliwa przez Annie, która kazała mi siedzieć na zapleczu przy komputerze i stworzyć foldery w kolejności alfabetycznej i wrzucić tam wszystkie pliki. Nie wiedziałam skąd ona ich tyle miała, ale przesiedziałam tam większość czasu mojej pracy. Było to ciężkie dla moich oczu, ale chociaż zapomniałam na te kilka godzin o mojej aktualnej sytuacji.
Wchodząc głębiej do mieszkania w mojej głowie znowu wybuchły wszystkie myśli, które tak bardzo próbowałam powstrzymać, a wspomnienie rozszarpanych ciał spowodował o mnie odruch wymiotny.
- Jesteś! – Eve podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
- Tak, żyję – westchnęłam i odwzajemniłam objęcie – Jak było w pracy?
- Czułam, że cały czas ktoś na mnie patrzy – odsunęła się ode mnie z grymasem na twarzy – To okropne uczucie.
- Ta, coś o tym wiem – poszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody – Idąc do pracy miałam wrażenie, że ktoś zaraz na mnie wyskoczy.
- Ja też – blondynka usiadła na blacie – Bałam się otworzyć kasę, bo myślałam, że wyskoczy jakiś stwór.
Uniosłam kubek do ust i spojrzałam na przyjaciółkę. Myślałam, że wszystko przeżywałam mocniej, ale jak widać się myliłam. Eve była bardziej tym wszystkim przerażona. Ja tylko myślałam, że coś wyskoczy na mnie zza rogu, ale nie myślałam, że coś wyskoczy mi z książki. To chyba było niemożliwe, prawda? Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach na myśl, że jednak mogło tak być.
- Nie masz się czym martwić – usłyszałam za sobą niski głos.
Obie pisnęłyśmy i automatycznie rzuciłam szklanką w stronę złodzieja. Otworzyłam szeroko oczy widząc Damon'a uchylającego się przed szklanką, która rozbiła się na ścianie. Moje serce zatrzymało się, widząc małe skaleczenie na jego policzku, ale gdy przetarł twarz to nic tam nie miał. Chyba powinnam iść do okulisty.
- Zwariowałaś? - spojrzał na mnie z szokiem, gdy się wyprostował.
- To ty zwariowałeś! - warknęłam – Nie wchodzi się do kogoś bez pukania!
- Może następnym razem pomyśl, żeby zamknąć je na klucz – skrzyżował ręce.
- I tak nie powinieneś tu wchodzić!
Miałam ochotę zabrać tym razem nóż i rzucić mu nim w twarz.
- Okej, uspokójmy się – powiedziała Eve, schodząc z blatu i kładąc mi rękę na ramieniu – Co tu robisz?
- Przyszedłem sprawdzić jak się trzymacie.
- Wow, ale ty troskliwy jesteś – prychnęłam, a Damon spojrzał na mnie morderczym wzrokiem – Nie patrz tak na mnie.
- To przestań zachowywać się, jak idiotka.
- Co ty powiedziałeś?! - zrobiłam krok w jego stronę wściekła.
Tego było za dużo. Za kogo on się uważał? Wchodzi do mojego domu jakby tu mieszkał i nic sobie z tego nie robi, a później mnie obraża.
- Vi... Spokojnie – Eve mocniej chwyciła moje ramię.
- Jak mam być spokojna?! Ten idiota wchodzi do naszego domu jakby nigdy nic! - krzyknęłam – Nie chce nam powiedzieć o co dokładnie chodzi z tymi całymi wilmami, dlaczego zamordowali tych ludzi i prawie nas, a teraz udaje, że się martwi.
- Nie wiedziałem, że masz w sobie taki ogień, różyczko – jego kąciki ust uniosły się w delikatnym, złośliwym uśmiechu.
- Zamknij się i nie nazywaj mnie tak!
- Albo co? - skrzyżował ręce.
Zabrałam kolejną szklankę z blatu by w niego rzucić, ale powstrzymała mnie Eve, mocno chwytając mnie za nadgarstek.
Ten człowiek doprowadzał mnie do strachu i jednocześnie takiej wściekłości, że miałam ochotę spalić cały świat. Nie wiedziałam czemu tak agresywnie zareagowałam, nigdy nie rzucałam w ludzi rzeczami, ale on to wszystko zmienił.
- Powinieneś już iść – Eve spojrzała na Damona – Musimy się przyzwyczaić do tej całej sytuacji i potrzebujemy o tym porozmawiać między sobą, a nie osobą, której prawie nie znamy.
- Rozumiem. Dajcie znać, jeśli będziecie chcieli o tym porozmawiać z kimś kto wie więcej na ten temat – powoli się cofał, a ja miałam ochotę prychnąć, bo wiedziałam, że i tak nic nie powie – Macie numer do mnie i Finna, więc dzwońcie.
Patrzyłam zmrużonymi oczami na wychodzącego bruneta i od razu zamknęłam drzwi na klucz. Mogłabym postawić przed drzwiami krzesło, ale nie chciałam wyjść na kompletną wariatkę.
- Nie musiałaś być taka wredna.
- To niech nie wchodzi do mieszkania bez zaproszenia – warknęłam, odwracając się do przyjaciółki.
- Chciał być miły...
- To mu to nie wychodzi – ruszyłam w stronę mojego pokoju.
- Poczekaj – chwyciła mnie za nadgarstek – Może o tym porozmawiamy?
- O czym? Będziemy zadawać tylko pytania, na które nie znamy odpowiedzi – warknęłam – Co mam sobie do cholery myśleć, gdy okazuje się, że Damon ukrył tę masakrę w muzeum i nikt nie wie, że tyle osób zginęło?
- Dla mnie też to jest niepojęte – odwróciła wzrok i puściła mój nadgarstek – To okrucieństwo... Ich rodziny zasługują naprawdę i ostatnie pożegnanie z tymi zamordowanymi ludźmi.
- Jak widzisz Damon uważa to za niepotrzebne.
- Może to zrobi, ale w innym czasie? W końcu nas uratował.
- Fakt, że nas uratował nie oznacza, że mamy mu od razu zaufać! Skąd wiesz, że następnym razem nie rzuci nas na kolację tym potworom?
Oczy Eve rozszerzyły się w przerażeniu i spojrzała na drzwi, jakby spodziewała się, że zaraz wejdzie przez nie znów Damon razem z wilmem.
- Myślisz, że by to zrobił? – szepnęła.
- Nie wiem – pokręciłam głową i westchnęłam zmęczona – Ale powinniśmy być ostrożne. Z nim jest coś nie tak.
Dziewczyna skinęła głową i usiadła na kanapie, chowając głowę w rękach. Ta sytuacja działała na nas w różny sposób, ja z przerażenia byłam bardziej agresywna i wybuchowa, a Eve wolała chować się i szlochać. Nie dziwiłam jej się, sama miałam ochotę to zrobić, ale nie potrafiłam uronić łzy. Czułam tylko wściekłość na tego potwora za to co zrobił tym ludziom i dzieciom. Z jednej strony cieszyłam się, że Damon go zabił, ale z drugiej strony to nie było w stanie przywrócić tych ludzi do życia.
Usiadłam obok przyjaciółki i delikatnie ją objęłam. Nie słyszałam jej szlochów, domyśliłam się, że płacze przez jej drżące ramiona.
- Boję się – szepnęła – Nie chcę skończyć jak tamci ludzie. Nie chcę by moi rodzice myśleli, że żyję, a ja będę leżała gdzieś rozszarpana.
- Wszystko będzie dobrze – przyciągnęłam ją bliżej, a mój głos był napięty, bo sama nie wierzyłam w te słowa – Pamiętasz co mi ostatnio mówiłaś? Że zło nigdy nie wygrywa.
- Chodziło mi wtedy o film, nie o prawdziwe życie – spojrzała na mnie zapłakana.
- Ale warto mieć nadzieję, prawda?
Blondynka mi nie odpowiedziała tylko znowu zaczęła szlochać. Siedziałyśmy wtulone tak przez długi czas, a moje myśli znowu pofrunęły do Damon'a. Był jedną wielką tajemnicą i obawiałam się, że do końca życia będę żyła z pytaniami, na które on znał odpowiedź.
Gdy Eve zasnęła, chwyciłam koc i przykryłam ją by nie zmarzła. Sprawdziłam jeszcze kilka razy czy drzwi i okna są dokładnie zamknięte i poszłam do sypialni.
Zamknęłam drzwi i nie oparłam się o nie z cichym westchnieniem. Sytuacja sprzed godziny pojawiła się przed moimi oczami, gdy rzuciłam w Damon'a szklanką i z ręką na sercu mogłam stwierdzić, że nie żałowałam, że to zrobiłam. Ten człowiek reagował na mnie okropnie, dlaczego nie mógł przyjść Finn? On chociaż nie wyglądał na mordercę.
Szybko przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka.
W niektórych sytuacjach sen pomagał zapomnieć o problemach, ale u mnie tak nie było. To jeszcze bardziej nasilało moje problemy.
Nie miałam żadnego miejsca, w którym mogłabym całkowicie zapomnieć o problemach. Kiedyś biblioteka była takim miejscem, jednak od czasu znalezienia tej księgi, to nie dawało mi spokoju. Cały czas o tym myślałam, zastanawiając się co znajduje się dokładnie w tej księdze.
Musiałam wymyślić plan jak dostać się do biblioteki zamkniętej na tyle długo by Annie nie zauważyła mojego zniknięcia. Włamanie nie wchodziło w grę, nie chciałam zostać wyrzucona z pracy, która jako jedyna w jakiś sposób mnie uspokajała. Dodatkowo nie było zbyt dużo ludzi, bo coraz mniej osób czytało normalne książki.
Na pewno był jakiś sposób by zabrać książkę.
Jednak musiałam najpierw wymyślić plan.
Otworzyłam oczy, przypominając sobie, że przecież znalazłam w niej konstelację gwiazd. Zapaliłam lampkę nocną i wyciągnęłam z szafki kawałek kartki oraz długopis. Próbowałam przypomnieć sobie dokładny obraz tego co widziałam w książce i przerysowałam to na kartkę. Nie byłam najlepsza w rysowaniu, ale miałam nadzieję, że to co zrobiłam wystarczyło bym znalazła te gwiazdy na niebie.
Podeszłam do okna i spojrzałam w nocne niebo, nie będąc na tyle odważna by otworzyć okno. Nie miałam ochoty umrzeć przez jakiegoś latającego stwora, którego ktoś z ludzi Damon'a albo on sam nie zobaczy na czas.
Na moje szczęście niebo było dzisiaj puste i z kartą obok twarzy patrzyłam na konstelację. Rozpoznałam tylko wielki wóz, ale inne nie miały wzoru podobnego, jak na mojej kartce. Gdyby Eve nie spała w salonie, to poszłabym tam zobaczyć niebo od drugiej strony. Jednak przez kolejne piętnaście minut patrzyłam w niebo i znaleźć chociaż coś co mogło w delikatny sposób przypominać tamtą konstelację, ale nie miałam takiego szczęścia.
Z westchnieniem porażki wróciłam do łóżka i położyłam się, gasząc lampkę nocną i przygotowując się na kolejny koszmar.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro