Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Nie wiedziałam nawet kiedy zostałyśmy wprowadzone do jakiegoś budynku i Eve pociągnęła mnie na kanapę. Miałam tyle różnych myśli, plątałam się we własnych emocjach i widziałam świat jak przez mgłę. Słowa Damona odbijały się echem w mojej głowie, jego okrutne słowa były dla mnie jak trucizna i musiałam zmuszać się by znów nie zwymiotować, gdy myślałam, jak pakowali tych biednych ludzi do worka, jakby byli zwykłymi śmieciami i trze było się ich jak najszybciej pozbyć. Wiele osób tej nocy straciło rodziców, dzieci, dziadków... Najbardziej bolał mnie fakt, że nie wiedzieli co się z nimi stało, do końca życia będą w niewiedzy i pewnie dużo z nich pomyśli, że zostali porzuceni. To było okropne, mieli prawo by wiedzieć nawet, jeśli prawda jest okrutna.

Dopiero w momencie, gdy pod moim nosem pojawił się jakiś kubek z pysznie pachnącą herbatą, uniosłam głowę i zobaczyłam mężczyznę. To był ten sam blondyn, którego Damon zostawił ostatnio pod biblioteką.

Miał przyjazny i współczujący uśmiech na twarzy, ukazując swoje dwa delikatne dołeczki. To był całkowicie odmienny kontrast po tym jak potraktował nas Damon, jakbyśmy były robakami, z którymi niestety musiał się użerać.

Chwyciłam kubek i wzięłam duży łyk gorącej kawy. Gorąco rozlało się po moim ciele, przyjemnie kojąc napięcie. Czułam się, jakby ktoś wrzucił mnie do lodowatej wody, odświeżona i zdrętwiała jednocześnie. To wszystko było tak nierealne, jak koszmar, z którego nie mogłam się wybudzić. Chciałam znów obudzić się w lesie i nic nie pamiętać. By moim największym zmartwieniem było pytanie kim jestem, z niewiedzą, że istnieje coś takiego jak tamten stwór.

- Czujecie się lepiej? - spytał blondyn przyjaznym głosem.

Spojrzałyśmy na siebie z Eve, jakby same zastanawiając się czy naprawdę było lepiej. Patrząc sobie w oczy, niepewnie kiwnęłyśmy głową.

- Świetnie, więc teraz powiecie nam wszystko, co tam się wydarzyło – poczułam nieprzyjemny dreszcz na plecach słysząc lodowaty głos Damon.

Zachowywał się kompletnie inaczej niż w kawiarni. Tam jeszcze w miarę umiałam z nim wytrzymać, ale tutaj? Czułam się jakbym stanęła przed Bogiem Śmierci i musiała wyznać mu wszystkie moje grzechy.

- Niewiele wiemy – powiedziałam napiętym głosem – Gdy tam przyszłyśmy, wszyscy byli już martwi...

- Nie widziałyście nic podejrzanego? - Damon stanął przed nami, a jego ciemna aura nie pomagała w skupieniu się.

- Nie, stałyśmy w szoku i nagle pojawił się ten wilm – skrzywiłam się wymawiając nazwę tego stworzenia – Uciekłyśmy do pomieszczenia ochrony i tam czekałyśmy na śmierć albo ratunek.

Eve tylko skinęła głową na potwierdzenie, była bardziej zszokowana ode mnie tą sytuacją. Sama czułam się beznadziejnie, ale wiedząc, że zagrożenie minęło, było ze mną trochę lepiej. Chociaż gdzieś w głębi zastanawiałam się czy Damon nie jest gorszym zagrożeniem od tamtego stwora.

- Macie szczęście, że zjawiliśmy się w odpowiednim momencie – jego niebieskie oczy wpatrywały się prosto w nas, jakby sprawdzał nasze dusze.

- Powiedz o śnie – szepnęła Eve, a ja cała się napięłam.

Cholera, nie chciałam, żeby oni o tym wiedzieli. Nie ufałam im.

- Jaki sen? - spytał blondyn.

- Wydaje mi się, że śnił mi się ten wilm – przygryzłam wargę – Uciekałam przez las, coś mnie goniło i słyszałam ten przerażający dźwięk ryku połączonego ze śmiechem jaki wydaje wilm...

- Co się działo później? - dopytywał Damon, robiąc krok w moją stronę.

- Wskakiwałam do jakiejś przepaści i się budziłam.

- Nie widziałaś co cię goniło?

- Nie.

- Pamiętasz co było jeszcze w tym lesie?

- Jeleń ze świecącymi rogami i jakieś dziwne stworzenia z jednym okiem – Damon i blondyn spojrzeli na siebie, słysząc moje słowa – One istnieją?

- Nie – odpowiedział przyjaźniejszy z mężczyzn – To musiała być po prostu twoja wyobraźnia.

Odetchnęłam z ulgą. Te zwierzęta nie były przerażające, ale nie chciałam by istniały. Wtedy wszystko nie miałoby żadnego sensu. Chociaż nie, już teraz wszystko nie miało sensu przez wilma. Damon mówił, że istnieją jeszcze inne takie stworzenia, więc co jeśli mnie okłamał?

- Czy tych stworzeń jest dużo? - spytała cicho Eve, odkładając herbatę na stół.

- Nie, to tylko poszczególne przypadki – blondyn uśmiechnął się do nas uspokajająco – Tak w ogóle jestem Finn. Nie poznajemy się w najlepszych okolicznościach, ale miło was poznać.

Kiwnęłam tylko głową, bo nie miałam pojęcia co mam mu na to odpowiedzieć. Mi nie było miło go poznać, wolałabym żyć w niewiedzy, że istnieje ten stwór i grupa ludzi, która się nimi zajmuje, bo przez to moje spostrzeżenie na świat pomału się zmieniało. Miałam mętlik w głowie przez straconą pamięć i jeszcze dochodził Damon, Finn, morderstwa, stwory i mężczyzna z dachu, o którym próbowałam zapomnieć, ale nie potrafiłam.

- Co z nami zrobicie? - spytałam zestresowana.

- Wrócicie do domu – powiedział jakby nigdy nic Damon.

- Co? - wstałam z kanapy – I mamy żyć jakby nigdy nic i czekać, aż same zostaniemy pożarte przez te wszystkie stwory?!

- Może mi przerywaj i daj mi dokończyć, różyczko – warknął Damon.

Odwróciłam wzrok i usiadłam z powrotem na kanapie.

- Nie nazywaj mnie tak – burknęłam pod nosem.

Jednak wolałam się go posłuchać, bo w wydaniu zirytowanego, wyglądał przerażająco, a moje serce znowu biło szybko z nerwów. Chciałam grać odważną, naprawdę, ale wiedziałam, że nie miałam szans z mężczyzną prawie dwa razy większym ode mnie.

- Spokojnie, Damon – Finn położył mu dłoń na ramieniu – Są zestresowane i zdezorientowane. Nie dziw się, że tak reagują – Damon tylko burknął coś pod nosem, więc Finn postanowił nam wszystko wyjaśnić na spokojnie – Wrócicie do domu, ktoś cały czas będzie przy budynku by mieć pewność, że jesteście bezpieczne. Damy wam też nasze numery telefonów, gdyby jednak wydarzyło się coś niepokojącego. Do pracy możecie chodzić normalnie, nie macie się niczym przejmować, bo zawsze ktoś będzie za wami.

Przygryzłam wargę, słuchając wszystkiego co mówił. Pomysł nie był głupi, jednak jak miałyśmy wrócić do normalności po tym co się wydarzyło? Widzieliśmy zamordowanych ludzi, otarłyśmy się o śmierć i widziałyśmy okropne stworzenia. Wrócenie do normalności nie będzie wcale łatwe, wolałabym już do końca życia siedzieć w bunkrze, niż znowu to wszystko przeżyć.

- Dostaniemy jakąś broń? - głos Eve nadal trochę drżał – Cokolwiek do samoobrony?

- To nie będzie wam potrzebne – Damon zrobił kilka kroków w naszą stronę – Będziecie miały najlepszą ochronę.

Spojrzałyśmy na siebie i od razu widziałam, że czuła to samo co ja. Mimo ochrony nie czułyśmy się bezpiecznie. Co jeśli wszyscy zostaną zabici i wilm po nas przyjdzie? Albo nie zauważą go w cieniu jakiegoś zaułku i nagle nas zaatakuje? Było tyle możliwości, a jednak Damon zachowywał się jakby był pewny, że jego plan się powiedzie.

Ale przeceniał swoje możliwości.

Wszystko mogło pójść nie tak.

- A co z tymi ludźmi?

- Nie zostało z nich wiele – miałam ochotę go udusić za jego obojętny ton – Zostaną pochowani należycie.

- A co z ich rodzinami? – Eve niepewnie na nich spojrzała.

- Wszystkim się zajmiemy – Finn usiadł na stoliku przed nami – Posłuchajcie. Wiem, że ta cała sytuacja była dla was szokująca i traumatyczna, ale my zajmujemy się tym już od jakiegoś czasu i wiemy co zrobić by potraktować ich i ich rodziny z szacunkiem.

- Pokazaliście to, wkładając ich ciała do worków – zmrużyłam oczy.

- Też mi się to nie podoba, ale nie mamy wyboru, Victorio – uśmiech Finna zniknął – Ich ciała są w takim stanie, że nie potrafimy w jednej części dać ich na nosze.

Przełknęłam ślinę, a w mojej głowie pojawiały się obrazy, w których... Nie, nie mogłam o tym myśleć, nie chciałam znowu zwymiotować, a dywan pod moimi nogami wyglądał dość drogo.

- To okropne...

- Wiemy – Damon oparł się o ścianę, patrząc prosto w moje oczy – Ale życie to nie bajka ze szczęśliwym zakończeniem, różyczko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro