8
Jim Moriarty spędził cały czwartek na chodzeniu po szkolnych korytarzach, z godziny na godzinę wpadając coraz głębiej w zły humor. Pierwszym impulsem było obserwowanie Hooper klejącej się do Sherlocka i fakt, że Holmes pozwalał na to, a nawet udawał typowego zakochanego dzieciaka, odpowiadając uśmiechem na starania Molly. Zbulwersowanie Jima osiągnęło szczyt po szóstej lekcji, a przynajmniej wydawało mu się, że nie może być już gorzej. Otóż udawana para przemierzała korytarz, trzymając się za ręce i idąc w zdecydowanie zbyt niewielkiej odległości od siebie. Wyglądali dość niezwykle - wysoki chłopak w eleganckich, przylegających spodniach i fioletowej koszuli na guziki, a obok niego gapowata dziewczynka w czerwonej spódniczce i odrobinę za dużym, beżowym sweterku. Moriarty klął w myślach, bo mimo różnic w stylu, zadziwiająco do siebie pasowali. Sprawiali wrażenie naprawdę zgranej, dobranej pary, nawet jeśli doskonale wiedział, że tylko udają. Sherlock od zawsze był dobrym aktorem, zresztą reszta jego rodzeństwa podobnie.
Kolejne dwie wolne godziny, ze względu na nieobecność biologa, spędził w bibliotece na przeglądaniu przypadkowych tytułów z działu powieści akcji, jednak żadna pozycja nie przypadła mu do gustu, przez co odkładał każdą kolejną książkę na półkę po upływie najwyżej piętnastu minut. Mógł być to wynik ogarniającej go irytacji. Rozpraszało go dosłownie wszystko, począwszy od całej sytuacji z Sherlockiem, do osoby Johna Watsona samej w sobie. Ten chłopak był gwiazdą z rzeszą fanek i idealną dziewczyną, a i tak właził z butami do cudzych związków po trzech dniach znajomości. Niepojęte i wkurzające. Trzasnął trzymanym w dłoni tomem o blat stolika obok, zaraz słysząc karcące syknięcie bibliotekarki. I tak nie mógł się skupić, więc postanowił po prostu opuścić bibliotekę, zanim jeszcze bardziej narazi się nadzorującej czytelników kobiecie.
Przemierzając praktycznie pusty o tej godzinie korytarz, nie zwracał większej uwagi na otoczenie. Podłączył słuchawki do telefonu i włączył na cały regulator Stayin' Alive, by choć trochę się uspokoić i skupić myśli na czymś konkretniejszym. Do treningu na basenie zostało jeszcze solidne dwadzieścia parę minut. Lekcje kończyły się za nieco ponad dziesięć, co oznaczało jeszcze trzy piosenki spokoju przed kolejnym mierzeniem się z zalegającym korytarz tłumem. Wybrał basen jako fakultet właśnie dlatego, że niespecjalnie dużo osób interesowało się sportami wodnymi. W wodzie był zdany na siebie i interesowały go tylko własne wyniki. Nikt nie mógł niczego mu narzucić, trener jedynie doradzał. Jim niewypowiedzianie cieszył się z tej odrobiny wolności, jaką były dwie godziny zajęć basenowych w każdy czwartek.
Zupełnie nieoczekiwanie jego uwagę (znacznie otępioną muzyką, ale mimo wszystko naturalnie wyostrzoną) przyciągnęły dwie postacie, ukryte w półcieniu w załomie korytarza po drugiej stronie schodów. Wyciągnął słuchawki z uszu i wrzucił wraz z telefonem do plecaka, a następnie starając się nie narobić hałasu, wspiął się na schody, ostatecznie przysiadając przy barierce prawie idealnie nad tajemniczą dwójką. Całą operację przeprowadził dlatego, że był niemal pewny tożsamości przynajmniej jednej postaci, która do złudzenie przypominała Sebastiana. Moran opierał się plecami o ścianę, ręce schował w głębokich kieszeniach swoich ulubionych spodni z wzorem moro, plecak leżał przy stopach odzianych w ciężkie, półwojskowe buty. Drugą osobą była dość wysoka dziewczyna o pięknej figurze i ciasno spiętych w fantazyjny warkocz ciemnych włosach. Z obecnej pozycji Jim dostrzegł mocny makijaż, nie pasujący do szkolnych norm, jednak doskonale komponujący się z obcisłym, skórzanym kostiumem i butami na obcasach, które dziewczyna miała na sobie. Nie dało się jej z nikim pomylić, oto przed Moranem stała w całej okazałości i dość wyzywającej pozie Irene Adler.
- Sherlock ciągle ignoruje moje wiadomości, ale prędzej czy później i tak się przebiję. Zapewne dość szybko, jak zwykle. Bycie szpiegiem nie jest trudne - uśmiechnęła się lekko, opierając dłonie na biodrach. Nie rozmawiali zbyt głośno, ale ukryty za szerokim słupem między barierkami Jim bez problemu rozróżniał wszystkie słowa.
- Z twoim wyglądem wyciąganie informacji od chłopaków nie może być trudne - odparł niewinnie Moran, prychając cicho, jednak bez krztyny złośliwości - Na dzisiaj też potrzebujesz partnera na tańce?
- O nie, mój drogi, jeden przygłupi starszak i tak wisiał mi przysługę. Przypomnij tylko, po co właściwie mam infiltrować Holmesa? Raczej wątpię, żebyś rzeczywiście interesował się tym, czy on i Hooper udają, czy faktycznie zacieśniają swoją relację - ponownie się uśmiechnęła, jednak tym razem odrobinę złośliwie.
- Nie chodzi o mnie - westchnął - Mówiłem ci już, mój dobry przyjaciel jest zainteresowany Sherlockiem. Chcę się czegoś o nim dowiedzieć, to wszystko.
Jim zmarszczył czoło. Jeśli myślał, że wcześniej irytacja osiągnęła maksimum, teraz był po prostu wściekły. Adler nie miałaby problemu z odkryciem tożsamości tajemniczego przyjaciela Morana, a potem mogłaby zebrać sporo informacji i zdobyć niezły materiał do późniejszego szantażu czy czegoś w tym stylu. W głowie się nie mieściło. Sebastian doskonale świadomy, że jest człowiekiem, którego Moriarty darzy największym zaufaniem na całym nędznym świecie, zwyczajnie rozpowiada jego najpilniej strzeżony sekret. Lestrade mógł wiedzieć, w końcu James spędzał z Moranem czas w ich pokoju nawet kiedy Greg był obecny. Ale mówienie o tym przypadkowym ludziom, a już na pewno najgorszej plotkarze w szkole, było zdecydowanym przegięciem. Jim walczył ze sobą, czy pozostać cicho i obserwować bieg wydarzeń, czy wrzasnąć na Sebastiana, a potem przestać się do niego odzywać na najbliższe dziesięć lat.
- A ty pewnie jesteś zainteresowany tym przyjacielem, więc jeśli Sherlock znajdzie sobie kogoś na poważnie, możesz przypadkiem dostać u niego szansę od losu? - rzuciła lekkim tonem Irene, najwyraźniej spodziewając się typowej paniki i szybkich, nieskładnych wyjaśnień.
Jim także oczekiwał zaprzeczenia ze strony Sebastiana i zwyczajowego To przecież nie tak, jak u przyłapanej na krępującym nieporozumieniu postaci z serialu. Z tym, że u Morana byłoby to jak najbardziej zgodne ze stanem rzeczywistym, przynajmniej w mniemaniu Jamesa. Jednak gdy cisza zaczęła się przeciągać, Moriarty autentycznie się przestraszył. Nie było żadnej, nawet najmniejszej wątpliwości, że tajemniczym przyjacielem będącym przedmiotem rozmowy Sebastiana i Irene był on sam. Może i drugoklasista miał sporo znajomych, ale żaden na pewno nie interesował się Sherlockiem Holmesem bardziej, niż szkolną tablicą ogłoszeń, czyli prawie w ogóle. Nabrał delikatnego poczucia winy, bo z pewnością nie powinien był usłyszeć tej rozmowy. A wyrzuty sumienia do tej pory miał może ze dwa razy w życiu, więc było to nie lada osiągnięcie. Mimo wszystko jakoś odeszła mu ochota na ruszenie się z miejsca. Zdemaskowanie się w tym momencie było prawdopodobnie najgorszą i najgłupszą rzeczą, jaką mógł zrobić.
- Nie o tym mieliśmy rozmawiać - wydusił w końcu Moran, przerywając ciszę. Mówił półgłosem, ale Jim bez problemu wysłyszał w jego głosie zdenerwowanie.
- Wiesz, że to potwierdzenie, prawda? - prychnęła z rozbawieniem - Jak tam chcesz, nie będę wnikała. Mogę nawet sama poderwać Holmesa. Ten chłopak ma tak piękną twarz, że naprawdę dziwię się, dlaczego jeszcze nie jest traktowany jako jeden z tych popularnych przystojniaków. No i nie jest głupi, więc to byłby niezły interes.
- Rób, co chcesz - odparł, wzruszając ramionami, trochę się rozluźniwszy - Daj później znać, co ci wiszę.
- Powiem ci nawet teraz - zatrzymała go, opierając dłoń na jego klatce piersiowej - W sobotę wieczorem wybieram się na imprezę, a ty zostaniesz moim towarzyszem. Tylko błagam, ubierz się mniej moro. Dopóki nie będziesz wyglądać jak wojskowy, zgodzę się na wszystko.
Adler zachichotała dźwięcznie, cofając dłoń. Zaszczyciła Morana jeszcze zalotnym mrugnięciem, po czym z gracją obróciła się w miejscu i szybkim, zgrabnym krokiem ruszyła w głąb korytarza. Niemal w tej samej chwili zadzwonił dzwonek, więc kilka sekund później skutecznie zniknęła w tłumie wylewających się z klas po ostatnich lekcjach uczniów. Chłopak powoli podniósł plecak, po czym zarzucił go sobie na jedno ramię i powoli skierował się po schodach do lochów, jak był nazywany podziemny poziom szkoły, gdzie mieściły się między innymi szatnie oraz salka strzelnicza. Zanim Jim zdążył podnieść się z kucek, poczuł czyjeś dłonie opierające się na jego ramionach. Nie dość, że z zaskoczenia praktycznie podskoczył, to jeszcze prawie się przewrócił, a zdecydowanie nie był w humorze na turlanie się po schodach.
- Na kogo się tak zaczaiłeś, Jimmy? - rozległ się rozbawiony głos Lestrade'a.
- Na nikogo się nie czaiłem, on był tutaj przede mną - burknął, strącając dłonie znajomego, żeby wreszcie móc się wyprostować - Ten idiotyczny kretyn... Nie wierzę w niego - pokręcił głową z mieszanką zrezygnowania, irytacji i, ku zdziwieniu Grega, pewnej obawy.
- Domyślam się, że chodzi o naszego drogiego przyjaciela, a mojego współlokatora - Greg wydawał się niezrażony kiepskim humorem Jima - Co odwalił tym razem?
- Jeszcze nie wiem. Potrzebuję twojej pomocy. W sobotę jest jakaś duża impreza. Powiedz mi u kogo i jak mogę się tam wkręcić.
- Sugerujesz, że wiem takie rzeczy? - rzucił przekornie, jednak poddał się pod wpływem ostrego spojrzenia młodszego chłopaka - To impreza koszykarzy, mająca na celu uczczenie wygranej w meczu, który co prawda jeszcze się nie odbył, ale celebrację wypada zaplanować z wyprzedzeniem. Najprościej byłoby z Watsonem, ale on chyba się nie wybiera. Spróbuj zagadać do Donovan, albo nawet Hooper. Ona też bywa zapraszana.
- Z dwojga złego, chyba jednak wolę myszkę Molly - mruknął. Bogu dzięki za to, że Greg lubi sportowe plotki.
- Zgaduję, że nie dowiem się, jaki masz powód robienia całej tej akcji?
Lestrade nawet nie oczekiwał odpowiedzi. Moriarty bez dalszych wyjaśnień po prostu ruszył przed siebie, nie chcąc przypadkiem spóźnić się na zajęcia. Oczywiście, ignoruj mnie, i tak się dowiem. Greg uśmiechnął się do siebie, praktycznie pewny dużej afery. I pomyśleć, że wystarczył tydzień bezpośredniego kontaktu Johna Watsona z Sherlockiem, żeby nagle wszystko zaczęło się mieszać. Życie automatycznie zrobiło się ciekawsze, a uwielbiająca plotki i tajemnicze dochodzenia dusza Lestrade'a praktycznie stanęła obok i zaczęła tańczyć. Zaraz jednak mimowolnie pomyślał o starszym Holmesie i nastrój nieco mu się pogorszył. Kolejna sesja czekała ich dopiero w poniedziałek, ale Greg miał męczącą skłonność do martwienia się na zapas. Postanawiając przynajmniej na trochę odrzucić myślenie o Mycrofcie, skierował kroki do lochów, żeby przebrać się w strój sportowy przed treningiem.
Tymczasem w laboratorium chemicznym zajęcia nawet porządnie się nie zaczęły, a już pojawiły się problemy. Profesor miał bardzo prosty pomysł, opierający się na ścisłej pracy zespołowej. A co gorsze, na pokazywaniu się ludziom. Otóż w szkole za dwa tygodnie miał odbyć się festiwal, mający na celu głównie zachęcenie niezdecydowanych pierwszoklasistów do zapisywania się na fakultety. Impreza opierała na się na prezentowaniu przykładowych zajęć od sobotniego popołudnia do wieczora, a potem szkoła miała zostać zamknięta, z uczniami w środku. Najpierw planowane było duże przedstawienie na sali gimnastycznej, organizowane przez kółko teatralne, a potem noc filmowa na materacach, z filmem wyświetlonym projektorem na ścianie. Za reprezentantów i głównych wykonawców kółka chemicznego z jakiegoś powodu zostali uznani Sherlock i John.
- Naprawdę nie mogę pracować z Molly? - Holmes zniżał się niemal do błagania.
- Zgłosiła się do pomagania w bibliotece, tam też będzie kręciło się sporo osób ze względu na wystawy artystyczne - nauczyciel notował coś w dokumentach, praktycznie ignorując narzekania bruneta - Sportowcy tego dnia mają wolne, ale cheerleaderki nie, więc Sally jest zajęta. Wolę nie ryzykować, stawiając cię przy jednym stanowisku z Andersonem. John zostaje jedyną opcją. Unikniesz prezentacji tylko pod warunkiem udziału w przedstawieniu.
- A jeśli rzeczywiście będę chciał zagrać w tej nędznej sztuce? - przyjął bojową postawę, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- A będziesz chciał? - nauczyciel uniósł brwi w powątpiewaniu - Kółko teatralne pracuje nad tym od początku roku. Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby teraz zmieniali aktorów. Wybacz, Sherlocku, ale jeśli ciągle zależy ci na nadprogramowym dostępie do laboratorium, musisz to dla mnie zrobić. Na razie nie zawracam wam głowy, porozmawiamy na początku przyszłego tygodnia.
Nauczyciel zabrał z biurka ostatnie papiery i żywym krokiem opuścił salę. Laboratorium zostało do całkowitej dyspozycji uczniów, którzy wyjątkowo niezbyt wiedzieli, co powinni ze sobą zrobić. Sally była nieobecna ze względu na dodatkowy trening. Anderson tego dnia postanowił odpuścić, ale nikt z obecnej trójki nie miał z nim na tyle dobrego kontaktu, aby wiedzieć z jakiego powodu. Holmes mruczał do siebie pod nosem, Molly przysiadła na jednym z obrotowych stołków i kręciła się to w stronę bruneta, to blondyna. John oparł dłonie na blacie i westchnął ciężko, obrzucając współlokatora spojrzeniem spod przymrużonych powiek.
- Sherlocku, właściwie dlaczego nie chcesz ze mną pracować?
- A ty ze mną niby chcesz? - uniósł brwi, opierając biodra o stół - A co, jeśli znowu coś zepsuję i włączy ci się tryb troskliwego Watsona przed innymi? Ludzie będą gadać.
- Przepraszam za tamto. Nie dość, że chcę być lekarzem, to mam nawyk martwienia się o innych. Nic na to nie poradzę. Tak, chcę z tobą pracować.
- Pech, bo ja mam zamiar wykręcić się z pokazu - wzruszył ramionami - Od zawsze słyszałem, że jestem dobrym aktorem, a zapamiętanie tekstu to pestka. Tylko kto jest w kółku teatralnym i miałby ochotę mi pomóc?
- Wiesz w ogóle, co wystawiają? - odezwała się Molly, przykuwając na sekundę uwagę ciemnowłosego przyjaciela, który pokręcił przecząco głową - Jakąś pół współczesną adaptację "Zemsty". Jedyna rola, w jakiej cię widzę, to Wacław. Zdecydowany, uparty, przystojny chłopak, z tym, że był trochę głupszy od ciebie - uśmiechnęła się na tyle, by ukazać zęby, a John zachichotał.
- Może jednak Papkin? W mówieniu do siebie nikt nie ma prawa być lepszy od ciebie - dorzucił blondyn ze śmiechem.
- Zaczynają rozwieszać plakaty, na pewno jakiś widziałem - mruczał Sherlock, jakby zupełnie nie zwracając uwagi na docinki pozostałej dwójki - Wiem! Molly, rola Wacława do świetny pomysł. Powód jest bardzo prosty, przypomniałem sobie, kto gra Klarę. Po namyśle, kółko teatralne ma wyższy poziom aktorów, niż się spodziewałem.
John i Molly popatrzyli na siebie w niezrozumieniu. Szatynka wygrzebała z plecaka telefon, aby sprawdzić, czy na stronie szkoły są już jakieś informacje. W pomieszczeniu rozległ się dzwonek telefonu Sherlocka, który szybkim ruchem wyciągnął go z kieszeni, aby sprawdzić powiadomienie. Na ekranie wyświetlała się treściwa wiadomość od Jima. Daruj sobie przystawianie się do Adler, sam się tym zajmę. Holmes zmarszczył czoło w zastanowieniu. Jeszcze dwa dni wcześniej był zupełnie spanikowany i wkurzony na Morana, a teraz nagle rezygnuje z planu. Może i Moriarty nie był całkiem normalny, ale w większości miał powód robić to, co robił. Sherlock zignorował pytające spojrzenie Johna, chowając telefon z powrotem do kieszeni z lekceważącym machnięciem ręką, jakby to nie było nic istotnego.
- Irene Adler - ciszę przerwał głos Hooper - Ona gra Klarę w przedstawieniu. Znasz ją, Sherlocku?
- Jeszcze nie - Holmes uśmiechnął się przebiegle - Ale to zmieni się po sobotnim meczu koszykówki. I tak miałem łapać ją w tłumie dla Jima - wzruszył ramionami, postanawiając przemilczeć przed Watsonem fakt, że Moriarty odpuścił ich mały spisek - Teraz zajmijmy się czymś konkretnym. Potrzebuję się odstresować.
John nie miał podstaw, aby wątpić, że Sherlock zrealizuje swój plan uniknięcia wspólnej prezentacji. Czuł się odrobinę urażony. W tym przypadku wyjątkowo nie obchodziło go, czy ludzie będą gadać. Tak czy inaczej będzie musiał zrealizować pokaz, z tym, że partnerem w pracy zostanie Anderson. Wyciągnął z plecaka zeszyt i przejrzał notatki w poszukiwaniu eksperymentu, który mógłby wykonać, jednak nastrój spadł mu na tyle, że po chwili zeszyt ponownie wylądował w torbie. Oparł łokcie na blacie, obserwując Sherlocka i Molly przy pracy. Szatynce delikatnie trzęsły się ręce, ale działa dość pewnie, co jakiś czas spoglądając w stronę Holmesa. Brunet odmierzał odczynniki z chirurgiczną precyzją, a John był pod wrażeniem dokładności i delikatności, z jaką działa młodszy chłopak. Już podczas ostatnich zajęć stwierdził, że obserwowanie Sherlocka robiącego coś, co lubi, daje dziwną satysfakcję. Zwłaszcza, kiedy brunet przymyka oczy, grając na skrzypcach. Traktuje instrument z niezwykłą delikatnością i czymś w rodzaju troski. Włosy mogą mu wtedy swobodnie opadać na oczy, a on nawet tego nie zauważy, zbyt pochłonięty grą samą w sobie.
Półtorej godziny później nauczyciel wrócił, prosząc, aby tym razem skończyli zajęcia nieco wcześniej i pomogli mu uporządkować szafę. W okolicach początku listopada zawsze wpadała do szkoły duża kontrola. Inspekcja zapowiadała się na początek przyszłego tygodnia, więc laboratorium musiało prezentować się przynajmniej przyzwoicie. Po trzydziestu minutach byli wolni, całą trójką podążając korytarzem w stronę wyjścia ze szkoły. Sherlock i Molly na wszelki wypadek trzymali się na ręce, co Watson skwitował delikatnym uśmiechem. Widać było, że do tego przywykli i robili tak nawet wtedy, kiedy nie było to bezwzględnie konieczne. Wszystko szło w dobrym kierunku, a Holmes przestał panikować wieczorami i chodzić w kółko po pokoju.
- Molly Hooper! - głos Jima zatrzymał ich na schodach przed szkołą.
Cała trójka obróciła się w tej samej chwili, dostrzegając spieszącego się w ich kierunku Jamesa. Moriarty zmarszczył brwi na widok złączonych dłoni pierwszoklasistów, ale nie odezwał się na ten temat nawet słowem. Molly była świadoma, kto przed nią stoi. Słyszała o przyjacielu Sherlocka z podstawówki i widziała ich razem kilka razy. Zestresowała się jednak na myśl, że tym razem nie chodziło o Holmesa, a ten gość chciał czegoś bezpośrednio od niej.
- Słyszałem, że bywasz zapraszana na imprezy do sportowców. Nie potrzebujesz przypadkiem towarzystwa na najbliższą?
- Niekoniecznie, idę ze względu na Sally - wymruczała - Ale jeśli bardzo ci zależy, możesz się dołączyć.
- Po co chcesz się tam pchać? - Sherlock obrzucił przyjaciela podejrzliwym spojrzeniem - Rozumiem, że nie narzekasz na brak znajomych, ale imprezowiczem raczej nigdy nie byłeś.
- Sebastian idzie tam z Adler, dowiedziałem się przypadkiem. Chcę ją śledzić i mam dobrą okazję, żeby czegoś się dowiedzieć, dlatego napisałem, że możesz sobie odpuścić. Znalazłem wyjście, żeby załatwić to samodzielnie.
- Teraz ja też mam do niej prywatną sprawę, więc i tak muszę z nią pogadać. Ale właściwie nie wymaga to ode mnie natychmiastowej reakcji, więc mogę rzeczywiście odpuścić sobie mecz. Molly, może spotkasz się z Jimem od razu na hali? Potem będzie łatwiej wam się znaleźć.
Hooper skinęła głową, zawstydzona tym, że nagle cała uwaga skierowała się na jej osobę. Pod szkołę podjechał ciemnozielony samochód, więc dziewczyna szybko pożegnała się z chłopakami. Niemal zapomniała, że po szkole ma jeszcze jechać z mamą na zakupy. Chłopcy ruszyli piechotą w drogę powrotną do internatu. Nie rozmawiali zbyt dużo, każdy pogrążony we własnych myślach. John skupiał się na tym, co takiego zrobił Sherlockowi, że brunet za wszelką cenę stara się unikać jakiegokolwiek zbędnego zbliżania się. Powód jego rezygnacji z pokazu chemicznego wydawał się Watsonowi zupełnie absurdalny, więc musiało chodzić o to, że Holmes zwyczajnie nie chciał z nim pracować, ale miał na tyle taktu, aby nie mówić tego wprost.
Sherlock miał w głowie Irene Adler i zaczynał wymyślać potencjalne sposoby na późniejsze spłacenie długu, o które dziewczyna na pewno będzie się upominać. Kto wie, może wystarczy jej ta proponowana w wiadomościach kolacja? Jim natomiast przeklinał w myślach Sebastiana, jednocześnie usilnie przetwarzając w głowie jego wcześniejszą rozmowę z Adler. Moriarty autentycznie nie był pewny intencji przyjaciela i zaczynał się bać - stwierdzenie godne zapisania w kalendarzu. Cokolwiek siedziało Moranowi w głowie, Greg na pewno wszystko wiedział. Jednak rozmowę z Lestradem Jim odłożył jako plan zapasowy. Najpierw spróbuje zdobyć informacje na własną rękę, a dalej się zobaczy. Trzeba było kręcić się w okolicy Sebastiana tak, żeby w miarę możliwości nie zostać zauważonym. Zapytanie Grega byłoby szybsze i znacznie prostsze, ale to nie był jeszcze moment na robienie z siebie idioty przed tym kretynem. Dlaczego jakimś cudem plan B zawsze wydaje się łatwiejszy i bardziej wykonalny niż plan A? Plus jest taki, że jakikolwiek plan A przynajmniej istnieje.
~~~
Sherlock w roli Wacława? Czemu by nie. Uwielbiam Irene w serialu, bo kręci i robi to TAK DOBRZE. U mnie pewnie wyjdzie mniej dobrze, ale mieszania możecie się spodziewać. Fluff fluffem, ale w końcu przyjdzie pora na jakiś angst. Trzymajcie kciuki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro