43
Sherlock wbrew pozorom rzadko był wzywany do pokoju wychowawców. Zazwyczaj starał się zachowywać na tyle przyzwoicie, żeby nie wpaść w żadne bardzo widoczne kłopoty, a cały grudzień był bardzo spokojny. Zresztą podobnie jak poprzedni tydzień. Jim znów zachowywał się normalnie i wyglądał, jakby wstąpiły w niego nieskończone pokłady nowej energii. Czasem rzucali sobie z Lestradem dziwne spojrzenia, ale Holmes właściwie nie wiedział, czy ta dwójka już zdążyła się pogodzić czy nie.
Za to pokój na przeciwko znów osiągnął komplet lokatorski, bo Sebastian wrócił do internatu. Również wyglądał znacznie lepiej, niż kiedy ostatnio się widzieli. Sherlock nie wnikał w szczegóły, aż tak dobrymi przyjaciółmi nie byli, nie chciał wypytywać o zbyt prywatne sprawy. Dowiedział się tylko od Jima, że Moran dostał jakieś leki i chodzi na terapię, ale ogólnie jest już całkiem dobrze. Lestrade najwyraźniej teraz z jakiegoś powodu był już w stanie znieść towarzystwo Morana, skoro postanowił nie mieszkać dłużej u Mycrofta.
Sherlock skrzywił się na samą myśl. Poważnie, czemu Lestrade miałby chcieć umawiać się z Mycroftem? Zresztą, to nie była jego sprawa. Byli szczęśliwi, chyba, więc czemu nie?
Kiedy dotarł do pokoju wychowawców, zobaczył siedzącego na kanapie Mycrofta. No tak, pani Hudson miała tego dnia dyżur na kolacji. Czego brat mógł chcieć od niego w ten wątpliwie przyjemny wtorek? Od powrotu do szkoły po przerwie świątecznej był grzeczny, do tego starszy Holmes nie musiał już się martwić o samodzielne śledztwo młodszego brata, bo Bonzo został załatwiony. Nie było do czego się przyczepić.
- Siadaj, Sherlocku - Mycroft wstał, po czym podszedł do czajnika - Chcesz herbaty?
- To podejrzane - odparł młodszy obojętnym tonem, zajmując fotel - Wzywasz mnie tutaj pod nieobecność pani Hudson i jeszcze proponujesz herbatę?
Mycroft tylko westchnął, zalewając herbatę dla siebie. Zamknął drzwi, po czym z filiżanką w dłoni wrócił na kanapę. Wiedział, że to będzie trudna rozmowa, jak zresztą zawsze bywały rozmowy z Sherlockiem.
- Odkładałem to długo, naprawdę długo. Ale musimy porozmawiać, Sherlocku. Poważnie porozmawiać - wbrew negatywnemu wydźwiękowi tych kilku zdań, w oczach Mycrofta pojawił się ciepły blask. Sherlock starał się udawać, że go nie zauważył.
- O czym? Nie chodziłem do meliny i nie zamierzam, wbrew pozorom wolałbym, żeby jednak mnie nie zgarnęli. No chyba że Charlie potrzebuje przynęty, to mogę się obrócić i kupić to i owo - uśmiechnął się zawadiacko, jednak uśmiech ten zbladł, kiedy usłyszał westchnięcie brata. Tak jakby Mycroft mówił zupełnie o czymś innym. I to tym razem naprawdę poważnie.
- Nie chodzi o Bonza - starszy Holmes pociągnął łyk herbaty, po czym spojrzał na młodszego brata poważnym, jednak zmartwionym spojrzeniem - Chodzi o to, co stało się na początku grudnia. O Eurus.
Oczywiście. Sherlock starał się zachować obojętny wyraz twarzy. Nie rozmawiali o tym, co się wydarzyło, ani razu, nawet u rodziców. Gdy Sherlock i John wyszli ze szpitala, Mycroft po prostu kręcił się gdzieś w pobliżu jako wychowawca-praktykant, ale nie wdawał się w nawet lekkie pogaduszki. Załatwił bilety na London Eye bez pytań czy przekonywania, jednak młodszy Holmes nie powiązał tego z poczuciem winy starszego czy jego nagłą potrzebą zrobienia wszystkiego, by przekonać do siebie Sherlocka. Takie zagrywki nie były w stylu Mycrofta, a już na pewno nie w kierunku brata. Więc co go nagle ugryzło?
- Charlie przecież mnie przesłuchiwał - wzruszył ramionami, gapiąc się na firankę - Wszystko wiesz.
- Wiem, co powiedziałeś Charlesowi, ale nie wiem, co stało się naprawdę.
- A skąd przypuszczenie, że to dwie różne rzeczy? - obrzucił brata wyzywającym spojrzeniem.
- Stąd, że cię znam, Sherlocku. Przez całe twoje życie. I chcę wiedzieć, co się tam wydarzyło - Mycroft odstawił filiżankę na stolik, patrząc na młodszego wyczekującym spojrzeniem.
Sherlock zastanawiał się przez chwilę. Nie mógł przecież powiedzieć bratu o tym, że Jim pomógł Eurus dostać się do Londynu, Mycroft nawet nie wiedział, że Moriarty tak naprawdę był tajemniczym Janem Sebastianem Bachem z listów, które przeglądali w Sherrinford. Gdyby się dowiedział, Jim byłby skończony, i to dosłownie. Do tego Lestrade wiedział swoje... Ale w takim razie co mógł powiedzieć? Postanowił więc zagrać agresywną obroną.
- Nie sądzisz, że całe to bagno było dla mnie dostatecznie traumatyzującym przeżyciem, braciszku? - uniósł brwi wyzywająco.
Nie sądził, żeby bał się Eurus. Oczywiście, że była niebezpieczna i od tamtego dnia jej nie widział, więc nie mógł nic stwierdzić ze stuprocentową pewnością, jednak całe wydarzenie nie wywołało w nim strachu przed wychodzeniem lub spotkaniami z innymi ludźmi. Mógł bezpiecznie powiedzieć, że bardziej martwił się o Johna niż o samego siebie, a to zdecydowanie stanowiło nowość. Jednocześnie był pewny, że Watson czuł dokładnie to samo, inaczej nie ryzykowałby swojego zdrowia czy nawet życia, aby go ratować. Zamiast wywołać traumę, akcja Eurus znacznie wzmocniła ich więź, ale przed Mycroftem trzeba było grać. Sherlock nie chciał przyjmować postawy ofiary, to nie było w jego stylu.
- Sherlock, naprawdę nie po to cię tutaj zaprosiłem - westchnął Mycroft, opierając łokcie na stole - Posłuchaj, będę z tobą zupełnie szczery - spojrzał bratu w oczy z powagą - Umierałem z nerwów. Zanim lekarze powiedzieli mi, że nic ci nie będzie, miałem w głowie milion myśli. Obwiniałem się za to, co się stało, bo moją odpowiedzialnością było cię chronić i pilnować Eurus. Zawiodłem i siebie, i ciebie. Dlatego chcę znać prawdę.
- Żeby uciszyć swoje sumienie? - unosił brwi w powątpiewaniu. Miał świadomość, że Mycroft musiał się martwić, ale bez przesady.
- Jak zwykle mnie nie słuchasz - starszy Holmes pokręcił głową z rezygnacją. Dlaczego Sherlock nie chciał uwierzyć, że Mycroft nie przejmował się własną porażką, a szczerze się o niego martwił?
- Co chcesz osiągnąć, co? - młodszy Holmes gwałtownie wstał z krzesła - Zmusić, żebym powiedział, że boję się Eurus i już nie chcę się z nią widzieć nigdy więcej? Czy wkurzyć mnie na tyle, żebym powiedział ci czego się domyśliłem, a o czym TY, wielki Mycroft zadufany w sobie Holmes nie masz pojęcia?
- Sherlocku, do jasnej cholery, tutaj nie chodzi o mnie - Mycroft silił się na zachowanie spokoju, choć był bliski podniesienia głosu, czego w obecnej sytuacji bardzo chciał uniknąć - Martwiłem się o CIEBIE, rozumiesz? Nie o siebie, nie o Eurus, tylko o ciebie. To ty leżałeś w szpitalu, to ciebie bałem się stracić. Jesteś chyba jedyną osobą, która nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, że kocham cię jako brata i po prostu się martwię. Gregory rozumiał.
- To może idź jego spytać, co się wtedy stało, co?! Albo co się działo tydzień wcześniej? Może on powie ci coś bardziej przydatnego, skoro ja jak zwykle do niczego się nie nadaję!
Sherlock był wściekły. Od zawsze uważał Mycrofta za buca i nigdy szczególnie się z tym nie krył. Ale fakt, że po tych wszystkich latach zgrywania bezdusznego i mającego młodszego brata gdzieś, nagle Mycroft usiłuje go przekonać, że się bał? To była przesada.
Starszy Holmes natomiast momentalnie skupił się na słowach brata pod zupełnie innym kątem. Czy Sherlock chciał mu tylko okazać, że jest wkurzony, czy jego słowa rzeczywiście miały jakieś pokrycie w rzeczywistości? Czy Gregory coś ukrywał? Dlaczego Sherlock miałby wykrzyczeć akurat te słowa? Tyle niewiadomych. Oczywiście, że Mycroft domyślał się, iż młodszy brat wiedział nieco więcej, niż wyszło na światło dzienne i mógł mieć jakiekolwiek pobudki do ukrywania pewnych faktów, chociażby dla samego irytowania starszego. Ale Gregory?
- Co ma do tego Gregory? - spytał ostrożnie, przybierając nieco sztywniejszą postawę.
- I znowu to robisz! - Sherlock machnął wściekle rękami - Jakiekolwiek "martwienie się" o mnie odchodzi w niepamięć, kiedy do gry wchodzi twój chłopak.
- Ciszej - Mycroft upomniał brata, pamiętając o tym, że znajdowali się w pokoju wychowawców i jeśli Sherlock znowu zacznie krzyczeć, wszystko będzie słychać na korytarzu - Zasugerowałeś, że Gregory coś wie. Nie wierzę, że to było zwyczajne, nawet jeśli wredne, odbicie moich słów. Wyjaśnij.
- No ja nie wierzę. Ty nie możesz być prawdziwy - Sherlock pokręcił głową, uśmiechając się kwaśno - Chciałeś pogadać o mnie, a kiedy robię się wredny i wspominam Lestrade'a, nagle znowu masz mnie gdzieś. Nie widzisz, że to robisz? Wciąż nie wiesz, czemu nie chcę ci wierzyć? Traktujesz mnie w taki sposób odkąd pamiętam. Zawsze coś odwraca uwagę.
- Sherlock, jesteśmy braćmi...
- Wiem i dobija mnie to - brunet nie pozwolił bratu dokończyć zdania - Martwisz się, bo jesteśmy braćmi. Tak jak o Eurus martwisz się, bo jest twoją siostrą? Chcesz coś jeszcze? Bo jak nie, to stąd spadam, mam cię dość.
- Nigdy nie powiedziałem, że do niczego się nie nadajesz - Mycroft wciąż próbował podejść spokojnie, choć w głębi duszy już wiedział, że przegrał - Zachowywałem się tak, bo musiałem. Chciałem, żebyś był bezpieczny, a Eurus pod kontrolą. Nigdy, naprawdę nigdy nie chciałem, żebyś myślał o sobie w taki sposób.
- Wspaniale, bo nie myślę. Wyobraź sobie, że są na tym świecie ludzie, którzy uważają, że jestem coś wart. I ja również do tej grupy należę.
Młodszy Holmes obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju wychowawców. Mycorft wstał, z jakiegoś powodu zestresowany tym, że rozmowa, do której tak długo się zbierał, zakończyła się nawet bardziej niefortunnie, niż zakładał.
- Sherlock, zaczekaj!
- Odpieprz się! - młodszy Holmes nawet się nie odwrócił, za to Mycroft usłyszał tuż obok siebie gwałtowne wciągnięcie powietrza.
- Sherlocku! - fuknęła starsza wychowawczyni, najwyraźniej wróciwszy właśnie z dyżuru na kolacji.
- Przepraszam, pani Hudson! - Sherlock obrócił się na chwilę, posyłając wychowawczyni przepraszający uśmiech, po czym kontynuował wędrówkę do swojego pokoju.
Gdy tylko wkroczył do dwudziestki jedynki, od razu rzucił się na swoje łóżko twarzą w dół. Miał dość wszystkiego. Co z tego, że Mycorft chciał wszystko wiedzieć? Co z tego, że miał go gdzieś? Od zawsze taki był, to nie powinno go ruszać. Nie powinno. A mimo to z jakiegoś powodu czuł, że każdy mięsień jego ciała się spina, a oczy zaczynają piec. Cholera jasna. Sam nie wiedział już, co czuł. Trochę był wkurzony, a jednocześnie pojawił się ucisk w klatce piersiowej. Czemu bolało?
- Sherlock? - łagodny głos Johna przebił się przez wzbierającą w umyśle bruneta burzę, a zaraz potem poczuł delikatny dotyk na plecach - Byłeś u Mycrofta, prawda? Coś się stało?
- Nie chcę o tym gadać - burknął w poduszkę, zaciskając powieki.
Naprawdę nie chciał się tłumaczyć. Podobnie jak ze wszystkich podobnych rozmów z Mycroftem w przeszłości. Znowu coś zmalowałeś? Po co stresujesz rodziców? Nic nie możesz zrobić dobrze? Nigdy mi nie dorównasz. Naprawdę zawsze muszę się za ciebie wstydzić? Czy ty choć raz nie mógłbyś być normalny?
- Chcesz herbaty? - John spytał spokojnie, wciąż delikatnie głaszcząc chłopaka po plecach.
Sherlock tylko mruknął niewyraźnie potwierdzenie, kiwając głową, wciąż ukrywając twarz w poduszce. Po chwili usłyszał szum elektrycznego czajnika, rozpoznał kiedy Watson zalał herbatę, usłyszał stuknięcie kubka o stół. Z ociąganiem podniósł się z materaca, aby usiąść przy stole.
- Sherlocku... - Watson na chwilę zaniemówił, jednak szybko ponownie się pozbierał - Na pewno nie chcesz o tym pogadać?
- Nie - Holmes pokręcił głową, otaczając dłońmi gorący kubek. Zagapił się na taflę herbaty, to pomogło mu się częściowo uspokoić - Jadę do Eurus, w przyszły poniedziałek. Nie, Mycroft nic nie wie. Jedziesz?
- Pewnie nie chcesz tego słuchać - zaczął powoli Watson - ale sądzę, że powinieneś to przemyśleć. Mycroft cię wkurzył, rozumiem, ale sprawa musi być znacznie poważniejsza, skoro płakałeś.
- Nie płakałem - odparł szybko Sherlock, dotykając skóry pod oczami, żeby się upewnić. No dobra, może oczy trochę mu zwilgotniały, ale nie płakał, na pewno nie przez tego dupka, którego musiał nazywać bratem - I tak pojadę - dodał twardo, mocniej ściskając kubek.
- W porządku. Ale nie "pojedziesz". Pojedziemy. Chcesz zarwać szkołę? Nie mam w poniedziałek żadnych testów, dla mnie bez różnicy.
Sherlock wiedział, że to kłamstwo. John zawsze starał się być obecny, zależało mu na szkole, na nauce na bieżąco i sporcie, do którego dopiero będzie wracał po kontuzji. A mimo to chciał się poświęcić dla dobra swojego chłopaka w kryzysie. Watson był skarbem, a Sherlock z każdym dniem coraz bardziej zdawał sobie z tego sprawę. Upił łyk herbaty, która zrobiona przez Watsona smakowała lepiej, niż jakakolwiek, którą w życiu pił.
- John? - wydusił, biorąc głębszy wdech - Przytulisz mnie?
Watson nawet się nie zastanawiał, od razu wstał i po dwóch sekundach już trzymał Sherlocka w ciepłym uścisku. Nie miał pojęcia, co wydarzył się między nim a Mycroftem, ale skoro brunet nie chciał o tym mówić, John był gotów zaczekać. Miał nadzieję, że Holmes otworzy się bardziej, kiedy będzie gotowy. W tamtej chwili przytulenie go i zaczekanie aż się uspokoi było jedynym, co mógł zrobić. Skoro Sherlock nagle postanowił jechać do Eurus, rozmowa z Mycroftem musiała pójść bardzo źle, Holmes nie potrzebował dodatkowego stresu.
~*~
- Czy możesz mi powiedzieć, co się tutaj wydarzyło? - pani Hudson spojrzała na Mycrofta zadziwiająco twardym spojrzeniem - Pamiętam, jak powiedziałam, że się nadajesz. Wciąż tak uważam, ale kiedy widzę Sherlocka w takim stanie, muszę zapytać. To mój podopieczny.
- Wiem - Westchnął Holmes, opadając na fotel - To moja wina. On po prostu nie jest w stanie zrozumieć pewnych rzeczy, a ja nie wiem, jak do niego podejść, żeby go przekonać. Chyba się po prostu nie da.
- Zawsze jest jakiś sposób, słońce - wychowawczyni uśmiechnęła się pocieszająco - Jeśli nie dziś to za tydzień, za miesiąc, albo i za pięć lat. Ale zrozumie, uwierz mi.
- A jeśli w międzyczasie zrobię coś jeszcze gorszego, niż to, co robiłem do tej pory? - spytał cicho, próbując nieco się rozluźnić, jednak z marnym skutkiem.
- Wtedy, nieważne jak podle to brzmi, będzie to twoja wina. Sami sprawiamy, że ludzie widzą nas w konkretny sposób. Sherlock ma o tobie zdanie wyrobione przez lata i jedna rozmowa go nie zmieni. Musisz być cierpliwy, Mycroft, bardzo cierpliwy i ostrożny. A jeśli za dziesięć lat wciąż będziesz zdania, że ci się nie udało, to przynajmniej próbowałeś. Jeśli zbyt słabo, lub zniszczenia już są zbyt duże, będziesz musiał się z tym pogodzić.
To brzmiało podle, ale Mycroft wiedział doskonale, że pani Hudson ma rację. Nie mógł na nikogo zwalić winy za to, jak Sherlock o nim myśli. Kiedy byli młodsi, uwagę zawsze odwracała Eurus, zdrowie psychiczne mamy, jego własne sprawy. Często zapominał w tym wszystkim, że Sherlock też mógłby potrzebować wsparcia, bo podświadomie wiedział, że młodszy jest silny, że da sobie radę. A teraz już nie chciał przyjmować pomocy, nie chciał wierzyć w istnienie czegoś, czego przez lata nie widział i nie otrzymywał. Dobrze, że miał przy sobie Watsona.
Mycroft wciąż miał Johnowi odrobinę za złe, że nie upilnował Sherlocka na festynie, nawet jeśli to nie była wina Watsona. Ale wiedział też, że John pójdzie za Sherlockiem wszędzie, że będzie się o niego troszczył i traktował jak należy. Rozmowa z blondynem nic by nie dała, zaogniłaby tylko sytuację, więc to Holmes postanowił sobie odpuścić. Jednak, w świetle dzisiejszych wydarzeń, była jeszcze jedna poważna rozmowa, którą musiał przeprowadzić.
~*~
Następne dni przebiegały spokojnie. Lestrade nie skarżył się na współlokatora, wydawał się normalnie wypoczęty i o wiele spokojniejszy. Gdy Mycroft miał dyżury na stołówce, dyskretnie obserwował swojego chłopaka, próbując wyczytać z jego ruchów cokolwiek niepokojącego, jednak nie mógł się niczego takiego dopatrzeć. Greg normalnie rozmawiał ze znajomymi, chodził do szkoły, spędzał czas we własnym pokoju. Jakikolwiek konflikt powstał wcześniej między nim, a jego współlokatorem, rzeczywiście musiał zostać w pełni rozwiązany.
Skoro już o Moranie mowa, Holmes czuł się wręcz zdegustowany zachowaniem Sebastiana i Jamesa w miejscach takich jak chociażby stołówka. Ci dwaj kompletnie nie potrafili, lub nie chcieli, powstrzymywać się przed okazywaniem sobie uczuć dość dobitnie - Mycroft nie był w stanie wymienić nawet jednego posiłku, podczas którego Moriarty nie siedziałby na kolanach swojego chłopaka.
Jima Holmes również starał się obserwować dość uważnie, tak na wszelki wypadek. Nikt tak naprawdę chyba nie wiedział, do czego zdolny był Moriarty, a biorąc pod uwagę historię jego rodziny, a nawet to, co miał miejsce zaledwie kilka lat temu, Mycroft wolał wiedzieć, co się dzieje.
Głowę zaprzątało mu też wiele innych spraw - problem z klientem w sądzie, monitorowanie sytuacji w Sherrinford, co prawda tylko telefonicznie, ale był w stałym kontakcie z nowym nadzorcą Eurus. Do tego wciąż nie dostał żadnych nowych informacji na temat listów siostry ani tajemniczego Bacha. W internacie pojawiały się drobne sprawy dotyczące podopiecznych, mama nie dawała mu spokoju od świąt, ciągle pytając kiedy znowu z Gregiem przyjadą ich odwiedzić.
Pierwszym prawdziwie wolnym dniem po świętach była dopiero niedziela. Brak dyżuru w internacie, wszyscy prywatni klienci załatwieni, Charlie obiecał, że nie zadzwoni. Postanowił więc się rozluźnić i wyjść z Gregiem na randkę. Normalnie Mycroft lubił być zajęty, ale ku własnemu zdziwieniu, czuł się zmęczony i przytłoczony obowiązkami, których wcześniej nie traktował jako nic ponad wypełniacze czasu. Dobrze było odetchnąć od tego wszystkiego, skupiając się na jedynej osobie, która przynosiła mu odrobinę spokoju.
Tym bardziej podła była myśl, że miał zamiar zburzyć ten spokój.
Dopóki chodzili po mieście, nie miał zamiaru zaczynać tematu. Lestrade na pewno zauważył przez te kilka dni, że Sherlock jest nastawiony do brata nawet bardziej wrogo niż zazwyczaj, jednak nie pytał. Mycroft nie sądził, żeby Gregory rozmawiał na ten temat z Sherlockiem, ale póki mógł odwlec ten temat, miał zamiar z tej możliwości korzystać.
Mimo że na zewnątrz było zimno, wybrali się na spacer po Crystal Palace Park. Lestrade musiał wrócić do internatu przed dziewiątą wieczorem, więc Mycroft wynajął na ten dzień samochód, żeby spokojnie zdążyć pospacerować, potem pójść na kolację, a wieczorem odstawić chłopaka do internatu bez konieczności poruszania się taksówkami czy metrem. Nie lubił jeździć autem, zwłaszcza po Londynie, jednak potrzeba pełnego komfortu i swego rodzaju prywatności wygrała ponad tą niechęcią.
Spacerowali po parku, trzymając się za ręce. Mycroft nie mógł przestać patrzeć na swojego chłopaka, tak wolnego od zmartwień, wreszcie czującego się dobrze i uroczo podekscytowanego mijanymi dinozaurami. Lestrade wspomniał, że na przyszły weekend wybiera się do ojca. Jeszcze zupełnie się nie pogodzili, ale Greg uznał, że jeśli z którymś z rodziców ma spędzać czas, to właśnie z tatą, głównie ze względu na to, co usłyszał w święta od swojej mamy.
Kolację zjedli w ulubionej japońskiej restauracji Mycrofta, a że zostało jeszcze trochę czasu, zanim Greg musiał zameldować się w internacie, pojechali do mieszkania Holmesa, żeby w spokoju napić się gorącej czekolady. Gdy siedzieli na kanapie z kubkami w dłoniach, Holmes postanowił podjąć gryzący go temat.
- Rozmawiałem ostatnio z Sherlockiem - zaczął neutralnie, przyciągając uwagę swojego chłopaka.
- Dlatego był taki wściekły na cały świat? To sporo wyjaśnia. Chcę wiedzieć, co się między wami stało, czy wolisz oszczędzić sobie wątpliwej przyjemności oberwania ode mnie w potylicę?
- Bardzo zabawne - Mycroft przewrócił oczami, odstawiając swoje kakao na stolik obok kanapy - Naprawdę miałem dobre intencje. Tym razem nie chodzi bezpośrednio o Sherlocka, a raczej o to, co powiedział... o tobie.
- Co też nasz młody Holmes mógł o mnie mówić? - Lestrade najpierw lekko zachichotał, jednak zauważywszy poważną minę swojego chłopaka, również odstawił swój kubek - Okej, więc? Co Sherlock o mnie powiedział?
- Chciałem z nim porozmawiać o porwaniu. Długo to odkładałem, ale wiem, że on coś ukrywa. Chciałem się dowiedzieć, co. Jak Eurus go porwała, jak w ogóle go znalazła. Nie chciał mi powiedzieć, a kiedy wspomniałem o tym, że ty rozumiałeś, że się martwiłem, krzyknął, żebym w takim razie ciebie spytał, co się wydarzyło.
- Skąd miałbym wiedzieć, jak Eurus go porwała? John przy tym był, i nawet on nie wie, co się stało. Sherlock nie wyjechał z domu strachów, tylko tyle wiemy - Greg powtarzał sobie w myślach, że to w zasadzie nie jest kłamstwo.
Owszem, wiedział, że Eurus będzie z nimi na festiwalu, ale nie miał pojęcia, jakim cudem dziewczyna wyciągnęła Sherlocka poza jego teren niezauważona. Nikt tego nie wiedział, nikt poza nią i może młodszym Holmesem, który wtedy prawdopodobnie i tak był odurzony i może tego nie pamiętać. Nie ma czym się przejmować.
- To prawda. Ale potem dodał, że mógłbym też spytać, co działo się tydzień wcześniej. Pamiętam, że już wtedy coś było nie tak między tobą i twoim współlokatorem, chociaż nie wiem, co to mogłoby mieć wspólnego z porwaniem Sherlocka.
- Niewiele, pokłóciliśmy się o coś zupełnie innego - Lestrade wzruszył ramionami.
- Ale jest coś, co wiąże się z Sherlockiem, prawda? Nie miał po co kłamać. Wiem, że minął ponad miesiąc, ale chciałbym znać prawdę - ton Mycrofta nie był nakazujący, bardziej proszący, jednak Greg wiedział, że nie może mu powiedzieć o swoim spotkaniu z Eurus i planie Jima. Złożył obietnicę, a skoro Eurus znów siedziała w ośrodku, a Sherlockowi nic nie było, mimo że to było podłe, postanowił obietnicy dotrzymać. Zresztą, młodszy Holmes także nie sprzedał Jamesa, więc chyba ukrycie jego udziału w sprawie nie było aż tak złe.
- Nie wiem, jak Eurus porwała Sherlocka, Mycroft. Naprawdę nie wiem - Greg pokręcił głową, patrząc Holmesowi w oczy - Nie kłóciłem się z Sherlockiem przed tym wszystkim, ale też o wiele więcej czasu spędzałem zajęty tobą, niż nim. Nie pomogę, przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać, Gregory. Chciałem się tylko upewnić. Na razie dam Sherlockowi spokój, on wciąż musi ochłonąć. Będę mógł się zająć innymi rzeczami...
- Muszę być w internacie za godzinę - przypomniał starszemu Greg, spoglądając na zegarek.
- Odwiozę cię, więc mamy spokojnie jeszcze ze czterdzieści minut - Mycroft uśmiechnął się lekko, ponownie chwytając w dłonie kubek z kakao.
Greg tylko przewrócił oczami, po czym przesunął się na kanapie, aby móc wygodnie wtulić się w swojego chłopaka. Czuł się odrobinę podle, oszukując Mycrofta w takiej sprawie, ale póki co Sherlock trzymał usta na kłódkę, więc i on mógł zaczekać. Holmes wpadłby w furię, gdyby dowiedział się, że za większością całej sprawy stoi Moriarty. A dopóki nawet Charlie nie wysuwał żadnych nowych podejrzeń, mieli spokój i należało się nim cieszyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro