Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42

Trzecia w nocy nie była idealną godziną na odbieranie policyjnych telefonów. Tak na dobrą sprawę, żadna godzina nie była dobra na odbieranie policyjnych telefonów, a już na pewno nie w nocy z Sylwestra na Nowy Rok, kiedy po romantycznej randce leżysz pod kocem, przytulając swojego chłopaka.

Ale telefon i tak zadzwonił.

Mycroft przekręcił się na łóżku, żeby dosięgnąć leżące na stoliku, wibrujące urządzenie. Wyłączył dźwięk na wszelki wypadek, mimo że w kancelarii wiedzieli doskonale, że przez najbliższe dwa dni żadnego telefonu nie odbierze. Jednak o tej godzinie nie mógł dzwonić nikt z pracy czy uniwersytetu, dlatego w ogóle sięgał po komórkę.

Greg zamruczał coś niewyraźnie w jego koszulkę, ale wyglądało na to, że wciąż śpi. Mycroft, widząc na wyświetlaczu numer Charliego od razu miał ochotę odebrać, ale nie chciał też obudzić Lestrade'a. Zanim zdążył choć spróbować wyplątać się z jego uścisku, połączenie się zakończyło. Zaraz potem przyszła wiadomość.

Pewnie śpisz, jeśli tak, odezwij się rano. Sprawa, którą chciał zająć się twój brat tak jakby sama się rozwiązała.

To wzbudziło w Mycrofcie nie tyle zaciekawienie, co raczej niepokój. Co też ten dzieciak mógł odwalić tym razem? Szybko odpisał.

Co z Sherlockiem? Jest tam?

Nie, ale są inne dzieciaki. Wolałbym gadać o tym osobiście.

Gdzie jesteś? Będę najszybciej jak mogę.

Aquatics Centre. Nie spiesz się, na razie nigdzie się nie wybieram :/

Ostatnia wiadomość mogła oznaczać tylko poważne kłopoty. Nawet jeśli Sherlocka nie było na miejscu, Mycroft nie mógł przestać myśleć o tym, że jego brat mógł zostać powiązany ze sprawą. Ostrożnie wyplątał się z objęć Grega, który jakimś cudem się przy tym nie obudził, i jak najciszej się dało wyciągnął z szafy normalne ubrania, po czym wyszedł z pokoju.

Rozmyślał gorączkowo nad możliwymi scenariuszami tego, co stało się w Aquatics Centre, zapinając koszulę. W międzyczasie zdążył już zamówić taksówkę, miała się pojawić w ciągu piętnastu minut. Szybko przejrzał się w lustrze - jak na niewyspanie i fakt, że było już po drugiej w nocy, prezentował się nie najgorzej. Koszula nie była wyprasowana, ale pod płaszczem i tak nie będzie tego widać.

- Mycroft? Co robisz? - w progu salonu pojawił się zaspany Greg, przecierając oczy pod wpływem światła. Uroczy. Mycroft potrząsnął głową, to nie był czas na tego typu przemyślenia.

- Wracaj do łóżka, Gregory - odparł, spoglądając na zegarek. Siedem minut.

- Wychodzisz? - Lestrade spojrzał na niego w taki sposób, jakby nawet nie chciał, żeby Mycroft odpowiadał - Jest po drugiej w nocy w Nowy Rok. Mycroft, co się dzieje?

Mycroft westchnął głęboko. Oczywiście, że Greg nie da mu wyjść bez wyjaśnień, a jeśli dostanie wyjaśnienia, na pewno będzie chciał dołączyć. Jednak Holmes nie chciał też się z nim kłócić. Dobre wyjście nie istniało. Potarł nasadę nosa, postanawiając jednak powiedzieć prawdę.

- Dostałem wiadomość od Charliego. Ma coś w sprawie Bonzo, tej którą usiłował zająć się Sherlock. Dlatego jadę. Taksówka będzie za niecałe pięć minut.

- Żeby się ubrać wystarczą mi dwie.

- Wiem. Nie będę kłamał, wolałbym żebyś został w mieszkaniu - Mycroft ponownie westchnął, zdejmując kurtkę Grega z wieszaka - Ruszaj się.

Lestrade uśmiechnął się ledwo zauważalnie, i po niecałych dwóch minutach stali już oboje pod kamienicą, czekając na taksówkę. Mycroft pokazał Gregowi wiadomości od Charliego, które zbyt wiele nie wyjaśniały, ale można było to zrozumieć, skoro chodziło o policyjne dochodzenie, a Holmes był tylko osobą postronną. Na razie postanowił nie pisać do Sherlocka, mając nadzieję, że skoro już załatwił mu bilety na London Eye, to tamci dwaj chociaż miło spędzają czas.

Greg także nie próbował kontaktować się z Watsonem. Sprawą tamtego martwego studenta interesowali się też Jim i Sebastian, ale po ostrej wymianie zdań przed świętami nie odezwał się do Moriarty'ego ani słowem, a z Moranem nie miał kontaktu od przeszło miesiąca, odkąd Sebastian opuścił internat. Nie skłamałby, gdyby powiedział, że ten wieczór naprawdę chciał spędzić z Mycroftem w spokoju, zwłaszcza po tak udanej sylwestrowej randce. Jednak wizja uczestniczenia w policyjnym śledztwie również była interesująca.

Gdy wysiedli z taksówki dwie przecznice od Aquatics Centre, Greg od razu poczuł jak Mycroft łapie go za rękę. Nie powiedział nic, jedynie lekko wzmocnił uścisk i ruszyli w stronę nowoczesnego budynku, już z pewnej odległości dostrzegając migające światła policyjnych radiowozów. Krok za krokiem zbliżali się do celu. Biorąc pod uwagę dzień i godzinę, pod Aquatics Centre zebrał się spory tłumek gapiów, z których spora część wrzucała relacje na bieżąco do internetu.

Mycroft zaczepił jednego z policjantów nadzorujących porządek wśród zbiegowiska, pokazał dowód, wymienił kilka zdań, a już po chwili oboje byli odprowadzani do budynku, śledzeni zazdrosnymi, zaciekawionymi spojrzeniami. Greg dostrzegł też karetkę i kilku sanitariuszy, więc w środku na pewno ktoś już siedział, jednak niczego więcej nie było widać. Szedł więc szybkim krokiem za Mycroftem, wciąż trzymając jego dłoń.

Policjant poprowadził ich korytarzami do głównego basenu olimpijskiego, gdzie funkcjonariuszy było jeszcze więcej, a po środku tego bałaganu stał Charlie, rozmawiając zaciekle przez telefon. Gdy skończył, obrócił się w ich stronę, wyglądając na zmęczonego. Nic dziwnego, pewnie miał na tę noc lepsze plany, niż prowadzenie dochodzenia.

- Cześć, Charlie. Mam nadzieję, że się nie gniewasz, że zabrałem ze sobą Gregory'ego.

- Cześć, chłopaki - Grimsby uśmiechnął się z westchnieniem w ich kierunku - Luz, miło widzieć was obu. Poważnie, dzieciaku, jeśli będziesz chciał aplikować do policji, bierz wolne w Sylwestra, bo jak im powiesz, że mogą dzwonić, to skończysz z dziesięcioma trupami i poturbowanymi licealistami po strzelaninie na basenie. Ja pierniczę taki Nowy Rok - Charlie pokręcił głową, szybko odpisując na kolejną wiadomość.

- Licealistami? - Mycroft uniósł brwi, odrobinę mocniej ściskając dłoń Grega, który wpatrywał się w Charliego z wyczekiwaniem.

- No, dwóch chłopaków. Wylegitymowaliśmy ich, teraz siedzą w ambulansie. Dzwoniliśmy już do ich rodziców, zaraz trzeba będzie ich odstawić do szpitala. Porwali ich z mieszkania zbiry od Bonzo i przywlekli tutaj, bo jeden z nich jest kuzynem tego kolesia co leży sobie martwy tam na krawędzi - Charlie niedbale machnął ręką w stronę trupa - Zaraz wam opowiem, czekajcie - uniósł dłoń, odbierając telefon - No nie wiem, czy taki dobry ten wieczór, potrzebuję tutaj drugiego inspektora... Tak, tak, wiem...

Grimsby przeprosił ich ruchem ręki po czym odszedł kawałek z telefonem przy uchu, aby dokończyć rozmowę.

- Myślisz, że możemy zajrzeć do tego ambulansu? Może to ktoś, kogo znam? - Greg spojrzał na Mycrofta pytająco, na co starszy jedynie westchnął.

- Jakie jest prawdopodobieństwo? Może to ktoś z tej meliny? Albo w ogóle jakieś dzieciaki spod ciemnej gwiazdy? Pomyśl, Gregory, jakim typem człowieka można być, mając kuzyna gangstera - Mycroft uważał te argumenty za całkiem logiczne. Lestrade pokiwał głową, ale w jego oczach i tak można było łatwo dostrzec chęć sprawdzenia sytuacji. Zanim Mycroft zdążył ulec temu spojrzeniu, Charlie ponownie znalazł się przy nich.

- Wybaczcie, chłopaki, straszne zamieszanie - westchnął ciężko, chowając telefon do kieszeni - Trzeba zrobić tamtym kolesiom toksykologię, do tego chcą odciski palców z broni i w ogóle, a pan nadinspektor jakoś się nie pali, żeby wpaść z wizytą. W każdym razie, według wstępnych zeznań tamtych dzieciaków, zostali porwani, żeby zwabić tego kuzyna, który jakimś cudem zdjął Bonzowi całą ekipę, a potem się ostrzelali, przez co oberwało się też jednemu z tych licealistów, ale to nic poważnego. Zadzwonili na alarmowy z telefonu jednego ze zbirów.

- Czyli co, Bonzo zdjęty, sprawa zakończona? - Mycroft uniósł brwi.

- No nie do końca, ale jego biznes zacznie się pewnie lekko sypać, więc będzie nam łatwiej ich wyłapać. Będziemy obserwować Euforię i tę melinę twojego brata, więc doradź mu może, żeby przez parę tygodni się tam nie pokazywał - Charlie puścił Mycroftowi oko, na co starszy Holmes tylko westchnął ciężko. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że Sherlock czasem pali czy okazjonalnie coś bierze, ale nie dało mu się przemówić do rozumu, a z oczywistych przyczyn mama nie mogła się o niczym dowiedzieć.

Greg na chwilę odwrócił wzrok od Mycrofta, żeby lepiej rozejrzeć się po hali basenowej. Wokół szwendali się policyjni technicy i wolał nie odchodzić nigdzie sam, nawet jeśli wcześniejsze słowa Charliego o dziesięciu trupach wzbudziły w nim niemałe zainteresowanie. Wciąż nie do końca był w stanie przetrawić jak w całym tym burdelu znaleźli się jacyś licealiści, ale w zasadzie nawet z własnych doświadczeń wiedział, że wystarczy mieć odpowiednich przyjaciół.

Kiedy rzucił okiem na trupa leżącego na krawędzi basenu, szczęka dosłownie mu opadła. Oczywiście, mnóstwo ludzi na tym świecie miało czarne włosy, a twarz widział tylko z profilu. Zamknął oczy, wziął głęboki oddech, jednak po rozchyleniu powiek trup wyglądał tak samo, przyprawiając o zimny dreszcz. Greg powoli wypuścił powietrze, sztywnym krokiem ruszając w kierunku ciała, którym zajmował się jeden z techników.

- Gregory, coś się stało? Możemy wyjść na zewnątrz, jeśli źle się czujesz - Mycroft odezwał się od razu, kiedy poczuł, że dłoń Lestrade'a wysunęła się z jego własnej. Spojrzał za chłopakiem zmartwionym spojrzeniem.

Greg tylko machnął na niego ręką. Zatrzymał się trzy kroki od trupa i wgapiał się w bladą twarz faceta, którego jeszcze przed całym tym szeroko pojętym bałaganem Moran pokazywał mu na zdjęciach w telefonie.

- Moriarty - wydusił, obracając się w stronę Mycrofta i Charliego - To jest Vincent cholerny Moriarty, ja pierdzielę!

- Taaa... Czekaj, znałeś go? - Grimsby wpatrywał się w Grega bardziej zaciekawiony, niż zdziwiony.

- Osobiście nie, ale znam jego idiotycznego kuzyna. Jesteśmy... byliśmy kumplami. Ten kuzyn to były chłopak mojego najlepszego... chyba byłego najlepszego przyjaciela. Widziałem jego zdjęcia, tylko dlatego go rozpoznaję.

- Ja w to nie wierzę - Mycroft westchnął głęboko, przyciskając nasadę nosa dwoma palcami - Normalnie nie wierzę. Moriarty, oczywiście że to Moriarty! - machnął wściekle rękami - Dlaczego to za każdym razem jest Moriarty?

- Hej, Jim nie wziął w tym udziału specjalnie, Charlie wyraźnie powiedział, że ich porwali. Czekaj... - Lestrade zagapił się na Grimsby'ego, szybko wracając na poprzednią pozycję u boku Mycrofta, choć tym razem z odrobiną dystansu - To znaczy że Moran też tu jest? Sebastian Moran?

- Młody, nie zadawaj takich pytań, bo jak tak dalej pójdzie, będę musiał cię przesłuchać, a uwierz że wolałbym oszczędzić tego nam obu - Charles westchnął, szybko spoglądając na telefon, po czym wrócił spojrzeniem do Grega - Odpowiadając na pytanie, którego wcale nie zadałeś, Moran to ten postrzelony, ale wcale ci tego nie powiedziałem. Zabierają ich obu do świętego Tomasza, możecie spróbować szczęścia tam - telefon Charliego znów się rozdzwonił, na co Grimsby rzucił im tylko przepraszające spojrzenie, odwracając się, aby odebrać połączenie - Pan nadinspektor! Tak, wiem, dla mnie to też wątpliwa przyjemność...

- Tooo... co powiesz na kontynuowanie naszej romantycznej noworocznej randki w miejskim szpitalu? - Greg spojrzał na Mycrofta proszącym spojrzeniem.

Przeczuwał, że Holmes odmówi i było to jak najbardziej zrozumiałe, jednak nie mógł w pełni zdusić uczucia, które krzyczało, że powinien chociaż spróbować. Od ostatniego kontaktu z Sebastianem minął przecież miesiąc, kto wiedział, co Moran sobie o nim myśli. Do tej pory nie mógł zdobyć się na jakikolwiek kontakt z (byłym?) przyjacielem, a oto pojawiła się idealna okazja. Skoro Jim go zostawił, on sam powinien być lepszy. Powinien starać się mocniej, byli przecież najlepszymi przyjaciółmi, do ciężkiej cholery.

- Absolutnie nie - głos Mycrofta przerwał pociąg myśli Grega, chłopak spojrzał na Holmesa lekko wybity z rytmu - Jeśli mamy kontynuować naszą romantyczną noworoczną randkę, zrobimy to w moim mieszkaniu. Do szpitala możemy pojechać jutro. I błagam, nie mów nic Sherlockowi, jutro sam do niego zadzwonię. 

- Myślisz, że ruszyliby z Johnem o tej godzinie, po spędzeniu wieczoru na nie wiadomo czym i nie wiadomo gdzie, gdyby się dowiedzieli?

- Nie wiem, i wolę nie sprawdzać. Obojgu należy się trochę spokoju - mruknął Holmes, ponownie chwytając Grega za rękę - Nam też.

- Na pewno to wiesz, ale wciąż uważam za urocze to jak martwisz się o Sherlocka - Lestrade zaczepnie szturchnął swojego chłopaka ramieniem - A gdybym powiedział ci, że naprawdę nieziemsko mi zależy?

- Gdybym naprawdę nie dał rady cię przekonać, że to może zaczekać do jutra, z bólem serca oczywiście pojechałbym z tobą, ale oboje jesteśmy zmęczeni i jest środek nocy. Rozumiem powagę sytuacji, ale jako starszy i bardziej opanowany z naszej dwójki, jeszcze raz chciałbym cię prosić, żebyś to przemyślał.

Greg nie musiał myśleć zbyt długo. Oczywiście, żołądek ściskał mu się na myśl o zobaczeniu Morana, jednocześnie ze strachu i ekscytacji. Ale Charlie wyraźnie powiedział, że Seb i Jim zostali porwani, do tego Morana postrzelono. Im też należy się odpoczynek, a spotkanie akurat z nim w skrajnych emocjach było chyba najgorszym pomysłem roku.

- Nie, masz rację. Zaczekam do jutra. Wezwałeś już taksówkę?

- Musimy kawałek się przejść - odparł Mycroft, a Greg domyślił się, że tak, transport będzie na nich czekał.

Uśmiechnął się lekko, nieco głębiej zanurzając się w kurtce, kiedy wyszli z budynku. Zimne powietrze szczypało w twarz i marzły mu dłonie, nawet mimo tego, że jedna z nich tkwiła niezmiennie w uścisku Mycrofta. W oddali wciąż dało się słyszeć sporadyczne strzały fajerwerków, którymi ludzie zapewne będą bawić się jeszcze przez następny tydzień. 

Zajęli tylną kanapę w taksówce, siedząc tuż obok siebie. Greg oparł głowę na ramieniu Mycrofta, a zaraz potem poczuł jak Holmes obejmuje jego ramiona, przyciągając go trochę bliżej. Nie musieli nic mówić, Lestrade i tak wiedział, że Holmesowi zależy na jego komforcie. Mimo podjętej decyzji nie mógł przestać myśleć o Sebastianie. W głowie zaczął przerabiać potencjalne scenariusze i to, co może powiedzieć, jeśli w ogóle personel w szpitalu udzieli mu jakichkolwiek informacji.

No bo co miałby powiedzieć? Wybacz, Seb, ale trochę mi odbiło na wieść, że strzelałeś do ludzi i dlatego się wyniosłem? Absolutnie nie. Ale kłamanie, że teraz kompletnie go to nie rusza też nie było dobrym wyjściem. Będąc zupełnie szczerym ze sobą, Greg już teraz zaczynał się martwić co będzie, jeśli Moran normalnie wróci do internatu, co aktualnie zapewne stało pod znakiem zapytania. Będą mieszkać razem, więc jakimś cudem będą musieli przynajmniej minimalnie się porozumieć. Ale czy Greg będzie w stanie spać spokojnie, wiedząc że Moran zajmuje łóżko po drugiej stronie pokoju? Nie mógł przecież do końca szkoły mieszkać u Mycrofta.

- Gregory, jesteśmy - Holmes delikatnie potrząsnął ramieniem Lestrade'a, zapewne myśląc, że przysnął. Greg poczuł gorąc wylewający mu się na policzki na dźwięk pełnego ciepła głosu Mycrofta.

Wygramolili się z taksówki, Holmes zapłacił, po czym bez poświęcania dodatkowego czasu na marznięcie przed kamienicą, weszli do budynku. Zdjęli kurtki i buty, po czym Mycroft udał się do kuchni, żeby przygotować gorące kakao. Wzięli kubki do sypialni, Greg ogrzewał sobie dłonie, siedząc na łóżku i zerkając, jak Mycroft leżąc, przewija artykuły na stronie z newsami. Po kilku minutach Lestrade odstawił swój kubek na stolik nocny, obok kubka Holmesa, po czym delikatnie, acz stanowczo, odebrał mężczyźnie również telefon, chichocząc cicho na morderczy wyraz twarzy Mycrofta.

- Przestań, wiem, że zawsze przewijasz te idiotyzmy kiedy jesteś zestresowany. O basenowej aferze nie napiszą nic przynajmniej do rana, opanuj się.

Mycroft westchnął głęboko, przecierając oczy.

- Wybacz, Gregory. Sam nie wiem, skąd te nerwy. W końcu dla odmiany nie chodzi o Sherlocka - Holmes uśmiechnął się z przekąsem, układając się wygodniej na materacu.

- Martwisz się o mnie? Wiesz, w końcu chcę się spotkać z moim teoretycznym współlokatorem, a dobrze pamiętamy, jak to się skończyło ostatnio - Greg położył się na brzuchu, w połowie na materacu, a w połowie na Mycrofcie, pozwalając się objąć - Bo jeśli tak, to się nie przejmuj, nic mi nie będzie.

- Zawsze tak mówisz, Gregory. Wiem, że jesteś w stanie poradzić sobie z wieloma rzeczami, ale naprawdę nie mam nic przeciwko, jeśli chciałbyś dłużej u mnie zostać - Holmes uśmiechnął się lekko, palcami rysując abstrakcyjne wzorki na plecach swojego chłopaka.

- A, więc o to chodzi. No tak, powinienem się był domyślić. Po prostu nie możesz znieść kiedy nie ma mnie w zasięgu zbyt długo - Greg zachichotał, przewracając się na plecy - To nie tak, że osobiście mam coś przeciwko, ale będzie dziwnie, jeśli nie będę mieszkał w internacie, za który moi rodzice i tak będą musieli płacić. Ale jeśli wciąż będziesz chciał mnie znosić na końcu roku szkolnego, to chętnie zostałbym u ciebie na wakacje.

- Do wakacji jeszcze daleko - Mycroft uniósł się na łokciu, aby spojrzeć na Grega nieco z góry - Na razie mamy za sobą dopiero pierwsze godziny pierwszego stycznia.

- Ale za to jakież to były emocjonujące godziny - Lestrade roześmiał się lekko, spoglądając w górę, aby skrzyżować z Holmesem spojrzenia - Pamiętasz, jak mówiłem, że to najbardziej emocjonujący Sylwester w moim życiu? Utrzymuję.

- Obyśmy nie musieli powtarzać tego w przyszłym roku - Mycroft westchnął głęboko, jednak z uśmiechem - Teraz spróbujmy zasnąć. Jeśli naprawdę chcesz jutro jechać do tego szpitala, powinieneś być wypoczęty.

Lestrade tylko mruknął na potwierdzenie, najpierw kończąc pić swoje kakao, a następnie układając się wygodniej w ramionach swojego chłopaka. Czekał go trudny dzień.

~*~

Poranki w szpitalu nigdy nie były przyjemne, szczególnie w świetle niedawnych wydarzeń. Kiedy Sebastian ocknął się wczesnym rankiem i zobaczył wokół białe ściany, na ułamek sekundy wpadł w panikę. Czy to wszystko mu się śniło? Może tak naprawdę to kolejny dzień po tym, jak zemdlał w internacie? Odruchowo obrzucił wzrokiem swoje ręce nad nadgarstkami, ale wyglądały normalnie - na wygojone, jak powinny. Więc ostatni miesiąc, a już szczególnie ostatnia doba zdecydowanie nie były snem. Dopiero po chwili dodatkowo utwierdziła go w tym znośna, jednak zauważalna fala kłującego bólu w przedramieniu.

Sebastian syknął, zwracając wzrok ponownie na biały sufit szpitalnej sali. Dał się postrzelić - kiedy rodzice się tu pojawią, a na pewno zostali już poinformowani, będzie miał kompletnie przekichane. Zastrzelił człowieka, ponownie - teraz już nie było odwrotu od mrocznych myśli. Raz już przez to przeszedł, pamiętał uczucia, które mu towarzyszyły. Musiał udawać i dać sobie radę, nie było innej możliwości.

Szybko obrócił głowę, słysząc odgłos otwieranych drzwi. Podniesienie się do pozycji siedzącej tak nagle zabolało, ale poza grymasem nie dał po sobie poznać niczego więcej.

- Mój Boże, Sebastian! - pani Ophelia Moran wyglądała na skrajnie roztrzęsioną, kiedy wyrwała dłoń z uścisku męża i podbiegła do łóżka, na którym leżał jej syn - Sebastian, dziecko, jak się czujesz? - kobieta objęła chłopaka ramionami i przyciągnęła do siebie - Kochanie, jak ja się cieszę, że cię widzę, tak się martwiłam, kiedy zadzwonili ze szpitala.

- Mamo, dusisz - wysapał Sebastian, delikatnie wyplątując się ze stalowego uścisku matki - Nic mi nie jest, zagoi się i tyle.

- Ani mi się waż lekceważyć tej sytuacji - pani Ophelia przyjęła bardziej stanowczą postawę - Rozmawialiśmy z policją. Powiedzieli, że zostałeś porwany. Porwany! Miałeś być zupełnie gdzieś indziej niż byłeś, nie tak się umawialiśmy. Sebastian, kochanie, nie masz pojęcia, jak się z ojcem martwiliśmy.

- Ta, tata na pewno nieziemsko się martwił, jak zwykle - licealista przewrócił oczami, podczas gdy Augustus delikatnie oparł dłoń na ramieniu żony, odciągając ją ostrożnie, aby sam mógł usiąść na krawędzi łóżka.

- Sebastian, zrozum - tym razem ojciec oparł dłoń na zdrowym ramieniu syna - Chodzi tylko o twoje zdrowie i bezpieczeństwo. Martwiliśmy się z mamą oboje, wiesz o tym.

- Tak, przepraszam tato - Seb westchnął głęboko, poklepując dłoń ojca - Ale poważnie nic mi nie jest. Wiem, że nie ma sposobu na przeproszenie was za to kłamstwo, sam nie wiem, co wtedy myślałem. Ale błagam, zrozumcie, byłem zdesperowany.

- Żeby wydostać się z domu? - Ophelia spojrzała na syna ze zmartwieniem, jednak lekko sceptycznie.

- Żeby się z nim zobaczyć - zamknął oczy i wziął głęboki oddech, aby uspokoić nerwy - Mamo, tato, znacie Jima, i to doskonale. Ja go kocham. Tęskniłem za nim jak szalony, a skoro nadarzyła się okazja, żebyśmy spędzili Sylwestra razem... naprawdę przepraszam. Mogłem zaprosić go do nas, mogliśmy zrobić to bardziej ostrożnie, wiem. Po prostu... tak strasznie mi zależało.

Wewnątrz czuł się nieswojo, okłamując rodziców. Nie mógł zaprosić Jima do nich, bo przecież jeszcze wtedy nie rozmawiali. Dało się to zrobić bardziej inteligentnie, na przykład zaczekać aż wrócą do szkoły. Jedna rzecz była prawdą - nie miał pojęcia, co w niego wtedy wstąpiło. Musiał jechać do Londynu, musiał pójść od Vincenta na basen, czuł to.

Pani Ophelia patrzyła na syna z mieszanką irytacji, zmartwienia i wzruszenia na twarzy. Ścisnęła dłoń męża, jednocześnie mając ochotę Sebastiana po raz kolejny przytulić lub teraz już na spokojnie wypytać o to, co wydarzyło się w noworoczną noc. Jednak zanim zdążyła zebrać myśli, rozległo się pukanie do drzwi.

- Państwo Moran? - w drzwiach sali pojawił się lekarz - Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałbym z państwem porozmawiać, na zewnątrz, jeśli można.

- Tak, tak, oczywiście. Wstań, kochanie - pan August ostrożnie pomógł wciąż lekko roztrzęsionej żonie wstać - Niedługo wracamy.

Sebastian tylko pokiwał głową, obserwując rodziców znikających za drzwiami za lekarzem. Po raz pierwszy od kilkunastu minut odetchnął długo i głęboko. Jak miał przeprosić rodziców za to co się stało? "To nie moja wina" działało tylko połowicznie. Wprawdzie była to w stu procentach jego wina, ale nikt o tym nie wiedział i nikt dowiedzieć się nie mógł, zwłaszcza rodzice. Jednak sam fakt, że okłamał rodziców, mimo wszystko się zgadzał. Plus był taki, że oboje wyszli z sytuacji cało i przynajmniej się pogodzili.

~*~

Greg wysiadł z taksówki zaraz za Mycroftem, obrzucając niepewnym spojrzeniem szpital świętego Tomasza. Czuł na raz wiele rzeczy, jednak na wierzch wyraźnie przebijał się strach. Lestrade zwyczajnie bał się spotkania z Sebem. Martwił się o przyjaciela, o jego stan po ostatnim miesiącu domowego nauczania, po tym co stało się, kiedy widzieli się ostatni raz. Teraz to porwanie... Życie stawało się coraz mniej przewidywalne i bardziej niepewne. Bo jak w spokoju chodzić po mieście, gdy można w nim spotkać psychopatów, zostać porwanym albo postrzelonym?

- Jesteś pewny, że to dobry moment? - Mycroft nie dotykał Grega w żaden sposób, jednak sama obecność Holmesa obok podnosiła licealistę na duchu.

- Nie chcę czekać aż wrócimy do szkoły. Nie wiem nawet, czy Sebastian wróci po tym, co się stało. Muszę to zrobić, lepszego momentu na konfrontację i tak nie będzie.

- Więc chodźmy.

Greg ruszył przed siebie, a Mycroft podążył za nim. Sytuacja nie była zbyt podobna do tej, kiedy Sherlock i John byli w szpitalu. Wtedy Lestrade próbował uspokajać swojego chłopaka, zapewniać go, że jego bratu nic nie będzie, że wszystko jest dobrze. Greg tego typu zapewnień nie potrzebował - Charlie mówił o sytuacji z taką lekkością, że życiu żadnego z poturbowanych chłopaków raczej nie zagrażało niebezpieczeństwo. Ale i tak się stresował możliwą reakcją Sebastiana.

Prychnął pod nosem, ostatnio zbyt wiele stresu przynosiło mu zastanawianie się nad tym, co pomyślą inni. Najpierw co myśli o nim Mycroft, później jak na ich związek zareagują Sherlock i John, teraz Sebastian. To co będzie jak nadejdzie czas przedstawienia starszego Holmesa rodzicom? Mamo, tato, to jest mój chłopak. Wiem, że liczyliście na dziewczynę, do tego jest o sześć lat starszy. Spoko? Na litość boską, to będzie katastrofa.

To jednakże były zmartwienia na późniejszy termin. Teraz należało się skupić na rzeczach ważnych, choć wciąż trudnych. Na szczęście nie musieli się zbytnio wysilać, aby wymyślić sposób na znalezienie sali - Charlie dowiedział się czego trzeba i dał Mycroftowi namiary.

Dzwonek windy ogłosił dotarcie na trzecie piętro. Greg odetchnął krótko i ruszył przed siebie, a za nim w milczeniu podążył Mycroft. Skręcili za róg korytarza i oczom Lestrade'a ukazali się rodzice Sebastiana rozmawiający z lekarzem. Pani Ophelia dostrzegając chłopaka uśmiechnęła się słabo.

- Greg, witaj - kobieta grzecznie wyciągnęła dłoń, którą chłopak uścisnął.

- Dzień dobry pani Moran, panie Moran - kiwnął głową do Augustusa - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Jim napisał do mnie o tym, co się stało - skłamał dość gładko, aby nie było widać, że nie rozmawiał z Moriartym od miesiąca - Czy z Sebem wszystko w porządku?

- Lekarz mówi, że nic mu nie będzie. Chcesz do niego wejść?

- Jeśli mogę. Dawno się nie widzieliśmy...

- Na pewno Seb się ucieszy. Zaczekamy na zewnątrz, musimy jeszcze podpisać kilka dokumentów z lekarzami. Dobrze cię było zobaczyć, Greg - pani Ophelia poklepała chłopaka po ramieniu, po czym wróciła do rozmowy z lekarzem.

Lestrade spojrzał na Mycrofta pytającym spojrzeniem, jednak w odpowiedzi otrzymał tylko skinienie głową, oznaczające, że on również zaczeka przed salą. Greg zacisnął dłonie w pięści, po czym stanął przed drzwiami do sali. Kiedyś i tak musiałby to zrobić. Ostatni obraz Sebastiana to ten z chwili, kiedy zabierali go z internatu do szpitala. Był załamany, żałował, czuł się opuszczony. Wtedy Greg nie wiedział, jak mógłby mu pomóc, sytuacja go przerastała. Teraz dalej nie był pewny, jak potoczy się ta rozmowa, ich dalsza relacja. Ale wiedział, że musi spróbować.

Otworzył drzwi i wszedł do sali, od razu odnajdując Sebastiana spojrzeniem.

- G-greg? Co tu robisz? - Moran niepewnie poruszył się na łóżku.

- Cześć, Sebastian... - Lestrade nie bardzo wiedział, co robić, więc po prostu stał w miejscu po środku pokoju - Jak, uh... Jak się czujesz?

- Wiesz, że nie musiałeś tutaj przychodzić, prawda? Nic z tego, co się stało, nie było twoją winą. To cię nie dotyczy, nie musisz się zmuszać do przychodzenia tu czy tolerowania mnie.

- Co? - Lestrade potrząsnął głową, bo jakby nie patrzeć, nagłe wyprowadzenie się z internatu coś znaczyło i Moran miał rację. Trzeba było podejść do sytuacji spokojnie - Chciałem tutaj przyjść. Chciałem cię zobaczyć. Martwiłem się. Kiedy się ostatnio widzieliśmy... Może lepiej będzie o tym nie rozmawiać. Myślałem, że może uda nam się, no wiesz, pójść na przód.

- Chcesz  wciąż być moim przyjacielem, wiedząc to, co wiesz? - Moran uniósł brwi w niedowierzaniu - Oboje wiemy, że ot tak nie zapomnisz, co zrobiłem wtedy w zaułku. Powiem ci więcej, powtórzyłem to na basenie. Znowu dla niego. Tylko tym razem nie mam wyrzutów sumienia, bo Bonzowi się należało.

- A tamtym dwóm się nie należało? Sebastian, ja naprawdę nie chcę cię moralizować, nie po to przyszedłem - Greg powoli podszedł kilka kroków w stronę łóżka - Naprawdę za tobą tęskniłem. Cokolwiek zrobiłeś, teraz już żaden z nas tego nie zmieni. Jim spieprzył, ja spieprzyłem. Mogłem przy tobie zostać, ale się bałem. Teraz jest inaczej.

- Inaczej... bo? Bo widziałeś kilka trupów?

- Nie. No, może trochę też. Ale nie o to chodzi - ponownie podszedł bliżej, opierając dłonie na krawędzi łóżka - Dużo nas łączy. I mówię o wszystkim, co się stało, odkąd pojawił się John. Śledztwo, porwanie, szpital, cała ta wielka afera. Cała nasza piątka w tym siedzi, a żaden z nas nie wsypał ani ciebie, ani Jima. Teraz Vincent nie żyje, więc mamy jednego wtajemniczonego mniej. Pytanie nie brzmi, czy chcę z tym wszystkim żyć, bo odpowiedź jest jedna: muszę. A skoro tu jestem, to znaczy, że chcę, żeby było jak wcześniej.

- Nigdy nie będzie jak wcześniej. Możemy o tym nie rozmawiać, ale to nie zmieni faktu, że co się stało, to się nie odstanie - Sebastian mówił coraz ciszej, skupiając wzrok na prześcieradle. Gwałtownie uniósł głowę do góry, poczuwszy na ramieniu dłoń przyjaciela.

- No właśnie, Seb. Nie odstanie się. Ale wciąż możemy być sobą, możemy być przyjaciółmi. Wtedy uciekłem, bo sytuacja mnie przerosła, ale chciałem wrócić i porozmawiać. Tylko że było już za późno... - Greg pokręcił głową, uśmiechając się słabo - Sebastian... Pogodziłeś się z Jimem, prawda?

- Tak, znów jesteśmy razem. Wiem, że to dziwne, ale ja naprawdę go kocham, i wiem, że on mnie też - Moran uśmiechnął się delikatnie na myśl o Moriartym - A ty i Wielki Brat?

- Oficjalnie jestem chłopakiem przyszłego Rządu Brytyjskiego - Greg zaśmiał się lekko.

Przez chwilę panowała cisza, chłopcy tylko patrzyli na siebie, po czym Lestrade usiadł na łóżku i rzucił się przyjacielowi w ramiona. Sebastian niemal od razu odwzajemnił uścisk.

- Nie jesteś sam, Sebastian, pamiętaj o tym. Nie chcę, żebyś znowu musiał cierpieć tak, jak ostatnio - wyszeptał Greg, ściskając przyjaciela nieco mocniej.

- Dzięki, Greg. Naprawdę. Kocham cię, stary.

- Ja ciebie też, Seb.

Greg wypuścił przyjaciela i przez chwilę po prostu siedzieli, patrząc na siebie i uśmiechając się. Lestrade czuł się zadziwiająco dobrze. Rozmowa z Sebastianem poszła znacznie łatwiej, niż się spodziewał. Wciąż nie miał pojęcia, co przyniesie im przyszłość, ale czuł, że teraz już nie będzie czuł się tak nieswojo w pokoju w internacie. Mycroft zrozumie, plan i tak zakładał powrót Grega do internatu po świętach. John i Sherlock co prawda nie wiedzieli o strzelaninach, ale wiedzieli o Eurus i postanowili zachować informacje dla siebie. Greg nie miał zamiaru dopytywać Morana o szczegóły ani próbować przepracowywać sytuacji samodzielnie. Z pewnymi rzeczami musiał się po prostu pogodzić.

Drzwi sali się otworzyły, a do środka wkroczyli rodzice Sebastiana, więc Greg doszedł do wniosku, że czas się zbierać. Pożegnał się z przyjacielem i państwem Moran, po czym wyszedł z sali. Mycroft widząc go, od razu wstał z plastikowego krzesełka i podszedł do swojego chłopaka, otaczając go ramieniem.

- I jak?

- Chyba dobrze - Greg pozwolił się objąć, ruszając z Holmesem w kierunku windy - Pogodziliśmy się. Mogę spokojnie wracać do internatu.

- A ta... tajemnicza sprawa, przez którą w ogóle uciekałeś z internatu? Wybacz, jeśli to niedelikatne pytanie, Gregory, ale ja wciąż się martwię.

- Wiem, wiem - Greg nacisnął guzik windy, a już po chwili przemierzali korytarz na parterze w kierunku wyjścia ze szpitala - Nie powiem, że się z tym pogodziłem, ale mogę z tym żyć. I zanim zapytasz, nie, nie kontaktowałem się z Jimem. Z nim też mam do pogadania, ale to akurat może zaczekać, aż wrócimy do szkoły. Dzisiejszą noc jeszcze mogę spędzić u ciebie.

- Na to liczyłem - Holmes uśmiechnął się, przyciągając Grega bliżej, kiedy wyszli na zimne londyńskie powietrze.

- Mam się bać, panie Holmes? - zachichotał Lestrade, lekko uderzając Mycrofta w ramię.

- Jeśli jeszcze raz zwrócisz się do mnie "panie Holmes", wtedy będziesz mógł zacząć się bać. Pewnych rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz, Gregory - Holmes puścił chłopakowi oczko, na co twarz Lestrade'a zalała się rumieńcem. Mycroft widząc to zaśmiał się trochę głośniej - Jesteś naprawdę uroczy, Gregory.

- Dałbyś spokój - Greg przewrócił oczami, jednak nie zdołał się pozbyć rumieńca z policzków.

- Nie dam - Mycroft ponownie przyciągnął Grega do siebie, kierując ich kroki w stronę stacji metra - Zbyt mocno się zakochałem.

- Idiota - prychnął Greg pod nosem, wtulając się mocniej w swojego chłopaka - Ja ciebie też kocham.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro