33
Okej, okej, przełomowy fluff, skoro ostatnio tyle angstu się nazbierało. W przyszłym tygodniu będzie następny, a na tydzień świąteczny planuję mini maraton (20-26 grudnia, w tym przestrzale trzy rozdziały). Trzymajcie się ciepło!
~~~
Podróż taksówką minęła w zupełnej ciszy, żaden nie miał pomysłu, co powiedzieć. Greg gapił się na ciemność za oknem, zastanawiając nad sytuacją z Sebem. Z jednej strony bał się, że Moran poczuwszy się opuszczonym, może zrobić coś głupiego, z drugiej jednak zależało mu także na własnym zdrowiu psychicznym. Czuł, że wyrwanie się z pokoju było jedynym słusznym wyjściem, aby jako tako unormować chaos coraz bardziej rozrastający się w jego głowie. Zrobił szybkie podsumowanie ostatnich dwóch tygodni, na które składał się powrót Eurus, o którym nie mógł nikomu powiedzieć, rewelacje Seba, a teraz porwanie Sherlocka i zniknięcie Molly. Przelotnie obrzucił Mycrofta spojrzeniem, zaraz wracając do widoku za szybą. Coś wewnątrz bolało go przez fakt, że mógł zapobiec całej tej stresującej sytuacji, gdyby zwyczajnie sprzedał Jima i wcześniej powiedział Holmesowi, że ucieczka Eurus to wina właśnie Jamesa. Ale zachciało mu się być dobrym przyjacielem.
Nie, to złe stwierdzenie. Dobry przyjaciel nie ucieka, kiedy robi się ciężko. Jednak który, nawet najbardziej oddany przyjaciel, nie zareagowałby emocjonalnie na wieść, że ten drugi kogoś zabił? Westchnął głęboko, powtarzając w głowie, że nie powinien o tym myśleć, bo mielenie w głowie przypuszczenia morderstwa na pewno nie sprawi, że poczuje się lepiej. Ponownie starał się oczyścić umysł, choć na chwilę zapomnieć o Sherlocku, Sebastianie, Jimie i Eurus, jednak wyrzucenie ich z głowy ot tak, wcale nie należało do prostych zadań.
Po drugiej stronie tylnego siedzenia taksówki, oddzielony od licealisty przeszkodą w postaci torby podróżnej, siedział Mycroft, również nie mogąc skupić się na niczym, poza mieleniem w głowie naprzemiennie kryzysu związanego z bratem oraz totalnej paniki, jaka ogarnęła Grega w internacie. Z Sherlockiem nie mógł zrobić zbyt wiele, dopóki Charlie nie odezwie się z jakimiś wskazówkami. Eurus mogła być wszędzie, nawet poza miastem. Holmes wiedział, że policja usiłuje namierzyć telefon Sherlocka, jednocześnie szukając czegoś w miejskim monitoringu, a Charlie miał zadzwonić, gdy tylko na coś trafią, jednak telefon w kieszeni płaszcza wciąż milczał.
Na co Mycroft mógł mieć w obecnej chwili wpływ, to Greg. Będąc szczerym ze sobą, Holmes przyznawał, że sytuacja była lekko przerażająca. Nigdy nie musiał przemawiać do ludzi, których przerastała sytuacja życiowa. Od zawsze uważał, że jeśli ktoś naprawdę ma tego typu problem i nie umie zamknąć go gdzieś w głębi własnego umysłu, powinien się wybrać do specjalisty, który rzeczywiście mu pomoże. Ale była jedenasta w nocy, więc opcje pomocy dla licealistów w bliżej nieokreślonej sytuacji emocjonalnej były, delikatnie mówiąc, ograniczone. Będzie musiał poradzić sobie sam, i właśnie to najbardziej go stresowało.
To nie tak, że Mycroft Holmes nie miał uczuć. Miał, jak każdy człowiek na tej planecie. Po prostu umiał je dobrze ukrywać, nie tylko przed innymi, ale też przed samym sobą. Chciał być politykiem, studiował prawo, musiał umieć przemawiać obiektywnie, bez uczuć. Mimo młodego wieku niektórzy wyżej postawieni urzędnicy już zgłaszali się do niego po pomoc czy poradę. Zdolności analizy, czytania z ludzi jak z otwartych książek i poziom projektów przygotowywanych na studia dziwiły niejednego, dlatego tak szybko zyskiwał renomę. Ale analityczny umysł nie wystarczy, żeby wesprzeć psychicznie przyjaciela (chyba przyjaciela?) w kryzysie. Potrzebował informacji.
Wysiedli z taksówki, Mycroft zapłacił, po czym kierowca odjechał, wyglądając na zmęczonego samym faktem, że o tej godzinie ktokolwiek w ogóle wpadł na pomysł przejechania się taksówką w części miasta pozbawionej popularnych klubów. Greg mocno ściskał w dłoniach rączki swojej torby podróżnej, rozglądając się po ulicy. Holmes postanowił najpierw wprowadzić go do mieszkania, a potem jeszcze raz spróbować wypytać chłopaka o co chodzi. W internacie usłyszał jedynie, że "sytuacja jest poryta". A to było stanowczo za mało, żeby odpuścił.
Greg był lekko zdziwiony wnętrzem mieszkania Mycrofta. Wyobrażał go sobie w czymś w stylu sterylnej bieli i czerni, jakichś zabytkowych dodatków, typu porcelanowa waza na szafce czy abstrakcyjny obraz na ścianie, który byłby jednym z nielicznych kolorowych akcentów w ogóle. Tymczasem po przekroczeniu progu i włączeniu światła, jego oczom ukazał się przytulny salon o ścianach pomalowanych na odcień ciepłego beżu. Na środku najwięcej przestrzeni zajmowała szara kanapa oraz podobny fotel, oba meble ozdobione żółto-niebieskimi poduszkami. Drewnianą podłogę zaścielał puszysty, granatowy dywan. Po lewej znajdowała się otwarta kuchnia urządzona w dość nowoczesnym stylu, jednak drewniane szafki, na których stały lekko zwieszające się w dół rośliny, dodawały jej ciepła. Na wprost ciągnął się niewielki korytarzyk, na którego końcu znajdowało się dwoje drzwi, jedne zapewne do łazienki, a drugie do sypialni Holmesa. Na stoliku kawowym w salonie, podobnie jak na niedużym stole w kuchni były porozkładane sterty papierów i gazety, więc Greg położył torbę po prostu na podłodze, po czym zdjął buty i wkroczył w głąb mieszkania, rozglądając się z zaciekawieniem.
- A ja myślałem, że jesteś studentem - mruknął z uznaniem - Jakim cudem cię na to stać? Macie aż tak bogatych rodziców?
- Biedni nie są, to prawda - odparł, zmierzając w stronę kuchni - Ale nie płacą za moje życie. Wykonuję dodatkowe przysługi dla ważnych i bogatych ludzi, kiedy akurat mam przerwę w nauce. Napijesz się gorącej czekolady?
- Pijesz gorącą czekoladę? - uniósł brwi, obserwując jak Holmes wyciąga z szafki torebkę czekoladowego proszku.
- Nie, ja mam zamiar nalać sobie whisky. Pytam, czy ty chcesz czekoladę.
- Durne pytanie. Oczywiście, że chcę - przewrócił oczami, jednak uśmiechnął się lekko.
Kilka kolejnych minut minęło w cichym oczekiwaniu, aż mleko się zagotuje. W międzyczasie Greg zdążył przenieść torbę do salonu, wygrzebać z niej piżamę i skoczyć do łazienki (korytarzowe drzwi po lewej), żeby się przebrać. Czekolada była trochę za słodka, jednak nie powiedział tego na głos. Grunt, że miał na czym skupić myśli, w tym przypadku na fakcie, że Mycroft w ogóle posiada w mieszkaniu coś takiego, jak czekolada instant. Całe mieszkanie, w tym również łazienka z wanną zamiast prysznica i ogromnym lustrem, było takie nie mycroftowe, ale w jakiś niewytłumaczalny sposób Holmes pasował do tego ciepłego otoczenia. Tak, jakby prywatnie był zupełnie innym człowiekiem, niż pokazywał ludziom, z którymi przebywał na co dzień. Greg nagle poczuł się dziwnie, jakby dowiedział się czegoś, czego nie powinien był. Już drugi raz tego wieczora zresztą.
- Gregory, powiesz mi, co się właściwie stało? - spytał, przejeżdżając palcem po krawędzi szklanki z alkoholem.
- Wolałbym nie - mruknął, otrzymując od Mycrofta nieodgadnione spojrzenie, zakrawające jakby o dezaprobatę - No co? Ja i Seb jesteśmy przyjaciółmi, serio, ale dzisiaj po prostu... sytuacja mnie przerosła i tyle. Też mam prawo do paniki, tak czy nie?
- Nie zabraniam ci panikować czy czuć się niekomfortowo w czyimś towarzystwie - odparł poważnie - Ale martwię się, podobnie jak pani Hudson. Chciałbym jakoś pomóc, ale mam za mało informacji.
- Nie pomożesz - pokręcił głową, wziął długi łyk gorącej czekolady, po czym spojrzał Holmesowi prosto w oczy - To nawet nie moja sprawa. Przypadkiem dowiedziałem się czegoś, czego nie powinienem był. Nie lubię uciekać od problemów, ale naprawdę nie chciałem się w to mieszać.
- A co z Sebastianem? Bo domyślam się, że to właśnie jego problem - obserwował, jak Lestrade ucieka spojrzeniem, wbijając je we własny kubek.
- A coś ty się nagle taki troskliwy o innych zrobił? Nic mu nie jest, chyba. Nie wiem, nie mam siły o nim myśleć - westchnął głęboko, wciąż nie nawiązując kontaktu wzrokowego - Dzięki, że pozwoliłeś mi przyjechać tak nagle i bez kontekstu. Nie spodziewałem się tego.
- Tego, że będę chciał ci pomóc? - uniósł brwi, dopijając resztkę whisky.
- Trochę też, ale ogólnie. Wystrój mieszkania jest taki... nie w twoim stylu.
- Nie wiesz, co jest w moim stylu - uśmiechnął się lekko, z satysfakcją obserwując, jak policzki Grega oblewa lekki róż.
- Racja, masz mnie. Ale wyobrażałem sobie raczej coś... zimniejszego. Nie obraź się, tak jakoś... Zresztą, gdyby to Watson czy jakikolwiek inny chłopak miał kryzys, pewnie nie zabrałbyś go do domu, co?
- Nawet Sherlock jeszcze tutaj nie był - wzruszył ramionami, jakby to miała być wystarczająca odpowiedź.
Musiała, bo nic więcej dodawać nie zamierzał. Mieszkanie widziało już kilka osób, jednak kto i w jakich okolicznościach, te informacje Mycroft wolał zachować dla siebie. Widząc, że Greg również skończył swój napój, odebrał od niego kubek, aby od razu go umyć. Lestrade zawiesił wzrok na pliku dokumentów, które Holmes wcześniej przełożył ze stołu na puste krzesło. Język prawniczy, oczywiście. Jakby sposób mówienia Mycrofta już teraz nie wystarczył mu do zdobycia tego, czego chce. Jeśli ten facet nie będzie za parę lat pracował bezpośrednio dla królowej, będzie świetnym adwokatem lub zapewne jeszcze lepszym prokuratorem. Na tę modłę młodszy Holmes po skończeniu liceum zamiast patologiem, powinien zostać detektywem.
- Nie musisz na mnie czekać, poukładam tylko papiery i idę spać - przerwał ciszę Holmes, odkładając kubek i szklankę na suszarkę do naczyń - Jutro masz szkołę, powinieneś się wyspać.
- Jasne, tak - pokiwał głową nieco zbyt entuzjastycznie - Dasz mi jakiś koc? - nie wiedziało mu się spanie w salonie w samej piżamie.
- Na łóżku jest przecież kołdra. Poza tym w sypialni jest całkiem ciepło - wzruszył ramionami, odwracając się w stronę Grega po to, aby po raz kolejny z satysfakcją obserwować rumieniec wykwitający na twarzy chłopaka.
- W... sypialni? - wydukał, wewnętrznie wkurzony faktem, że na twarzy Mycrofta pojawił się ten cholerny pełen pewności siebie uśmiech.
- Wiem, że teoretycznie to gość powinien spać na kanapie, ale jestem gotowy się poświęcić. Mam nadzieję, że trafisz? Pewnie posiedzę jeszcze z godzinkę, o ile Charlie nie zadzwoni. Spróbuj się przespać, żebyś w szkole nie był zupełnie martwy.
- Dzięki. A jeśli Charlie zadzwoni, to masz mnie obudzić. I nie waż się nawet tłumaczyć, że to nie moja sprawa.
Z tymi słowami Greg opuścił kuchnię, chwycił swoją torbę, po czym udał się do pokoju Mycrofta. Wcześniej nawet do niego nie zajrzał, jednak tym razem ściany w ciepłym brązie nie zdziwiły go tak bardzo. Drewniana szafa i komoda dodawały domowego nastroju, podobnie jak niezidentyfikowanego gatunku roślina, dumnie stojąca na wspomnianej komodzie. Łóżko było szerokie, na oko całkiem dwuosobowe, przykryte czerwono-szarą pościelą. Lestrade niemal od razu się położył, nie miał zamiaru być wścibski i oglądać dokładnie każdej rzeczy w pokoju czy grzebać Holmesowi po szafkach. Odłożył telefon na stolik obok łóżka, sprawdzając wcześniej godzinę. 11:48. Zamknął oczy, otoczony ciepłem i zapachem, który z niezrozumiałego powodu kojarzył mu się z domem. Chciał spać.
Przebudził się w panice po czasie, jaki wydawał mu się wiecznością i śnie o Sebastianie, który krzyczy zza krat opancerzonego samochodu, że nigdy nie wybaczy mu zdrady. Sprawdził telefon. Dwadzieścia minut po północy. Zapowiadała się ciężka noc.
Tymczasem w salonie Mycroft nie tylko nie mógł, ale nawet nie próbował spać. Telefon ciągle milczał, a nie chciał pisać do Charliego jako pierwszy, żeby przypadkiem nie przeszkodzić mu w czymś istotnym. Wiedział, że policja robi co może, w końcu chodziło o Eurus. Za oknem ponownie zaczął padać drobny śnieg, który rankiem zapewne zmieni się z błoto, biorąc pod uwagę, że temperatura już teraz jest tylko lekko ujemna. Zgasił światło, zostawiając tylko niedużą biurową lampkę, którą zostawił w salonie zamiast w sypialni już pierwszego dnia, kiedy się tu wprowadził. Zaliczenia na przyszły tydzień leżały już równiutko poukładane, nie zostało do zrobienia nic, jednak nie miał zamiaru bezczynnie leżeć. Wziął więc do ręki porzuconą poprzedniego dnia książkę i zaczął czytać. Nie znosił romansów i darzył je naprawdę szczerą pogardą, jednak czasem potrzebował książki, która zamiast zmuszać umysł do wysiłku, przełączała go na najniższy możliwy poziom świadomości. Nocny spokój został zagłuszony przed odgłos otwieranych drzwi, a następnie ostrożne kroki. W przejściu korytarzyka pojawiła się zaciemniona sylwetka Grega. Chłopak tylko stał, obserwując jak Holmes powoli odkłada książkę na stolik, po czym siada na kanapie. Nawiązanie kontaktu wzrokowego przy obecnym poziomie oświetlenia byłoby przesadą, jednak Holmes skupił wzrok na twarzy licealisty, nawet jeśli nie mógł jej szczegółowo zobaczyć.
- Myślałem, że śpisz. Jest prawie trzecia - zaczął neutralnie Mycroft, sprawdzając godzinę w telefonie.
- Wiem - westchnął Lestrade - Próbowałem, ale budziłem się już ze cztery razy i jestem zmęczony próbami pójścia spać. Mogę z tobą posiedzieć?
- Naprawdę nie możesz zasnąć? - spytał, na co Greg pokręcił głową - Będzie ci przeszkadzało, jeśli jednak pójdziemy do sypialni? Łóżko jest większe niż kanapa.
Greg pokiwał głową na zgodę, zawracając skąd przyszedł. Holmes westchnął, chwycił książkę oraz lampkę, po czym podążył śladem chłopaka. W sypialni świeciło się światło, które zaraz po podłączeniu lampki zostało zgaszone, pozostawiając pokój w półmroku. Mycroft usiadł na łóżku, opierając plecy o ścianę, z zamiarem kontynuowania lektury. Telefon leżał na stoliku nocnym, cały czas w zasięgu ręki. Greg zajął miejsce w stosunkowo bezpiecznej odległości, starając się przy tym nie dotykać Holmesa. Oparł głowę na poduszce, nakrywając nogi kołdrą. Obserwował Mycrofta lekko z dołu, widział jak oczy szybko przebiegają po tekście na kolejnych stronach. Spodziewał się, że Holmes będzie chciał odwrócić uwagę od jego osoby, ale Greg bardzo nie chciał siedzieć w zupełnej ciszy, więc postanowił poprzeszkadzać mężczyźnie próbą nawiązania rozmowy.
- Co czytasz? - mruknął, spodziewając się zobaczyć na twarzy Holmesa zirytowanie, którego jednak nie dostrzegł.
- Jakiś durny romans polityczny.
- Oczywiście, że polityczny - prychnął z rozbawieniem - Nie sądziłem, że czytasz takie książki.
- Czasem nawet ja jestem zmęczony byciem geniuszem i mam ochotę zgłupieć na kilka godzin - odparł, zamykając książkę, aby móc skupić całą uwagę na Gregu - Nie lubię romansów, poza tym są do bólu przewidywalne.
- Nawet te polityczne?
- Zwłaszcza te - prychnął, odkładając książkę na stolik obok telefonu - Jeśli dwójka ludzi, którzy według opinii publicznej nie mają prawa być razem, nagle postanawia być razem, skandal murowany. To trochę tak, jakby ktoś w internacie dowiedział się, co robiliśmy na ostatnich sesjach. Nie powinniśmy nawet myśleć o byciu razem.
Zapadła chwila ciężkiej ciszy. Greg schował twarz nieco bardziej w poduszce, unikając patrzenia na Holmesa. Mycroft z opóźnieniem uświadomił sobie własny błąd.
- Przepraszam, Gregory. To nie tak miało zabrzmieć.
- Nie przejmuj się - odparł cicho, bo oczywiście, że on sam musiał się przejmować, jak ostatni kretyn.
To nie tak, że liczył na coś więcej. Mycroft chciał tylko mu pomóc, dlatego zaprosił go do mieszkania. To nie znaczyło w zasadzie nic. Jednak miło było myśleć, że Holmes naprawdę chciał spędzać z nim czas po domowemu. Pić razem gorącą czekoladę, gadać o głupotach albo oglądać jakiś durny serial. Inaczej było zobaczyć Mycrofta nie wyglądającego jak poważny, wiecznie zajęty facet. Zamiast tego miał obok siebie Holmesa w zwykłej, szarej koszulce z krótkim rękawem i spodniach od dresu, o których posiadanie nawet by go nie podejrzewał. Wszystko wydawało się takie ciepłe i normalne, kiedy siedzieli w półmroku w piżamach. Tak mogłoby być, gdyby Greg był trochę starszy, albo Mycroft nie miał wymagań co do swoich potencjalnych partnerów. Fakt, że Lestrade tych wymagań nie znał, nie przeszkodził chłopakowi w uznaniu z góry, że się w nie nie łapie.
- Normalnie bym się nie przejmował - westchnął, spoglądając na licealistę wzrokiem zadziwiająco pełnym ciepła - Ale tym razem chodzi o ciebie.
- To, że mam kryzys, nie znaczy, że masz mówić mi to, co chcę usłyszeć tylko dlatego, że chcę to usłyszeć.
- Wiesz, że nigdy tak nie robię. Gdybym nie chciał z tobą przebywać, nie zaprosiłbym cię, albo został w salonie, zamiast tutaj siedzieć. Miałem na myśli... społecznie nie powinniśmy o tym myśleć, wiesz, co ludzie mogliby gadać. To nie znaczy, że mnie nie interesujesz.
- To część mowy prawniczej? Przekonanie do zaufania? Bo nie obraź się, ale po dzisiejszym dniu kompletnie nie wiem, czy mogę jeszcze komuś ufać.
Greg wciąż wtulał twarz w poduszkę, a Mycroft bezsprzecznie pragnął skierować jego uwagę na swoją osobę. Czemu? Bóg jeden wiedział, ale czuł, że potrzebuje tego. Potrzebuje zwrócić umysł Grega na coś innego, niż miniony dzień czy fakt, że nie może spać. Chciał zapewnić mu komfort i miał szczerą nadzieję, że w którymś momencie Lestrade sam powie mu, czego chce. Że to przyjdzie naturalnie.
- Co musiałbym powiedzieć, żebyś uwierzył, że to nie mowa prawnicza? - spytał jak najbardziej poważnie.
- Powiedz, co o mnie myślisz. Szczerze - obrócił głowę, patrząc na Holmesa w oczekiwaniu.
- Jesteś cholernie irytujący - zaczął, nawiązując kontakt wzrokowy - Zawsze walczysz o to, czego chcesz. Nie umiesz powstrzymać się przed rzeczami, które normalni ludzie przynajmniej by przemyśleli. Jesteś gotowy pakować się w kłopoty tylko po to, żeby udowodnić swoją rację. Ale przy tym jesteś naprawdę silny, zawsze starasz się wspierać przyjaciół i jesteś diabelnie inteligentny, nawet jeśli czasem bywasz idiotą, nie zdając sobie z tego sprawy.
- Rany, to... miłe, w większości - uśmiechnął się lekko, unosząc się na rękach, aby po kilkunastu sekundach siedzieć na materacu po turecku, jednym kolanem dotykając uda Holmesa - Chociaż i tak jestem tylko dzieciakiem.
- Jeśli masz na myśli wiek, to uwierz, że nie ma tu nic do rzeczy. Mówiłem ci to już, ale powiem jeszcze raz - spojrzał licealiście prosto w oczy, jednak nie dotknął go w żaden sposób - Intrygujesz mnie, Gregory, jak nikt wcześniej.
- Chyba przesadzasz, nie znamy się aż tak długo. Za parę tygodni pewnie uznasz, że jestem nudny - wzruszył ramionami.
- Słuchaj, jeśli mnie nie lubisz, powiedz mi to wprost, zamiast ciągle przekonywać mnie, że to ja nie lubię ciebie.
- Tylko że ja cię lubię - wypalił, zanim zdążył ugryźć się w język - Znaczy, no wiesz... Jesteś przystojny, stylowy, inteligentny jak diabli, najwyraźniej całkiem bogaty, kręcisz się w wyższych sferach. Jesteś dosłownie ideałem, a ja tylko licealistą.
- Nie jestem ideałem, Gregory - westchnął głęboko - Sytuacja z Eurus najlepiej tego dowodzi. Nie umiem zbliżyć się nawet do własnego brata jak należy. Bywam uszczypliwy, nieraz słyszałem, że jestem tylko kolejnym nudnym snobem. Ale czy możesz mi w końcu uwierzyć, kiedy mówię, że jesteś dla mnie ważny i zwyczajnie cię lubię? Jak człowiek?
- Chyba... chyba mogę - pokiwał głową, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał - I wiem, że to sporo czasu, ale jeśli przez najbliższe trzy tygodnie się nie pozabijamy, to naprawdę chciałbym pojechać do ciebie na święta.
- Już sugerujesz nam wielką kłótnię? Z tego, co kojarzę, to nasza relacja póki co nie ma nawet żadnej metki.
- Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś mistrzem niszczenia romantycznego nastroju? - prychnął, jednak nie zdołał powstrzymać uśmiechu.
- Nawet kilka razy - odparł, starając się zachować powagę - Ale nad tym też można popracować.
Mycroft pochylił się do przodu, opierając jedną dłoń na materacu, drugą delikatnie unosząc podbródek chłopaka. Przez kilka długich sekund szukał w oczach Lestrade'a oznak zmiany zdania, jednak nie doszukał się żadnej, więc bez dłuższego przeciągania złączył ich usta. Nie miał na celu nic, poza pokazaniem Gregowi, że mówił prawdę. Że tutaj jest i nigdzie się nie wybiera. To był jeden z tych ciepłych, leniwych pocałunków, które po prostu są. Żadnego pośpiechu, gwałtowności, tylko noc i cisza, a w powietrzu ślady perfum Mycrofta i zapach gregowego szamponu do włosów. Mieli przed sobą jeszcze co najmniej kilka dni, aby cieszyć się tą sielankową ciszą, która jednak poszła w zapomnienie razem z dzwonkiem telefonu Holmesa. Odebrał niemal natychmiast, od razu przełaczając na głośnomówiący.
- Charlie, co tam? Macie Sherlocka?
- Jeszcze nie. Namierzyliśmy ostatnią lokalizację jego telefonu i ruszyliśmy tym tropem. Zaprowadził nas do dwóch starych dworków pod Londynem. Wysłałem ludzi do obu, po ciebie też zaraz ktoś będzie, więc się zbieraj.
- Na pewno chcesz, żebym ci tam przeszkadzał?
- Znam cię, wolisz nie czekać. Cieszyłbym się, gdybyś jednak pomógł, ale możesz i przeszkadzać. Tak, wiem, zaraz zadzwonię, daj mi dwie minuty - ostatnie zdanie Charlie wypowiedział do kogoś po swojej stronie mikrofonu - Przy jednym z tych dworków jest studnia, w środku znaleźliśmy dziewczynę. To solidny ślad, dlatego do ciebie dzwonię.
- Jaką dziewczynę? Masz chociaż jej imię?
- Nie miała dokumentów ani telefonu, jest nieprzytomna, na sto procent ma hipotermię, podejrzewamy też wstrząs mózgu i najprawdopodobniej pęknięte żebro, ale to okaże się po rentgenie. Ogólnie pasuje do opisu, który wcześniej podawałeś mi przez telefon. Tak, wiem, minuta. Muszę iść, Myc. Serio zaraz ktoś z moich podjedzie pod twoją kamienicę, więc się ruszaj. Kto strzelał?! Cholera jasna!
Charlie się rozłączył. Greg i Mycroft spojrzeli na siebie, a po dwóch minutach oboje byli już ubrani i gotowi do wyjścia. Lestrade dał znać również Watsonowi, który o dziwo nie spał, a po krótkiej rozmowie telefonicznej z panią Hudson (nie przekonasz mnie, żebym puściła tam też Watsona, niech cię, ty cholero jedna), John stał się oficjalnym członkiem eskapady. Na szczęście internat był po drodze. Problemami prawnymi, jeśli Watsonowi coś się stanie, Mycroft postanowił pomartwić się, kiedy rzeczywiście już coś mu się stanie. Siedząc na miejscu pasażera w radiowozie, z Johnem i Gregiem na tylnych siedzeniach naprawdę zastanawiał się, jakim cudem wciąż jest praktykantem, zamiast zostać wykopanym przez panią Hudson drzwiami do zaopatrzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro