31
Czy Greg jest idiotą? Jak zwykle. Czy Sebastian jest niestabilny emocjonalnie? W zasadzie czemu nie. Czy autorka nie ma serca? W tej kwestii nic się nie zmieniło. Hotel? Trivago.
~~~
- Okej, Sebastian, miałeś rację - zaczął Greg już od progu, jeszcze zanim w ogóle zapalił światło w pokoju - To popołudnie było tak inne! Nie uwierzysz, jak ci powiem, co Mycroft mi zaproponował.
Lestrade był tak podekscytowany całą sytuacją, że aż sam się sobie dziwił. Mycroft wrócił do swojego wynajmowanego mieszkania, uprzednio odprowadzając Grega do internatu. Rozstali się przed bramą, aby na wszelki wypadek nie rzucać się w oczy. O tej godzinie i tak mało kto szwendał się przed budynkiem, ale lepiej dmuchać na zimne. Licealista praktycznie wbiegł po schodach na górę, nie mogąc się doczekać, aby porozmawiać z przyjacielem. Wciąż był trochę zażenowany, ale Sebastian był w zasadzie jedyną osobą, z którą mógł podzielić się szczegółami dotyczącymi Holmesa. Spodziewał się żarcików ze strony współlokatora, ale był gotów je przetrwać, bo czuł, że jeśli nie powie komuś o propozycji świątecznej, to chyba wybuchnie.
Jednak kiedy w końcu zapalił światło, zobaczył, że Moran nawet nie spojrzał w jego kierunku. Sebastian nie spał, siedział przy biurku, jednak na blacie nie leżały żadne książki. Może wcześniej uciął sobie drzemkę, ale koszmary znowu nie dawały mu spać? W ostatnich dniach Greg dużo pomagał mu w lekcjach, bo nawet do nauki Moran stracił siły. Lestrade szybko zdjął buty i odwiesił kurtkę na haczyk, czekając na jakikolwiek znak od współlokatora, że ten w ogóle zauważył jego obecność (czego nie zrobienie po tak głośnym przywitaniu i tak wydawało się trudne), jednak przyjaciel nie odezwał się ani słowem. Ba, nawet nie spojrzał w kierunku Grega. Lestrade miał zamiar po prostu pójść się wykąpać, aby dać współlokatorowi czas na rozbudzenie się po domniemanym koszmarze, jednak kiedy podszedł bliżej i zobaczył mokre ślady na policzkach przyjaciela, od razu porzucił wcześniejsze zamiary.
- Seb? - spytał cicho, podchodząc bliżej - Sebastian, coś nie tak?
Moran potrząsnął głową, jakby chciał odgonić jakieś złe myśli. Greg przesunął swoje krzesło tak, aby móc usiąść obok Sebastiana, po czym ostrożnie oparł dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Seb, mów do mnie, okej? - Greg starał się brzmieć jak najspokojniej, nawet jeśli wewnątrz zaczynał się poważnie martwić o stan Morana - Wróciliście wcześniej z festiwalu? Co się stało?
- Jim... - Sebastian westchnął urywanie, wreszcie nawiązując kontakt wzrokowy z przyjacielem - Zerwał ze mną.
- Żartujesz, tak? - Grega dosłownie zamurowało, nawet nie pomyślał, że to prawdopodobnie nie był najlepszy dobór słów - Czemu?
- To skomplikowane - westchnął głęboko, przymykając oczy.
- Dla ciebie, Jima, czy dla mnie? - uniósł brwi, nieco mocniej ściskając ramię Morana - Szalejesz za nim, on za tobą też, wyglądaliście na najszczęśliwszych na świecie do zeszłego tygodnia. Nie łapię tego.
- Przestań drążyć, Greg, to nie ma sensu. Po co ci to wiedzieć? To moja sprawa.
- Bo się martwię, Seb - odetchnął, aby nieco się uspokoić - Wiem, że to teoretycznie nie mój problem, ale spójrz na siebie. Wyglądasz jak cień człowieka, wszystko zmieniło się tak nagle. Może nie powinienem się interesować, ale jesteśmy przyjaciółmi, tak? Więc rozmawiaj ze mną. Chodzi o Eurus?
- Nie, ona nie ma z tym nic wspólnego - wzruszył ramionami, strząsając tym samym dłoń Grega - Spotkała się dzisiaj z Sherlockiem, ale jakoś nie miałem siły się nimi martwić. Zresztą, John też z nimi poszedł, przypilnuje go. Chodzi tylko o mnie i Jima.
- Ale co? Pokłóciliście się? jakoś tego nie widzę. Pewnie nie powinienem, ale... - odchylił się do tyłu na krześle, patrząc w sufit - Gadałem z Jimem nie tak dawno temu. Wyglądał na bardzo zmartwionego, ale nie chciał powiedzieć wprost, co się stało. Prawie nic nie załapałem z jego wyjaśnień, ale dam głowę, że jedyne, czego chciał, to żebyś poczuł się lepiej.
Lestrade wiedział, że na siłę próbuje zaangażować się nieco zbyt mocno, ale postanowił zignorować to uczucie. Nie chodziło tylko o związek Jima i Seba. Chodziło o kondycję psychiczną Morana, która najwyraźniej nie była najlepsza. Wciąż gadał przez sen, jednak na jawie nie odzywał się prawie w ogóle. Spadki nastroju były normalne dla każdego człowieka na tej planecie, ale istniały pewne granice. A że z psychologiem szkolnym rzadko komu było po drodze, Greg chciał przynajmniej spróbować jakoś dotrzeć do przyjaciela.
- Nie chcę, żebyś mnie zostawił - ponownie westchnął, podnosząc się z krzesła.
Najpierw usiadł na brzegu materaca, jednak szybko po prostu rzucił się w tył, bezwładnie opadając na łóżko.
- Dlaczego miałbym cię zostawić? - spojrzał na Sebastiana ze zdziwieniem.
- A dlaczego byś nie miał? - Moran spojrzał poważnie na współlokatora - Greg, bądźmy szczerzy. Nazywamy się przyjaciółmi, ale znamy się ile? Rok? Jima znam od lat, dlatego kiedy dowiedziałem się o nim czegoś... trudnego... - ponownie odetchnął głęboko, nie przerywając jednak kontaktu wzrokowego - Chciałem o tym nie myśleć, ale moja podświadomość mi nie pozwala. Mimo tego chciałem mu pomóc, wesprzeć go. Jim widzi siebie jako osobę niezdolną do szczerych uczuć, jako kogoś zepsutego. Do tego wmówił sobie, że wszystkie moje problemy to jego wina. A ja naprawdę go kocham, tak po prostu. I nawet to, co powiedział mi ostatnio nie zmienia moich uczuć. Owszem, jest trudniej, ale wciąż chcę mieć go przy sobie. Wychodzi na to, że on po prostu nie znosi otrzymywać pomocy bez możliwości oddania czegoś w zamian.
- W końcu to Jim, chyba tylko ty go rozumiesz - obdarzył przyjaciela zatroskanym spojrzeniem - Ale co się stało? "Coś trudnego" to może być milion rzeczy. Nie wiem, ktoś go skrzywdził? Jest chory? Zabił kogoś?
- Greg, proszę cię - westchnął głęboko, zakrywając oczy dłońmi - Wystarczy, że wiesz o Eurus, ta sprawa jest niepewna i konkretnie pokręcona. Nie chcę cię w to mieszać, bo ja też się martwię, wiesz? Uwierz, lepiej, żebyś unikał naszych problemów. Wiem, że nie rozumiesz, ale tak jest po prostu lepiej.
- Seb, w tej chwili robisz dokładnie to samo, co Jim. Nie powiesz mi, przez co jesteś na skraju emocjonalnym, bo tak jest dla mnie lepiej? Tak samo, jak ten pajac uważa, że jeśli się od ciebie oddali, to poczujesz się lepiej?
Sebastian nie odpowiedział. Przez chwilę trwali w milczeniu, a po kilku minutach Greg w końcu wstał, kierując się do szafy. Wyciągnął piżamę i przybory toaletowe, po czym spojrzał na Morana. Nawet z zamkniętymi oczami i neutralnym wyrazem twarzy, Seb wyglądał niewiarygodnie smutno. Greg był wkurzony. Miał ochotę otworzyć kopniakiem drzwi pokoju naprzeciwko po czym nawrzucać Jimowi sam nie wiedział za co, ale postanowił na razie spróbować się nie mieszać. Nie oznaczało to, że nie będzie miał Sebastiana na oku, ale chyba nadszedł czas, aby przestać mówić i zaczekać. Może kiedy Moran poczuje się dobrze we własnej przestrzeni, sam będzie chciał się wygadać.
- Sebastian, tylko pamiętaj. Jako przyjaciel, zawsze tu jestem, okej?
Moran pokiwał głową, ponownie nie udzielając żadnej werbalnej odpowiedzi. Greg miał nadzieję, że współlokator przynajmniej miał świadomość, że może na niego liczyć. Z westchnieniem opuścił pokój, kierując się w stronę łazienek. W kolejce stało już kilku chłopców, ale wystarczyło kilkanaście minut, aby Lestrade, już w piżamie, ponownie przemierzał korytarz, aby wrócić do pokoju. W połowie drogi zaczepiła go pani Hudson.
- Greg, słońce, Sebastian jest w pokoju, prawda? - pokiwał głową na potwierdzenie, nie bardzo wiedząc, o co może chodzić wychowawczyni - Jim nie wpisał się na listę powrotów, podobnie jak John i Sherlock, a ich pokój jest zamknięty. Wiem, że szli z Sebastianem na festiwal, może coś wiesz?
- Rozdzielili się, Seb wrócił wcześniej. Z tego co wiem, to Sherlock i John byli z kimś umówieni, ale nie znam szczegółów - to nie było kłamstwo, powiedział sobie w myślach, tylko częściowe zatajenie prawdy.
- Tak, tak, Seb jest wpisany, ale tamtej trójki nie ma. Portier też ich nie widział, a nie schodził z recepcji od kolacji - wychowawczyni potarła palcami nasadę nosa - Ci chłopcy. Żeby mi Watsona na złą drogę sprowadzić, no w głowie się nie mieści. Żeby jeszcze telefony włączyli! Jak tak dalej pójdzie, to na policję zadzwonię, przysięgam.
Bez konkretnego pożegnania pani Hudson obróciła się na pięcie, ruszając w przeciwnym kierunku, do kwatery wychowawców. Greg powoli kontynuował wędrówkę w stronę własnego pokoju, zastanawiając się nad możliwą przyczyną spóźnienia kolegów. Zresztą, "spóźnienia" to mało powiedziane, minęła już ponad godzina od dopuszczalnej pory powrotów. Gdy położył dłoń na klamce, usłyszał donośny głos wychowawczyni niosący się korytarzem. Przed kwaterą stali John i Jim, ale Sherlocka nigdzie nie było widać. Zaczekał chwilę, jednak po udzieleniu krótkich wyjaśnień, których niestety nie usłyszał, chłopcy już kierowali się do pokoju, wciąż bez Holmesa.
Drzwi zamknęły się za Lestradem, kiedy szybko schował się w pokoju przed sąsiadami. Pewnie go rozpoznali, ale oficjalnie nic nie wiedział. John pewnie nawet nie miał świadomości, że Greg wie o Eurus i całej reszcie. Sebastian obrzucił go tylko obojętnym spojrzeniem, po czym sam wyszedł, aby się wykąpać. Lestrade wrzucił rzeczy do szafy, zgarnął telefon ze stołu, odblokował go, po czym zagapił się na ekran. Sherlock nie wrócił, a pani Hudson nie mogła się do niego dodzwonić. John i Jim się spóźnili. Stuknął w ekran, szukając w kontaktach Sherlocka. Cisza, brak nawet sygnału. Oficjalnie nic nie wiem, to nie moja sprawa. To oni wpakowali się w kłopoty, to Jim sprowadził Eurus. Czemu nikomu nie powiedziałem? Bo to nie moja cholerna sprawa. Westchnął przeciągle, zły sam na siebie. Powinni zrobić naradę, całą czwórką, ale pani Hudson od razu nabrałaby podejrzeń. Plan niemieszania się i tak szlag trafił, ale nie chciał dodatkowo narobić sobie kłopotów. Gapił się w ekran telefonu, na którym wyświetlony był już numer, wystarczyło nacisnąć zieloną słuchawkę. Jednak Greg czekał, aż Sebastian wróci z łazienki.
Moran wszedł do pokoju wyglądając trochę lepiej, jakby na bardziej rozluźnionego, jednak wciąż sprawiał wrażenie smutnego ponad normę. W głowie Grega zaczęły pojawiać się skrajne teorie, dotyczące tej pokręconej sytuacji. Znając Jima, w grę mogło wchodzić sporo rzeczy, Lestrade rozważał nawet udział młodszego chłopaka w jakimś biznesie narkotykowym. Ale Moran nie chciał nic powiedzieć. Zazwyczaj wygadywał się, kiedy był zły i przyparty do muru. Wcześniej nie zadziałało, ale kto wie, czy wiadomość o tym, że Eurus prawdopodobnie porwała Sherlocka, nie zmieni sytuacji.
- Seb, mamy nowy problem - Moran, ciągle stojąc przy szafie, obrócił głowę w stronę Grega, dając znak, że słucha - Rozmawiałem z panią Hudson na korytarzu. Sherlock nie wrócił do internatu. John i Jim wpadli chwilę przed tym, zanim wyszedłeś z pokoju. Dzwoniłem do niego, poczta głosowa.
- Żartujesz, tak? - Sebastian momentalnie się przejął - Sugerujesz, że... - przyciszył głos - że Eurus mogła go uprowadzić? Niby jak?
- Nie mam pojęcia, jak - westchnął - Chciałem zadzwonić do Mycrofta, ale pomyślałem, że najpierw zapytam, co o tym myślisz.
- Zwariowałeś - odparł szorstko, zamykając szafę, po czym kierując się w stronę własnego łóżka - Po prostu zwariowałeś. Mycroft od razu nabierze podejrzeń, albo wymyśli sobie nie wiadomo co. Jim będzie miał przekichane, niezależnie od tego, co powiesz Holmesowi.
- A jeśli powiem, że Jim spędzał czas na festiwalu z tobą i obaj to potwierdzicie? Sherlock i John poszli gdzieś razem, ale Watson natknął się na... no nie wiem, niech to nawet będzie Mary. Rozdzielili się, a potem już nie mógł znaleźć Sherlocka. Razem z Jimem go szukali, dlatego się spóźnili. Musimy mieć wspólną wersję wydarzeń.
- Naprawdę nie chcesz wkopać Jima? - Moran wpatrywał się w przyjaciela rozszerzonymi oczami.
- Jasne, że nie. Siedzimy w tym razem, tak? Skoro już ktoś ma mieć kłopoty, to jeśli rozdzielimy je na kilka osób, jakoś to przeżyjemy. Jim nie zrobił mi nic złego, po prostu miał pecha, tak jak i ty. Mam nadzieję, że tym razem nie powiesz mi, że teraz to ty odsuwasz się ode mnie, bo jeśli będę się trzymał z daleka, tak będzie dla mnie lepiej?
- Wiesz, Greg, kocham cię jako przyjaciela, ale jesteś cholernie wkurzający. Choć raz mógłbyś nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. Wiem, Eurus to jest w pewnym sensie twoja sprawa, ale to co robię z Jimem poza internatem nie powinno cię obchodzić.
- Tak samo jak ten martwy student i Sherlock, kiedy pojechałem z Mycroftem na miejsce zbrodni, żeby zobaczyć co i jak? Prawdopodobnie, ale jeśli powiesz mi, że to też ma związek z Jimem, to chyba czymś rzucę.
- Naprawdę nie możesz dać sobie spokoju, co? Wydaje mi się, że mamy teraz ważniejsze rzeczy na głowie, niż powody mojego rozstania. Już mówiłem, co cię to niby obchodzi?
- To chyba nie słuchałeś tego, co ja mówiłem do ciebie - mruknął, odkładając telefon na stół - Nie chodzi tylko o zerwanie. Jesteś jak bohater serialu, który nagle zapada się w sobie i nikt nie wie, co się dzieje. Doprowadzasz się do samodestrukcji, a minęły tylko dwa tygodnie.
- Chyba trochę przesadzasz z tą destrukcją - prychnął - A skoro ja jestem głównym bohaterem tragicznym, to ty musiałbyś być chyba moją matką. Wybacz, ale jedną już mam.
Mówiąc to, Sebastian wyglądał, jakby sytuacja nagle zupełnie przestała go obchodzić. Jakby przestało chodzić o zaginięcie Sherlocka i możliwość, że Eurus go porwała i stało mu się coś złego. Znowu wszystko zaczęło sprowadzać się do tego, że Lestrade jest wścibski. W Gregu dołownie się gotowało. Oczywiście, że nie chodziło tylko o rozstanie przyjaciela z Jimem, tylko głównie o to, co stało się dwa tygodnie wcześniej, podczas ich nocowania w mieszkaniu kuzyna Jamesa. A że ta sprawa była częściowo przyczyną wspomnianego rozstania, to już nie jego wina. O ile życie byłoby łatwiejsze, gdyby nie sekretna działalność Jima. Lestrade nie chciał wybuchać, bo doskonale wiedział, że to tylko pogorszy sytuację, a naprawdę nie miał zamiaru zaogniać konfliktu ze współlokatorem jeszcze bardziej. Ale jednocześnie nie zamierzał się poddawać.
Już miał się odezwać, gdy jego telefon wydał krótki dźwięk, oznaczający nową wiadomość. Zdziwił się, widząc na wyświetlaczu imię Sally. Donovan rzadko kiedy do niego pisała. Owszem, kolegowali się i oboje chcieli pracować w policji, czasem na przerwach pili razem kawę z automatu, ale nic więcej. Godzina także była dość dziwna, więc Lestrade szybko otworzył wiadomość, która brzmiała po prostu Zadzwoń do mnie.
- Sally, coś się stało? Jest w pół do jedenastej, normalnie nie dzwonisz - jego głos brzmiał spokojnie, mimo złych przeczuć, które z całej siły starał się ignorować. Moran usłyszawszy imię Donovan uniósł brew, oczekując dalszego rozwoju wydarzeń.
- Wiem, pewnie nie powinnam dzwonić akurat do ciebie, ale się boję - brzmiała na bardzo zestresowaną - Poszłam z Molly na spotkanie w domu jednej z dziewczyn z drużyny, wracałyśmy do domu i... Chciałam wejść na stację benzynową po coś do picia, ona powiedziała, że zaczeka na zewnątrz. Wyszłam i jej nie ma, pisałam i dzwoniłam, ale nie odbiera.
- Co masz na myśli? Tak po prostu zniknęła?
- Nie wiem, boję się. Zadzwoniłam do brata, żeby mnie odebrał. Pytałam o monitoring, ale nie chcą mi odpowiedzieć. Mogła gdzieś pójść, ale czemu nie odbiera telefonu? Co jeśli ktoś ją porwał?
- O mój Boże, okej, spokojnie - odetchnął, kątem oka spoglądając na Morana, wyraźnie zaciekawionego sytuacją - Dobrze, że zadzwoniłaś do brata, wracanie samej jest niebezpieczne. Słuchaj, nie wiem, czy to dobra opcja, ale powinnaś skontaktować się z jej rodzicami.
- Zadzwoniłam do jej mamy - westchnęła - Powiedziała, że Molly nie odzywała się, odkąd wyszła z domu. Jeśli nie wróci do rana, zadzwonią na policję. Jej mama podchodzi do tego z lekkim dystansem, ale ja po prostu nie umiem się nie martwić.
- Wciąż nie wiem, czemu zadzwoniłaś akurat do mnie, ale cieszę się, że mi o tym mówisz. Sally, spróbuj odpocząć, kiedy wrócisz do domu, na pewno wszystko się wyjaśni. Zobaczymy się jutro w szkole.
- Dzięki Greg. Musiałam z kimś porozmawiać, a tobie zawsze można ufać, dlatego dzwonię. Nie chciałam robić problemów, wybacz. Do zobaczenia jutro.
Z tymi słowami Donovan przerwała połączenie. Lestrade przez kilka sekund gapił się w ekran telefonu, po czym z westchnieniem rzucił go na materac. Oparł twarz na dłoniach i westchnął głęboko. Stanowczo zbyt dużo dziwnych przypadków na raz, najpierw Sherlock, a teraz Molly. Nie potrzebował dodatkowych powodów do zmartwień, ale w takiej sytuacji lepiej było wiedzieć, niż nie wiedzieć. Greg poważnie rozważał zdradzenie Mycroftowi, kto stoi za uwolnieniem Eurus, kiedy cała ta chora sytuacja wreszcie się rozwiąże. Chciał tylko odrobiny spokoju, czy to tak dużo? Po powrocie do internatu miał opowiedzieć Moranowi z pełną ekscytacja o planach na święta, które zaproponował Mycroft, potem mieli coś zjeść, oglądając durny film. Nie, ponieważ zwykłe licealne życie najwyraźniej nie było dla niego. On mieszał się w morderstwa, porwania i bóg wie, co jeszcze. Zauważając, że Sebastian wciąż go obserwuje, szybko streścił współlokatorowi przebieg rozmowy z Sally.
- Jeśli to też sprawka Eurus, to jesteśmy totalnie w dupie - dodał na końcu opowieści, nagle sfrustrowany - Czy ja naprawdę nie mogę przeżyć w spokoju chociaż tygodnia?
- Jeszcze nic się nie dzieje, na razie nic nie wiemy. Opanuj się trochę - mruknął Sebastian.
Lestrade naprawdę nie chciał wybuchać i wyżywać się na przyjacielu, ale jego pozorowana obojętność przelała czarę.
- Nic, mówisz? Nic?! Mamy dosłownie dwa porwania, których domniemanym sprawcą jest psychopatyczna siostra mojego prawie faceta, któremu nie mogę nic powiedzieć, bo twój były facet z kolei jest tym, kto w ogóle umożliwił jej bujanie się po mieście! Powinienem przejmować się pracą na angielski, a nie sprawami policyjnymi. Dołóż do tego jeszcze morderstwo i chyba nie wytrzymam.
- Czego, Greg? - Moran wyglądał zupełnie poważnie, ściągnął brwi, mówił powoli, ciężkim tonem - Czego nie wytrzymasz? Widziałeś już zwłoki. A może myśli, że twoi przyjaciele biorą w tym udział? Czy tego, że człowiek mógłby umrzeć na twoich oczach, w jakimś zaułku, podczas gdy ty stoisz i nie wiesz, co robić?
Zapanowała ciężka cisza. Lestrade tylko patrzył na pełne powagi oblicze współlokatora. Myślał, bardzo intensywnie. Moran i Jim nocujący u Vincenta dwa tygodnie temu, co się wtedy działo? Mycroft mówił coś o trupach, o złapanym szefie szajki narkotykowej, o... Moriartym. Starszym Moriartym. Nagłe załamanie Seba i Jim udający, że wszystko jest dobrze. Jego oczy rozszerzyły się momentalnie, gdy połączył kropki.
- Seb... widziałeś tamtych ludzi - zaczął powoli, przyciszonym głosem - Mycroft gadał z kimś z policji przez telefon o tej sprawie. Czemu nic nie mówiłeś? Dlatego, że na mnie trup Jeremy'ego nie wywarł żadnego wrażenia?
- Widzieć śmierć, a być przyczyną, to trochę coś innego, wiesz? - przewrócił oczami. Wiedział, że wcześniej powiedział za dużo, teraz już nic nie mógł zrobić. Greg wiedział.
- Miałem na myśli bardziej... czekaj - nagle Lestrade wpadł w pełen szok, a Sebastian uświadomił sobie, że może jednak mógł się nie odzywać, bo Greg najwyraźniej myślał, że on i Jim tylko znaleźli ciała niedaleko mieszkania Vincenta - Czekaj, czekaj, czekaj. Przyczyną? Seb, ty chyba nie... Nie, powiedz, że nie, że to pomyłka. Że jak zwykle nadinterpretuję, błagam cię. To nie może być... To nie mogłeś być ty. To pomyłka, albo jakiś zły sen. Obudzę się rano i wszystko będzie jak należy.
- Nie będzie, Greg - powiedział cicho, oczy ponownie mu się zaszkliły - Jim uważa, że to jego wina. Musiałem go bronić, a on nie chciał... nie chciał mnie zniszczyć jeszcze bardziej. Więc mnie zostawił. Teraz ty też to zrobisz, zostawisz mnie. Nawet nie jestem zdziwiony.
- Nie zostawię cię, Sebastian, ja tylko... tylko...
Kompletnie nie mógł znaleźć słów, nagle zrobiło mu się zimno i zakręciło w głowie. Z jednej strony miał rację, przestał pytać i dowiedział się wszystkiego. Inna sprawa, że po otrzymaniu odpowiedzi stwierdził, że jednak wolałby nie wiedzieć. Spojrzał niepewnie na Sebastiana, który gapił się w podłogę, bojąc się podnieść wzrok na przyjaciela. W głowie Grega panował chaos. Miał przed sobą mordercę, powinien zadzwonić na policję, zgłosić Morana i Moriarty'ego, powiedzieć wszystko. Tymczasem gula w gardle nie pozwalała mu powiedzieć nic, nawet w przestrzeni własnego pokoju.
Nie uważał, że boi się Sebastiana. To musiała być obrona własna, tamci byli uzbrojeni i coś się stało. Wszystko było nie tak, jak powinno. Lestrade wiedział, że Moran specjalnie nikogo by nie skrzywdził, był na to stanowczo za dobry. Obowiązkiem było zgłosić coś takiego, nawet jako obronę przed napaścią. Niestety Greg znał prawo całkiem nieźle i domyślał się, że morderstwo tak czy inaczej zostałoby uznane za przekroczenie obrony własnej, skoro legalnie nie można nosić przy sobie nawet gazu pieprzowego.* Pewnie powinien okazać Sebastianowi wsparcie, ale ogarnęła go kompletna panika. Chwycił telefon, po czym wyszedł z pokoju. Złapał się na przyspieszonym oddechu, wciąż lekko kręciło mu się w głowie. Oparł się plecami o ścianę, jakby tylko ona powstrzymywała go w tej chwili przed upadkiem. Szybko wybrał odpowiedni numer, uniósł głowę, zamykając oczy i przyłożył telefon do ucha. Jeden sygnał, drugi, trzeci... trzask odebranego połączenia.
- Gregory, niedawno się widzieliśmy. Jest późno, a jutro masz szkołę, mogłeś napisać.
- Mycroft... - wydusił z trudem, wziął głęboki oddech, przełknął ślinę - Mycroft, możesz przyjechać?
~*~
* z tego, co wyczytałam, to w UK zabroniony jest gaz pieprzowy, łzawiący, paralizator czy nawet scyzoryk, jeśli ma służyć obronie własnej. Najczęstszym narzędziem samoobrony jest specjalna oślepiająca latarka czy farba, służąca jednak głównie zaznaczeniu przestępcy. Obrona własna jest dozwolona, jednak w mocno określonym zakresie, najlepiej się wycofać i starać się unikać bezpośredniej konfrontacji siłowej, bo można zostać oskarżonym o naruszenie granic obrony koniecznej, nawet przy właściwym działaniu, o którym przekonanie łagodzi wyrok, jednak nie gwarantuje uniewinnienia.
Oczywiście jeśli ktoś tutaj przypadkiem zajmuje się tego typu sprawami, to z chęcią przyjmę porady prawne ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro