Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29

Panie i Panowie, oto nadszedł czas, na który wszyscy czekali, czyli czysty, zimowy, mystradowy fluff, enjoy!

~~~

Gdyby powiedział, że się nie stresował, kłamałby, i to mocno. Wystarczyło jedno spojrzenie Sebastiana, a Greg miał ochotę rzucić wszystko i zostać w pokoju na resztę dnia, albo i tygodnia. Oczywiście uprzedził współlokatora, że wybiera się z Mycroftem na festiwal, tak na wszelki wypadek, żeby chłopcy byli ostrożniejsi w temacie Sherlocka i Eurus. W odpowiedzi zamiast zmartwienia o pełne powodzenie planu, otrzymał wszystkowiedzące, lekceważące spojrzenie. Miał ochotę skrzywdzić Sebastiana, nawet bez względu na jego stan psychiczny, ale ograniczył się do rzucenia w niego poduszką, co stało się w tym pokoju niemalże formą rozmowy.

Greg poświęcił stanowczo zbyt dużo czasu na gadanie do siebie o tym, jakim jest idiotą i po co on w ogóle pytał Holmesa, czy gdzieś z nim wyjdzie. Sebastian jednak nie poddawał się w kibicowaniu przyjacielowi, a nawet udawał, że mamrotanie Lastrade'a w ogóle go nie bawi i traktuje wszystkie jego obawy poważnie. Od Jima słyszał wiele historii na temat Wielkiego Brata i kompletnie nie rozumiał, czym współlokator tak się przejmuje. Owszem, Holmes był nieco oschły czy ironiczny, ale Greg sam twierdził, że na ich spotkaniach jest jakoś inaczej. A skoro Holmes porzucał częściowo maskę na rzecz ich małych sesji, dlaczego na mieście miałby zgrywać dupka?

Planowali wychodzić w tym samym czasie, z tym, że pozostali chłopcy kierowali się bezpośrednio na przystanek autobusowy, podczas gdy Greg najpierw miał zamiar przejść się spacerkiem do parku, gdzie Mycroft miał na niego czekać, a dopiero potem w stronę centrum. Poza obawami o to, że Sherlock, John albo Jim zobaczą go w towarzystwie Holmesa poza internatem, następnie nie dając mu żyć, pojawiały też prozaiczne problemy, jak na przykład co na siebie ubrać. Lestrade stał przed otwartą szafą i kompletnie nie miał na siebie pomysłu. Jak zwykle z pomocą przyszedł Sebastian.

- Dobra, przyjacielu, odsuń się. To nie moja szafa, żebyś musiał decydować między jeansami a moro - zaśmiał się lekko, na co Greg odpowiedział tym samym - Chcesz się starać, nie starając się? Spodnie przetarte na kolanach, te czarne, szara koszulka, do tego twoje popisowe trapery i kurtka z futerkiem. Viola, jestem bogiem mody.

- Seb, przyjacielu, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - westchnął, wygrzebując z szafy wymienione rzeczy.

- Nie musisz mówić, mam świadomość - odparł poważnym tonem, a po chwili oboje wybuchnęli śmiechem - Ale tak na serio, cieszę się, że udało ci się wyciągnąć Holmesa na miasto. Kto wie, może coś z tego będzie?

- Sam nie wiem - westchnął głęboko, siadając na łóżku - On chyba uważa mnie za dzieciaka. Znaczy wiem, że między nami jest spora różnica, ale wciąż, to trochę dobijająca myśl. Nie wydaje mi się, żeby widział we mnie materiał na chłopaka - zrobił palcami cudzysłów w powietrzu przy trzech ostatnich słowach.

- Chyba przesadzasz. Jeśli nie chciałby spędzać z tobą czasu poza przymusowymi sesjami, raczej w ogóle by się nie zgodził. To jednak Mycroft Holmes, nie wydaje się facetem, który lubi marnować czas na nieistotne sprawy.

- Pewnie masz rację, ale trochę się boję. Co jeśli okaże się, że w ogóle nie mamy co robić, kiedy nie leży przede mną praca domowa? Tak na dobrą sprawę to niewiele wiem o tym facecie.

- Czas najwyższy, żebyś się dowiedział. Jeśli nie spróbujesz, nigdy się nie dowiesz, czy macie potencjał, czy nie. To przecież nie tak, że będzie chciał cię zaciągnąć do łóżka na pierwszej randce, nie? Za bardzo się przejmujesz, to tylko Holmes.

Racja, to tylko Holmes. Greg po raz kolejny odetchnął głęboko, oglądając się w lustrze. Sebastian miał rację, jak zwykle. Nie licząc wieloletniej nieokreślonej sytuacji z Jimem, która niedawno nabrała rozpędu, Moran był zadziwiająco dobrze rozeznany w niemal wszystkim. Nawet jeśli nie znał człowieka czy okoliczności, zawsze potrafił dać dobrą radę czy podnieść na duchu. Oddanie sprawie i przyjaciołom Greg cenił w nim chyba najbardziej, bo prawda prawdą, gdyby nie Sebastian, parę razy mógł mieć obity nos lub mocno skrzywdzone uczucia. W tej sytuacji Greg naprawdę nie liczył na wiele, to miało być spokojne popołudnie, wolne od szkolnego stresu, spędzone na bezcelowym chodzeniu wśród świateł i hałasu wesołego miasteczka. Trochę już się znali, więc niejako robienie dobrego pierwszego wrażenia poszło się chrzanić, chciał po prostu miło spędzić popołudnie.

Na szczęście tego dnia kończyli lekcje w miarę szybko, więc po obiedzie i debacie na temat ubioru byli gotowi do wyjścia. Greg zaczekał kilka minut po tym, jak Sebastian opuścił pokój, po czym sam wyszedł. Pani Hudson tylko uśmiechnęła się w taki sposób, jakby wiedziała już wszystko, przypominając, że tak czy inaczej musi wrócić do internatu przed dziewiątą, co dawało mu prawie pięć godzin na przekonanie się, jak to jest spędzać czas z Mycroftem, kiedy dzieciaki z internatu nie kręcą się w pobliżu. Wątpił co prawda, żeby tylko ich czwórka wybierała się do miasta, ale postanowił ten fakt konsekwentnie zignorować. Naciągnął czapkę nieco mocniej, nawet jeśli wcale nie było aż tak zimno.

Spacer do parku nie był długi, był na miejscu po niecałych piętnastu minutach. Holmesa nietrudno było zauważyć, stał wyprostowany, patrząc prosto w kierunku, z którego zmierzał Greg, do tego wyglądając jak cholerny model. Czarne spodnie, tego samego koloru długi płaszcz (oczywiście rozpięty), skórzane buty oraz kontrastujący z dominującą czernią biały sweter z wysokim kołnierzem. Szyję mężczyzny otulał luźno przewiązany, błękitny szalik. Lestrade przełknął ślinę, ponownie nerwowo poprawiając czapkę. Nawet jeśli miał na sobie koszulkę z krótkim rękawem, a kurtki nie zapiął, nerwy robiły swoje, przez co momentalnie zrobiło mu się cieplej. Nie przejmuj się, przypomniał sobie w myślach.

- Witaj, Gregory. Jak ci minął dzień? - Mycroft uśmiechnął się zadziwiająco nieironicznie, co trochę zbiło licealistę z tropu.

- Nic szczególnego się nie działo, jak zwykle. Chociaż, na francuskim nauczyłem się kilku nowych zwrotów, na przykład jak ci powiedzieć, że jesteś niezrównoważony - rzucił, wkładając ręce do kieszeni kurtki.

- Tego się właśnie spodziewałem - pokręcił głową z rozbawieniem - Skoro powitanie mamy za sobą, chyba powinniśmy ruszać, nie uważasz? Jeśli spóźnisz się choć o minutę, pani Hudson urwie mi głowę, nawet bez dowodów, że spotkałeś się właśnie ze mną.

Greg jedynie prychnął, darując sobie jakąkolwiek werbalną odpowiedź. Po prostu ruszył przed siebie niespiesznym krokiem, a Holmes bez słowa sprzeciwu podążył za nim. Szybko zrównał krok z młodszym chłopakiem, bez problemu zauważając, że Lestrade jest zestresowany. Postanowił jednak nie wytykać tego w żaden sposób, aby dodatkowo nie irytować chłopaka. Mieli miło spędzić popołudnie i tego należało się trzymać. Mycroft i tak podejrzewał, że Greg prędzej czy później przestanie być cichy, a sztuczne bycie miłym nie było w jego stylu. Potrzebował tylko trochę czasu, żeby się rozkręcić.

Spacerowali w milczeniu, wbrew okolicznościom nawet zbytnio się nie spiesząc. Mycroft lubił spacerować, a na zewnątrz z pewnością było mniej niezręcznie, niż gdyby mieli jechać taksówką czy metrem. Chłodne powietrze pozwalało oczyścić myśli, mimo że główne źródło zamętu podążało właśnie obok niego. Jednak to nie była jedna z sesji, nie chodziło o pracę domową czy rozmowę o sytuacji w domu. To miał być luźny czas, zwyczajne wolne popołudnie, na które Holmes kompletnie nie miał pomysłu. Prawdą było, że rzadko kiedy spędzał czas na mieście dla samego spędzania czasu ze znajomymi. Zazwyczaj kiedy wychodził, było to jakieś ważne spotkanie, czy to w sprawie przyszłej pracy czy coś związanego z uniwersytetem. Martwił się, że poza bezpieczna kwaterą wychowawców nie będzie umiał się z Gregiem dogadać.

Jego wątpliwości rozwiały się dość szybko, kiedy dotarli na rzeczywisty teren festiwalu. Wokół szwendało się mnóstwo ludzi, wszystko było tak jasne i kolorowe, że aż miejscami wydawało się zbyt krzykliwe. Wkroczyli pewnie w tłum, nie znając nawet kierunku, w którym zmierzali. Lestrade zatrzymał się przy budce z watą cukrową, a po kilku minutach czekania w kolejce trzymał w dłoni niebieską słodycz na patyku. Mycroft obserwował, jak chłopak odrywa kawałek puszystej masy, po czym wkłada ją do ust, przy okazji starając się nie pobrudzić wszystkiego dookoła kleistą słodkością.

- Przestań się gapić, bo mi głupio - wypalił Greg, obrzucając Holmesa krytycznym spojrzeniem - Domyślam się, że uważasz to za dziecinne, ale nic nie poradzę na fakt, że lubię słodkie. Raz do roku mogę - prychnął, ponownie odrywając kawałek waty.

- Nic przecież nie powiedziałem - odparł z rozbawieniem, którego starał się nie pokazywać.

- Nie musiałeś - wzruszył ramionami - Spędzanie tutaj dnia to pewnie nie szczyt twoich marzeń, co? Czemu w ogóle się zgodziłeś? To nie tak, że jakoś śmiertelnie mi zależało.

- Może - również wzruszył ramionami, szybkim ruchem kradnąc dla siebie kawałek waty z niebieskiej kuli - Ale przyda ci się odstresowanie, mnie zresztą też. Nikt nie mówił, że musimy chodzić za ręce, spróbujmy po prostu cieszyć się festiwalem.

- Jak mam się cieszyć klimatem, skoro kradniesz moje słodkie? - prychnął, udając obrazę.

- Najwyżej później kupię ci coś innego - odparł niewzruszony.

Lestrade nie spodziewał się, że Holmes może w ogóle lubić tego typu wydarzenia i związane z nimi atrakcje. Próba poczucia klimatu wydarzenia wydawała się jedyną nadzieją na uniknięcie niezręczności spotkania, a tymczasem Wielki Brat dosłownie uśmiechał się sam do siebie, kradnąc licealiście watę cukrową.  Takiego obrotu spraw Greg z pewnością nie przewidział, ale nie mógł powiedzieć, że nie było to miłe. Jemu samemu humor nieco się poprawił po zobaczeniu, że Mycroft nie wygląda, jakby czuł się zobligowany do spędzenia z nim czasu, a jakby rzeczywiście miał na to ochotę. Wciąż nie wierzył w stu procentach, ale lepsze to niż nic.

Kolejne niemal dwie godziny minęły im na luźnej rozmowie, chodzeniu między stoiskami i oglądaniu tego wszystkiego, co ludzie próbowali sprzedać. Kolorowe kamienie, wisiorki i inna biżuteria, breloczki ze wszystkimi postaciami z bajek i gier, jakie znali. Mnóstwo ubrań i kapci, no i oczywiście jedzenia. Natknęli się też na dwa czy trzy stoiska, które wyglądały jak miniaturowe antykwariaty. Lestrade lubił starocie, ale jak się okazało, Holmes był prawdziwym fanem tradycyjnych znajdziek, które leżały porozkładane na stołach sprzedawców. Koniec końców nic nie kupili, jednak Greg cieszył się możliwością zobaczenia w oczach Mycrofta odrobiny ekscytacji.

Niedługo później licealista odkrył, że to zdecydowanie nie koniec niespodzianek jak na jeden wieczór. Słońce zdążyło już niemal zajść, kiedy przechodzili obok lodowiska. Greg zapatrzył się na jeżdżących po tafli ludzi. Dorośli i dzieciaki, wszyscy uśmiechnięci, cieszący się jazdą i towarzystwem. Wokół lodowiska rozstawione zostały wysokie słupki, na których następnie zawieszono lampiony, teraz zapalone tworzyły magiczny klimat. Mycroft bardzo szybko wychwycił zainteresowanie młodszego chłopaka.

- Gregory, w budce obok jest wypożyczalnia łyżew. Masz ochotę? - spytał, wyrywając Lestrade'a z zamyślenia.

Greg przez chwilę się zastanawiał. Z jednej strony propozycja była ciekawa, choć spodziewał się, że Holmes na lód i tak nie wejdzie. Problem był jeden - nie umiał jeździć na łyżwach. Z drugiej strony latem trochę jeździł na rolkach, które nie różnią się przecież aż tak bardzo. To nie może być aż tak trudne. Pokiwał głową, po czym ruszyli do wspomnianej przez Mycrofta budki. W międzyczasie z tafli zeszło kilka osób, przez co zrobiło się wyraźnie więcej miejsca. W tle przygrywała popowa muzyka, do której poza lodowiskiem tańczyło kilkoro dzieci, obserwowanych przez rodziców. Greg zaczekał na ławeczce przy bramce, podczas gdy Holmes poszedł wypożyczyć łyżwy. Jakież było jego zdziwienie, kiedy mężczyzna wrócił z dwoma parami.

- Też wchodzisz? - uniósł brwi, odbierając swoje łyżwy od Mycrofta.

- Oczywiście, nie będę przecież stał przy barierce. To niedobrze?

- Nie, po prostu nie spodziewałem się, że też będziesz chciał jeździć - wzruszył ramionami, uświadamiając sobie, że jego mały problem z brakiem umiejętności trochę się powiększył.

Z drugiej strony, to Mycroft Holmes. Greg kompletnie nie był w stanie wyobrazić sobie tego faceta na lodzie. Zawiązywał buty, starając się nie zerkać w stronę starszego. Gdy oboje byli gotowi, Lestrade otworzył bramkę, niejako puszczając Holmesa przodem. Mycroft skwitował to tylko niewielkim uśmiechem i pokręceniem głową, jednak wszedł na lód jako pierwszy. Greg obserwował go przez chwilę, czekając na moment, w którym mężczyzna chociażby się zachwieje, co oczywiście się nie stało, bo to przecież Mycroft cholerny Holmes, który zawsze jest dobry w tym, co robi. Odjechał kawałek od barierek, po czym z gracją, o jaką Lestarde w życiu by go nie podejrzewał, obrócił się w miejscu, czekając, aż młodszy do niego dołączy. Do tego z nieba zaczął prószyć drobny, delikatny śnieg. Świetnie.

Greg wszedł na lód, trzymając się barierki jakimś cudem zamknął za sobą bramkę bez wywrócenia się, ale nie czuł się pewnie ani odrobinę. Jak się szybko przekonał, łyżwy rzeczywiście były trochę podobne do rolek, ale do bycia identycznymi było im zdecydowanie daleko. Mimo wszystko nie chciał zrobić z siebie głupka, w końcu zgodził się na propozycję starszego dobrowolnie. Odbił się od barierki, a po dwóch krokach majestatycznie wylądował płasko na tafli.

- Gregory, nic ci nie jest? - spytał Mycroft, szybko znajdując się przy nim.

- Spokojnie, żyję - mruknął, siadając powoli, aby otrzepać śnieg z kurtki.

- Nie umiesz jeździć? - spytał Holmes, wyciągając rękę do chłopaka, aby pomóc mu wstać - Jeśli nie chciałeś, nie musiałeś się zgadzać. Wiesz o tym, prawda?

- Chciałem spróbować. Nie spodziewałem się, że przy okazji dowiem się, że jesteś mistrzem łyżwiarstwa - zaśmiał się lekko, chwytając wyciągniętą dłoń Mycrofta, pozwalając podciągnąć się do góry.

- Coś tam umiem, ale bez przesady - również się zaśmiał - Pierwszy raz jeździłem, kiedy miałem jakieś jedenaście lat. Dwa lata później uczyłem też Eurus - westchnął na wspomnienie o siostrze.

- Możesz spróbować pouczyć mnie - Lestrade miał nadzieję, że wspomnienie o siostrze nie popsuje Holmesowi humoru na długo, ani że prawdziwa Eurus nie pojawi się w zasięgu wzroku, czego do tej pory udawało im się z łatwością unikać - Jedynym światłem są lampiony i do tego zaczyna padać, co pewnie kiepsko wróży mojemu braku umiejętności.

Oboje się roześmiali. Greg nagle poczuł się znacznie pewniej, co prawda nie w samym poruszaniu się na łyżwach, ale w towarzystwie Holmesa. Oczywiście przez całe spotkanie nie miał na co się skarżyć. Mycroft okazał się zadziwiająco otwarty w obgadywaniu mijanych ludzi i stoisk, ale również niedawno obejrzanych seriali, przeczytanych książek czy najnowszych wiadomości. Rozmawiali zasadniczo o wszystkim poza Eurus i ich relacją, co Grega ani odrobinę nie dziwiło.

Mycroft wytłumaczył mu, jak należy ustawiać stopy, żeby jeździło się komfortowo i pokazał jak się odpychać, jednak Greg próbując stosować się do rad bez pomocy, ponownie wylądował na lodzie. Holmes po raz kolejny pomógł mu wstać, po czym spróbowali jeszcze raz, jednak tym razem Mycroft jechał tyłem, trzymając Lestrade'a za ręce. Po kilkudziesięciu minutach Greg zaczął nieźle sobie radzić, jednak nie odezwał się nawet słowem, żeby poinformować, że chyba jest gotowy spróbować sam. Trwający aktualnie stan rzeczy całkiem mu odpowiadał. Co jakiś czas musiał powtórzyć sobie w głowie, że nawet jeśli w tej chwili wyglądają jak para, tak naprawdę wcale nią nie są. To jednak w żaden sposób nie zabraniało mu wykorzystanie okazji, aby z bliska przyjrzeć się Holmesowi, a w szczególności oczom. Jasno niebieskie, podobne do tych Sherlocka, jednak skrywające jakby większą głębię. Tęczówki młodszego Holmesa zakrawały o odcienie szarości w zależności od światła, jednak te Mycrofta nawet w lekkim zaciemnieniu wciąż wydawały się tak samo błękitne.

Greg nawet nie zarejestrował momentu, w którym kompletnie zgubił rytm i mało brakowało, a znowu by się wywrócił. Mycroft puścił jedną dłoń chłopaka, w zamian szybko chwytając go w talii, aby ochronić przed upadkiem. W ułamku sekundy znaleźli się blisko, a nawet bardzo blisko siebie. Nie takie rzeczy już się działy, ale Greg i tak poczuł, że robi mu się troszkę cieplej. Klimat był zupełnie inny niż w internacie. Nawet pomijając wciąż krążących po lodowisku ludzi, którzy na szczęście nie musieli starać się ich omijać, bo Mycroft wyciągnął ich bliżej środka tafli. Chodziło o wszystko, o muzykę, światło lampionów, delikatnie padający śnieg. Trudno było kłócić się ze stwierdzeniem, że sytuacja była co najmniej romantyczna.

- Chyba powinniśmy schodzić, i tak niedługo muszę być z powrotem w internacie - przełamał ciszę Greg, gapiąc się z uporem w lód, aby uniknąć spojrzenia Holmesa.

- Za chwilę, najpierw chciałem cię o coś spytać - odparł Mycroft, powoli przenosząc do tej pory wciąż trzymającą tę Grega dłoń na podbródek chłopaka, unosząc go lekko do góry, tym samym zmuszając go do skrzyżowania spojrzeń - To pewnie średnio odpowiedni moment, ale lepszego i tak nie znajdę.

- To brzmi zbyt poważnie - wydusił Lestrade, przeskakując spojrzeniem pomiędzy oczami a ustami starszego.

- Wybacz - zaśmiał się cicho - W każdym razie, pamiętasz naszą rozmowę o twoich dylematach świątecznych?

- Masz na myśli, do którego z rodziców pojadę, o czym gadam na dosłownie każdej sesji od tygodnia? Trudno zapomnieć - przewrócił oczami, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza Holmes.

- To pewnie dość zuchwałe z mojej strony, no i grudzień dopiero się zaczął, więc na decyzję zostało ci sporo czasu, ale może... - odetchnął głęboko, po czym spojrzał młodszemu prosto w oczy - Może chciałbyś przyjechać do mnie na święta?

- W sensie, do domu? I reszty Holmesów? - Grega dosłownie zamurowało, co wyjątkowo wydawało się Mycrofta nie bawić tak, jak zazwyczaj.

- Dokładnie - pokiwał głową, jakby chciał dodatkowo potwierdzić swoje słowa - Zresztą, to tylko moi rodzice i Sherlock, nic takiego. Moja mama uwielbia gości, a skoro i tak nie chcesz jechać do domu... To pewnie głupie, wybacz. Zapomnijmy o tym.

- Czekaj, nie to miałem na myśli - westchnął, nie przerywając kontaktu wzrokowego - Jeszcze nie zdecydowałem, okej? Możesz dać mi trochę czasu, żeby to przetrawił? - Holmes pokiwał głową powoli, zupełnie poważnie - Dobrze, dodam twoją propozycję do listy dylematów - uśmiechnął się lekko, co wywołało uśmiech również na twarzy Mycrofta - A teraz, mógłbyś coś dla mnie zrobić?

- To znaczy? - Holmes uniósł brwi w niezrozumieniu.

- Wiesz, stoimy dość blisko siebie, praktycznie mnie obejmujesz, są lampiony, śnieg i ogólnie romantyczny klimat...

Greg błagał w myślach, aby Holmes załapał aluzję. Mycroft uśmiechnął się do siebie, po czym pochylił lekko, aby móc bez przeszkód złączyć ich usta w delikatnym, słodkim pocałunku. Sam już nie wiedział, czy to rzeczywiście była randka czy nie, ale w tamtej chwili było to raczej mało istotne. Nawet jeśli Greg nie zgodzi się na spędzenie świąt z rodziną Holmesów, to teraz miał go przy sobie. Pierwszego od dawna, jeśli nie jedynego w ogóle chłopaka, który na poważnie zawrócił mu w głowie. Cieszył się, że Lestrade rozumie i szanuje jego brak chęci do nadawania relacji konkretnej etykietki, ale może w końcu nadejdzie czas, kiedy to się zmieni?

~~~

Jest fluff, więc żeby nie było za dobrze, następny rozdział będzie... well, mniej fluffowy. Trzymajta się!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro