Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXV




Jeszcze raz wszystko sprawdził w naprawdę zawrotnym tempie, by upewnić się, że nie pozostawił nigdzie choćby okruszka o którego mógłby przewrócić się wracający dzisiaj do domu Kihyun. Chłopak zadzwonił wczorajszego wieczoru, gdzie podczas rozmowy zapewnił, że na pewno wszystko jest z nim już dobrze i że niedługo wróci do domu. Nawet nie wiecie jaką ulgą było móc ponownie usłyszeć głos Kihyuna, po takim czasie bycia trzymanym w ciągłej niepewności. Oczywiście Minhyuk niby zapewniał go, że wszystko jest w porządku, ale... Ta nutka niepewności zawsze w człowieku zostawała. To był naprawdę trudny czas, w którym jeszcze bardziej docenił obecność Yoo.

Trzasnęły drzwi wejściowe, co mogło równać się w tym momencie tylko z jednym.

-Minhyuk, ja naprawdę nie jestem kaleką- jęknął już na samym początku.- Może jeszcze chcesz mnie zanieść do pokoju, bo wyglądasz jakby niesienie mojej torby ci nie wystarczało.

-Zamknij się kaleko i rusz swój tyłek, bo ciasno mi tutaj- warknął.

Tak, zdecydowanie wszystko wracało do normy.

Chwilę później Kihyun stał tuż przed nim uśmiechając się tym swoim promienistym uśmiechem, który mógłby skraść serce niejednej osobie. Na pierwszy rzut oka wcale się nie zmienił, ale im dłużej na niego patrzył tym więcej dostrzegał szczegółów, które faktycznie odróżniały go od starego Kihyuna. Mimo pobytu w szpitalu jego cera wydawała się znacznie zdrowsza, a cieni pod oczami już prawie nie było widać. Do tego twarz przyjaciela... Pierwszy raz od dawna nie widział na niej zmęczenia. Yoo musiał poważnie wypocząć przez ten okres. Chyba pierwszy raz od bardzo dawna pozwolił sobie na dłuższe wolne.

-Wyglądasz jakbyś miał się rozpłakać- zaśmiał się.- Mam tam do ciebie podejść, żebyś mnie przytulił?- Zapytał rozkładając ramiona.

-Głupek- uśmiechnął się pod nosem i szybko znalazł się przy przyjacielu, by wziąć go mocno w ramiona, ten sam gest wykonał również Yoo.- Martwiłem się o ciebie- szepnął cicho, lekko drżącym głosem.- Myślałem, że...

-Ćśśś- uciszył go, lekko gładząc po plecach.- Przecież nie mógłbym cię tak zostawić- zaśmiał się krótko, przymykając lekko oczy.

-Tak... chyba masz racje- zawtórował mu.

-Dobra, dobra, dość tych przytulasów, bo mnie aż mdli na wasz widok- Odezwał się w końcu Minhyuk, który siłą rozdzielił.

-Zazdrosny jesteś?- Zażartował Wonho.

Nawet nie spodziewał się, że w tamtym momencie twarz Minhyuka nieznacznie się zaczerwieni, a chłopak oddali się szybko tłumacząc odniesieniem rzeczy Yoo prosto do ich pokoju. Kihyun wyglądał na naprawdę rozbawionego całą tą sytuacją. Był szczęśliwy.

-Dobrze jest w końcu wrócić do domu.

-Dobrze w końcu widzieć cię w domu- potwierdził jego słowa.

Szybko przenieśli się do kuchni, gdzie jeszcze przez chwile mieli zamiar zrekompensować sobie utracony czas. Hoseok był sceptycznie nastawiony do tego całego pomysłu, jego obawa o stan przyjaciela naprawdę nie chciała pozwolić, by Yoo się zbytnio przemęczał. Jednak chłopak upierał się, że w żadnym wypadku nie jest kaleką i zakazał traktowania siebie w ten sposób.

-A ten bandaż na głowie?- Zapytał, stawiając na stole ostatni z trzech kubków.

-To na wszelki wypadek, żeby mózg mu nie wypadł- rzucił Minhyuk, biorąc łyk herbaty malinowej.- Ajć... Gorące- wystawił język, chcąc zamanifestować w ten sposób, że to właśnie go sobie poparzył.

-Jeżeli ktoś ci nie powie, to sam na to nie wpadniesz, że herbata może być gorąca, co?- Westchnął załamany Kihyun.- A co do bandaża, to miałem rozciętą głowę i dlatego jeszcze przez pewien czas będę musiał go nosić- uśmiechnął się lekko.- Mam nadzieje, że nie będzie mi to przeszkadzało w pracy.

-Pracy?- Zapytał zdziwiony Hoseok.

-Pracy?- Zawtórował mu Lee.- Ciebie to już chyba do reszty coś pogrzało, nie? Zostajesz w domu, póki nie powiem, że możesz wyjść- warknął groźnie.

Wonho zagryzł delikatnie wargę, przeczuwając jak to wszystko może się zaraz skończyć.

-Nie możesz mi zakazać pracować-powiedział lekko zirytowany.

-Mogę.

-A kto dał ci niby takie prawo, co? Jestem twoją własnością, że możesz od tak sobie decydować co mi wolno, a co nie?

-Może się uspoko...- Próbował załagodzić sytuację.

- Niby dlaczego chcesz iść do pracy?

-A dlaczego nie? Muszę pracować, przecież wiesz...

-O pieniądze ci chodzi? Mogę dać ci wszystkie, które mam- Minhyuk wyglądał na naprawdę wściekłego.- Pieniądze to naprawdę najmniejszy kłopot.

-Może dla ciebie...- Rzucił z dziwnym żalem w głosie.- Nie zachowuj się znowu jak dziecko, któremu wszystko wolno.

-Mam rzucić ci tymi pieniędzmi prosto w twarz, żebyś zrozumiał? Nie pójdziesz do żadnej pracy, po moim trupie...

-W takim razie wybieraj już sobie trumnę- warknął.- Ja przynajmniej nie wstydzę się swojej rodziny- rzucił szybko.

-Chłopaki... Dajcie spokój, co?

Jednak Minhyuk już kompletnie nic się nie odezwał. Spojrzał na Kihyuna zaszklonymi oczami, oblizał spierzchnięte wargi i dopiero po chwili wstał od stołu, by po chwili, ze spuszczoną głową wycofać się do pokoju.

-Ja w nas nie wierzę- załamał się Kihyun, ukrywając twarz w dłoniach.

-On chciał dobrze...- Mruknął Shin.- Wiem, że praca jest dla ciebie ważna, ale...

-Ja wiem Wonho- westchnął, spoglądając na niego.- Ja naprawdę wiem, że się o mnie martwicie, ale...

-Boisz się?

Kihyun wyglądał jakby ktoś go mocno uderzył w twarz.

-Skąd...?

-Nie chcesz nic od nikogo przyjmować, bo nie chcesz litości, prawda? Tyle lat radziłeś sobie bez niej, więc dlaczego miałbyś teraz z niej korzystać? Nie rozumiesz tylko, że my się nie litujemy nad tobą. Chcemy żebyś był szczęśliwy, martwimy się o ciebie.

-Zmieniłeś się-zauważył.

-Ty też- uśmiechnął się.- Idź tam do niego, pewnie teraz płacze- wzrok Shina powędrował na drzwi.- Wiesz w jak wrażliwy punkt przed chwilą uderzyłeś.

-Chyba masz racje- westchnął, podnosząc się.- Wydaje mi się, że już ochłonąłem i mogę kontynuować rozmowę-uśmiechnął się lekko.- Dzięki.

-Od tego są przyjaciele, nie?

Kihyun posłał mu naprawdę szeroki uśmiech, a następnie zniknął za drzwiami.

***

-Pani prezes- mężczyzna w średnim wieku ukłonił się nisko przed swoją szefową, trzymając w ręku dwie średniej wielkości, białe koperty.

Starsza kobieta o wzroku ostrzejszym niż noże i twarzy, która zdawała się widzieć już wszystko, spojrzała na niego z lekkim zmęczeniem. Nie przejawiała kompletnie żadnych emocji.

-Znalazłeś coś, sekretarzu Hwang?- Zapytała, powracając do przeglądania dokumentów.

-Żywię nadzieje, że będzie pani usatysfakcjonowana wynikami śledztwa- mężczyzna ostrożnie położył na biurku jedną z koper i powoli podsunął ją bliżej kobiety, tak by mogła ją bez problemu sięgnąć.

-Sama to ocenię- rzuciła zimno, sprawdzając zawartość wspomnianego przedmiotu.

Ze środka wyjęła parę zdjęć, które wzięła w swoje stare i pomarszczone dłonie, by przyjrzeć im się dokładnie. Jej twarz momentalnie stężałą, co mogło być jedynie cieniem emocji sprawinie ukrywanych pod maską obojętności przez tyle długich lat.

-Jak nazywa się ten chłopak...?- Zapytała, nadal wpatrując się w fotografię.

-Kihyun... Yoo Kihyun, pani prezes.

-Yoo Kihyun...- Powtórzyła zimno- A druga koperta?- Zapytała obojętnie.

-To coś na co natknęliśmy się zupełnie przypadkiem, ale sądzę, że i o tym powinna pani wiedzieć- posłusznie położył drugą kopertę na biurku, wykonując tą samą procedurę co wcześniej.

~~~

Lubię ten rozdział, naprawdę go lubię :3

Możliwość do odciążenia nieco Kihyuna sprawiła mi naprawdę dużą ulgę, ponieważ chłopak jest naprawdę wspaniałą osobą, a historia, którą go obarczyłem... Cóż~ Niemiarodajna.

Mam nadzieje, że rozdział Wam się podoba :3

Bardzo mi miło, że i tym razem postanowiliście mnie tutaj odwiedzić!

Do zobaczenia :D

Chętnych oczywiście zapraszam do komentarzy :3

Rozdział betowała imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro