Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXIX




Miał wrażenie, że w tym miejscu się nic nie zmienia. Nie bywał tu, co prawda zbyt często, ale z każdą jego wizytą wszystko wydawało się być identyczne, jak przy poprzednich. Zupełnie tak, jakby ktoś zatrzymał czas, albo jakby po prostu trafił części jakiegoś innego świata, do którego bramą okazały się tak długo zamknięte drzwi.

Zaledwie kilka kroków dalej stał król tego miejsca. Hyungwon.

-Dziękuje- Wonho odezwał się, tym samym przerywając niezręczną ciszę panującą już od samego jego pojawienia się w pokoju.

-Za co?- Zapytał cicho.

-Nie zostawiłeś mnie- uśmiechnął się lekko.- Mogłeś wykorzystać okazje i znowu uciec, ale nie zrobiłeś tego.

-To...- Zaczął, ale szybko przerwał, zupełnie tak, jakby nagle przestał być pewien, czy słowa, które chce wypowiedzieć na pewno są odpowiednie.- Tak wyszło...- Szepnął, odwracając wzrok.

Czy naprawdę tak wyobrażał sobie swojego Hyungwona? Taka właśnie była ta najcudowniejsza osoba, którą każdego dnia pragnął poznawać coraz bardziej? Z jej powodu było warto wylać tyle łez? Otóż tak... i zarazem nie. Nadal widział w nim kogoś wspaniałego, kto mimo swoich wad, kompleksów czy problemów był po prostu piękny. Nawet jeżeli Hyungwon w istocie był zraniony, to nie zmieniało to kompletnie sposobu, w jaki patrzył na niego przez cały czas Hoseok.

Być może chodziło tutaj o sam stan fizyczny chłopaka, którym wbrew pozorom naprawdę trzeba było się martwić. Hyungwon wyglądał jakby umierał każdego dnia po trochu. Jego piękne oczy straciły blask, który dostrzegł Wonho podczas ich pierwszego spotkania, ale to niestety nie wszystko, ponieważ blada cera, cienie pod powiekami i zmęczone spojrzenie jasno dawały do zrozumienia, jak Chae musiał być wykończony samym oddychaniem.

Hoseok miał miejscami wrażenie, że gdyby zdarł z niego teraz wszystkie ubrania, to z łatwością mógłby policzyć wszystkie żebra chłopaka. Ta świadomość niebezpiecznie ściskała mu żołądek, ponieważ Hyungwon, najpewniej nie do końca świadomie znowu targał się na swoje życie. Popadł w jakieś dziwne błędne koło.

W pewnym momencie utkwił swój wzrok na opakowaniu stojącym spokojnie na szafce nocnej, tuż obok chłopaka.

-Nie biorę ich- usłyszał cichy głos.

Natychmiast skierował zaskoczone spojrzenie w stronę Hyungwona, który teraz patrzył na niego przenikliwie. Pozbawione blasku oczy chłopaka zdawały się śledzić każdyą, nawet najmniejszą zmianę w mimice Wonho. Chae ewidentnie się bał.

-Tabletek- wyjaśnił.- Nie biorę ich już- powtórzył nieco pewniej.- Stoją tu tylko... tak po prostu.

Wierzył mu, bo czy w obecnej sytuacji miał jakiekolwiek inne wyjście? Nie mógł w żaden sposób zweryfikować słów chłopaka, ale naprawdę miał nadzieje, że przestał się on faszerować tym świństwem.

-Nawet cię nie podejrzewałem- wyjaśnił z pojawiającym się na twarzy lekkim uśmiechem.

Hyungwon momentalnie się speszył, odwracając wzrok w drugą stronę.

-Dlaczego?- Zapytał w pewnej chwili.

-Co?

-Tamtego dnia... Dlaczego po prostu nie zrezygnowałeś, kiedy ci nie odpowiedziałem?

Wonho szybko wpadł na to, że chłopak musi mówić o ich pierwszym spotkaniu, które w gruncie rzeczy wcale nim nie było, ponieważ Chae rzeczywiście nie odważył się wtedy wydać z siebie choćby najcichszego dźwięku.

-Nie wiem-Przyznał szczerze- Po prostu czułem, że za tymi drzwiami jest osoba, którą naprawdę warto jest poznać i która być może potrzebuje mnie tak samo mocno jak ja jej- uśmiechnął się lekko.- To coś jak przeczucie, wiesz?

Próbował zmniejszyć dzielącą ich odległość, ale w momencie, w którym postawił krok naprzód, Hyungwon przestąpił o jedne w tył.

-Bardzo się pomyliłeś- wyszeptał.

Naprawdę chciałby się znaleźć tuż obok niego, ale o tym jak zobaczył przed chwilą cofającego się Hyungwona. Zrozumiał, że przez jakiś czas nie będzie to możliwe. Chłopak nadal ma wokół siebie zbudowany jakiś niewidzialny mur, który sprawia, że nikt a nikt nie może się zbliżyć. Ta sytuacja z wczoraj... Musiała być ewidentnie chwilą słabości Chae. I niestety jeżeli chciało się coś zdziałać, to trzeba było czekać na kolejną okazję.

-Nie wydaje mi się- powiedział pewny siebie.- Myślę, że to, co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Wonho miał pewien dar do rozczytywania ludzkich uczuć i choć nie zawsze je rozumiał, a nawet czasami nie potrafił ich nazwać, to naprawdę ciężko było cokolwiek przed nim ukryć. Tę umiejętność rozwijał z każdym sztyletem wbijanym mu w plecy, by dzisiaj z miejsca móc zauważyć na kogo powinien uważać.

Co więc widział w Hyungwonie? Był zraniony, przestraszony, wycofany i niepewny własnego oddechu. Nerwowo oblizywał wargi i pod żadnym pozorem nie chciał dopuścić do kontaktu wzrokowego ze swoim rozmówcą, a jednak... Było w nim coś, co nadal kazało mu walczyć o samego siebie. Jakaś jego mała cząstka nadal stawiała opór i pod żadnym pozorem nie zamierzała się jeszcze poddawać. Wonho nie wiedział kim był ten malutki płomyk nadziei, ale miał mu ochotę dziękować przy każdej możliwej okazji.

Odwaga... To było coś, czego niegdyś brakowało Shinowi, a co teraz wprost emanowało od Hyungwona, bo czy można było to jakoś inaczej nazwać? Stawiał czoła swoim największym lękom i choć ewidentnie nie miał na to ochoty, to brnął coraz dalej i dalej, by mimo widma przegranej spróbować się ratować.

- Słuchaj- poprosił, mając nadzieje, że Chae faktycznie spełni jego życzenie.- Nie mam pojęcia, co się stało w twojej przeszłości, dlaczego wolałeś się tu zamknąć i... dlaczego tak bardzo teraz cierpisz, ale wiesz, co? Nie interesuje mnie to.

Hyungwon spojrzał na niego zaskoczony.

-Ja...

-Ja wiem, że pewnie bardzo żałujesz tego co się ostatnio stało i nie będę kłamał, że nieco mnie to boli, ale... Nie zamierzam ci tak łatwo odpuścić, rozumiesz? Mówiłem ci to już wcześniej i naprawdę mam zamiar podchodzić do ciebie krok po kroku, więc... Nie odsuwaj się ode mnie, dobrze? Chociaż w taki sposób ułatw mi tę drogę- posłał mu lekki uśmiech.

-To niebezpieczne, może...

-Stać mi się krzywda?- Dokończył za niego.- Jeżeli dzięki temu będziesz czuł się lepiej, to jestem na to gotowy.

-Dlaczego to wszystko robisz?- Chłopak wyglądał na naprawdę zirytowanego.- Nic o mnie nie wiesz, a zachowujesz się jakbyśmy znali się całe lata... Mówisz tak, jakbyś mógł poświęcić dla mnie wszystko co masz... Naprawdę tego nie rozumiem...

-Prawda?- Podrapał się w tył głowy.- Nigdy wcześniej się tak nie zachowywałem, zazwyczaj stroniłem od kontaktu z ludźmi w obawie, że mogą mnie skrzywdzić- posmutniał lekko.- Naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło tym razem, ale nawet się nad tym nie zastanawiam. Pierwszy raz chce w końcu iść za głosem serca.

-Serca?

-Brzmi dziwnie, prawda?- Zaśmiał się krótko.- Ale tak się właśnie czuje i nie zamierzam się tego wstydzić

Przed nimi naprawdę długa droga, by te wszystkie negatywne odpowiedzi zamienić na te bardziej entuzjastycznie. Patrząc na Hyungwona czuł jakieś dziwne ciepło w środku. Być może Chae tego nie powiedział otwarcie, ale po jego najdrobniejszych gestach. Widać było, że i on ma nadzieję na wygranie tej walki.

~~~

Witajcie ^ ^

Przez wczorajszy bonusik zrobił nam się mały maraton, prawda? Wierzę jednak, że jesteście z tego powodu równie szczęśliwi jak ja :3

Wczoraj otrzymałem od Was tyle miłości, że już nawet nie wiedziałem gdzie powinienem ją odkładać, by zawsze w razie potrzeby po nią sięgnąć ^ ^

Było mi naprawdę miło ^ ^ W sumie to jest i do tej pory~

Kojarzycie mój plik, gdzie są wszystkie prawdy i obowiązki odnośnie "Roommate"?

Przedstawiony powyżej wycinek to postęp historii

Można powiedzieć, że jesteśmy dopiero w połowie, aczkolwiek te znaki zapytania każą domniemać, że może być całkiem inaczej, prawda ^ ^

Właśnie!

Kończymy już kolejną dziesiątkę, co? Znaczy dopiero w przyszłym rozdziale, ale wow~ Szybko zleciało ^ ^

Było strasznie?

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro