Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXI




Ciche słowa Hyungwona z tamtego dnia miały być obietnicą, dzięki której mieli szansę na ponowne podjęcie walki o tę znajomość. W rzeczywistości okazały się one jedynie złudną nadzieją, która miała pomóc Wonho zrzucić z siebie poczucie winy. Nie można zaprzeczyć, że Chae osiągnął swój cel, ale w tym całym planie nie przemyślał jednego- tego, jak bardzo jego milczenie zrani później Wonho. Utracona nadzieja. Zawód bolał zdecydowanie bardziej.

Cisza.

Nie odezwał się nawet słowem, pomimo tak wielu prób skontaktowania się z nim. Wonho nie złamał swojej obietnicy i nadal udawał, że tamto wydarzenie w ogóle nie miało miejsca, a jednak za coś został ukarany i skazany na bycie samotnym. Ktokolwiek wymyślił tę karę. Musiał wiedzieć, że trafi ona prosto w serce Hoseoka, łamiąc je na pół.

Powoli zaczynał rozumieć w jakiej sytuacji się znalazł. Znowu...

-Hyungwon... proszę, ciężko mi- wyszeptał, opierając się plecami o jego drzwi.- Naprawdę się o niego boję.

Dosłownie chwilę wcześniej zadzwonił Minhyuk, a wieści, które mu przekazał były niczym zatruty sztylet, którego draśnięcie powodowało natychmiastowe zatrzymanie akcji serca. Kihyun, ten sam człowiek, który zaledwie dwa dni wcześniej ocierał mu łzy z policzków... Teraz być może nie usłyszy już nawet jego głosu. Był tak bardzo wściekły i smutny zarazem, że to nie jego napadnięto, a takiego anioła jak Kihyun. Życie nie powinno wyglądać w ten sposób.

-On nie umrze, prawda?- Posłał to pytanie w pustkę.

Zaciskając palce na telefonie miał nadzieje, że ten zaraz oznajmi mu przychodzące połączenie. Naprawdę wystarczyłoby tylko kilka krótkich słów, a nawet cokolwiek, by było dobrze, gdyby tylko usłyszał jedno jedyne „żyje". Niestety, i tym razem odpowiedzią była cisza.

-Ja... Naprawdę nie mam już siły, by o ciebie walczyć- szepnął.- Chciałem... nie... Oddałem ci całego siebie, bo chciałem jedynie usłyszeć twój głos, zobaczyć uśmiech i wiedzieć, że wszystko z tobą dobrze, ale... Ty tak naprawdę nigdy nie chciałeś stamtąd wyjść, prawda? Nawet wtedy, kiedy prosiłeś mnie o czas...- Zamilkł słysząc swój łamiący się głos- D...- Zaczął, ale szybko przerwał, by otrzeć spływające łzy.- Dobrze się mną bawiłeś? Fajnie było? Ja... Mi naprawdę zależało, ale ty nie okazałeś się lepszy od tych wszystkich, przez których umierałem każdego dnia.

Nie ma człowieka, który nie miałby swojego limitu. Ten zaś pozwala przyjąć na siebie odpowiednią dawkę cierpienia w danym momencie. Wonho swoją granicę przekroczył w chwili, kiedy siedząc pod drzwiami kolejny raz było mu udowadniane, że znowu był jedynie zabawką. Milczenie Hyungwona i napaść na Kihyuna przelały czarę goryczy, która z każdym dniem coraz bardziej się wypełniała.

Miał ochotę płakać i krzyczeć, bo już bardziej żałosny stać się nie mógł.

-Skoro tak bardzo tego chcesz... Zostawię cię w spokoju.

Mimo wypowiedzianych słów jeszcze przez chwilę nie poruszył się choćby o milimetr. Gdzieś w głębi jego serca ciągle tliła się nadzieja, że Hyungwon w ostatniej chwili poprosi go by został. Niestety to się nie stało. Nie usłyszał ze strony chłopaka choćby zirytowanego westchnięcia.

Bycie zranionym w żadnym wypadku nie upoważniało Hyungwona do takiego zachowania. Wonho miał dziwne przeczucie, że chłopak zapomniał o mocy jaką posiada, jaką każdy człowiek posiada. Naprawdę niewiele potrzeba, by zranić osobę, której na tobie szczerze zależy. I choć Wonho w rzeczywistości sam był sobie winien tego, jak skończył, to obarczył Hyungwona daniem mu złudnej nadziei. Gdyby chłopak ani razu się nie odezwał... Serce na pewno bolałoby znacznie mniej.

Nie zamierzał dłużej zostawać w tym mieszkaniu. Nawet jeżeli Minhyuk poprosił go, by za wszelką cenę pilnował Hyungwona, to... W zasadzie, dlaczego miałby to robić? Nigdy przecież nie byli przyjaciółmi, czy choćby znajomymi, a dodatkowo Chae wcale nie chciał, by ktokolwiek się nim przejmował. Dlatego bez choćby cienia żalu wybiegł z mieszkania. Naprawdę musiał wyłączyć myślenie nim do głowy przyjdzie mu kolejny z jego fatalnych pomysłów.

***

W przeciwieństwie do Minhyuka, Wonho nie był człowiekiem, którego można było spotkać w klubie, kiedy chciał się napić. Zbyt tłoczne miejsca zdecydowanie zniechęcały go do czegokolwiek, a zwłaszcza w momentach, w których cały świat walił mu się na głowę. Do tego ci wszyscy szczęśliwi i rozbawieni ludzie naprawdę bardzo działali mu na nerwy. Zazdrościł im ich szczęścia.

Powoli rozejrzał się po pustych butelkach, leżących u jego stóp, by chwilę potem dorzucić do nich tą ,którą do tej pory trzymał w dłoni. Tylko Wonho mógł wpaść na pomysł, by pić na huśtawce znajdującej się niedaleko ich mieszkania. W tym miejscu, o tej porze nikogo nie było. Mógł być sam i nie bać się, że ktoś przyjdzie i go zrani. Zupełnie jak dziecko.

Niemrawo spojrzał na dzwoniący telefon, ale kompletnie nie skojarzył kto próbuje się z nim skontaktować. Z powodu jakiegoś dziwnego przypływu irytacji, rzucił urządzeniem przed siebie. Jednak to odbiło się od czegoś nim upadło ostateczne na ziemie. Wonho jednak w tamtym momencie naprawdę nie zamierzał się przejmować, co tak naprawdę działo się z jego telefonem. Pewnie nawet nie był do końca świadomy tego, co zrobił.

- Powinniśmy wracać do domu- usłyszał nieśmiały głos.- Przeziębisz się, jeżeli będziesz tu siedział.

Uniósł wzrok, ale kompletnie nie rozpoznał osoby stojącej zaledwie kawałek dalej, trzymając chwilę wcześniej rzucony przedmiot w dłoni. Maska na twarzy i czapka skutecznie uniemożliwiały identyfikacje. Nawet w świetle latarni, która swoim blaskiem rozświetlała otoczenie.

-Kihyun?- Wybełkotał.

Naprawdę chciał wierzyć, że to właśnie ten chłopak po niego przyszedł, ponieważ tylko on mógł ukoić cały ból, który palił niczym ogień każdy centymetr ciała Shina. To musiał być Kihyun.

- Nie jestem...

Wonho z jakąś dziwną ufnością i uczuciem wtulił się w ciało swojego wyimaginowanego Kihyuna. Naprawdę potrzebował ciepła drugiego człowieka, by móc poradzić sobie z tymi wszystkimi myślami, które od jakiegoś czasu krążyły po jego głowie.

-Cieszę się, że po mnie przyszedłeś.-wybełkotał.

Nieznajomy ostrożnie i nieco niechętnie, ostatecznie oddał uścisk, który może nie był tak silny, ale mimo wszystko wywołał błogi uśmiech na twarzy Wonho.

-Tak bardzo wspierałeś mnie, żeby mi się udało z Hyungwonem...- Wyszeptał w pewnej chwili.- Przepraszam, że znowu udowodniłem swoją bezużyteczność.

-O czym ty...

- To dziwne, wiesz?- Pociągnął nosem.- On naprawdę mnie zranił, a mimo to mam ochotę biec pod te pieprzone drzwi i siedzieć tam razem z nim.

- Nie bądź głupi- poprosił.- Powinieneś go zostawić w spokoju.

-Nie!- Zareagował natychmiast.- Mam wrażenie, że umrę, jeżeli nie będę mógł się do niego odezwać- wybełkotał.- Dzisiaj powiedziałem mu naprawdę dużo przykrych słów, wiesz? Ale ja tutaj nie jestem ważny, mogę cierpieć, ale tylko pod warunkiem, że będę mógł choć raz go zobaczyć.

-Szalony jesteś?- Zdenerwował się.- Nie jest tego warty...

-Jest... Wtedy, kiedy znalazłem go w tej łazience... Byłem nim tak bardzo oczarowany, że kompletnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić- uśmiechnął się pod nosem.- Był tak samo cudowny jakim go sobie wyobrażałem, wiesz?- Zaśmiał się krótko.- A moje serce... moje serce biło tak szybko chyba pierwszy raz odkąd żyje... Myślę, że mogłem się w nim... Zakochać.

~~~

Poleci bonusik na 3000 wyświetleń w ramach podziękowania :D

Czy zepsułem tym niespodziankę?

A wierzyliście w to, że nie będę chciał Was w żaden sposób wynagrodzić?

Hmm~ Dziesięć rozdziałów temu pisałem o rozkwitającym kwiecie, prawda?

Więc co powiecie na to...

Czymże jest ten dźwięk jak nie odgłosem zbliżającej się burzy?

Aż podkreśliłem dla efektu :D

Naprawdę bardzo dziękuje za przeczytanie tego rozdziału ^ ^ Dzięki Wam "Roommate" może przeczytać coraz więcej osób :3 Co zresztą widzę, gdy przychodzą mi powiadomienia :D

Każe wyświetlenie, gwiazdka, czy komentarz są przeze mnie zauważane za każdym razem~

Jesteście wielcy!

Mam nadzieje, że zostaniecie ze mną do samego końca~
Rozdział betowała imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro