XXX
Chciałbym tylko uprzedzić, że ten rozdział jest inny niż pozostałe, ponieważ jego akcja skupia się wyłącznie na Kihyunie i Minhyuku.
~~~
Znowu to samo... Kolejna noc i kolejny sen, z którego wyrwały go brutalne wspomnienia z przeszłości. Szybko zerwał się do siadu, wplatając palce w swoje włosy. Łzy cisnące się na oczy zdawały się palić jego skórę na policzkach dziwnym żarem, a rozszalałe serce zachowywało się tak, jakby miało za chwilę wyskoczyć mu z piersi... Czuł jakby za moment miał umrzeć, ponieważ tysiące obelg, zniewag i przekleństw wypełniały teraz jego głowę... I nagle... Wszystko nagle zniknęło.
Odruchowo popatrzył na swoją prawą dłoń, którą chwile wcześniej położył z powrotem na kołdrze. Nie była tam sama, ponieważ dołączyła do niej ta Kihyuna, splatając ze sobą ich palce. Uniósł nieco wzrok, by napotkać zaspaną, ale i zmartwioną twarz chłopaka. Patrzył tym ciepłym wzrokiem, którym tylko on potrafił patrzeć. W tym cieple Minhyuk nie widział siebie jako śmiecia, popychadła, czy lokaty na przyszłość. Był kimś kto chciałby zostać w tej pozycji do końca świata.
-Wyglądasz brzydko kiedy płaczesz- mruknął sennie, nadal nie przerywając ich kontaktu wzrokowego.
-A mówiłeś, że dla ciebie wyglądam zawsze ładnie - zaśmiał się cicho, ocierając łzy.
-Znowu miałeś ten sen?- Zapytał.
Ale Minhyuk jedynie zagryzł dolną wargę i twierdząco pokiwał głową. W jego oczach kolejny raz pojawiły się łzy.
-Chodź tutaj- westchnął, rozchylając ramiona.
-Przecież nie lubisz się tak przytulać, bo ci nie wygodnie...
-Najwyżej się nie wyśpię, chodź tutaj- ponaglił go.
Minhyukowi nie trzeba było powtarzać i już chwile potem z jakąś dziecięcą naiwnością wtulał się w klatkę piersiową swojego najlepszego przyjaciela. Chłonął jego ciepło i zaciągał się jego zapachem. Zupełnie tak, jakby chciał się nimi naładować na przyszłość. Wszystko to bardzo rozczulało Kihyuna i kiedy całował czubek jego głowy, czuł niewypowiedzianą potrzebę bronienia tego człowieka przed całym złem.
-Zbliża się ten dzień - odezwał się posępnie Minhyuk.
-Dasz radę, wierzę w ciebie.
W odpowiedzi Minhyuk jedynie mocniej wtulił się w jego ciało. Ten gest był do bólu przepełniony niepewnością i strachem, które w tym momencie naprawdę emanowały z Lee. Było w prawdzie niewiele rzeczy, które po takim czasie potrafiły złamać serce Kihyuna, ale to była jedna z ostatnich, które rzeczywiście były do tego zdolne.
-Spójrz na mnie- poprosił, lekko się odsuwając i unosząc podbródek chłopaka do góry.- Zawsze będę przy tobie, będę na ciebie czekał, więc nie ważne co się stanie i tak musisz do mnie przyjść, rozumiesz? Nie ważne jacy oni są źli... Nie ważne jaki ty jesteś zły... Ja naprawdę Cię...- Zawahał się.- Potrzebuję, bo bez ciebie moje koszmarne życie staje się jeszcze większym piekłem.
To był lekki pocałunek, jak wiele, wiele innych, ale tym razem dał im on przeświadczenie, że bez siebie naprawdę nie potrafią żyć. Nadal nie rozumieli tego uczucia, które wypełniało ich całych. A może rozumieli, ale najzwyczajniej się go bali, ponieważ postawiłoby ono przed nimi nowe obowiązki i problemy, z którymi zdecydowanie nie byli gotowi się mierzyć.
-Dziękuje, że mogę być z tobą...- mruknął cicho.
Minhyuk naprawdę wiele razy popełniał błędy, robił paskudne rzeczy i z tego powodu stawał się coraz gorszy. Ludzie ostatecznie uznawali go za wariata i kompletnego szaleńca... Nawet Wonho dał się zwieść tej ciemności, która z każdym dniem coraz bardziej ściskała serce Minhyuka. Potem do chłopaka ogarniętego mrokiem został zesłany prawdziwy anioł i choć Lee wiele razy tłumaczył sobie, że nie zasługuje na jakiekolwiek dobre traktowanie ze strony kogoś takiego jak Kihyun, to... Jakaś niewidzialna siła pchała ich w swoje ramiona. W jakiś dziwny sposób dopełniali się.
***
Czuł jak serce podchodzi mu do gardła, kiedy przechodził przez ciężkie drewniane drzwi. Nawet nie zwracał uwagi na służbę, która się przed nim kłaniała w wyrazach szacunku. W tym domu nazywano go „młodym paniczem", a jako jedyny dziedzic rodzinnego biznesu był jedną z najważniejszych osób, które w tym momencie się tutaj znajdowały.
Dom... Nam wszystkim powinien kojarzyć się ze szczęśliwym dzieciństwem, bezpieczeństwem, ciepłem i kochającą rodziną. Minhyuk zdecydowanie nie wierzył w takie bajeczki, ponieważ to miejsce za każdym razem napawało go niebywałym obrzydzeniem. Był tutaj zaledwie chwilę, a już miał ochotę się jak najszybciej się stąd wynosić...
-Proszę, proszę- usłyszał głos kobiety, której szczerze nienawidził.- Jeszcze masz odwagę tutaj przyjeżdżać?- Prychnęła.- Po ostatnim razie dziwię ci się, że w ogóle dałeś radę przestąpić próg tego domu.
-No widzisz- przybrał zimny wyraz twarzy.- Ty jesteś zdziwiona, że przyjechałem do własnego domu, a ja zastanawiam się, dlaczego mój ojciec nie zmienił cię jeszcze na inną.- Uśmiechnął się do niej sztucznie.
-Uważaj gówniarzu... Kiedy urodzę mu syna, to ty...
-Urodzisz mu syna?- Zapytał prześmiewczo.- Ile lat ze sobą już jesteście, co? Dziesięć?- Udawał zainteresowanego, co zdecydowanie bardzo dobrze mu wychodziło.- W takim razie, dlaczego nadal nie mam braciszka? Masz ze sobą jakiś problem?
-Jak ty...- Warknęła, podchodząc do niego bliżej i unosząc dłoń w celu spoliczkowania chłopaka.
-Dość!- Krzyknęła osoba u szczytu schodów, Minhyuk na jej widok ukłonił się lekko, a kobieta obok spuściła głowę zawstydzona.
-Miło cię widzieć... matko- powiedział bez cienia jakichkolwiek uczuć.
To powitanie co roku sprawiało mu taki sam ból, a przecież nie powinno tak być. Widząc osobę, którą niegdyś kochał całym sobą powinien wypowiadać te słowa z całą pewnością i energią jaką posiada, a jednak... Patrząc niegdyś na Wonho i jego rodzinę boleśnie paliła go zazdrość, ponieważ oni potrafili być szczęśliwy razem...
Kobieta jedynie spojrzała na niego sucho.
-Babcia już jest- westchnęła.- Czekaliśmy tylko na ciebie, nie śpieszyłeś się- zauważyła.
-Miałem małe problemy po drodze...
-Rozumiem.
Chwilę potem w jeszcze gorszym nastroju wchodził już do salonu, który przed tymi wszystkimi tragicznymi wydarzeniami był wypełniony jego własnym radosnym śmiechem. Po oddaniu honorów starszym członkom rodziny, zasiadł w końcu do potężnie zastawionego stołu. Widząc te wszystkie małże, kraby, ośmiornice, ryby i pies wie co jeszcze... Naprawdę zamarzył, by zjeść pizze na kanapie w objęciach Kihyuna.
Rozejrzał się po paskudnych twarzach swoich wujków, cioć, bliższych i dalszych kuzynów, na bezbarwnej twarzy swojej babci kończąc. To dla tej osoby wszyscy zebrali się w tym jednym dniu. Jeżeli nie byłeś zaproszony na urodziny Pani Prezes Lee oznaczało, to że nie jesteś już więcej członkiem rodziny. Mieszkająca na co dzień w Chinach Pani Lee ceniła sobie tradycje i zawsze w dzień własnych urodzin przyjeżdżała do swojego domu, by się ze wszystkimi spotkać. Paradoksalnie Minhyuk pomimo wielu swoich wybryków każdorazowo dostawał tak znienawidzone przez siebie zaproszenie.
-Ona nie jest członkiem rodziny- wskazała na kobietę, która tak ochoczo wcześniej kłóciła się z Minhyukiem, a która zasiadła teraz obok jego ojca.- To jest jakaś przybłęda, która wtargnęła do tego miejsca w tak ważny dzień...- Westchnęła rozczarowana.
-Matko...- próbował wpłynąć na nią.
-Zamilcz!- Krzyknęła i wszyscy odruchowo wyprostowali się na krzesłach... Wszyscy oprócz Minhyuka, który z nudów zgasił już dwie z trzech świec znajdujących się w świeczniku.- Śmiesz ją tutaj przyprowadzać, a dodatkowo sadzać obok swojej żony i to na oczach twojego własnego dziecka... Brzydzę się tobą- warczała, ale to naprawdę nie była żadna nowość, ponieważ ten scenariusz również powtarzał się co roku.
Pan Lee, głowa rodziny i człowiek, przed którym wiele osób chyliło czoła. Teraz sam był zmuszony wykonać ten gest uległości w stosunku do swojej własnej matki. Jeżeli Minhyuk był mroczną postacią, to Pani Lee była prawdziwym demonem.
-Minhyuk...- Zaczęła, gdy byli już po pierwszym posiłku. Wszystkie oczy zwróciły się momentalnie w jego stronę.- Jak idą ci studia?
-Nie chodzę na wykłady- przyznał beztrosko.- Siedzę całe dnie w domu, albo szlajam się gdzieś po mieście- wzruszył ramionami.
-Jak zamierzasz zdać?- Zapytała tym samym bezbarwnym tonem co zawsze.
-Użyje do tego twoich pieniędzy Pani Lee- uśmiechnął się sztucznie, a wśród ciszy słychać było jedynie szepty poszczególnych członków rodziny.
-Gdy już zdasz, masz być gotowy na przejęcie stanowiska, rozumiesz?
Minhyukowi momentalnie zrobiło się gorąco.
-On nie jest za młody na to?- Uniósł się jeden z wujków, ale szybko został zgromiony wzrokiem Pani Lee.- Nasza firma przetrwała tylko i wyłącznie dzięki mnie... Nie będę tolerowała więcej takich absurdalnych sugestii. Minhyuk od dzieciństwa był do tego przygotowywany.
Nigdy nie widziano w nim człowieka, a jedynie kogoś kto w przyszłości miał po prostu objąć wysokie stanowisko i z tamtego miejsca wydawać rozkazy ambitnym ludziom, którzy choć wypruwali sobie żyły i tak nie osiągną swoich marzeń... Tak jak Kihyun. Ta świadomość niesamowicie działała mu na nerwy.
-Potem znajdziemy ci jakąś żonę, która urodzi ci syna.
-Jak moja matka?- Zapytał z pogardą, nie mogąc już wytrzymać, że ktoś znowu stara się układać mu życie.
Kątem oka widział, jak wspomniana kobieta kuli się w sobie. Nie była w rzeczywistości nikim więcej jak osobą, której jedynym zadaniem było urodzić syna. Teraz była już im kompletnie nie przydatna, ale trzymali ją ze względu na dobry wizerunek firmy. Minhyuk odkrył tą straszną prawdę tego samego dnia, kiedy nakrył swojego ojca wraz z kochanką. Miał wtedy nie więcej niż czternaście lat...
- Znowu zaczynasz ten temat?- Westchnęła zmęczona.
-Wyraź trochę szacunku dla swojej babci!- Warknął jego ojciec, ale Pani Lee uniosła dłoń tym samym nakazując mu się zamknąć. Minhyuk w rzeczywistości był jedyną osobą, która bez cienia strachu potrafiła się jej przeciwstawić.
-Już mówiłem to ostatnio... Nie jestem twoją marionetką i nie będziesz planowała mojego życia pod swoje chore wymysły- wstał od stołu, szurając krzesłem, jednym łykiem wypił wino, które zostało mu nalane i najzwyczajniej w świecie skierował się do wyjścia. Wiedział, że jeżeli teraz wyjdzie, to niedługo powinien być w domu... Swoim prawdziwym domu.
-Stój!- Krzyknęła za nim kobieta, kiedy już praktycznie miał opuszczać miejsce, w którym się wychował.- Jesteś moim synem i rozkazuje ci tam wrócić ... Masz przeprosić wszystkich- zdecydowanie była wściekła, ale to także nie była żadna nowość, a stale powtarzający się schemat. To zawsze kończyło się w ten sam sposób.
- Już dawno przestałaś być moją matką- powiedział zimno.
Oni nie byli prawdziwą rodziną... Byli raczej jej karykaturą, która była przedstawiona w jakże nienaturalny i obrzydliwy sposób. Nie zabawił na przyjęciu długo, ale ta solidna dawka absurdu i pogardy wystarczy mu zdecydowanie na cały rok.
Wyszedł przed dom i już miał wybierać numer do Kihyuna, kiedy na drodze stanęła mu jeszcze jedna osoba. Coroczny honorowy gość jego babci... Pani Chae. Widok tej kobiety naprawdę obrzydzał chłopaka i choć mimo swojego wieku była niezwykle urodziwa, to jej wnętrze gniło już od bardzo dawna.
-O! Minhyuk!- Wyglądała na uradowaną.- Już nas opuszczasz?
Ukłonił się lekko przed kobietą i obdarzył ją kolejnym tego dnia, sztucznym uśmiechem.
-Niestety dzisiaj nie miałem zbyt wiele czasu.
-Och ~ Rozumiem- przyznała zawiedziona.- Mam nadzieje, że mimo wszystko bawiłeś się dobrze- naprawdę nienawidził tej kobiety za jej sztuczność, a także za wszystko, co uczyniła do tej pory. W momencie, w którym złapała za klamkę, nagle się odwróciła i spojrzała na niego z pełną pogardą- Proszę pozdrów mojego syna.
-Nie wiem gdzie jest Hyungwon- powiedział z całą pewnością siebie.- Słyszałem tylko, że się wyprowadził i tyle.
Pozornie zachowywał spokój, ale w rzeczywistości czuł jak jego serce z każdą mijającą sekundą coraz bardziej przyśpieszało. Pani Chae na pewno nie uwierzyła w jego słowa, ale póki co również nie miała dowodów na to, by potwierdzić swoje słowa. Nie ma mowy, by mogła odnaleźć Hyungwona, którego tak skrupulatnie ukrywał przed jej wzrokiem. To było najzwyczajniej w świecie niemożliwe.
***
W domu, podczas przerwy w pracy, a nawet w autobusie. Stale spoglądał na swój telefon, będąc gotowym na rozmowę z Minhyukiem. Nie było choćby minuty w tym dniu, podczas której nie martwiłby się o niego. Kihyun jako jedyny na całym świecie wiedział, jak trudne bywają jego powroty do rodzinnego domu. Znał jego sytuację i również był nią przerażony. Mimo wszystko mocno wierzył, że chłopak ich wszystkich rozniesie jeżeli zajdzie taka potrzeba. To był w końcu Minhyuk.
Wysiadł na bardzo dobrze znanym sobie przystanku, kiedy słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Korzystając z tego, że Minhyuka nie było w pobliżu, postanowił załatwić sprawę, o której chłopak w żadnym razie nie mógł się dowiedzieć. Już słyszał te wyzwiska, które byłby w niego skierowane. Musiał być masochistą, jeśli mimo tak wielkiego zagrożenia nadal parł przed siebie. Do momentu, w którym stanął pod nieco niszczejącym już blokiem.
-To ty Kihyun?- Usłyszał za swoimi plecami, na całe szczęście znał ten głos.
-Dzień dobry pani Oh- ukłonił się, nagradzając kobietę szczerym, acz zmęczonym uśmiechem.
-Dawno cię tutaj nie było- zauważyła.- Twoi...
-Właśnie w tej sprawie tutaj jestem- przerwał jej mało uprzejmie.- Proszę, tyle powinno wystarczyć- mruknął wyjmując z torby kopertę i wręczając ją kobiecie.
-Oj, naprawdę nie musiałeś się, aż tutaj fatygować, by mi to dać- zachichotała, przeliczając dokładnie otrzymane pieniądze.- Wszystko się zgadza- uśmiechnęła się, ale tym razem szczerze.- Wyrosłeś na naprawdę dobrego chłopaka, nie skończyłeś źle w przeciwieństw-
-Czy mógłbym panią prosić, by w mojej obecności nie obrażała pani mojej rodziny?- Zapytał uprzejmie, a kobieta momentalnie spoważniała.
-Jeżeli nie będą płacić, to ich wywalę- zagroziła.
-Zapamiętam- obiecał.
Droga na trzecie piętro tego budynku była naprawdę katorgą nie tylko dla jego ciała, ale i umysłu. Idąc po schodach na górę, przed oczami przeskakiwały mu różne momenty z dzieciństwa. Niektóre były naprawdę szczęśliwe, ale niestety o wiele więcej było tych przepełnionych płaczem, strachem, krzykiem i ignorancją wszystkich ludzi, którzy się jedynie na to patrzyli.
-Dasz radę Kihyun- szepnął sam do siebie, by w jakiś sposób się zmotywować.
Wyjął z tylniej kieszeni spodni klucz. Doskonale pamiętał w jaką furię wpadł za pierwszym razem Minhyuk, kiedy dowiedział się, że Yoo jeździ niekiedy w to paskudne miejsce. Udało mu się w jakiś magiczny sposób złamać nawet klucz od mieszkania. Na całe szczęście nie było to coś czego nie można było odwrócić, a od tamtej pory Kihyun jedynie bardziej kryje się z wizytami w tym miejscu.
Przekręcił klucz w zamku i cicho pchnął drzwi. Zdecydowanie pierwszą rzeczą, którą przyśpieszyła mu bicie serca, to dźwięk przewracających się butelek, które musiał pchnąć przekraczając próg . Chłopak momentalnie zastygł w bezruchu, a jego ciało spięło się nagle gotowe do ewentualnej ucieczki. Naprawdę bał się tego miejsca, a mimo to po chwili ruszył w jego głąb. Następną rzeczą, która go uderzyła był wszechobecny zapach przepicia. Alkoholem w tym domu śmierdziało naprawdę wszystko. Kihyunowi momentalnie zebrało się na wymioty. Przez swoje dzieciństwo nie mógł długo obcować z alkoholem.
Idąc po starych panelach prosto do kuchni czuł się, jak za dzieciaka, kiedy to wygłodzony nauczył się poruszać tak, by nie wydać z siebie najmniejszego dźwięku. Ta umiejętność potem w życiu przydała mu się wiele razy. Wiedział, że oni gdzieś tutaj są... Pijani, albo skacowani po wczorajszej libacji. Naprawdę nie chciał ich spotkać, a mimo to jego serce tak bardzo tego pragnęło.
Dotarł do kuchni, gdzie po krótkim rekonesansie zauważył, że wszystkie rzeczy w lodówce są już całkowicie spleśniałe, a w szafkach nie ma choćby jednej saszetki ryżu. Musieli już jakiś czas głodować... Kihyun jednak zawsze wiedział co im kupić i teraz, kiedy wyjmował z plastikowej torebki kolejne produkty, wcale nie żałował wydanych na to pieniędzy.
W pewnej chwili usłyszał jęknięcie dochodzące prosto z salonu. Jego serce na ten dźwięk momentalnie się zatrzymało, a ręce niebezpiecznie zaczęły drżeć, ale mimo tej ogarniającej paniki niczym w transie udał się do źródła tego dźwięku. Jego przestraszone było znacznie silniejsze niż spanikowany mózg.
Jego matka we wspomnieniach była ciepłą i życzliwą osobą, która mimo swojego problemu umiała się w naprawdę ciężkiej sytuacji ogarnąć i iść do przodu, by w ostatniej chwili wyciągnąć ich wszystkich z sytuacji, z której na dobrą sprawę nie było już wyjścia. To zdecydowanie po tej kobiecie odziedziczył urodę i zawziętość, a także naprawdę kryształowe serce. Niestety teraz patrząc na nią zastanawiał się dokąd to wszystko w ostateczności ją doprowadziło... Ta piękna istota, która teraz była jedynie wychudzonym i zniszczonym wrakiem tego czym była kiedyś. Teraz zalegała na kanapie, co jakiś czas jęcząc i łapiąc się za głowę.
Mimo, że wyglądała jak potwór ze swoją poniszczoną i poranioną twarzą, to... W jego oczach momentalnie stanęły łzy, bo on widział w niej to stare piękno. Dla niego jego matka nadal pozostawała aniołem, którym mimo popełnionych błędów była.
Szybko zawrócił do kuchni, by przynieść jej szklankę wody i jakąś tabletkę przeciwbólową.
-Mamo- szepnął.
„Mamo" tak rzadko dane było mu wypowiadać te słowa.
-Kihyun...?- Zapytała słabo.- Boże... Nie powinno cię tu być- patrzyła na niego zmartwiona.
-Ale jestem- uśmiechnął się słabo.- Weź to- poprosił, wcześniej pomagając kobiecie usiąść.
Spełniła jego prośbę bez jakiegokolwiek zawahania.
-Zapłaciłem wasze rachunki i przyniosłem wam...- Przerwał, kiedy jej ciepła dłoń znalazła się na jego policzku.
-Naprawdę wspaniale wyrosłeś- szepnęła łamiącym się głosem.- Przepraszam, że nie mogłam być dla ciebie lepszą matką.
Kihyun pośpiesznie otarł łzę i pociągnął nosem.
-Nic się nie stało, naprawdę- uśmiechnął się do niej ciepło.- Robiłaś co mogłaś.
-Gdybym tylko...
Za drzwiami coś stuknęło i oboje w tym samym momencie przenieśli w tamto miejsce spanikowany wzrok. Byli swoim odbiciem lustrzanym.
-Powinieneś iść- ponaglała go.
-Wiem.. Ale jeszcze tylko...- Wysunął portfel, z którego wyjął kilka tysięcy won.
-Nie- szepnęła, powstrzymując jego rękę i tym samym nakazując zabrać pieniądze.- Nie dawaj nam ich- poprosiła.- Jeżeli będziemy je mieli to prędzej czy później zostaną wydane na alkohol, a twoje dobre serce i ciężka praca pójdzie na marne.
Co miał zrobić? Posłuchał jej... I choć pękało mu serce, to wiedział, że faktycznie tak będzie lepiej.
Niestety, kiedy wstawał przez przypadek trącił butelkę, która uderzając o podłogę zrobiła naprawdę porządny hałas. Pierwszym co zarejestrował, to jego matka zrywająca się z kanapy i błagająca, by uciekał. Potem była wstrętna twarz ojca, który wpadł w prawdziwą furię, kiedy rozpoznał swojego syna... Uciekał, naprawdę się starał, ale kiedy łapał za klamkę... Poczuł silne uderzenie w tył głowy i już ostatnimi siłami wypadł na korytarz...
Majaczyliście kiedyś? Albo czy w swoim życiu mieliście zwidy? Kihyun nigdy takiego czegoś nie miał okazji doświadczyć, a mimo tego, kiedy leżał na zimnej podłodze klatki schodowej, czując jak z jego głowy cieknie krew... Widział dziwną postać białowłosego, który potężnym kopniakiem i z dziwną furią wepchnął jego upitego ojca z powrotem do mieszkania i jednym gestem... Jakby zatrzymał dla niego czas.
To musiały być zwidy, ponieważ... Nikt na całym świecie nie mógł wygrać z demonem jakim był jego ojciec. Nikt na świecie nie był w stanie zakończyć tego cierpienia i koszmaru ciągnącego się za Kihyunem przez całe życie, a mimo to... To była jedna z najpiękniejszych chwil jakie kiedykolwiek przeżył.
Potem była ciemność.
***
Nie wiedział, dlaczego pielęgniarka zadzwoniła właśnie do niego, ale to nie miało w tej chwili najmniejszego znaczenia. Pędził najszybciej jak mógł, by tylko znaleźć się w szpitalu, gdzie przebywał Kihyun i dowiedzieć się czegoś więcej niż „został napadnięty" czy „jeszcze nie odzyskał przytomności". Nie zapomniał również zadzwonić do Wonho, którego poinformował o zaistniałej sytuacji i za wszelką cenę kazał pilnować Hyungwona. Serce niebezpiecznie podpowiadało mu, że słowa Pani Chae okazały się jednak zbyt prawdziwe...
-Minhyuk...- Usłyszał, kiedy spanikowanym wzrokiem szukał właściwej sali.- Lee Minhyuk?
Odwrócił głowę w stronę źródła głosu i momentalnie zamarł, ponieważ drugi raz spotkał kogoś kogo naprawdę nie spodziewał się zobaczyć.
-Changkyun...- wyszeptał.
Chłopak siedzący na wózku na dźwięk swojego imienia momentalnie się rozpromienił. Widać było bijącą od niego radość ze spotkania dawnego znajomego.
-Nic się nie zmieniłeś- pochwalił go.
-Co ty tu robisz...?
-Ja?- Zdziwił się, ale natychmiast po tym się uśmiechnął.- Jeżeli chce z tego kiedyś zejść- wskazał na wózek.- To muszę regularnie przychodzić na rehabilitacje, już nie jest tak trudno jak na początku, ale dalej nie mogę ustać dłużej bez pomocy.
-Przecież minęło tyle czasu od wypadku...
-Prawda?- Posmutniał.- A tak przy okazji, to jestem ci naprawdę wdzięczny, że zawsze przysyłasz kwiaty w rocznicę jego śmierci.- Ponury uśmiech pojawił się na jego twarzy. Zdecydowanie mówienie o tym nadal sprawia mu ból.
-Nie ma o czym mówić, naprawdę...
-Jest- zapewnił go.- Nie byliście nawet dobrymi znajomymi, a mimo to poza mną jesteś jedynym, który to robi- uśmiechnął się.- Ale... Co ty tu dzisiaj robisz?- Zapytał, przechylając lekko głowę na bok.
-Mój... Ktoś naprawdę dla mnie ważny dzisiaj tu trafił i muszę go szybko odszukać .
Z małą pomocą Lima naprawdę szybko znalazł drogę do właściwiej sali. Jeszcze nim wszedł do środka obiecał chłopakowi, że na pewno się do niego odezwie w najbliższym czasie. Potem tylko głęboki oddech i...
-Aż tutaj słyszałem, jaką awanturę zrobiłeś kobiecie z recepcji- zaśmiał się.- Cały szpital o tobie mówi.
-Żyjesz- powiedział roztrzęsionym głosem.
Wszystkie emocje i obawy, które zdążyły nagromadzić się w jego głowie zniknęły z chwilą, w której mógł jeszcze raz usłyszeć jego śmiech. To było straszne, jak bardzo bał się o tego człowieka, bo choć już nie raz lądował z nim w tym miejscu, to tym razem zagrożenie było znacznie poważniejsze niż cokolwiek innego. Pani Chae na przestrzeni ostatniego roku już nie raz udowodniła, że zrobi wszystko, by jeszcze bardziej złamać swojego syna i udowodnić mu jak bezwartościowy jest.
Jeżeli skrzywdziłaby Kihyuna, to czy Lee nadal mógłby trzymać Hyungwona w domu? Czy byłby w stanie powstrzymać się od obrzucania go winą za coś czego rzeczywiście nie zrobił? Żal zdecydowanie byłby zbyt wielki, bo... Ten człowiek był zdecydowanie cenniejszy niż wszystko, co Minhyuk posiadał.
Szybko znalazł się przy łóżku Yoo i czujnym spojrzeniem badał każdy centymetr twarzy chłopaka.
-Jak się czujesz? Coś cię boli? Zrobili ci już badania?
-Wszystko dobrze, Minhyuk, naprawdę- zaśmiał się, chcąc w ten sposób uspokoić jakoś swojego przyjaciela.- Jutro będę już mógł wyjść, jeżeli nic się nie zmieni.
-Naprawdę nic ci nie jest?- Zapytał podejrzliwie.
-Mhm, lekarze powiedzieli, że ktoś musiał nade mną czuwać- uśmiechnął się.- I chyba mają racje.
-Hm? Dlaczego tak myślisz?
-Wydaje mi się, że wtedy kiedy mnie zaatakowano... ktoś tam jeszcze musiał być.
~~~
Witajcie ^ ^
Dotrwaliście do samego końca? :D
Ja i mój głos rozsądku postanowiliśmy nie dzielić tego rozdziału, by zachować jego klimat ^ ^ Udało nam się?
OMG GDZIE PODZIAŁA SIĘ STRA OKŁADKA "Roommate"?
Zniknęła C:
Podoba Wam się ta nowa? >.>
Kończy nam się kolejna dziesiątka i od następnej części znowu przyjdzie mi rzucić kamień milowy do tej historii ^ ^
Już boje się tego co przyszykowałem dla Was tym razem :P
W ogóle~
Niedługo mamy 3000 wyświetleń :3
Chcielibyście jakiś prezent z tej okazji?
Jako, że w niedziele nie będzie nam dane się spotkać, to już dzisiaj chciałbym życzyć Wam wszystkiego dobrego z okazji świąt wielkanocnych
Jestem dla Was praktycznie obcy, ale proszę dbajcie o siebie, nie rańcie się i bądźcie szczęśliwi
Do zobaczenia~
Rozdział betowała imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro