Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXVIII







Chyba nigdy wcześniej tak szybko nie wchodził po tych schodach. Chciał jak najszybciej być w mieszkaniu i zaraportować Minhyukowi tę sytuację, która chwile temu miała miejsce. Wiedział na pewno jedno - musiał chronić Hyungwona za wszelką cenę i nawet jeżeli tego nie chciał, to on i Minhyuk musieli w tej sprawie współpracować.

Nie wiedział, dlaczego ale intuicja, czy silne przeczucie mówiło mu, że to rodzina Hyungwona jest odpowiedzialna za wszystko, co spotkało go w ostatnim czasie. Naprawdę trudno było mu to wytłumaczyć, ale był niemalże pewien swoich przypuszczeń. To tak jakby ktoś powiedział mu o tym bardzo dawno temu, a dopiero teraz zaczynał rozumieć sens usłyszanych słów.

-Minhyuk!- Krzyknął najgłośniej jak umiał, kiedy tylko udało mu się pokonać ten przeklęty zamek w drzwiach.

Ale odpowiedziała mu cisza i dopiero po krótkim rekonesansie stwierdził, że w domu znajduje się zupełnie sam... Znaczy oprócz Hyungwona, który na pewno siedział zamknięty w swoim pokoju... prawda? Właśnie niekoniecznie, ponieważ w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że mijał łazienkę, w której paliło się światło, a Kihyun i Minhyuk na pewno nie pozwoliliby sobie na taką niedbałość.

-Hyungwon?- Zapytał cicho.

Szybko rzucił spojrzenie na drzwi chłopaka, które faktycznie były w tej chwili uchylone.

Z zamyślenia wyrwało go coś ciężkiego upadającego na podłogę w łazience i cichy bolesny jęk, który musiał należeć do Chae. Wonho niewiele myśląc złapał za klamkę i szarpnął drzwiami, które z powodu braku jakiegokolwiek zamknięcia ustąpiły... Czy popełnił błąd? Trudno powiedzieć.

-Hyungwon wszystko w...

Jeżeli w tamtej chwili nie zobaczył anioła, to one rzeczywiście muszą nie istnieć. W oczach Wonho nagie ciało Chae wyglądało, jak najprawdziwsze dzieło sztuki. Nawet jeżeli było wychudzone i w niektórych miejscach poobijane, to w żaden sposób nie odstraszało czy budziło obrzydzenia, a jedynie zachęcało do zbadania każdego centymetra swojej powierzchni.

Dopiero kiedy te piękne oczy spojrzały prosto na niego zrozumiał, jak fatalny błąd popełnił wchodząc tutaj. Hyungwon wyglądał nie tyle na zawstydzonego obecną sytuacją, co przestraszonego samą obecnością Hoseoka. To spojrzenie... wbijało się prosto w jego serce, ale mimo to starał się zrozumieć.

-Czekaj, pomogę ci- zaproponował, podchodząc bliżej.- Masz zakryj się tym- mruknął, zdejmując z siebie bluzę i podając ją chłopakowi.

To zdecydowanie była jedna z najbardziej niezręcznych chwil w jakiej kiedykolwiek mogli się znaleźć, ale wbrew pozorom Wonho wcale nie czuł się zawstydzony czy zmieszany. Raczej bał się, że Hyungwon upadając mógł zrobić sobie jakąś krzywdę. W tym wszystkim przeważała przede wszystkim troska o stan chłopaka. Wszystkie inne rzeczy odchodziły w tej sytuacji na zupełnie inny plan.

-Możesz wstać?- Zapytał ciepło, kucając przy chłopaku, który jedynie spuścił głowę.- Nie chcesz na mnie patrzeć?- W jego głosie przebijał się smutek.

Naprawdę trudno współpracowało się z osobą, z którą nijak nie można było złapać najmniejszego kontaktu, a jedyne na co było ją stać to płytkie wdechy i wydechy.

-Nic ci się nie stało?- Zapytał po chwili.

Taki właśnie był Hyungwon, którego znał tak krótko, a zarazem czuł jakby spotkali się już kiedyś. Nawet jeżeli nie w tym, to w poprzednim życiu lub w jakiejś równoległej rzeczywistości, gdzie nic im nie stało na drodze. Jego Hyungwon był zraniony i na swój sposób dziki, ale to zamiast odrzucać jedynie przyciągało Wonho bliżej. Widok jego drżącego ciała ściskał jego serce i w niezwykły sposób motywował do wykonywania ruchów, do których nigdy by się nie posunął.

-Nie możesz tutaj siedzieć- westchnął.- I... proszę nie bądź na mnie zły o to, co za chwilę zrobię, dobrze? Chce ci tylko pomóc, zawsze chciałem- starał się jakoś uspokoić sytuacje.

Delikatnie przybliżył się do chłopaka i jeszcze przez chwile obmyślał plan jakby to unieść jego ciało w taki sposób, by jeszcze bardziej nie pogłębiać dyskomfortu w jakim się znajdował. Było to niezwykle trudne zadanie, ale ostatecznie Chae znalazł się na rękach Hoseoka już po pierwszym podejściu.

-Jesteś strasznie lekki- szepnął, wynosząc go z łazienki.

Sam nie wiedział, czy to dlatego, że dotykał jego nagiej skóry na udach, czy sam fakt bycia niesionym przez prawie obcego człowieka, ale Chae cały drżał i choć nie wypowiedział ani słowa, to większość naprawdę dało zrozumieć się bez nich. Wonho już wiedział, że po tej sytuacji ich relacja znowu się cofnie, ale nie mógł zostawić go tam samego. Nawet jeżeli bardzo by tego chciał, to w żaden sposób nie było to możliwe. Na przekór wszystkiego chciał się o niego troszczyć.

-Możesz już otworzyć oczy- szepnął, kładąc chłopaka na jego własnym łóżku i okrywając go pierwszą rzeczą jaką miał pod ręką.

Dlaczego to wszystko tak bardzo bolało? W końcu mogli się zobaczyć, udowodnić swoje istnienie, a jedyne co robili to pokazywali, jak bardzo są sobie dalecy. Mimo tych wszystkich wypowiedzianych słów, kompletnie nic się nie zmieniło od samego początku.

-Ja...- Oblizał wargi, powoli wycofując się w stronę drzwi.- Przyniosę ci... coś na ból... jakąś maść... czy coś- cały czas gubił słowa, a kiedy odwrócił się, by wyjść, jego obraz został zamazany przez łzy cisnące się do oczu.

Chciał zrozumieć, ale naprawdę nie potrafił.

Wcale się nie zdziwił, kiedy wracając z tubką maści przeciwbólowej Kihyuna zastał zamknięte drzwi, które ani myślały ustąpić pod naciskiem. Hyungwon już zdążył wymknąć mu się z rąk.

-Przepraszam-powiedział w miarę spokojnie mimo łez spływających po policzkach.

Co mu innego pozostało? Znowu przepraszał, choć nic tak naprawdę nie było jego winą. Zupełnie jak w przeszłości, kiedy łudził się, że w ten sposób zatrzyma przy sobie znajomych, którzy jedynie z niego drwili, ale mimo wszystko wypełniali uczucie pustki.

-Przepraszam- powtórzył.

Tym razem również nie uzyskał żadnej odpowiedzi.

-Jak wróci Minhyuk, to... Powiedz mu co się stało, dobrze? Przynajmniej jemu daj sobie pomóc.

Odchodząc spojrzał jedynie na reklamówkę, w której nadal znajdowało się zakupione przez niego ciasto. Nie miał ochoty go nawet stamtąd zabierać. Jeżeli tak się zastanowić, to w tamtej chwili nie miał ochoty zupełnie na nic. Nawet na życie.

Zdecydowanie nie tak wyobrażał sobie pierwsze spotkanie z Hyungwonem, ale w sumie nie ważne jakie ono, by nie było, to w ogóle nie powinno mieć miejsca, dlaczego zawsze za swoją dobroć musiał płacić w tak okrutny sposób? Czy to świat dawał mu do zrozumienia, że się nie nadaje?

-Miło, że dzwonisz, ale niedługo kończy mi się przerwa- rzucił Kihyun, który akurat musiał być gdzieś na zewnątrz, ponieważ szumiący wiatr skutecznie zagłuszał jego słowa, ale mimo to gdzieś tam w tle Wonho wychwycił głos Minhyuka.

Rozłączył się.

~~~

Woa~

Wydaje mi się jakbyśmy spotkali się wieki temu, a to przecież było w ostatnią niedziele ^ ^"

Chyba się stęskniłem >.> Myślę, że można to ująć w ten sposób :3

A teraz niepozorny cytacik :D

„Jeżeli ktoś miałby mnie zapytać o czym będzie opowiadała druga dziesiątka, to co mógłbym powiedzieć?

Myślę, że pokazałbym takiej osobie kwitnący kwiat i kazał zinterpretować jak to odnosi się do opowiadania."

Pamiętacie?

Tak, są to moje słowa spod rozdziału XXI

Każdy kwiat pięknie rozkwita, ale nic nie może go uchronić przed zwiędnięciem, prawda?

Jest to niezwykle okrutne co dzisiaj zrobiłem Wonho, ale hej! Akcja toczy się dalej, a los może przynieść jeszcze wiele niespodzianek

Znowu czeka nas malutki maraton >.>

I oczywiście jedno z najważniejszych pytań

Przeżyliście po obejrzeniu "JEALOUSY"? ^ ^

Rozdział był betowany (mam nadzieje, że niedługo będę mógł dopisać "tradycyjnie") przez imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro