XLVI
Trudno było to wyjaśnić, ale nadal męczyła go tamta rozmowa z Kihyunem. Teraz kiedy przeglądał zdjęcia, które zrobił Hyungwonowi jeszcze nie tak dawno temu, rozumiał jak daleką drogę chłopak w rzeczywistości przebył, by otworzyć te drzwi... by objąć go po raz pierwszy. Kiedy tylko myślami zaczynał odchodzić gdzieś w przeszłość chłopaka, momentalnie w jego oczach zbierały się łzy. Bolało go... Bolała go ta niewiedza i bezsilność wobec strasznego losu chłopaka. Tak bardzo chciałby do niego podejść i wiedząc już absolutnie wszystko, otrzeć jego łzę i zapewnić, że od teraz będzie go chronił. Tak, nie ważne jaką chłopak skrywał przeszłość... To wszystko już było i obecnie się nie liczy.
Przymykając na chwilę oczy widział jego strach. Wtedy, kiedy wpadli na siebie przed klatką i wtedy, kiedy niósł go do pokoju. Teraz wszystko wydawało się takie przejrzyste i logiczne. Hyungwon bał się ludzi i ich dotyk musiał stawiać mu niezwykłe cierpienie, a Wonho jak ten idiota... Sprawiał mu nieświadomie tyle bólu. Czy to dlatego Minhyuk rzeczywiście zamknął Hyungwona za drzwiami? Czy to miało znaczyć to całe „dla jego dobra"?
Dzisiaj Hoseok nie odważył się zapukać w drzwi. Siedział pod nimi w milczeniu, bo... Jak mógłby spojrzeć w oczy po tym wszystkim? Chciał być szczęśliwy, a życie kolejny raz okazało się zbyt niesprawiedliwie.
-Dlaczego nie zapukałeś?- Zapytał z dziwnym żalem w głosie.
Ich obietnica wspólnego wyjścia... gdziekolwiek... Teraz dopiero zdawał sobie sprawę, że to tak naprawdę nigdy nie było realne. Jak mógłby świetnie się bawić, wiedząc jakie katusze będzie w tej samej chwili przeżywał Hyungwon?
-Skąd wiedziałeś, że tu jestem?- Zapytał.
-Płaczesz – zauważył. - Starałem się nie odzywać i poczekać, aż sam mi powiesz, ale... Czy stało się coś złego? Znowu zrobiłem coś nie tak? Jeżeli...
-To nie twoja wina- uspokoił go szybko. - Po prostu... usłyszałem coś czego chyba nie powinienem słyszeć...
Znowu skończyli rozmawiając przez drzwi. Jednakże tym razem to Wonho pragnął, by pozostawały one zamknięte.
-Chcesz o tym porozmawiać?
Hoseok milczał przez krótką chwilę, podczas której wahał się między przyjęciem, a odrzuceniem propozycji Hyungwona. Naprawdę bał się skutków tej rozmowy, a jednocześnie wiedział, że nie da mu to spokoju, póki tego nie wyjaśni.
-Spotkałem się z Kihyunem.
-Wiem, mówiłeś mi to przed wyjściem.
-On... Powiedział mi coś o tobie, Hyungwonnie.
Czy popełniał w tej chwili błąd? Przecież logiczniej byłoby zachować te słowa dla siebie i chyba tak należało zrobić. Jednak Wonho nie czuł się zdolny, by okłamać tego chłopaka. Coś podpowiadało mu, że właśnie w ten sposób należało postąpić.
Szczerość za szczerość.
Usłyszał za drzwiami ciche westchnięcie.
-Ostatnie dni są naprawdę trudne – mruknął. - Więc płakałeś przeze mnie?
-Co? Przecież mówiłem, że nie!- Zaprzeczył szybko.
Jednak trudno było oprzeć się wrażeniu, że to faktycznie Chae stanowił podłoże tego problemu. Nawet jeżeli chodziło jedynie o troskę wobec niego, to był on przyczyną złego samopoczucia Wonho.
-Ja po prostu...
-Co powiedział ci Kihyun?
Musiał chwile odczekać, by wielka gula, która znalazła się w jego gardle choć o milimetry zmniejszyła się. Naprawdę nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Tak bardzo chciał tej rozmowy, ale jednocześnie tak bardzo się jej obawiał... Dlaczego było w nim tyle sprzeczności?
-Że...- Przerwał.- Boisz się mnie.
Chwilę potem drzwi najzwyczajniej w świecie się otworzyły, ale to nie zmieniało faktu, iż Hoseok nie mógł zebrać w sobie wystarczająco dużo odwagi, by spojrzeć na Hyungwona. Nie mógł znieść świadomości, że przez własną nieuwagę i głupotę ranił tego chłopaka. Było mu wstyd... Po prostu wstyd. Sam mając fobie, zapomniał, że inni również mogą je mieć.
Objął ramionami swoje podkurczone nogi i oparł o nie swoje czoło, by w ten sposób dać do zrozumienia Hyungwonowi, że to nie jest zbyt dobry pomysł. Szybko jednak poczuł na swoich plecach dotyk. Chłopak musiał opierać się o niego własnymi plecami.
-Mieliśmy nie rozmawiać o mojej przeszłości- zauważył ponuro.- Dziękuje, że chociaż przez chwilę sprawiłeś, że uwierzyłem w to kłamstwo.
Drgnął lekko.
-Nie okłamałem cię... po prostu... To nie tak...
Hyungwon wziął głęboki oddech. Zupełnie tak, jakby chciał odgonić od siebie wszystkie obawy, lub przygotować się do wypowiedzenia jakich słów.
-Nie boje się ciebie - powiedział niezwykle pewnie. - Boje się o ciebie, musiałeś coś źle zrozumieć
-Nie- odezwał się ponuro. - Kihyun... On powiedział, że boisz się ludzi, a ja przecież jestem człowiekiem.
-Boje się takich zwykłych ludzi, a ty jesteś... No sam wiesz- westchnął.
-Nie chcę cię zranić.
-Huh? Czy to jest ten sam chłopak, który jeszcze chwilę temu szantażował mnie, żebym pozwolił mu zostać obok?
-Ale wtedy...
-Posłuchaj mnie uważnie – poprosił.- Faktycznie kilka razy było dość... Nieciekawie - Hoseok sam skrzywił się na te słowa. - Ale... Myślę, że bez ciebie mogłoby być jeszcze gorzej, więc przestań się obwiniać i niech wróci mój uśmiechnięty przyjaciel - Szturchnął go lekko łokciem.
-Znowu to robisz, prawda?- Zapytał śmiertelnie poważnie.- Boisz się, czuje jak drżysz... dlaczego?
-Moja matka... Ona zniszczyła wszystko i wszystkich goniąc mnie, a ja mogłem jedynie patrzeć, jak najważniejsi dla mnie ludzie zdradzają mnie przekupieni przez nią... Za każdym razem, kiedy wydawało mi się, że udało mi się ukryć, to ona i tak jakimś sposobem mnie znajdowała i schemat się powtarzał. Ja... Boję się, że jeżeli zacznie mi na kimś znowu zależeć, to...
-To się powtórzy?- Zapytał.
-Dokładnie... Wiele razy... to się powtarzało, naprawdę wiele razy - mówił smętnie. - Nie ma człowieka, którego nie da się przekupić.
-A ja? Mi chyba zaufałeś.
-Bo mam naprawdę dość uciekania, Hoseok- wyznał. - Jestem już tym wszystkim naprawdę zmęczony i chyba w końcu znalazłem odwagę, by spojrzeć jej prosto w twarz.
-Co to ma wspólnego ze mną?
-Nie wiem - przyznał - Ale kiedy jestem z tobą, to...
-To?- Dopytywał.
- Czuje się po prostu spokojny, bo kiedy tylko pomyślę, że w razie czego mam ciebie, to czuje się jakiś dziwnie bezpieczny i dlatego...
-Hyungwonnie?
-Tak?
-Czy będzie w porządku, jeżeli będę mógł potrzymać cię przez chwile za rękę?
-Myślę, że to będzie w porządku - rzucił nieco skrępowany.
Chwilę potem, dość nieudolnie splótł ich palce razem, by chociaż w ten sposób móc zapewnić sobie wsparcie.
-Przepraszam- mruknął cicho.
-Za co?- Zapytał zdziwiony.
-Że chwile wcześniej się rozkleiłem - mruknął speszony. - Ja naprawdę nie chcę cię zranić i to dlatego.
-Wonho- ścisnął mocniej jego dłoń. - Naprawdę nie musisz się o to bać.
-Możemy zostać tak przez chwilę?
~~~
Dzisiaj mieliśmy rozdział całkowicie poświęcony Hyungwonho ^ ^
W sumie nie powinno to być nic dziwnego, bo... Ktoś jeszcze pamięta, że to opowiadanie jest o nich?
Nadal mnie to niesamowicie bawi, że ich jest tu właściwie najmniej
Chociaż
Ostatnio trochę więcej
Co ja jeszcze chciałem...A! Przekroczyliśmy już połowę i wielkimi krokami zbliżamy się do następnego tysiąca ^ ^
Gdy Wy czytacie ten rozdział, to ja już zapewne kładę zegarek gdzieś obok Kihyuna w nowym bonusie :P
Dziękuje za przeczytanie tego rozdział i podarowanie mi tyle miłości wczorajszego dnia ^ ^ Z takim wsparciem maturkę mam już w kieszeni :D Dziękuje za bardzo!
Gdybym mógł to uścisnąłbym Was tak mocno, że oczy wyszłyby Wam na wierzch
Tak.
Do zobaczenia!
ROZDZIAL BETOWALA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro