XLII
Na jego słowa, ostrożnie wysunął się spod łóżka i ostatecznie chwile później stał już przed nim. Hyungwon w tym czasie zdążył już podciągnąć nieco wyżej swoją pościel i usiąść na łóżku. Jego twarz w porównaniu ze swoją wcześniejszą wersją wydawała się jakoś bledsza, jakby straciła w jednej chwili cały swój blask. Spojrzenie utkwione w splecione dłonie nie zdradzało jakichkolwiek uczuć targających teraz tym niepozornym chłopakiem. Mimo wszystko, jak na dłoni było widać, że coś go trapi.
-Hyungwon...
-Nie odzywaj się- poprosił.
Jak mógł się nie odzywać, kiedy ostatnie zdania wypowiedziane przez Minhyuka sugerowały, że Wonho również ma coś wspólnego z tą całą sprawą? Chciał się dowiedzieć absolutnie wszystkiego, ale zarazem tak bardzo obawiał się tego, co może paść z ust Hyungwona. Ściskał go jakiś dziwny, wewnętrzny żal.
-Ja...
-Mówiłem żebyś milczał!- Krzyknął, patrząc na niego z furią.- Nie powinno cię tutaj dzisiaj być... nigdy nie powinno cię tutaj być...
-Ale jestem- powiedział z mocą.- Czy tego chcesz, czy nie to ja i tak tu będę.
-Nie wiem co mi odbiło, żeby otwierać te drzwi...- Mruknął sam do siebie.
Wcale nie zdziwiły go takie słowa, a nawet w pewnym sensie się ich spodziewał. Wszystko, co dzisiaj miało miejsce zdecydowanie było ich wspólnym błędem, ale nie mogą przecież w żaden sposób cofnąć czasu i zapobiec temu. Wonho tak łatwo nie zapomni o tym, że Hyungwon naprawdę stanowi dla niego tak wielkie zagrożenie... Nie zapomni łez Minhyuka. Po prostu nie może...
-Żałujesz?
-Tak, żałuję- warknął.- Najlepiej mnie tutaj zostaw, nie mam ochoty na rozmowę.
-A ja nie- ciągnął temat.- Nadal uważam, że jesteś jedną z najlepszych rzeczy jakie mnie spotkały.
Hyungwon lekko drgnął.
- Znowu zaczynasz?- Westchnął.- Nie słyszałeś co powiedział Minhyuk? Po prostu sobie stąd idź.
-Słyszałem bardzo wyraźnie każde jego słowo i co z tego? To nie sprawi, że się od ciebie odwrócę- mówił zirytowany.
-Dlaczego? – To jedno pytanie mogło być doskonałym streszczeniem ich wszystkich rozmów.- Mówiłeś, że nie obchodzi cię moja przeszłość, ale tak się nie da, Hoseok- spojrzał na niego wilgotnymi oczami.- Nie możesz mnie znać jednocześnie nie wiedząc nic o mnie z przeszłości.
-Mimo wszystko chcę spróbować pokazać ci, że możesz zacząć całkiem nowe życie, więc po prostu trzymaj się mnie, dobrze?
-Ty nawet nie wiesz co ci grozi...- Zaczął posępnie.- Nie chce znowu ranić ludzi, którzy mi pomogli...
-Nie obchodzi mnie to- zapewnił.
-Jesteś głupi.
-Wiem.
-Jesteś nienormalny.
-Wiem.
-Jesteś...
-Mogę być wszystkim, czym tylko chcesz, jeżeli tylko ma cię to uszczęśliwić.
Podszedł bliżej, zamykając jego dłonie w tych swoich. Hyungwon spojrzał na niego zdezorientowany, ale mimo wszystko nie postanowił odezwać się nawet słowem. Naprawdę krótka chwila minęła, gdy ostatecznie zdecydowali oderwać od siebie wzrok.
-Wiem, że się boisz- westchnął.- Widzę to po tobie, ale proszę zaufaj mi- uśmiechnął się do niego lekko.- Mimo, że nie uwierzysz już w żadną z obietnic, to ja i tak chce cię zapewnić, że zostanę przy tobie tyle ile będzie trzeba. Nawet jeżeli miałaby być to wieczność.
-Wieczność, to bardzo długo-zauważył posępnie.
- W takim razie będziemy mieli bardzo dużo czasu- zaśmiał się krótko.
Tak bardzo chciał mu zadać pytania, które niebezpiecznie krążyły w jego głowie w tamtej chwili, ale... Patrząc na niego... Widząc w tych cudnych oczach łzy. Nie mógł zdobyć się na coś takiego. Wszystko nagle odchodziło na inny plan i choć sprawa Kihyuna i Minhyuka była niezwykle ważna, to jak mogła równać się z bolącym sercem, które aż rwało się w stronę Hyungwona? Był rozdarty, ale i tak wiedział co trzeba zrobić.
Pociągnął chłopaka tak, by ten wstał na równe nogi
-Co ty robisz?- Zapytał zdziwiony.
Wonho nic nie mówiąc, po prostu rozłożył swoje raniona i uśmiechnął się do niego zachęcająco.
-Zapomnij...
-No przecież wiem, że tego chcesz.
- Wcale, że nie...- Mruknął.
Mimo swoich wcześniejszych słów i tak chwile potem znowu mogli cieszyć się swoją bliskością. Po tej dzisiejszej rozmowie zdecydowanie potrzebowali zapewnienia, że zawsze ten drugi będzie gdzieś obok. Wcale nie wątpił w to, że Hyungwon będzie chciał uciekać, ponieważ strach, który nim targał był zbyt wielki by od tak się z nim uporać. Jednakże Wonho nigdy nie zaprzestanie gonić tego chłopaka, bo po tym co dzisiaj zobaczył. Przekonał się, że naprawdę jest warto.
-To głupie- Mruknął Chae, który sam z siebie wzmocnił uścisk.- To nie powinno się dziać.
-Ale się dzieje- Szepnął uspokajająco.- Więc po prostu to zaakceptuj.
-Ja nie chce... Nie chce żeby ktokolwiek cierpiał z mojego powodu.
-Wiem Hyungwonnie, dlatego obiecuje ci, że nigdy nie będę cierpiał z twojego powodu- mruknął, zaczynając kołysać się na boki, by w taki sposób jeszcze bardziej uspokoić swojego przyjaciela.
Hyungwon w pewnym momencie po prostu się zaśmiał.
-Śmiejesz się?- Zapytał cicho.
-Zdałem sobie właśnie sprawę jak dziwnie musimy wyglądać z boku
-Dziwnie? Niby dlaczego?
-No wiesz... Jak para- rzucił ostrożnie.- Przytulamy się, pocieszasz mnie i dodatkowo mówisz te wszystkie rzeczy, po których niejednej dziewczynie zabiłoby mocniej serce...
-Mówiłem ci, że nie interesują mnie dziewczyny- przerwał mu.
-Tym bardziej... Czuje się z tym tak dziwnie i niepewnie, bo...- Urwał nagle.- Nie ważne- westchnął.
To zdecydowanie nie była odpowiednia pora, by naciskać na jakiekolwiek wyznania. Chłopak i tak wydawał się być już kompletnie wyczerpany rozmową z Minhyukiem, a dokładanie mu kolejnego stresu nie było zbyt mądrym pomysłem.
-Nie wiem dlaczego tak bardzo chcesz się mnie trzymać - zaczął w pewnej chwili Hyungwon. - Myślę, że powoli przestaje rozumieć sam siebie, bo... W twoich ramionach wszystko nagle wydaje się być takie łatwiejsze...- Słychać było jak wielki trud sprawia mu wypowiedzenie tych słów.
-Hyungwon... Jeżeli nie chcesz, to nie musisz tego mów...
-Chcę- przerwał mu.- Chcę, bo czuje, że nigdy mogę się nie zebrać, by to powiedzieć- szepnął.- Nigdy nie sądziłem, że będę mógł się jeszcze do kogoś przytulić i czuć się bezpiecznie. Ja... zostałem złamany Hoseok, straciłem wiarę w ludzi i dlatego... stałem się taki jaki jestem.
-Nie ważne jaki jesteś- zaczął ostrożnie.- Nie ważne jak bardzo pogrzany czy nienormalny jesteś, to naprawdę nie ma dla mnie znaczenia.
Hyungwon po raz kolejny wzmocnił swój uścisk. Dzisiaj to on decydował o wszystkim.
-Obiecaj mi, że jeżeli zrobi się niebezpiecznie to znikniesz...
-Hyungwon ja...
-Obiecaj mi!- Krzyknął, patrząc na niego z łzami w oczach.- Proszę...
-Dobrze, ale... Tylko wtedy jak pozwolisz mi ze sobą zostać...
Dzisiaj miał okazje zobaczyć jaki Hyungwon jest naprawdę. Za tą zasłoną obojętności krył się niezwykle wrażliwy chłopak, który bardziej niż siebie cenił wszystkich dookoła. Na przykładzie Minhyuka doskonale dostrzec można było to, jak wiele chłopak potrafi znieść. Porzucając swój własny strach i ból, zajął się Minhyukiem, pocieszał go w momencie, kiedy to przecież on sam miał największe problemy. Był naprawdę pod wrażeniem Hyungwona.
-Obiecuję- szepnął.
~~~
Ten rozdział
Mocno trafia w moje serce
Chociaż wiąże się z nim pewna zabawna historia
W każdym razie!
Ciesze się, że zawsze przychodzicie do mnie z taki niezwykle miłymi słowami ^ ^ Czytając je mam jeszcze większą motywację do kontynuowania tej historii :3
I choć powtarzałem to już niezliczoną ilość razy, to nie zaszkodzi zrobić to jeszcze raz
Dziękuje, że podążacie za mną tą drogą
Mam nadzieje, że nigdy Was nie zawiodę i że moja historia pozostanie w Waszych sercach jeszcze na długo ^ ^
Mam nadzieje, że ten rozdział Wam się podobał
Chętnych oczywiście ciepło zapraszam do komentarzy, gdzie jak zawsze czekam na chwilę rozmowy z Wami :3
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro