Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XCVI

           

Dawno nie biegał i to trzeba mu przyznać, życie od pewnego czasu było na tyle skomplikowanie, by mógł skutecznie zapomnieć o trzymaniu jakiejkolwiek formy. Zresztą, uganianie się za Hyungwonem było dyscypliną idealnie nadającą się, by trafić na igrzyska olimpijskie.

Dzisiaj jednak było zupełnie inaczej. Co prawda, nadal niechętnie, ale opuścił łóżko, w którym spał Hyungwon, ubrał się i wyszedł pobiegać. Rozpierała go jakaś dziwna energia, której nijak nie umiał rozładować, ale bieganie było sposobem na rozładowanie jeszcze czegoś innego... Podniecenia na ten przykład. Wonho coraz częściej przyłapywał się na tym, że chłopak oddziaływał na niego zdecydowanie bardzo, za bardzo, co było momentami naprawdę trudne do ukrycia, a w nocy... Natłok myśli skutecznie uniemożliwiał zaśnięcie.

Więc biegał, by nie tylko poprawić formę, ale również by nie wyjść na jakiegoś napaleńca, przed chłopakiem, z którym być może w przyszłości będzie mu dany stworzyć jakiś sensowny związek.

Uśmiechał się.

Jego życie w... Tak właściwie ostatnich kilkunastu godzinach miało kilka naprawdę dużych przełomów. Hyungwon był człowiekiem, który potrafił mieszać i to całkiem poważnie. Nawet jeżeli tak otwarcie nie przyznał, że go kocha, to... Dał mu nadzieje, większą niż kiedykolwiek wcześniej. To był przełom, a Wonho czuł, jakby to była ostatnia z cegieł, okalających zamarznięte serce Chae.

„Musisz poczekać dosłownie chwilę"- To była zdecydowanie myśl przewodnia, która towarzyszyła mu praktycznie cały czas od tamtej rozmowy z Hyungwonem.

Wystarczyło być cierpliwym i Wonho naprawdę był gotowy to zrobić, bo... Kochał go.

Nawet jeżeli ta miłość wydawała się być bezsensowna, wzięta z nicości, przepełniona wieloma ustępstwami i bólem, to... To była właśnie jego miłość. Nie zamieniłby jej na nic innego... Nie zamieniłby Hyungwona na nikogo innego, bo nawet jeśli chłopak miał swoje wady, to i tak był cudowny.

Był jak piękny kwiat, który budzi się po zimie.

-Och - jęknął, kiedy pogrążony w myślach, przez nieuwagę wpadł na jakiegoś przechodnia. - Bardzo przepraszam, zamyśliłem się - ukłonił się w geście przeprosin.

-Nic się nie stało - powiedział mężczyzna. - Właściwie to dobrze się stało - westchnął z nutką arogancji.

Hoseok unosząc wzrok, zbyt szybko zdał sobie sprawę, że to zderzenie w rzeczywistości niekoniecznie musiało być przypadkowe. Właśnie patrzył osobę, której być może nie widział kawałek czasu, ale doskonale zapamiętał tę paskudną twarz. To był ten sam mężczyzna, który niegdyś wypytywał o Hyungwona.

Wszystkie organy w ciele Wonho zdawały się zostać wywrócony na drugą stronę, kiedy tylko zdał sobie sprawę z tego faktu.  Nie mógł wydusić z siebie choćby słowa.

-Możemy porozmawiać?

Przyjazny ton mężczyzny, przyprawiał Shina o prawdziwe mdłości.

-Niestety... Śpieszę się - wdukał.

-Nalegam - powiedział szybko mężczyzna. - Niedaleko mam auto...

-Mama mi mówiła, żebym nie wsiadał do samochodu z nieznajomymi.

To chyba było już o jeden most za daleko, ponieważ twarz mężczyzny nagle stężała, a on sam wyglądał jakby ostatnimi siłami starał się zachować wizerunek spokojnego i opanowanego.

-Słuchaj...- Zaczął zirytowany. - Wolisz żebyśmy teraz pojechali do tego waszego śmiesznego hoteliku, w którym się zatrzymaliście i go zgarnęli, czy może zechcesz jednak z nami porozmawiać przez pięć minut?

Wiedzieli... Wiedzieli o wszystkim.

Szybko stało się jasne, że to uczucie bycia obserwowanym wcale nie było jakąś tam zwykłą paranoją, a faktycznie... Ktoś śledził każdy ich ruch.

W tej sytuacji nie miał tak naprawdę dużego wyboru, ale gdzieś podskórnie czuł, że kolejna próba odrzucenia propozycji rozmowy, nie skończyłaby się dla nikogo dobrze, dlatego... Skinął głową. Martwił się o Hyungwona, a jeżeli to mogło mu w jakiś sposób pomóc...

Chciał wierzyć, że jakoś uda im zgrabnie z tego wyplątać, ale... Chyba sam zdawał sobie sprawę, że jest to marzenie z tej wyższej półki, w przypadku którego próba sięgnięcia zawsze kończy się porażką i niezwykle bolesnym upadkiem.

To przed tymi ludźmi był ostrzegany przez cały ten czas, przed nimi Hyungwon pochylał głowę i... To oni wyrządzili mu tyle krzywdy... To oni zmienili taką wspaniałą osobę, by była zaledwie cieniem tego wszystkiego, co ją niegdyś definiowało.

-O czym pan chciał ze mną porozmawiać?- Zapytał cicho, siadając na miejscu pasażera, obok kierowcy.

-Przysyła mnie pani Chae - zaczął.

Wonho na chwilę przymknął oczy. Jeżeli istniały w nim jeszcze jakiekolwiek wątpliwości i nadzieje, to umarły właśnie w tym momencie. Słyszał o tej kobiecie wystarczająco dużo, by być niemal pewnym tego, co zostanie mu przekazane za moment.

-Jakoś mnie to nie dziwi - prychnął, krzyżując ręce na piersi.

-Pani martwi się o stan swojego syna - wytłumaczył. - Bardzo - podkreślił.

-Znam nieco inną wersję – zmarszczył brwi.

Mężczyzna w odpowiedzi, wyjął z teczki białą kopertę.

W sumie sam nie wiedział, dlaczego w tam dramatycznej sytuacji zachciało mu się tak bardzo wyśmiać naiwność tych ludzi. Jeżeli naprawdę myśleli, że uda im się go przekupić, to byli w błędzie. Ta sama sztuczka rzadko działa dwa razy.

Do tego cała idea białej koperty. Nie znał osobiście matki swojego przyszłego chłopaka, ale zdecydowanie musiała żyć w jakimś wyimaginowanym przez siebie świecie, myśląc, że coś takiego załatwi wszystkie sprawę

-Pani Chae, prosi byś przestał demoralizować jej syna,  zmieniając go w to...- Zamilkł na chwile, szukając odpowiedniego słowa. - Wynaturzenie - palnął w końcu. - Pieniądze w kopercie możesz przeznaczyć na pokrycie, wszelkich strat moralnych - wytłumaczył.

Przebywanie z Minhyukem tak długo pod jednym dachem, dzieląc z nim salon, kuchnie i łazienkę miało swoje plusy. Z czasem ta jego bezczelność wchodziła innym domownikom w krew, co miejscami było niezwykle przydatne.

Hoseok oczywiście wziął ofiarowaną mu kopertę, ale tylko po to, by na oczach mężczyzny, przedrzeć ją na pół, odrzucając ją następnie na jego garniturowe spodnie.

-Myślę, że nie mamy o czym rozmawiać - powiedział uprzejmie. - Do widzenia.

***

-Myślę, że mamy problem... I to nawet całkiem poważny.

Oczami wyobraźni widział jak Changkyun zaciska swoje usta i marszczy brwi.

-Jaki problem?- Zapytał całkowicie poważnie.

-Wydaje mi się, że nasz plan właśnie wziął w łeb - powiedział ostrożnie. - Właśnie widziałem jak ludzie tej starej jędzy zgarniają Hoseoka...

Odpowiedziała mu jedynie cisza, która wbrew pozorom była bardziej wymowna niż jakiekolwiek inne słowo. Doskonale zdawał sobie sprawę jak zmartwiony, ale i zdenerwowany w tej chwili musi być Lim. Groził i został zignorowany...

Węży na ogół należało prowokować, a uwierzcie, że Changkyun był naprawdę sporą i niezwykle jadowitą gadziną, która najbardziej na świecie nie znosiła zniewagi.

-Zabierz stamtąd Hyungwona - powiedział zimno.

- Rozumiem, ale... Co z Hoseokiem?

Kolejna chwila ciszy.

-On mnie nie obchodzi.

-Ciebie może nie, ale nie wiesz co Hyung...

-Powiedziałem, że on mnie nie interesuje - warknął. - Masz zgarnąć Hyungwona, nim oni to zrobią, rozumiesz? Nie obchodzi mnie, że robię z siebie młodocianego gangstera - mówił z mocą. - Nie pozwolę mu cierpieć za niewinność, bo komuś się coś ubzdurało.

~~~

No i się zje...

Tak

Nawet bardzo >.>

Chyba w tym opowiadaniu nigdy nie może być zbyt kolorowo, co? Niektórzy z Was wieszczyli już wcześniej, że coś się zepsuje i woa~ Mam jasnowidzów pośród swoich czytelników *-*

Zaczynam się bać, czy nie przewidzą zaraz zakończenia "Roommate" >.>

Ale jak teraz tak na to patrzę

Ostatnio faktycznie mieliśmy trochę spokoju od tych wszystkich złych wydarzeń, nie? Żadnych pościgów, wybuchów i morderstw nie było

*Spogląda w zapiski*

Tak, użycie czasu przeszłego jest tutaj bardzo na miejscu

...

Żartowałe

(Chyba)

Dziękuje za przeczytanie dzisiejszego rozdziału!

Do zobaczenia już niebawem~

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro