LXXXV
Oczywistym było to, że to on poszedł spać na podłogę. Tym samym pozwalając, by Hyungwon sam zajął dwuosobowe łóżko. Nawet jeśli faktycznie było tam miejsce dla drugiej osoby, to... Wonho po prostu nie czuł się upoważniony, by leżeć obok Chae. Nawet jeśli brzmiało to naprawdę dziwnie, to w rozumie Wonho układało się to nawet w logiczną całość, ponieważ już od dawna robił wszystko, by tamtej chłopak nie czuł się niekomfortowo z jakiegokolwiek powodu... Prawda była taka, że spoglądał na niego tylkow momencie, kiedy Hyungwon patrzył na wszystko inne.
To była pewna smutna prawda, którą sam Shin zaczął powoli dostrzegać... Hyungwon naprawdę miał go gdzieś.
Mimo wszystko Hoseok nie chciał nawet na chwilę dopuszczać do siebie takiej myśli. Wolał upajać się miłością, którą czuł pierwszy raz w życiu i nie przejmować się nawet najpoważniejszymi konsekwencjami jakie mogą wyniknąć z tego typu działań.
Był po prostu zakochany.
Gdzieś z tyłu głowy, ciągle miał słowa Kihyuna, który apelował o cierpliwość, będąc szczerze przekonany, że Hyungwon tak właściwie potrzebuje odrobiny czasu, by roztopić swoje serce... Jednak ta chwila wydawała się być niemiłosiernie długo, a demony, które Hoseok znał już tak dobrze. Budziły się za każdym razem, kiedy pozwalał sobie na choć cień pesymizmu. Bywały momenty, w których sam nie wiedział, co tak właściwie robi.
-Wonho- usłyszał ciche słowa. - Obudź się- lekkie szturchnięcia, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej uporczywe.
Nawet jeśli w pierwszej chwili nie miał zamiaru reagować na te zaczepki, to kiedy pewien jegomość pociągnął go za jeden z kosmyków to roztrzepanych włosów. Aż poderwał się do siadu, układając dłonie na czuprynie w celu uchronienia ich przed podobnymi praktykami.
-Kihyun, oszalałeś?- Jęknął.
Dopiero po wypowiedzeniu tych słów, zdał sobie sprawę z kolejnej smutnej prawdy. To nie mógł być Yoo, ponieważ chłopaka nie było nigdzie w pobliżu. Został tam, w ich mieszkaniu, w którym przeżyli te wszystkie szczęśliwe i mniej szczęśliwe momenty...
Czym był ten dziwny ucisk w klatce piersiowej?
Zdecydowanie, gdy tylko nastanie ranek, będzie musiał ponownie spróbować dodzwonić się do chłopaka. To nie było w stylu Kihyuna tak się nie odzywać.
Ale teraz... Otworzył powoli oczy, by napotkać zdziwioną twarz Hyungwona. Jego wysoko uniesiona brew, zmrużone oczy i usta wykrzywione w geście zaintrygowania. Zdecydowanie takiej odpowiedzi się nie spodziewał, ale... To wszystko było pewnym przyzwyczajeniem, bo zazwyczaj to właśnie Yoo był swego rodzaju żywym budzikiem.
Nikt inny nie miał interesu w budzeniu Hoseoka.
-No co tam?- Mruknął sennie, przecierając zaspane oczy. - Już się zbieramy?- Zapytał, kiedy po konsultacji z zegarkiem, zdał sobie sprawę, że jest jeszcze bardzo wcześnie.
-Ty...- Zawahał się.
Już nie raz było wspominane, że Wonho jest naprawdę dobrym obserwatorem, któremu do tej pory naprzeciw wyszedł jedynie prawdziwy mistrz ukrywania własnych zamiarów... Changkyun, ale teraz nie o tym. Dopiero, kiedy bardziej skupił się na twarzy Hyungwona, oświetlanej z jednej strony przez lampkę nocną. Zobaczył w jego oczach pewne poruszenie. Świadczył również o tym głos chłopaka, bo choć mówił niewiele, to Wonho zwracał uwagę nawet na takie małe szczegóły. Chodziło w końcu o Chae, prawda? Mógłby napisać o nim całą książkę.
-Coś się stało?
-Martwi cię coś?
-Mnie?-Zmarszczył brwi. - A powinno?
Hyungwon kolejny raz się zawahał, co było doskonale widoczne, ale tym razem coś sprawiło, że nie zamierzał tak łatwo zrezygnować z podjętych przez siebie działań, dlatego dosłownie chwilę później, jego postawa stała się nieco bardziej stanowcza niż przedtem.
-Płakałeś przez sen- stwierdził, śmiertelnie poważnie.
-Ja?- Zdziwił się. - Chyba oszalałeś...- Mruknął.
W celu utwierdzenia się w swojej racji, otarł opuszkami palców, swoje policzki, które... Były ozdobione wilgotnymi szlaczkami, którymi zapewne jeszcze jakiś czas temu płynęła jedna z wielu wylanych przez sen, łez. Wonho rozszerzył oczy, szczerze zdziwiony.
Jak miał to wytłumaczyć? Co miał zrobić, by Hyungwon nie obarczył siebie tą winą? Takie myśli w jednej chwili zalały jego głowę.
-Ja...
-Martwisz się czymś- stwierdził stanowczo. - Ja... Wiem, że nie jestem najlepszym kandydatem do takich rozmów, ale powinieneś być ze mną szczery, bez względu na wszystko.
Czy naprawdę mógł zwierzyć mu się ze wszystkich obaw? Problem zawsze polegał na tym, że tego typu rozmowy wywoływały chaos, który owszem, wyciszał się po jakimś czasie, ale zamęt, który wprowadzał potrafił zmienić absolutnie wszystko.
Jeżeli być szczerym, to Wonho nie był kimś kto łatwo przyjmował zmiany. Zdecydowanie bardziej wolał, by wszystko pozostawało na swoim miejscu... Nawet jeśli było złe.
Jednak podczas jednej z wielu, wielu rozmów Kihyun kiedyś rzucił słowami „Związek, który budowany jest na kłamstwie, nie ma prawa bytu... Właśnie dlatego ja i Minhyuk nie oszukujemy się, że kiedyś będziemy musieli się rozstać. To nam pomaga zaakceptować ten los."
-Kocham cię- powiedział, patrząc prosto w oczy Hyungwona. - Ale... Możesz mi odpowiedzieć na to wyznanie?
Chae westchnął ciężko, spojrzał gdzieś w bok, oblizując usta. To pytanie zdecydowanie sprawiło mu problem i nawet jeśli spodziewał się usłyszeć coś ciężkiego, to nie miał w rzeczywistości przygotowanej żadnej odpowiedzi.
Paradoksalnie to przyniosło małą ulgę wśród tych wszystkich zmartwień, bo Chae natychmiastowo mógł zrównać go z ziemią, a mimo to... Wolał się zastanowić, co mogło świadczyć o możliwej walce, którą chłopak toczył w swoim sercu.
Tak przynajmniej chciał myśleć Wonho, który teraz z jakimś dziwnym spokojem obserwował swojego ukochanego.
-Jest w tobie zbyt dużo zrozumienia i akceptacji- odpowiedział ostrożnie Hyungwon. - Nie wiń mnie, że cierpisz- westchnął, ale nie było w tym ani krzty złych intencji... Brzmiało raczej, jakby Chae chciał się nieudolnie usprawiedliwić.
-Nie robię tego - zapewnił.
-Pamiętasz naszą rozmowę na przystanku...?
-Pamiętam- pokiwał ochoczo głową. - Każde jedno słowo...
-Nie kocham cię- wyszeptał.
Hoseokowi chwile zajęło przełknięcie guli, która pojawiła się w jego gardle. To tak jak z oczekiwaniem na wynik bardzo ważnego egzaminu. Człowiek czeka na wyniki, a jak jednak jakimś cudem nie uda mu się go zdać, to zaczyna zastanawiać się co poszło nie tak i co można było zmienić. To uczucie smutku i beznadziejności, które teraz bawiło się w jakimś szaleńczym tańcu z sercem Wonho.
Zdawał już sobie z tego sprawę wcześniej, ale... To i tak szaleńczo bolało.
-Ja...- Zaczął, chcąc jakoś rozładować atmosferę.
-Ale...- Hyungwon nagle kontynuował. - Ale jednocześnie czuje, że każdy kolejny dzień bez... Ciebie- zaśmiał się nerwowo. - Byłby jakimś koszmarem - uniósł wzrok, by w ten sposób uniemożliwić łzom opuszczenie powiek-. Ja...- Głos mu się załamał. - Boję się Hoseok... Boję się jeszcze raz zakochać, dlatego nie czekaj na mnie- uśmiechnął się smutno. - Powinieneś znaleźć sobie kogoś znacznie lepszego niż ja.
-Ale... To ty jesteś najlepszy...
~~~
Witajcie
Nie wiem, czy ktoś zauważył, ale w zasadzie, to Wonho musiał rzucić studia, żeby uciec z Hyungwonem
To tak w ramach
"Co głupiego jeszcze może zrobić Hoseok?"
Dlaczego o tym wspominam?
By na przyszłość nikt nie zarzucił mi, że zapomniałem o tym istotnym fakcie :P
Dzisiejszy rozdział...
Trochę wyznań, co?
*Przypomina sobie rozmowę ze swoją betą na temat tego co się dzieje obecnie w RM*
Ta...
"Nie kocham cię"
To są słowa rozdziału ^ ^
A już niebawem zmiana nazwy tego ff!
Czas wykreślić to "Hyungwonho"
...
To był żart, ale jakbym to zrobił, to i tak nikt by nie miał z tym problemu
Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność~
Do zobaczenia!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro