Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXXXI

Sam właściwie nie wiedział, co mógłby ze sobą zrobić, nie miał kompletnie żadnego planu ani przemyśleń na temat tego gdzie mógłby się podziać w tej sytuacji. Jedno było pewne... Nie chciał wracać do tamtego mieszkania. Ludzie którzy tam się znajdowali... Nie miał ochoty nawet na nich patrzeć, nie mówiąc już o rozmowie.

-Świetnie...- Mruknął, pod nosem, gdy bateria w telefonie wyzionęła ducha. -Jeszcze tego mi brakowało...-Warknął.

Potarł zmarznięte dłonie, ogrzewając je własnym oddechem. Z każdą chwilą przekonywał się, że wychodzenie z domu bez rękawiczek, czy chociażby czapki niebyło zbyt mądrym pomysłem, ale... Po ostatnich wydarzeniach wyglądało na to, że Wonho nigdy nie miał dobrych pomysłów.

Siedząc na tamtej ławce, zmarznięty i z łzami, powolnie spływającymi po jego policzkach. Zastanawiał się, czy którakolwiek z tych wszystkich rzeczy dała się kiedykolwiek uniknąć. Powoli zaczynał analizować, a nawet żałować tego wszystkiego, co się zdarzyło w ostatnim czasie. Ten piękny obrazek przedstawiający jego i Hyungwona zdawał się być coraz bardziej zniszczony, brzydki. Te uśmiechy i słowa z każdą mijającą sekundą wydawały się być coraz bardziej sztuczne...

Kiedy zapukał pierwszy raz do jego pokoju... Czy gdyby wtedy tego nie zrobił, gdyby opanował swoją wścibskość, to czy dzisiaj wyglądałoby to zupełnie inaczej? Udałoby się uratować Minhyuka? Gdyby Hyungwon został w swoim pokoju, nic by się nie wydarzyło, ale to wcale nie było gorsze... O wiele gorsza była myśl, że to właśnie Wonho przyczynił się do zniszczenia życia swoich przyjaciół.

Spuścił głowę, oblizując suche usta.

Wiele pytań, burza myśli która zagłuszała cały otaczający go świat, obrazy raz za razem pojawiający się przed jego oczami... I nagle, niczym potężny dzwon... Odgłos trybików zegarka, które wydawały się tak bardzo nie pasować do zaistniałej sytuacji.

Sam nie wiedział, czy to przez wyziębienie, ale nawet śnieg wydawał się spadać jakoś wolniej. Uśmiechnął się lekko na myśl o tym, że mógłby tu nawet zamarznąć. To byłoby zdecydowanie wszystkim na rękę, bo... I tak dla nikogo się nie liczy, skoro KAŻDY raz za razem decydował się go ranić.

-Umrzesz tutaj- cichy, melodyjny głos, niczym grom przebił się przez uporczywe tykanie zegarka, swoją stanowczością.

Odwrócił powoli głowę w kierunku chłopaka, które obecności wcześniej nie zauważył, a który zajmował miejsce tuż obok. Zamrugał kilka razy i westchnął.

-Znamy się?- Zapytał cicho, wyprostowując się, by mimo wszystko reprezentować sobą jakiś poziom.

Białe włosy powiewające na wietrze, nieskazitelna, blada twarz, która swoją obojętnością mogłaby być pomylona z porcelanową maską i dodatkowo te fioletowe oczy, które aż krzyczały, że ich właściciel jest naprawdę niezwykłą osobą. Tylko ta obojętność wymalowana na twarzy budziła grozę, która kazała zachować dystans.

-Wyglądasz znajomo- westchnął. - Twoja twarz wygląda znajomo.

-Można powiedzieć, że spotkaliśmy się wcześniej.

-Aha... W takim razie, przepraszam, że cię nie poznaje, ale dzisiaj tak średnio kontaktuje- pociągnął nosem. - Trochę już tutaj siedzę i tak jakoś...

-Umrzesz tutaj, jeżeli się nie ruszysz - powtórzył. - Naprawdę tego chcesz??

- To byłoby nawet rozwiązanie, wiesz?- Zaśmiał się cierpko. - Przynajmniej nie sprawiałbym nikomu problemów... Nikomu na mnie nie zależy, nie zrozumiesz tego.

Sam nie wiedział, dlaczego momentalnie stał się taki wylewny, ale... Miał wrażenie jakby znał skądś tego chłopaka obok, ba! To było takie przeczucie, które cicho szeptało, że można go traktować niczym najbliższego przyjaciela, kompana do picia, członka rodziny.

To było bardzo dziwne uczucie, ale wcale mu to nie przeszkadzało. W jego obecności, złamane serce zdawało się boleć trochę mniej, być może dlatego, lekko oparł się o jego ramie. W poszukiwaniu jakiegoś wsparcia, zrozumienia, którego tak rozpaczliwie potrzebował.

-Znam wiele historii podobnych do twojej - zaczął nieznajomy. - Bardzo młody chłopak, szkolny chuligan, który zakochał się w kimś z o wiele wyższej półki, synu bardzo znanych Koreańskich lekarzy, którzy otwarcie gardzili osobami jego pokroju- mówił spokojnie, bez emocji.- Za każdym razem, kiedy mijał tamtego chłopaka, serce szalało z powodu nieodwzajemnionego uczucia... Jednak...- Urwał. - Miłość przerodziła się szybko w nienawiść, z którą nie mógł sobie poradzić.

Wonho jakby oczarowany historią, wlepiał wzrok w swojego nowego znajomego.

-I co było dalej?- Zapytał cicho.

-Zaczął się nad nim znęcać, karać na każdym kroku za coś o czym tamtej nie miał pojęcia. Niedługo po tym siniaki, czy gorzkie słowa były jedną formą ich kontaktu.

-W takim razie on go nie kochał- wtrącił się. - Gdyby tak było to raczej nie robiłby takich rzeczy, nie?

-A co jeżeli poprzez zadawanie bólu chciał zwrócić na siebie uwagę, nie widząc innej opcji? Czasami niektórych uczuć nie można wyznać, bojąc się tego, co mogą przynieść, ale jednocześnie tęsknota jest tak wielka, że pcha nas do bardzo nieracjonalnych rozwiązań.

-Nie kapuję tego- skrzywił się. - Jak można krzywdzić osobę, którą się kocha? I co było dalej?- Zagadnął.

-Ofiara zakochała się w swoim oprawcy - westchnął. - Wystarczyło tylko dać mu szansę, przezwyciężyć strach i zrozumieć.

-Nie rozumiem.

-Bo miłości nie trzeba rozumieć- mruknął, wyjmując z kieszeni złoty zegarek, który tak bardzo przypominał ten należący do Kihyuna.

-Jak teraz o tym myślę...- Zaczął nieśmiało. - To ta sytuacja przypomina trochę mnie i Hyungwona- uśmiechnął się lekko. - Ale sam nie wiem, czy jestem tutaj oprawcą, czy może ofiarą- westchnął.

-Każdy popełnia błędy, a ty... Jeżeli dalej będziesz siedział w tym miejscu, to stracisz ostatnią szansę na szczęśliwe zakończenie tej historii.

-Nie rozumiem- załapał się za głowę. - Przez ciebie chce dać mu jeszcze jedną szansę, zaryzykować, bo...

-Ponieważ go kochasz, nie zaprzeczaj temu i sięgnij po to co twoje.

-Cholera... Jak ja siebie nienawidzę- warknął, zrywając się z miejsca. - Cholera...

Co nim kierowało? Czym było to dziwne uczucie ciepła i nadziei, które wprawiły jego nogi w ruch? Nie rozumiał nic i miał niebywały mętlik w głowie po tej całej rozmowie. Słysząc tamtą historię miał wrażenie jakby była ona jego własną, choć zdecydowanie tak nie było.

Odwrócił się jeszcze na chwilę, by podziękować nieznajomemu, ale szybko się zorientował, że ławka pozostawała pusta, a jedynym miejsce, które nie zdążył pokryć śnieg było to które zajmował sam Wonho.

Nie mógł uratować Minhyuka, załagodzić ran Kihyuna, czy chociażby zatrzymać Hyungwona, ale nie miał zamiaru rezygnować z żadnego z nich, bo... Życie jest ciężkie, usłane milionem cierni, które na każdym kroku wbijają się w ciało, ale każdy ból po jakimś czasie łagodnieje.

Kochał Hyungwona i zamierzał walczyć do końca, nie interesowało go na jakiego głupca wychodził, bo choć wielu mogłoby mówić, że to nie ma już sensu, to miał zamiar dokonać niemożliwego. Jeżeli mógł coś zrobić dla swoich przyjaciół, to nie tracić wiary w nich. Nawet jeżeli oni sami ją już utracili

~~~

Witajcie

Szczerze?

Kreuje Wonho na człowieka, którego osobiście nie mógłbym polubić ^ ^"

Patrzę na ten rozdział, ale również na te wszystkie poprzednie akcje z jego udziałem

I...

Matko, zastanawiam się co on ma nie tak z głową >.>

Nawet teraz zachowuje się kompletnie irracjonalnie

Uwierzcie mi, że sam bym wolał, żeby porzucił to wszystko i został mnichem

Ale on uparł się, żeby walczyć

Znam go ponieważ go stworzyłem, jego myśli i czyny mają swoje uzasadnienie w mojej głowie

Nienawidzę go

Ale jednocześnie jestem pełen podziwu, że w sytuacji tak beznadziejnej, potrafi odnaleźć nadzieje i siłę z której pomocą być może będzie w stanie pociągnąć swoich przyjaciół ku światłu

Jest ich takim małym rycerzem, którego nie doceniali ^ ^

Tak, rozgadałem się o własnym bohaterze .-. Jednak chciałem żebyście znali moje osobiście stanowisko odnośnie tego wszystkiego, bo... (tu uwaga) moje autorskie zdanie, a osobiste, to dwie różne sprawy ^ ^

To chyba tyle w ramach mojej wypowiedzi pod rozdziałem >.>

Tak mi się wydaje, ale dokucza mi wrażenie, że ciągle o czymś zapomniałem .-.

Dziękuje za każde wyświetlenie, gwiazdkę i komentarz ^ ^

Niezwykle mnie to motywuje, co zresztą widać, jeżeli wziąć pod uwagę, że nie opuściłem ani jednego dnia publikacji od samego początku RM

Do zobaczenia!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro