Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXXV

Życie było ciężkie i niesprawiedliwe, a każdy włożony trud natychmiastowo nagradzało stosowną ilością cierpienia i wyrzeczeń... Z każdym kolejnym dniem dociskało jego zmęczone ciało coraz bardziej do ziemi, niekiedy sprawiając, że wycieńczony organizm nie miał wystarczająco siły, by wstać z łóżka, a jednak padł dalej do przodu w tej swojej beznadziejności. Miał cel, ale czy aby na pewno realizował go w dalszym ciągu?

Czy życie, które w ostatecznym rozrachunku było jego największym przeciwnikiem, pozwalało mu go realizować?

-Słyszałem, że masz chorą matkę- jego głos, niczym sztylet ciął ciszę, lekki uśmiech był bardziej przerażający niż wszystkie groźby jakie były mu znane.- Jej leczenie jest bardzo kosztowne- mruknął z podziwem. - Twój tatuś musiał mocną ją skatować.

Changkyun... Znał go, a raczej powinien go znać. Chłopak teraz patrzył na niego intensywnym wzrokiem, uśmiechając się zaczepnie. Jego obecność tutaj, czy gdziekolwiek indziej, nigdy nie była dobrą wróżbą, ponieważ ten chłopak, który już został skrzywdzony... Teraz krzywdził innych. Stracił serce, więc jak mógł je okazać innym?

-Zepchnął ją ze schodów- powiedział spokojnie.

-Słucham?- Zmarszczył brwi.

-Mój ojciec zepchnął moją matkę ze schodów- mówił z przymkniętymi oczami.

-Och -mruknął. - To wiele wyjaśnia.

-Przyszedłeś tutaj tylko po to, żeby mówić o mojej sytuacji rodzinnej?

-Tak- spoważniał. - Przez ciebie i Minhyuka, zostałem wciągnięty w sprawę, od której chciałem się trzymać daleko.

-Nie rozumiem- powiedział szczerze.

-Ty i Minhyuk... Nie uważasz, że pora najwyższa to skończyć? -Zaczął ostrożnie. -Nie zrozum mnie źle, nic do was nie mam, ale... Chcesz czekać, aż przez was ktoś jeszcze ucierpi?

Shownu siedzący w drugim końcu sali wcale nie pomagał mu w zachowaniu spokoju, a nawet przeciwnie. Jego intensywny wzrok z każdą chwilą coraz bardziej podnosił mu ciśnienie, a fakt, że ma jakieś powiązania z Limem... To tworzyło niezwykle wybuchową mieszankę, o której Kihyun w chwili obecnej wolał nie myśleć. Toczył właśnie pojedynek, od którego wyniku może wiele zależeć.

-Masz na myśli Hyungwona, prawda?-Zapytał ostrożnie. - Jego i Wonho.

Changkyun zmarszczył brwi, ewidentnie zdziwiony, co jedynie potwierdzało wersje Shownu, z którym spotkał się zaledwie kilka dni temu, późno w nocy. Wtedy chłopak chciał ostrzec go przed możliwym ruchem ze strony Lima i jak widać faktycznie tak było, ale... Czy było się z czego cieszyć? Osoby, które nie powinny znać miejsca zamieszkania Hyungwona, poznały je zbyt łatwo.

-Jestem pod wrażeniem- kiwnął głową z uznaniem. - Tak, chodzi mi o Hyungwona i jeżeli mam być szczery, to chodzi mi tylko o niego- urwał, rzucając krótkie spojrzenie swojemu pielęgniarzowi. - Nie zrozum mnie źle... Naprawdę nie mam nic do ciebie, wydajesz się być miły i opiekuńczy, ale... Pogrążę cię, jeżeli będę musiał w ten sposób uratować Hyungwona, rozumiesz?

-W dalszym ciągu chcesz być potworem, co?- Powiedział smutno.

-A myślisz, że mam inne wyjście z tej sytuacji?- Warknął. - Myślisz, że nie bolą mnie te wszystkie spojrzenia kiedyś się gdzieś pojawiam? Naprawdę chciałbym to zmienić, ale niektórych rzeczy się po prostu nie da, więc radzę ci pamiętać, że jestem szalony.

-Nie jesteś szalony... Rozumiem, że martwisz się o jedynego przyjaciela, który ci został.

-Nic nie wiesz...- Warknął. - To, że cię ostrzegłem możesz uznać za moją dobrą wolę, ale... Naprawdę radze ci to skończyć- uspokoił się nagle. - Przynajmniej będziesz mógł kogoś uratować, zamiast ciągnąć wszystkich na dno.

Wbrew wszystkim uprzedzeniom, które targały nim w tamtym momencie, to... Wiedział, że Changkyun ma rację, ale czy poddanie się w tym momencie, aby na pewno może zagwarantować komukolwiek bezpieczeństwo? Changkyun być może miał naprawdę szczere intencje, ale niewątpliwie nie był najważniejszą figurą na tej szachownicy.

-Kto cię przysłał?

-Babcia Minhyuka- westchnął. - Tamta kur... Matka Hyungwona, znaczy się... Jeszcze nic nie wie, ale to tylko kwestia czasu, rozumiesz? Chae nie zasłużył sobie na to wszystko, a Minhyuk odwleka jedynie to co jest nieuniknione.

Przymknął na chwile oczy.

***

-Wyglądasz na zmęczonego- zaczął ostrożnie Minhyuk, stawiając przed swoim chłopakiem, talerz z dzisiejszym obiadem.

-Zawsze wyglądam na zmęczonego- westchnął, dziękując za posiłek, krótkim uśmiechem. - Wydaje ci się.

-Nie, nie- powiedział szybko, siadając naprzeciwko. - Stało się coś dzisiaj? Przez telefon brzmiałeś naprawdę źle, martwiłem się- mruknął speszony.

-Dlatego siedziałeś do późna, czekając z obiadem?- Uśmiechnął się lekko. - Uroczy jesteś.

-Nie zmieniaj tematu- warknął zirytowany.

Kihyun z cichym westchnięciem, odłożył łyżkę i spojrzał smutno na jedyną osobę, która była wstanie go uratować. Ile razy już, w chwilach załamania, uśmiech tego chłopaka rozganiał wszystkie chmury? Teraz... Jednak nie mógł skorzystać z jego pomocy, bo gdyby Lee dowiedział się, że to przez niego wszyscy znowu mogą mieć problem. Z pewnością nie mógłby tego zaakceptować. Nie chciał go jeszcze tracić.

-Myślałem o naszej przyszłości- mruknął.

Minhyuk nieznacznie się spiął, co oczywiście nie uszło uwadze Kihyuna, który skupiał na nim swoją całą uwagę. Widział nawet jak jego oddech momentalnie stał się niespokojny. Zauważając to wszystko, jak mógł mu wyjawić prawdę? To byłoby zbyt okrutne.

-Chciałbym się z tobą zestarzeć- powiedział miękko. - Spędzać całe dnie na tarasie przed naszym domem i umrzeć przed tobą.

-Co?- Zmarszczył brwi. - Wszystko fajnie, ale... Umieranie, serio? Dlaczego chciałbyś umrzeć przede mną?

-Myślałem, że to oczywiste- mruknął speszony. - Mój świat stawiłby się prawdziwym piekłem, gdybym nie mógł widzieć już twojej twarzy-uśmiechnął się. - Mógłbym nawet poświęcić się, żebyś ty żył.

-Naprawę jesteś głupi, wiesz?

-Szybko zmieniasz zdanie- zaśmiał się. - Ostatnio mi mówiłeś, że jestem nawet całkiem mądry.

-Zmieniłem zdanie, wiesz?- Odwrócił głowę- I...- Urwał. - I masz mi żyć wiecznie, okej? Jest tyle rzeczy, które musimy zrobić... razem.

-Razem- uśmiechnął się, splatając razem ich dłonie.

-Od kiedy jesteśmy tacy słodcy, co?

-Ja zawsze jestem słodki, to ty ciskasz piorunami, kiedy tylko się da- zaśmiał się.

-Tak? - Prychnął. - W takim razie puszczaj mnie, idę spać- warknął, wyrywając swoją dłoń z uścisku i wstając od stołu. - Człowiek czeka całą noc i co? Zero wdzięczności...

Kihyun jedynie pokiwał głową na te słowa. Uwielbiał tego chłopaka w każdym możliwym znaczeniu tego zwrotu. Nawet jeżeli miewał gorsze dni, wyzywał i krzyczał, to... Jak mógł go nie kochać? Sam nie pamiętał już życia, którym żył przed tym jak go poznał. Wszystko co było przedtem zdawało się być jedynie złym snem.

-Uwielbiam cię.

-Nienawidzę cię- warknął, siadając z powrotem do stołu.

-Dlatego właśnie uwielbiam cię jeszcze bardziej- zaśmiał się, zabierając się za jedzenie.

-Jesteś dziwny -westchnął. - Kocham wariata, świetnie...

~~~

Woa~

Dzisiejszy rozdział miał być Kihyukowy, ale z tego co widzę to wyszedł bardziej Kihyunowy ^ ^

Jestem pewien, że nie będziecie, aż tak źli z tego powodu

Ale dzisiaj nie na tym chciałbym najbardziej się skupić

Dzisiaj chciałbym prosić o wyrozumiałość

Może nie zdajecie sobie z tego sprawy, ale moja polityka, którą kieruje się na wattpadzie zakłada, by nie martwić niczym czytelników

Ale czy to nie jest okłamywanie Was w pewien sposób?

Być może

Dlatego chcąc być z Wami całkowicie szczery, przyznaje

Mam od kilku dni kryzys twórczy

Brak weny bardzo poważnie mnie bije po głowie

Jednak

Wcale nie mam zamiaru przerywać publikcaji

Po prostu chciałem się z Wami tym podzielić

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro