Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXIX







Nie byli przecież dziećmi, ale z jakichś powodów zachowywali się tak jakby mieli zostać przyłapani przez rodziców na wymykaniu się z domu. Doszło już do tego, że podświadomie wstrzymywali oddech, kiedy w przedpokoju zakładali ciężkie buty, czy kurkę.

W pewnym momencie Wonho, spanikowany przyłożył palec wskazujący do swoich ust, by dać swojemu towarzyszowi ostrzeżenie, by pod żadnym pozorem nie wydawał z siebie choćby najcichszego pisku. Wszystko to było spowodowane obawą przed tym, że przypadkiem mogli zbudzić któregokolwiek ze swoich znajomych. Gdzie Kihyuna dałoby się jeszcze przekonać co do słuszności tej decyzji, to Minhyuk... Minhyuk jest po prostu sobą i na żadnym polu nie da się z nim dyskutować. Chłopak ma mentalność buldożera.

-Gotowy?- Zapytał cicho.

Hyungwon jedynie pokiwał głową, a w jego oczach zalśniły jakieś dziwne ogniki ekscytacji. Wonho był pewien, że sam we własnym spojrzeniu krył podobne, bo choć wyjście z domu nie było jakimś wielkim wyczynem, to jednak... Było to ich pierwsze wyjście... Razem. To i świadomość niebezpieczeństw, jakie czekają na nich na zewnątrz. Wszystko zdecydowanie tworzyło jakąś wyjątkową aurę, sprawiając im przy tym niebywałą frajdę.

-Nie wiem czy to dobry pomysł...- Mruknął, kiedy Hoseok, otwierał drzwi.

-Masz mnie, nie musisz się niczego bać- zapewnił, uśmiechając się pokrzepiająco. - Po prostu weź oddech i daj mi się poprowadzić, dobrze?

To była jedyna z naprawdę niewielu okazji, by zwykłe słowa zamienić w czyn. Jedyne co chciał zrobić, to udowodnić przed Hyungwonem swoją wartość, sprawić, by na własne oczy przekonał się, że będzie w stanie go ochronić przed czymkolwiek, a także mieć na tyle odwagi, by zrobić coś, na co Chae sam nie byłby jeszcze przez długi czas gotowy. Być może i brzmiało to samolubnie, ale w gruncie rzeczy. Naprawdę chciał jedynie dobrze dla tego chłopaka, który teraz śledził jego najmniejszy ruch, swoimi cudnymi, brązowymi oczami, w których zdecydowanie kryła się jakaś nadzieja.

-Ja...- Zaczął. - Dobrze-westchnął, przenosząc swój wzrok na splecione palce, swoje i Hoseoka.

Znowu trzymali się za ręce i trzeba było przyznać, że stawało się dla nich to coraz bardziej automatyczne i, gdzie wiadomo z jakich pobudek działał Wonho, to zachowanie Hyungwona było nieco mylące i warte głębszego zastanowienia. Sam Shin uważał, że dzięki taki drobnym gestom, Chae może czerpać swego rodzaju energię, motywację, czy nawet odwagę. Nie było w tym nic, co mogłoby mu nie pasować.

-W takim razie, ruszajmy- szepnął, otwierając drzwi i w tej samej chwili ciągnąc za sobą, lekko zaskoczonego Hyungwona, który mimo to nie stawiał już więcej oporu.

Na klatce schodowej, nadal czując ciepło swoich dłoni, stawiali ostrożnie każdy kolejny krok, choć w zasadzie nie musieli już tego robić, ponieważ zdawałoby się, że największe zagrożenie zostawili już w tyle. Jednak dodatkowych środków nigdy nie było za wiele, nie chcieli obudzić jakiejś natrętnej sąsiadki, która mogłaby im suszyć głowę przez następną godzinę. Zdecydowanie, nie tego potrzebowali w obecnej chwili... Ani w żadnej innej.

Na zewnątrz, mogli już odetchnąć z ulgą i niestety, ku niezadowoleniu Wonho, puścić swoje dłonie. Oczywiście z tą inicjatywą wyszedł Hyungwon, który na samym początku odwrócił speszony wzrok, a następnie wlepił go w towarzysza, wówczas, gdy Shin przez cały czas patrzył tylko na niego. Był oczarowany, kolejny raz i choć jego uczucia nie przygasły ani trochę przez te wszystkie nieprzyjemne incydenty, to czuł jakby zakochiwał się jeszcze raz... A może po prostu zaczynał to robić to coraz mocniej.

Hyungwon skrzywił się, kiedy mroźny wiatr owiał jego twarz. Powoli uszy i nos zaczynały się czerwienić, reagując na zapewne ujemną temperaturę panującą na zewnątrz ich wspólnego mieszkania. Mimo wszystko, nie przeszkodziło mu to w podziwianiu czerni nieba. Stojąc tak, Wonho zastanawiał się ile mogło minąć odkąd chłopak mógł oddać się tej, dość prostej czynności.

Uśmiech, mały uśmiech pojawiający się na twarzy Hyungwona był wystarczającym dowodem, że opłaciło się podjąć to całe ryzyko, by móc dostrzec taki mały cud na twarzy prawdziwego bóstwa... Przesadzał? Każdy jeden mógłby go posądzić, że zwariował, ale... Rozszalałe serce dyktowało zupełnie inne warunki.

Shin po chwili zastanowienia, zdjął swój własny szalik i stanął naprzeciwko Hyungwona, który od razu przeniósł na niego swoje pytające spojrzenie.

-Co? -Zapytał cicho.

-Załóż to- poprosił, wyciągając w jego kierunku dłoń, w której trzymał wspomnianą chwilę wcześniej część garderoby.

-Nie mogę, będzie ci zimno- starał się go przekonać. - Nie bądź głupi, z nas dwóch, to ty nie możesz być chory.

-To ty nie bądź głupi- westchnął, mimo sprzeciwów, przewiązując szalik przez szyje chłopaka. - Mi i tak jest wystarczająco gorąco.

Zważając na to, że Chae był jednak trochę wyższy, to mimowolnie się schylił, by ułatwić Wonho całe to zakładanie szalika. Efektem tego było to, że w pewnej chwili ich twarze znalazły się naprawdę blisko siebie. Zatrzymali się. Z tej perspektywy mógł dokładnie przyjrzeć się twarzy swojego przyjaciela, obserwować jego pełne usta, dziwny błysk w oku, czy coraz bardziej czerwieniące się policzki. To była już druga zawstydzająca sytuacja, w której się znaleźli dzisiejszego dnia. Sam nie wiedział, dlaczego tak się działo.

Odchrząknął i odsunął się, kiedy już skończył zawiązywać szalik Hyungwona, tak by nie przepuścił on żadnego, mroźnego powiewu.

-Powinniśmy wracać -zaproponował.

-Już?- Zmarszczył brwi. - Przecież jesteśmy tutaj dopiero chwilę - starał się go przekonać.

-Ale mi już naprawdę wystarczy, mogę wracać- szepnął, wycofując się.

Ale Wonho wcale nie zamierzał mu na to pozwolić i w mgnieniu oka złapał go za dłoń. Oczywiście, że kompletnie nie przemyślał tego gestu, ale w tym momencie najbardziej zależało mu na choćby krótkim spacerze obok swojego... Miał nadzieje, przyszłego chłopaka. Nie wymagał przecież zbyt dużo, prawda...? Problem był jednak w tym, że faktycznie chciał wiele, za wiele jak na słabego Hyungwona.

-Jeszcze moment, dobrze?- Starał się go ubłagać. - Pięć minut? Dwie? Jedną? Nie daj się prosić.

Chae patrzył na niego przenikliwie, ale mimo wszystko nadal nie postanowił wyrwać swojej dłoni, co dawało pewną nadzieje, że być może udało się go ubłagać.

-Ja... Ja nie wiem czy to dobry pomysł - westchnął.- A jak ktoś nas zobaczy?

-Niby kto? - zapytał. - Jest środek nocy, nikogo tutaj nie ma- zapewnił. - Rozejrzyj się tylko.

Hyungwon faktycznie rozejrzał się dookoła, ale mimo to nadal nie wyglądał na przekonanego. Właśnie wtedy znowu powrócił wzrokiem na twarz Shina i cokolwiek tam zobaczył. Przekonało go to.

-Dobrze - westchnął. - Ale tylko chwilę -zaznaczył.

~~~

OMG, ON WSTAWIA JAKĄŚ OKŁADKĘ! CO SIĘ DZIEJE?

Jak zapewne się zorientowaliście (bo jest centralnie napis na samym środku) jest to okładka do ST ^ ^"

*oklaski*

Zawsze jak wchodzę na profil, to zastanawiam się, czy ona aby na pewno może się spodobać czytelnikom >.<

Dlatego mam do Was pytanie :D

Co o niej myślicie? Jest dobra, czy może autor jednak powinien się tym zająć?

Liczę na szczerość ^ ^

(Uwierzcie mi, że te lasery z oczu to nie jest żadna przeróbka, temu psu nie da się zrobić normalnego zdjęcia)


W każdym razie!

Mam nadzieje, że dzisiejszy rozdział przypadł Wam do gustu ^ ^

Jak widać ich wyjście na zewnątrz jest takie ważne, że postanowiłem to trochę przeciągnąć nim faktycznie wybiorą się na ten spacer :D

Dziękuje za każde wyświetlenie, gwiazdkę, czy komentarz^ ^

To niezwykle mnie motywuje do dalszej pracy

Wy motywujecie mnie do dalszego pracy

Do zobaczenia~

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro