Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LVIII




           

Uchylił lekko ciężkie powieki, by zaobserwować poplamiony sufit w swoim własnym pokoju. Nie pamiętał, by sam kładł się do łóżka, a więc jasnym było, że ktoś mu w tym pomógł. Dopiero, kiedy poczuł delikatny dotyk na swoich włosach, zdał sobie sprawę, że nie znajduje się w tym miejscu, tak do końca sam.

Zamknął oczy i mruknął cicho z zadowoleniem. Wszędzie rozpoznałby ten zapach i czuły dotyk.

-Kihyun...- szepnął.

-Obudziłem cię?- Zapytał szczerze zmartwiony. - Nie chciałem...

-Kihyun...- powtórzył miękkim głosem, kompletnie ignorując słowa przyjaciela.

-Nic się nie stało,Wonho.Nie martw się- starał się go uspokoić.

-Ki...hyun- Powtórzył trzeci raz, ale jego słowa zostały zniekształcone szlochem, który z siebie wydał.

-Wonho -westchnął, czując, że i mu się zbiera na łzy.Nienawidził, gdy któryś z jego przyjaciół cierpiał. - Ty moje głupie i bezmyślne  dziecko, nie płacz- poprosił, przytulając się do chłopaka, który w międzyczasie zdążył już podnieść się do siadu. - Nie możesz wiecznie płakać- poradził mu. - A teraz na spokojnie, co się stało?

-Zrobiłem straszną głupotę- mówił niewyraźnie. - Ja... ja po prostu czułem, że nie mogę tego dłużej trzymać w sobie... To nie miało tak wyglądać, wszystko miało być dobrze... Ja... Chciałem w końcu być szczęśliwy... Chciałem sprawdzić jak te słowa będą brzmiały w moich ustach i...woa~ To było naprawdę niesamowite.

-Wyznałeś mu miłość?- Zapytał spokojnie

-Zapytałem się tylko... Czy mogę...- Westchnął. - Kihyun...?

-Tak?

-Czym jest miłość?I dlaczego zawsze mi umyka? Ja... naprawdę miałem nadzieję, że tym razem zrobię to dobrze.

-Ale przecież nic nie zrobiłeś źle...- Zapewnił go.

-Zawiodłem Hyungwona... Gdybyś...- Głos mu się załamał. - Gdybyś widział wtedy jego wzrok... Wszystko umiem zepsuć –westchnął. - Gdybym tylko mógł cofnąć czas, to skoczyłbym tamtego dnia z tego mostu, wszyscy mieliby...

Ile razy w ciągu swojego życia tak właściwie żałował, że tamtego dnia, jakieś dziwne przeczucie powstrzymało go przed podjęciem, tak strasznej dla siebie decyzji? Po tym wszystkim w rzeczywistości nic się nie zmieniło. Każdy nadal traktował go jak emocjonalny worek treningowy, waląc w niego na każdym kroku... Jedynie Minhyuk zdawał się być znacznie bardziej przewrażliwiony od tamtego czasu.

Tak, zdarzały mu się momenty kiedy żałował...

-Jak możesz tak mówić?!- Krzyknął, patrząc na niego wściekły. - Śmierć nie jest rozwiązaniem na wszystkie problemy, tak samo jak cofanie czasu... - Warknął.

- I tak nie mam już po co żyć... Wy macie siebie, a ja nie mam nikogo- przymknął oczy. - Tak było zawsze, a teraz kiedy wreszcie mogłem mieć Hyungwona, zjebałem... Miałem być jego przyjacielem, a skończyło się na tym, że jeszcze bardziej go zdołowałem.

-Nienawidzę cię jak jesteś pijany –warknął. - Wiesz jak bardzo tym ranisz mi serce? Jesteś skończonym debilem, bo uważasz, że nic już nie możesz zrobić...

-Gdybyś przeszedł tyle co ja...

-Do cholery, przeszedłem znacznie więcej niż ty, więc się zamknij!

-Ale...- Zaczął speszony.

-Wiem, że nie ma mnie często w domu, wiem, że się od siebie oddaliliśmy- westchnął, drżącym głosem. - Mnie też to boli, ale... Ty i Hyungwon to coś, co nie może się tak łatwo rozpaść, rozumiesz? Wiesz ile razy próbowałem nawiązać z nim kontakt? Tobie udało się to już za pierwszym- mówił z podziwem. - Przypomnij sobie ile razy przytulał się do ciebie, ile razy uśmiechał czy mówił–wyliczał. - Od Minhyuka wiem dużo rzeczy na temat tego chłopaka i uwierz mi... Jeżeli naprawdę jego serce nie zabiło mocniej po twoim wyznaniu, to  w takim razie ja też nie jestem zakochany- uśmiechnął się lekko, ocierając łzę z policzka swojego przyjaciela. - On po prostu potrzebuje czasu, został bardzo zraniony, więc pozwól mu się oswoić z tą myślą.

W ustach Kihyuna cała ta sytuacja wyglądała znacznie inaczej, mniej przytłaczająco. Chłopak zdecydowanie potrafił spełnić swoją rolę przyjaciela, bo choć Wonho nadal był pełen obaw, to teraz w jego sercu zaczynał znowu tlić się mały płomyk nadziei. Wszystko co mówił Kihyun, w zasadzie było samą prawdą, którą Hoseok, zrozpaczony tym co zrobił, przeoczył.

-Nie potrafię zaufać samemu sobie, więc jak mogę wymagać od kogoś, żeby mi ufał?- Zapytał cicho. - Ja naprawdę chcę chronić jego uśmiech, ten błysk w oczach... wszystko, ale zawsze... Dlaczego zawsze muszę coś zepsuć?

-Wonho...- Zaczął. - Wiem jak bardzo cierpiałeś w przeszłości i z jakimi strasznymi myślami musiałem walczyć w samotności- jego głos nagle stał się spokojny i kojący. - Ale to nigdy nie była twoja wina, nigdy nie żałuj wyznanych uczuć- uśmiechnął się lekko. - To jest twoja pierwsza miłość i do tego dotyczy ona kogoś naprawdę zranionego, ale... Uwierz mi, że teraz, kiedy to wyznałeś, będzie już tylko łatwiej.

-Obiecujesz?- Zapytał płaczliwym głosem.

-Obiecuję.

-Przepraszam za ten tekst z wcześniej... Nie powinienem tak mówić- mruknął po chwili ciszy.

-Dobrze, że przynajmniej to zrozumiałeś - westchnął.

-Chyba powoli zaczynam trzeźwieć- zaśmiał się smutno.

-Prześpij się jeszcze trochę, dobrze? Musisz mieć dużo siły, żeby walczyć rano z kacem.

Shin skrzywił się na samo brzmienie słowa „kac". Oczywiście zdawał sobie sprawę z tej nieprzyjemnej pokuty, ale to i tak było niczym w porównaniu z ciężarem, który w tej chwili czuł na swoich barkach. Pierwszy raz wyznał komuś swoje uczucia i teraz będzie musiał się mierzyć  z niepewnością, jak zostaną w rzeczywistości odebrane. Miał naprawdę wielką nadzieje, że przez to wszystko Hyungwon nie będzie patrzył na niego jak na wariata.

Yoo powoli podniósł się z łóżka, obrzucił swojego przyjaciela jeszcze jednym ciepłym spojrzeniem, a następnie lekko utykając, skierował się w stronę drzwi. Ta rozmowa i dla niego była niezwykle trudna, bo w jakiś sposób obwiniał się, że nie mógł pomóc Hoseokowi jeszcze bardziej w momencie, w którym ewidentnie potrzebował mieć kogoś obok. Zapewne gdyby nie telefon Minhyuka to nawet nie zdawałby sobie sprawy z tego, co dzieje się w jego własnym domu. To bolało...

-Kihyun...- Zatrzymał go cichy głos z dobiegający zza jego pleców.

-Tak?- Spojrzał przez ramię.

-Jesteś aniołem–westchnął. - Ja i Minhyuk... Nie zasłużyliśmy na ciebie.

Jednak Kihyun wcale się nie uśmiechnął na ten zwrot. Nie był aniołem i już dawno stracił możliwość, by nim zostać. Zastanawiał się ile czasu zajmie jego przyjaciołom zrozumienie tego. Gdzieś w głębi serca miał nadzieje, że nigdy nie poznają jego strasznego sekretu.

~~~

Przybije piątkę absolutnie każdemu kto wiedział, że wszystko tak się potoczy

*Przybija sam sobie piątkę*

Każdemu! ^ ^

Kiedy zapewne czytacie tę notkę, to ja jestem już gdzieś z dala od rodzinnego miasta

o zgrozo

To znaczy, że mój internet będzie mnie teraz bolał jakieś

dużo bardziej

Dlatego proszę o wyrozumiałość i cierpliwość co do odpisywania na Wasze komentarze ^ ^

Dzisiaj będzie nieco krócej, ale mam nadzieje, że Was to nie zraża ^ ^"

Dziękuje za przeczytanie tego rozdziału

Dziękuje za każdą gwiazdkę

Dziękuje za każde słowo posłane w moją stronę

Do zobaczenia ^ ^

Dla mnie jesteście najlepsi, dbajcie o siebie!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro