CVI
Co powinni teraz zrobić? Jaki konkretnie obrać kierunek? Chciał wieść to odzyskane życie razem z nim, ale jednocześnie bał się tego, jak świat może wyglądać po tym gdy... Udało im się wygrać. Pani Chae, matka Hyungwona, zagrożenie z jej strony wbrew pozorom miało i swoje dobre strony, choć Hoseok doskonale zdawał sobie sprawę, że nie powinien myśleć w ten sposób, to co jakiś czas jego myśli zbiegały właśnie w tym kierunku. Nie miał pojęcia jak mogła teraz wyglądać ich relacja. Strach jaki budziła ta niepewność, zdecydowanie nie był do wytrzymania.
A Hoseok... On był zbyt przestraszony, by zapytać się o zdanie Hyungwona. Przyłapywał się na tym, że wcale nie chce znać odpowiedzi. Tłumaczył sobie, że przecież tak jak teraz też jest dobrze, chociaż doskonale wiedział jak krucha była ich relacja.
Chae nie uwierzył do końca w słowa Changkyuna i woląc przekonać się na własne oczy, śledził wszystkie wiadomości jakie tylko pojawiały się w telewizji, czy internecie. Potrafił przesiedzieć cały dzień na kanapie, ruszając się jedynie do łazienki.
-I jak tam?- Zapytał cicho, Hoseok, stawiając przed sowim przyjacielem, kubek z kawą.
Hyungwon zaczynany w jakimś artykule, nawet nie poświęcił sekundy, by unieść wzrok, doszło już do tego, że Wonho musiał nakierować jego dłoń, by ten nie włożył jej do wrzątku. Takie zachowanie na dłuższą metę było naprawdę irytujące, ale nie mógł mu zabronić zachowywania się w ten sposób. Rozumiał, że Hyungwon chciał mieć ostateczną pewność.
Ciche westchnięcie, które sprawiło, że Shin ponownie powiódł wzrokiem w kierunku swojego towarzysza. Być może wszystko wyolbrzymiał, ale w jego oczach ten gest miał naprawdę wielkie znaczenie, zupełnie tak jakby... Hyungwon pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna poczuł ulgę.
-To koniec- uśmiechnął się, odkładając telefon. - To naprawdę koniec.
-Hm?- Udawał mało zainteresowanego, choć w rzeczywistości samego go zżerała ciekawość. - O co chodzi?
-Mają na nią takie dowody, że nigdy nie uda jej się z tego wyjść bez szwanku - Hyungwon ogrzał dłonie o ciepły jeszcze kubek. - Dziękuje za kawę - mruknął.
-Spoko - westchnął, odwracając wzrok.
Cisza.
Coraz częściej zdarzało im się milczeć w swojej obecności i choć takie sytuacje niewątpliwie miały miejsce już w przeszłości, to tym razem naprawdę nie mieli sobie nic do powiedzenia. Być może było to jedynie mylne wrażenie, ale... Coś blokowało ich obydwu.
-Co teraz zrobisz?- Zapytał ostatecznie Hoseok.
Hyungwon, który początkowo zmarszczył brwi, musiał się przez moment zastanowić nad odpowiedzią.
-Wyjadę - stwierdził po chwili.- Gdzieś daleko, może do Europy - wzruszył ramionami. - Myślę, że powinienem odpocząć od tego wszystkiego- westchnął. - A ty?- Zapytał, szczerze zainteresowany. - Masz jakieś plany? Wiesz co będziesz robił jak wrócisz do swojego mieszkania?
-Na ile chcesz wyjechać?- Zapytał słabo, ignorując wcześniejsze pytania przyjaciela. - Na długo?
-Kilka miesięcy, może rok - powiedział po chwili. - Potrzebuję czasu, żeby na nowo to wszystko sobie poukładać - uśmiechnął się lekko. - Wiesz, że od bardzo dawna nie myślałem o swojej przyszłości tak poważnie jak teraz? Nie było sensu czegokolwiek planować, skoro w każdej chwili mogła zniszczyć to moja matka... A teraz? Sam nie wiem co powinienem zrobić jako pierwsze - odchylił się na krześle. - Jest tyle możliwości.
Kilka miesięcy? Rok? Nie... To była cała wieczność...
Przymknął na chwile oczy, by móc jakoś sobie poukładać natłok tych wszystkich myśli, które w krótkiej chwili zapchały jego głowę. Pośród tego klarowała się oczywista prawda, która niczym strzała, przebiła jego serce. „Hyungwon chce wyjechać, chce mnie opuścić". Nie można było zaprzeczyć temu, że Hoseok należał do życia, o którym Chae zapewne wolałby zapomnieć.
Czuł się zawiedziony.
-Ty...- Zaczął, szeroko otwierając oczy.- Ty chyba nie pomyślałeś, że chce o tobie zapomnieć, prawda?
Po ciele Hoseoka przebiegł dziwny dreszcz, przez to nieświadomie wyprostował się na krześle.
-Nie?- Prychnął.- Co ci się uroiło? Możesz robić przecież co chcesz... czy coś - wzruszył ramionami, odwracając wzrok gdzieś na bok.
Pewnie taki stan rzeczy utrzymałby się przez dłuższy czas, gdyby nie Hyungwon, który w typowo, delikatny dla siebie sposób, ujął jego dłoń, tym samym do reszty kupując sobie uwagę Hoseoka, który momentalnie został oczarowany.
-Wyrządziłem ci wiele złego - zaczął.
-O czym ty mówisz...
-Doskonale wiem o czym pomyślałeś, nie ukryjesz tego - uśmiechnął się słabo. - Nie chce o tobie zapominać, ponieważ... Mam wrażenie jakbyś był najlepszą rzeczą jaka mnie spotkała .
-W takim razie nie wyjeżdżaj - szepnął słabo. - Pomogę ci się z tym wszystkim uporać, razem uporządkujemy nasze życia - obiecał.
-Wiem, że możesz to robić, ale... Są sprawy, które chce załatwić samodzielnie - wytłumaczył. - Wiem, że proszę o zdecydowanie zbyt wiele, ale... Mogę cię skrzywdzić ten ostatni raz?
Wonho przymknął na chwile oczy, które z każdą kolejną sekundą zaczynały piec go coraz bardziej.
-Nigdy mnie nie skrzywdziłeś.
-Nie umiesz całować i kłamać - zaśmiał się. -Zapamiętaj to.
Kąciki ust Shina, powędrowały lekko ku górze.
-A jeżeli wtedy już nie będę cię kochał?- Zapytał cicho.
Hyungwon w odpowiedzi wzmocnił swój uścisk dłoni.
-Nie możemy być tego pewni - Stwierdził. - Ale... Jeżeli po moim powrocie nadal będziesz coś do mnie czuł, to...- Zamilkł na chwilę. - Zaproszę cię na randkę, licząc, że taki wspaniały facet jak ty się zgodzi.
-Grasz nieczysto - zauważył.
-Wiem- westchnął. - Co powinienem zrobić, żebyś zaczekał?
-Pocałuj mnie.
Ich relacja... Od samego początku rządziła się zupełnie odmiennymi prawami, więc patrzenie na nią przez pryzmat czegokolwiek innego tworzyło naprawdę zakrzywiony obraz tego jaka była naprawdę. W oczach Hoseoka była bolesna, ale jednocześnie niezwykle piękna, niosąca nadzieje na przyszłość. Hyungwon widział w niej swoje własne błędy, strach i krzywdę jaką wyrządził chłopakowi, który okazał mu tyle serca, ale jednocześnie dostrzegał coś jeszcze... Coś z czego istnienie zaakceptował zbyt późno.
Być może nie udało im się obejść pierwszego speszenia, kiedy nachylili się ku sobie, ale wystarczyło tylko jedno spojrzenie, jeden krótki uśmiech...
Czy mogli jeszcze nazywać się przyjaciółmi? Przyjaciele nie smakowali swoich warg, nie działali na siebie z takim magnetyzmem, jak ta dwójka.
Hyungwon ułożył delikatnie dłoń na karku Hoseoka, lekko zmuszając go, by ten nachylił się jeszcze bardziej. Ostrożnie smakował jego usta, muskając je pierwszy raz niezwykle delikatnie, by potem z pomocą kolejnych, znacznie czulszych i drapieżnych. Przelać w chłopaka nadzieje na spełnienie obietnicy, którą złożył.
-Smakuje kawą- odezwał się cicho.- Podoba mi się.
Ich historia się tutaj nie kończyła... Wstawał nowy dzień, a im przeznaczone było oglądać ten wspaniały wschód słońca... Razem. Zapewne życie postawi przed nimi jeszcze wiele, wiele przeszkód, z którymi przyjdzie im się zmierzyć. Jednak udowodnili już, że są zdolni do pokonywania wszystkich przeciwności.
~~~
Witajcie
To jest ostatni pełnoprawny rozdział jaki Wam mogłem podarować
(Dlaczego te notki ostatnio stały się takie smutne?)
Dokładnie tak chciałem, żeby zakończyła się ta historia
I...
Ja wiem, że nie jest to satysfakcjonujące zakończenie :P
Sam jestem czytelnikiem, który woli oglądać wielkie love na samym końcu
Tutaj jednak postąpiłem wbrew swoim własnym preferencjom, ponieważ Noys-Ałtor i Noyz-Czytelnik to dwie różne strony mojej osoby ^ ^
Musicie mi zaufać, moje misie cukrowe, że takie zakończenie jest najbardziej pasującym do tej historii
Zaufajcie temu głupiutkiemu ałtorkowi, co? ^ ^
Uh, uh, uh
Znowu mieliśmy "kawowy pocałunek"
Aż mi się FOM przypomniało >.<
Dziękuje za Waszą obecność!
Na pożegnania przyjdzie czas jutro
Do zobaczenia~
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro