CIV
W normalnych warunkach zapewne postanowiłby dalej spać, niezależnie od tego, która była aktualnie godzina. Niestety odgłos tuczącego się szkła, nigdy nie był dobrym znakiem. Szybko zerwał się do siadu, czując jak serce z każdą chwilą zaczyna mu bić coraz szybciej i szybciej. Szybko spojrzał w bok, w miejscu gdzie ostatnio leżał Hyungwon, a niestety tym razem go tam nie było. Wszystkie nadzieje, że to może Shownu spowodował to zamieszanie, rozpłynęły się w jednej chwili. Nie trudząc się jakimkolwiek narzuceniem na siebie koszulki, szybko wyskoczył z łóżka, niemalże biegnąc na poszukiwania Hyungwona, któremu w tej chwili mogła dziać się krzywda.
Musiał być przy nim... Nie ważne jak ciężko miałoby być... Musiał.
Hyungwon... On uzależniał samą swoją osobą i nawet jeśli robił absolutnie wszystko, by osoby dookoła niego czuły niechęć, to Wonho zakochiwał się w nim coraz bardziej. Wcale nie liczyło się jak dziwny, niezrozumiały, gwałtowny i nieczuły jest... Hyungwon był po prostu Hyungwonem i to w zupełności wystarczało. Wonho natomiast... Był chyba czystym masochistą, ponieważ pragnął coraz więcej i więcej.
To była trudna relacja, ale ona nigdy nie była prosta. Już od samego początku borykali się z problemami, których wtedy nie można było rozwiązać, a teraz? Tak bardzo różnili się od tamtych wersji samych siebie. Ich relacja poszła bardzo daleko, choć nikt nie wierzył, że to może się udać.
-Hyungwon - prawie krzyknął, wbiegając do salonu, z którego dochodziło parę głosów.
Stał tam... Tępo wlepiając wzrok w telewizor, z którego wydobywały się wcześniej wspomniane odgłosy. Ulżyło mu... Tak niewypowiedzialnie mu ulżyło. Niestety była to zaledwie chwilowa ulga, bo z każdą mijającą sekundą, twarz Hyungwona wydawała mu się coraz bladsza, a te piękne ciemne oczy, coraz bardziej zaszklone.
Ostrożnie podszedł do chłopaka, palcami, delikatnie muskając jego ramię. Nawet nie zagregował na ten gest.
Wonho przeniósł wzrok na podłogę, gdzie leżały odłamki białego kubka i rozlana herbata.
-To...- Mruknął Chae, od razu zaskarbiając sobie zaniepokojone spojrzenie Shina.- Nie może być...
Wonho zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiejąc o co dokładnie może chodzić. Spojrzał powoli na ekran telewizora i chyba dopiero w tamtej chwili mógł zacząć przypuszczać co wywołało tak gwałtowną reakcję u jego przyjaciela.
-Czy to nie jest przypadkiem...?
-Moja matka - odpowiedział spokojnie, nie odrywając wzroku od reporterki.
Dziennikarka mówiła coś o korupcji, zaangażowanych w to grubych ryb, a także jako prowodyrkę tych wszystkich zdarzeń stawiała pewną porządną z wyglądu kobietę o wzroku ostrym jak nóż, wąsko ściągniętych ustach i głowie dumnie uniesionej ku górze. Nie czuła ani grama skruchy.
-Czy... Mógłbyś mi podać telefon.
Shin w pierwszej chwili kompletnie nie zrozumiał, o co może chodzić Hyungwonowi, ale już po chwili zreflektował się i doskakując do komody, wziął telefon, następnie oddając go w drżące ręce przyjaciela.
-Changkyun...- Zaczął cicho.
W odpowiedzi usłyszeli jedynie ciche westchnięcie. Wonho zmarszczył brwi, gdy zorientował się, że Hyungwon włączył tryb głośnomówiący. Zupełnie tak jakby chciał by i Hoseok uczestniczył w tej konwersacji.
-Udało się - powiedział jedynie, ale smutek zawarty w tych dwóch słowach, ścisnął nawet serce Shina.
-Co się udało? Co zrobiłeś? Powiedz mi, proszę...
-Pamiętasz co się działo ze mną po wypadku...?- Zapytał.
Hyungwon przymknął na chwile oczy, opuszczając głowę, poczucie winy, ponownie musiało mu miażdżyć wszystkie żebra. Changkyun widocznie pamiętał wszystkie krzywdy jakie mu się wyrządziło. Wonho chcąc dodać swojemu przyjacielowi, odrobinę pewności i wsparcia. Ścisnął jego wolną dłoń, czym w pełni kupił uwagę Hyungwona, który... Uśmiechnął się lekko w podzięce za tą drobną przysługę
-Nie możesz tego pamiętać - kontynuował. - Nie było cię wtedy ze mną... Minhyuka zresztą też... Ale to twoje zniknięcie było dla mnie największym ciosem, wiesz?
-Choangkyun... Ja...
-Nie mów nic - poprosił. - Przez długi czas was nienawidziłem i myślałem, że nigdy nie będę chciał mieć z wami nic wspólnego, ale... Cholera... Tak strasznie za wami tęskniłem, ale... Was nigdzie nie było - westchnął. - Hyungwon, ja... Ja już dawno wam wszystko wybaczyłem, zapomniałem, więc nie płacz, bo wyglądasz wtedy wyjątkowo nieatrakcyjnie, a ja ci tutaj właśnie odpowiadam na twoje pytanie - Zaśmiał się cierpko.
Wonho, który w tej chwili zdecydowanie wolał utrzymać kontakt cielesny z Chae, wyręczył go, ocierając łzy z jego i tak już mokrych policzków. Miał ochotę wyrwać mu ten telefon i zakończyć tę rozmowę, ale coś mu podpowiadało, że nie powinien tego robić. To było coś co Hyungwon musiał przetrwać, by iść dalej.
-Szukałem - wyznał. - Ale nie było po was żadnego śladu, zwłaszcza po tobie - mruknął. - Odnawiając stare kontakty, zbliżyłem się do waszych rodzin, choć babcia Minhyuka i twoja matka... Te kobiety tak strasznie mnie obrzydzały swoją... Po prostu swoim byciem.. Byłem gotowy to znieść, bo tylko one mogły mi opowiadać o was - powiedział nieco radośniej. - Jednak to nie było to... Chciałem więcej -powiedział niezwykle pewnie. - W pewnej chwili coś mi zaczęło nie pasować i nagle okazało się, że przez cały czas byłem okłamywany - jad w jego głosie nie był do ukrycia. - Mój najlepszy, najcenniejszy przyjaciel został przepędzony z własnego domu, wbito mu nóż w plecy i porzucono go, by... Pozostał martwy.
Nikt nie miał wątpliwości o kim mówił Lim. Te wszystkie rzeczy. To właśnie to przydarzyło się Hyungwonowi, kiedy tylko... Przyznał się do bycia sobą.
-Nawet nie wiesz jaki byłem rozgoryczony, zły i... załamany, bo zamiast ci pomóc - urwał. - Siedziałem bezczynnie, przyglądając się jak cierpisz.
-Ty i tak...- Zaczął.
-Jeżeli kiedyś będę mógł porozmawiać z Wonho, to powiem, żeby nauczył cię nie przerywać- syknął.
Hoseok i Hyungwon wymienili się zaskoczonymi spojrzeniami.
-Od tamtej pory wiedziałem, że nie mogę tak tego zostawić, więc poruszyłem niebo i ziemie, żeby cię znaleźć przed twoją matką, a także zacząłem działać na własną rękę i... Znaleźliśmy się dokładnie w tym momencie. Każdy dostał to, na co zasługuje, nie uważasz? Twoja matka zostanie skazana za wszystkie nielegalne rzeczy, które zrobiła na podstawie jej rozmów, które nieco bezprawnie nagrałem... Swoją drogą to zabawne, że była taka ostrożna, a do głowy jej nie przyszło, że mogę coś takiego zrobić - zaśmiał się krótko. - Przecież jestem synem prokuratora, nie? Dzięki temu, że mnie zlekceważyła... Utonęła we własnym gów... No sam wiesz...
To było bardzo charakterystyczne dla matki Hyungwona i niezwykle do niej pasowało. Nawet jeśli była wziętą biznesmenką, która dorobiła się również i na nielegalnych działaniach, to mając już tak dużo i będąc tak wielką... Zapomniała kompletnie o ostrożności względem tych pozornie najmniej szkodliwych, bo... Kto by wpadł na to, że przyjaciel syna, ten gówniarz może cokolwiek nagrywać, czemukolwiek robić zdjęcia, gdy na chwile wyjdzie się z biura. Pani Chae zaufała Limowi i to był jej błąd... Chociaż może „zaufała" to zbyt duże słowo. Zlekceważyła go.
-I ty...- Kontynuował. - Wiem, że przed tobą jeszcze długa droga byś do nas powrócił, byś był taki jak kiedyś...
-Nie chce być taki jak kiedyś - powiedział pewnie, wzmacniając uścisk dłoni. - Nie chce już wracać do bycia starym sobą, chce wyciągnąć wnioski z tego wszystkiego co się zdarzyło.
Changkyun milczał przez chwilę.
-Mogę ci dać w takim razie jedną radę?- Zapytał cicho.
-Tak.
-Wonho - zaczął ciepło. - Wiem, że tysiące... Nie, miliony demonów rozdzierają cię na samą myśl o miłości, ale... Uwierz mi, że to da się pokonać, bo sam to zrobiłem. Pokonałem swoje demony i jeszcze raz was pokochałem, jako moją rodzinę - westchnął. - Dlatego... Daj mu szansę, co? Nie mogę cię to tego zmusić, ale... Mam dar, pożyczony od Jooheona...- Urwał.
Changyun świadomie... lub też nie, ale pierwszy raz wypowiedział na głos imię swojego byłego chłopaka. Pierwszy raz od dnia jego pogrzebu. To było... To było coś niemożliwego.
-Jooheona - powtórzył, jakby sprawdzając, czy to imię brzmi nadal tak samo pięknie jak w przeszłości. - Ten dar mówi mi, że masz przy sobie największy skarb -kontynuował szybko. - Dużo przeszedłeś, by być w tym właśnie momencie, a on za tobą wiernie podążał. Jest twoją nagrodą, a ty jesteś jego - powiedział ciepło. - Więc przestańcie się zachowywać jak dzieci
-A ty? Co dostałeś?
Chwila ciszy.
-Udowodniłem komuś, że jego próby zrobienia ze mnie człowieka, wreszcie się opłaciły.
-Changkyun.
-Nic nie mów - poprosił. - Przed tobą jeszcze długa droga byś uwierzył, że to naprawdę jest koniec, że znowu możesz żyć, więc... Nie rozmawiajmy o tym teraz, dobrze?
To był koniec naprawdę długiej nocy, a zarazem początek niespodziewanie pięknego dnia, który oby trwał jak najdłużej.
~~~
Witajcie
W tym rozdziale
No, trochę się podziało, nie? ^ ^
Mimo wszystko
To jeszcze nie jest koniec ^ ^
Czeka nas jeszcze parę rozdziałów nim podaruje Wam epilog naszego "Roommate"
I choć dzisiejsza publikacja wprowadza nam do opowiadania dużo rzeczy, to zdecydowanie jest jeszcze coś co powinienem Wam pokazać, by na samym końcu być spokojnym
(O swoje życie)
Ode mnie to chyba wszystko na dzisiaj ^ ^
Serdecznie Wam dziękuje za dzisiejszą obecność
Koniecznie podzielcie się swoimi wrażeniami odnośnie tego rozdziału
I
Do zobaczenia już niebawem!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro