C
Jakby mimowolnie wyminął Hyungwona, który jedynie, powiódł za nim zdziwionym wzrokiem. Nie liczyło się to jednak na tle odkrycia, którego w tamtej chwili dokonał Wonho. Niezwykle ostrożnie podszedł do komody, na którą jeszcze sekundę temu patrzył z czystym niedowierzaniem. Moment mu zajęło, by w drżące dłonie wziąć zdjęcie oprawione w czarną, prostą ramkę.
-Czy to nie jest Kihyun?- Zapytał Hyungwon, spoglądający na fotografię, przez ramie Hoseoka.
Shin, przełknął ślinę, bojąc się udzielić odpowiedzi, w którą sam do końca nie mógł uwierzyć.
-No właśnie...- Powiedział cicho.
Obydwoje patrzyli na dwójkę chłopaków, stojących niezwykle blisko siebie. Nie trzeba było się zbyt długo przyglądać, by dostrzec ich mocno splecione dłonie. Jeden z nich, który do złudzenia przypominał Kihyuna, stojąc lekko na palcach... Całował w policzek chłopaka, który wyglądał jak Shownu i... W zasadzie chyba nim był.
Ale to nie było możliwe...
-Pamiętasz jak widzieliśmy ich razem?- Zapytał Hyungwon. - Wtedy, kiedy wracaliśmy z naszego spaceru.
-Pamiętam - mruknął. - Ale nie myślałem, że łączyło ich coś TAKIEGO - wyraźnie podkreślił ostatnie słowo. - Zwłaszcza, że Kihyun zawsze powtarzał, że nigdy nikogo nie miał.
-Kłamał?
-Kihyun nigdy nie kłamie - Wonho zmarszczył brwi. - Znaczy... Tak mi się przynajmniej wydawało.
Dlaczego tak bardzo go to bolało? Przyjaciel miał prawo robić co tylko mu się podobało i z kim mu się podobało, ale... Świadomość, że zostało się okłamanym, kolejny raz łamała mu serce w ten dziwny, niezwykle bolesny sposób. To było jedynie drobne zatuszowanie, być może nieprzyjemnych wspomnień, ale zdecydowanie wystarczyło, by pobudzić, uśpione głęboko demony.
Czuł się jak wtedy... Kiedy raz za razem został zdradzany przez ludzi, których uważał za przyjaciół. Sam nie wiedział, dlaczego do jego umysłu, niczym strzała przebiła się ta jedna, wyjątkowa myśli. Podziwiał Changkyuna za to, że potrafił wybaczyć wszystko, co zrobili mu jego „przyjaciele" ponieważ Wonho do dnia dzisiejszego nie mógł się z tym pogodzić.
Dopiero dźwięk rozbijanego szkła, wyrwał go ze swego rodzaju transu. Spojrzał nieco w dół, na roztrzaskaną ramkę, którą dosłownie chwilę temu jeszcze trzymał w ręku.
-Wonho...- Zaczął ostrożnie. - Wszystko dobrze?
Szybko schował trzęsące się dłonie do kieszeni, nie chciał dodatkowo martwić Hyungwona, swoimi własnymi problemami. Obydwoje mieli ostatnio, zdecydowanie zbyt dużo na głowie.
Zmusił się do lekkiego uśmiechu, który ostatecznie wyglądał jak jego marna imitacja. Nic nie mógł poradzić na strach, który zżerał go od środka.
-N...Nic mi nie jest - starał się go uspokoić. - Serio.
Udało się?
-W takim razie - zaczął. - Złap mnie za dłoń - poprosił.
Zdecydowanie się nie udało...
Hyungwon musiałby być zwykłym kretynem, by nie zauważyć nagłym zmiany w zachowaniu Hoseoka. Dosłownie w ułamku sekundy z uśmiechniętego, uroczego błazna stał się... Trzęsącą się galaretką, która wyglądała jakby miała zaraz zacząć przepraszać, że żyje.
Shin oczywiście wykonał polecenie. Ociągając się, wyciągnął dłoń z kieszeni i pozwolił, by została ona zamknięta w tych Chae.
-Drżysz - stwierdził, niezwykle pewnie.
-Nic mi nie jest - uparł się.
Sam nie wiedział, dlaczego dalej grał w grę, która i tak już została przegrana. Hyungwon widział wszystko, czytał z niego jak z otwartej księgi, a mimo to Wonho nadal zamierał się wypierać i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Chae, w milczeniu przyglądał się jego twarzy, by w następnej chwili otrzeć łzę, samowolnie spływającą po policzku Hoseoka. Ten gest był tak delikatny... Taki czuły, że można by powiązać go z zupełnie innym, silniejszym uczuciem. To jednak było zdecydowanie niemożliwe.
-Jesteś głupi - stwierdził. - Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć co cię boli?- Zapytał.
- Chcesz ze mną stworzyć coś więcej, ale jednocześnie ukrywasz wszystkie negatywne emocje, maskując je za uśmiechem. Widzę to - westchnął. - Zawsze... Nie można zawsze być silnym, wiesz? Dlaczego ja mogę być słaby, a ty nie?
-Bo...
-Nie ma żadnego „bo"- przerwał mu. - Nie możesz mi tak po prostu zaufać?- Zapytał. - Tak jak ja ufam tobie?- Dodał po chwili ciszy.
Wonho zmarszczył brwi.
-Ufasz mi?
-Jeszcze się pytasz? Słuchaj... Ja nieczęsto się mówię o swoich uczuciach.
-Zauważyłem - mruknął.
-No właśnie... Ale możesz mi uwierzyć, że...- Przerwał. - Nie chce być jedynie kimś kogo pokochałeś za jego wygląd, czy nawet charakter - powiedział skrępowany. - Ja... Może też bym chciał, żebyś czasami mógł się na mnie oprzeć w ciężkiej chwili, powiedział mi o swoich obawach i problemach. Ty pomogłeś mi i... Ja chcę pomóc tobie.
-Ja... Po prostu nie chcę ci dokładać zmartwień - odezwał się w końcu.
-Związek polega na dzieleniu się ze sobą swoimi problemami - stwierdził.
-Związek? Chyba zaczynam się gubić.
Hyungwon nieznacznie poczerwieniał na twarzy, kiedy tylko zdał sobie sprawę, co takiego właściwie powiedział i jak mogło to zostać odebrane.
-Znaczy... Sam mówiłeś, że chciałbyś się ze mną umawiać, nie? - Mruknął. - Dlatego mówię, że jeżeli naprawdę tego chcesz, to powinieneś ze mną dzielić nie tylko te szczęśliwe chwile, ale i te smutne.
-Związek...- Powtórzył głupio.
-Przynajmniej przestałeś się trząść.
-Związek...
Nie spodziewał się usłyszeć takiego wywodu od człowieka, który w zasadzie, jak sam powiedział; wolał swoje uczucia trzymać dla siebie, tak by nikt nie mógł ich użyć w jakimkolwiek niewłaściwym celu. Wonho to całkowicie rozumiał, ale mimo wszystko, Hyungwonowi kolejny raz udało mu się go zaskoczyć.
Samo wypowiadanie słowa „związek" wiązało się z naprawdę wieloma nieprzyjemnościami dla Wonho, ponieważ chłopak całkowicie zdawał sobie sprawę z tego, jak odległe i nierealne jest to marzenie. Chae nie był osobą, którą można było zmusić do zakochania się... Zresztą, nikogo nie można do tego zmusić. Hyungwon jednak na nowo rozpalił pewien płomień nadziei, który zaczynał już powoli gasnąć, gdzieś w głębi Hoseoka. Świadomość tego, że obydwoje nie skreślają jeszcze szansy na to, że kiedyś będą mogli być razem.... To było szalenie motywujące.
Nawet jeśli ta sprawa rzuciła nim jak szmacianą laką, chociaż w rzeczywistości była to błahostka...
Nawet jeśli ta jędza, matka Hyungwona cały czas siedziała im na karku, co nie było już zwykłą błahostką...
To właśnie takie drobne rozmowy, gesty sprawiały, że obydwoje mieli siłę na dalszą drogę.
-Trzeba to posprzątać - zauważył Hyungwon.
-Mam nadzieję, że ta ramka nie była droga - skrzywił się.
-Albo, że nie była jakąś pamiątką...
Jeszcze na chwile zatrzymał swój wzrok na tym zdjęciu, które moment temu wydawało się być takie absurdalne. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego osoba taka jak Kihyun zatuszowała coś tak istotnego. To boleśnie przypomniało mu o tym jak bardzo się od siebie oddalili od czasu rozpoczęcia tej ucieczki.
Kihyun jednak nadal nie odbierał telefonów...
~~~
Witajcie
Ten ałtor jest szczęśliwy, ponieważ dzisiaj mógł Wam podarować setny rozdział tego ff
Jeżeli mam być szczery, to RM jest moją najdłuższą pracą ^ ^
Kiedy zaczynaliśmy tę przygodę, nie spodziewałem się, że będzie to bardzo długa droga
A teraz?
Proszę bardzo ^ ^
Stoimy na szczycie wielkiej piramidy, spoglądając w dół widzimy wszystko co zostawiliśmy za sobą
Śmiech, łzy, uśmiech i strach
Drobne i wielkie gesty
Wszystko widać właśnie z tego miejsca ^ ^
To jest nasza ostatnia dziesiątka jaką razem osiągniemy
Jeżeli ktoś policzył, to tych rozdziałów zostało... Mało
Te dziesiąte rozdziały zawsze były dla mnie w jakiś sposób ważne, wiecie? Traktowałem je jak kamienie milowe
I właśnie rzuciłem ostatni
Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność
Do zobaczenia!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro