Bonus
„Jesteś robakiem."
„Żałuje, że cię urodziłam."
„Powinieneś umrzeć."
„Bez ciebie byłoby nam łatwiej."
„Jesteś obrzydliwy."
„Nie jestem twoją matką."
Ze wszystkich rzeczy na całym świecie, to właśnie słowa niekiedy raniły najbardziej. Zwłaszcza, jeżeli padały one z ust osoby, której za wszelką cenę chciało się ufać...
Kihyun już od kilku dobrych minut stał przed drzwiami od mieszkania, które dzielił razem ze swoimi przyjaciółmi i chyba pierwszy raz w swoim życiu bał się wejść do środka... Co miał im niby powiedzieć? Co miał MU powiedzieć? To wbrew pozorom nie było takie łatwe, przyznać się do tego, że własna rodzina była niczym trucizna, która przy każdym kolejnym spotkaniu uśmiercała coraz bardziej.
Ostrożnie dotknął palcami rozciętego łuku brwiowego, podbitego oka, otarć na szyi po mocnym uścisku ojca... Jak miał niby się z tego tłumaczyć? Tym ludziom należała się kara, ale to nie było coś, w co mógł mieszać się ktoś pokroju Minhyuka, zresztą Kihyun wcale nie zamierzał go w to mieszać... Nie chciał, by Lee znał go od tej strony.
Obydwoje nie mieli rodziny, ale jednocześnie ich sytuacja tak bardzo się różniła.
Nim zdążył w ogóle pomyśleć o złapaniu za klamkę, drzwi same ustąpiły i dosłownie chwilę potem stał twarzą w twarz z Minhyukiem, który z każdą mijającą sekundą wyglądał na coraz bardziej przerażonego tym co zobaczył. W sumie to nawet mu się nie dziwił. W tak krótkim czasie, opuchlizna nie miała szansy zejść, a mimo to łudził się, że zmniejszyła się choć o trochę.
-Cześć- zaczął w akompaniamencie telefonu uderzającego o podłogę.
Minhyuk zdecydowanie musiał być w poważnym szoku, skoro wypuścił z dłoni przedmiot, z którym nie rozstawał się nawet w toalecie. Zwykle pewnie, by się cieszył, że udało mu się przykuć jego uwagę, ale tym razem miał ochotę ukryć się przed nim w najgłębszej dziurze.
Czuł prawdziwy wstyd z powodu czegoś, co w zasadzie nie było jego winą... Być może był zbyt wyrozumiały? Jedyne czego chciał, to mieć rodziców... Owszem, nie zachowywali się tak jak powinni, ale mimo wszystko nimi byli... Głupio wierzył, że kiedyś się zmienią.
-Co... Co ci się stało?- Szepnął przepuszczając chłopaka w drzwiach, by mógł wejść do środka i nie narażać więcej sąsiadów na zawał.
-Zderzyłem się z pociągiem- rzucił żartobliwie i nawet chciał się uśmiechnąć, ale rozcięcie na wadze skutecznie mu to uniemożliwiało.
-W pracy cię tak urządzili?- Zapytał ostrożnie, idąc za chłopakiem prosto do salonu.
Kihyun bez słowa, zdjął podartą w wyniku szarpaniny bluzę i rzucił ją na stół, by w następnej kolejności, szurając stopami po nieco brudnym dywanie, dojść do kanapy, na którą bez zbędnego zastanawiania się rzucił. Dzisiaj miał wszystkiego serdecznie dość.
Problem w tym, że osoba, która najbardziej martwiła się o niego teraz na całym świecie była jednocześnie jego współlokatorem, którego świdrujące spojrzenie czuł nawet z pozycji leżącej, a miał pewność, że Minhyuk wcale do niego nie podszedł.
-Mamy gdzieś jakieś opatrunki, wodę utlenioną?
-Po co ci one?- Rzucił niemrawo. - Powinny być w szafce obok lodówki, a jeżeli ich tam nie ma, to znaczy, że Wonho wszystkie zużył.
-Jeżeli nie zajmiesz się tymi ranami, to zostaną ci blizny.
-Będę wyglądał wtedy groźnie i pociągająco- zaśmiał się. - Lubisz groźnych i pociągających?- Rzucił.
-Lubię spokojnych i cichych - warknął. - Więc siedź spokojnie na kanapie i nic nie mów.
-Przyznałeś właśnie, że mnie lubisz, wiesz?
-Cicho...- Warknął, przeszukując apteczkę i co chwila wyjmując z niej coraz to różniejsze medykamenty.
Ostatecznie Minhyukowi udało się odnaleźć wszystkie potrzebne rzeczy i dotrzeć do Kihyuna, który palcami ostrożnie badał, które miejsca na jego twarzy oberwały mocno, a które bardzo mocno. Tym bilansem wolał się akurat nie chwalić.
-Dziwnie się zachowujesz- westchnął Minhyuk, siadając obok przyjaciela i siłą zmuszając go do spojrzenia w swoją stronę, przez co Yoo syknął z bólu. - Przepraszam, nie chciałem- mruknął, namaczając wacik środkiem dezynfekującym.
-Wiem - westchnął. - Jestem na lekach przeciwbólowych- wyznał speszony.
Minhyuk przez chwilę się zawahał, obserwując czujnie twarz Kihyuna, tego mądrego chłopaka, który nigdy nie zrobiły żadnego głupstwa. Sam Minhyuk nie wiedział czemu, ale kiedy usłyszał jego wypowiedź, to momentalnie wyobraził sobie chłopaka wpychającego sobie kilkanaście tabletek do ust. Naprawdę straszne.
-Dużo ich wziąłeś?- Zapytał ostrożnie.
Kihyun syknął cicho z bólu, kiedy wacik dotknął jego rozciętej wargi.
-Tyle ile poleciła mi farmaceutką w aptece - westchnął. - Nie jestem przecież taki głupi.
-Faktycznie, nie pomyślałem- skrzywił się. - I co? Pomogło?
-Nie zemdlałem po drodze, nie?- Zaśmiał się, ale kiedy zauważył przestraszony wzrok Minhyuka, momentalnie spoważniał. - Spokojnie, nie jest ze mną tak źle- uśmiechnął się słabo. - Nie musimy jechać do szpitala, czy coś.
-I tak bym cię tam nie zabrał- fuknął. - Obserwowanie jak umierasz jest zdecydowanie bardziej atrakcyjne.
Po tej wypowiedzi już nikt nie odważył się kontynuować rozmowy, ograniczając się jedynie do spojrzeń. Minhyuk w dalszym ciągu, z jakąś dziwną precyzją opatrywał coraz to nowsze rany Kihyuna. Yoo w zasadzie mógł zrobić to sam, ale fakt tego, że mógł być z Minhyukiem tak blisko, a dodatkowo czuć jego troskliwy dotyk. Widzieć tę twarz... Zdecydowanie wolał mu pozwolić bawić się w lekarza... Chociaż trzeba było przyznać, że w niektórych momentach był nieco zbyt brutalny.
-Nie zapytasz mnie co się stało?- Zaczął cicho Kihyun, nie mogą znieść dłużej ciszy.
-Pytałem już o to, ale chyba wcale nie masz mi zamiaru odpowiedzieć, co?
-To nie takie proste...- Westchnął. - Boje się.
-Czego?- Zapytał, sprzątając swój zestaw małej pielęgniarki.
-Sam nie wiem...
-Naprawdę się dziwnie dzisiaj zachowujesz.
Sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale wolał wychodzić na niezrównoważonego psychicznie niż pokazać Minhyukowi całe to przerażenie, które nim teraz targało, bo choć nie było one niczym nowym, to dotykało go w tym samym stopniu za każdym razem... Kiedyś, kiedy jeszcze z nimi mieszkał miał to, na co dzień, ale teraz? Żył już innym życiem.
-Co bym musiał zrobić, żebyś mnie znienawidził?
-Przyprowadzić tutaj jakąś cycatą Rosjankę- rzucił niedbale, wstając z kanapy.
-Dlaczego Rosjankę? – Dopytał.
-Matko, nie wiem - warknął. - Tak mi się powiedziało.
-A jakby to była... Japonka? Albo Chinka?
-Bredzisz, wiesz o tym? Czy ty na pewno wziąłeś dobre leki?
-Tak... Po prostu staram się jakoś odciągnąć swoje myśli od tego co się stało, a ty zawsze mówisz zabawne rzeczy, więc...
-Przeginasz...
-Przepraszam...
-Co powiesz Wonho? Przecież on zejdzie...
-Powiem, że mnie pobiłeś.
-Jeżeli zaraz nie zaczniesz zachowywać się jak mój Kihyun, to naprawdę cię pobije.
-M...Mój?
~~~
Jak zapewne się domyśliliście ostatnio wbił nam kolejny tysiąc ^ ^
I chociaż było to kilka dni temu, to ja dopiero dzisiaj mogę podzielić się z Wami tym rozdziałem
Może tego nie zauważacie, ale w RM działa naprawdę dużo zależności, o których nie macie pojęcia :3
Jedna z nich wyjaśnia, dlaczego rozdział pojawia sie dopiero dzisiaj
Dobra!
Ale nie o tym, co?
To są takie aŁtorskie pierdoły
Spotykamy się kolejny raz w tym miejscu
Z tego co się orientujecie, ostatnio moja twórczość przeżywa lekki kryzys, z którym staram się walczyć na każdym możliwym froncie
(Nawet wygrywam)
Dlatego tym bardziej dziękuje, że jesteście tutaj ze mną
Że mnie wspieracie i uśmiechacie się w moim kierunku
Naprawdę wiele to dla mnie znaczy
W moim jednym krótkim
Dziękuje
Jest zawarte znacznie więcej, niż mogłoby się zmieścić w całych dziękczynnych wypracowaniach
Ponieważ wypowiadam je szczerze
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro