Bonus
-Wiesz jak bardzo jestem nieszczęśliwa mając takiego syna jak ty?- Warknęła.
Minhyuk nawet nie dotknął swojego policzka, który nadal piekł od wymierzonego mu przed chwilą ciosu. Przyzwyczaił się do tego.
-Spotykamy się tylko raz w roku! RAZ! – Krzyknęła. - A ty nawet nie potrafisz się zachować i odstawiasz takie przedstawienia? Co to miały być za komentarze, kiedy dorośli rozmawiali, co?
-Też jestem dorosły i mam prawo wtrącać się do tych rozmów.
-Myślisz, że jesteś dorosły? Owszem będziesz, ale wtedy kiedy ci na to pozwolimy –warknęła.- Czy zdajesz sobie sprawę jakie kłopoty będę miała przez twoje zachowanie? Nie tak cię wychowałam.
-Ty mnie w ogóle nie wychowałaś- warknął, unosząc wściekłe spojrzenie. - Mówisz o tych wszystkich niańkach, które się mną opiekowały, kiedy ty byłaś zajęta płaszczeniem się przed Panią Lee.
-Jak śmiesz...- Uniosła dłoń, by wymierzyć kolejny cios swojemu synowi.
-Nie... Nie bij mnie więcej -warknął, chwytając ją za nadgarstek i nieco zbyt brutalnie odpychając kobietę do tyłu. - Nie jestem waszą własnością i zapamiętaj sobie to dobrze.
-Nie znasz jeszcze życia...
-Moje życie to nie wasz problem.
Odwrócił się do niej plecami, ale nie poruszył się nawet o centymetr. Zupełnie tak jakby oczekiwał na jakieś ciepłe słowo ze strony tej kobiety, którą powinien nazywać matką. Jednak... Takie coś nie nastąpiło. Jedyne na co mogła się zebrać to spojrzenie pełne furii i rozczarowania.
-To dlatego ojciec nas zostawił- mruknął.- To twoja wina.Gdybyś tylko umiała dbać o to, co ci należne...- urwał. - Mam nadzieje, że zgnijesz w tym miejscu.
-Jak śmiesz tak mówić?- Ze zdenerwowaniem chwyciła swojego syna za przedramię, ale Minhyuk szybko strącił jej dłoń.
-Nie dotykaj mnie –rozkazał. - Brzydzę się tobą.
Widzieli się jedynie raz w roku... Już można pominąć fakt, że był to czysty przymus narzucony przez jego babkę... To był tylko jeden dzień, więc dlaczego nie mogli porzucić na te kilka godzin swoich żalów i frustracji? Matka i syn za każdym razem wyżywali się na sobie nawzajem obrzucając się winą i wypowiadając słowa, które działały jak ostrza. Wiedzieli jak się ranić... przecież mieli już wprawę w takich sporach.
Jednak... Co naprawdę kryło się w ich sercach, skoro kiedy tylko znikali sobie z oczu... To ronili gorzkie łzy na myśl o tym co zrobili? Z czego był zbudowany mur, który nie pozwalał im stać obok siebie? Dlaczego nie dostrzegali nawzajem tej chwili szczęścia, które trwało może sekundę, ale jednak... Było tam, ponieważ mogli się spotkać po roku.
Ich życie było zbyt ciężkie, by można od tak zburzyć coś, co było budowane przez lata.
-Płaczesz,chłopcze?- Momentalnie przeszedł go dreszcz, na dźwięk tego głosu.
-N-nie- powiedział szybko, wstając z podłogi i dłońmi ocierając mokre policzki. - Pani Lee... Babciu- ukłonił się nisko. - Myślałem, że pojechałaś.
-Owszem, ale musiałam się jeszcze wrócić na chwilę- wyjaśniła spokojnie. - Zdajesz sobie sprawę z tego jak się zachowałeś na kolacji, prawda?
-Nie mam zamiaru przepraszać- powiedział spuszczając głowę.
-Widzisz moje dziecko- kobieta podeszła i położyła delikatnie dłoń na jego ramieniu. - Życie nie polega jedynie na przepraszaniu, ale trzeba wiedzieć, kiedy pochylić głowę, by nikt ci jej nie odciął- zacisnęła swoje palce, patrząc głęboko w oczy swojego wnuka.
***
Lee Minhyuk był naprawdę silną osobą, a zarazem tak słabą i kruchą, że za każdym razem rozpadał się na milion kawałeczków, kiedy tylko otrzymywał jakiś cios. Powinien był się już przyzwyczaić, więc dlaczego za każdym razem scenariusz wyglądał tak samo? Zaraz po opuszczeniu swojego rodzinnego domu, pojechał się napić. Miejsce i trunek nie miało najmniejszego znaczenia. Po prostu chciał jak najszybciej odciąć się od tego wszystkiego, dlatego też zaczął już w samochodzie, kiedy prowadząc popijał wino zabrane z barku rodziców. Było ohydne, ale w tamtej chwili naprawdę nie miało to dla niego większego znaczenia. Musiał być jak najdalej i w jak najkrótszym czasie.
Nawet nie wiedział ile czasu spędził w barze, ale na pewno zrobiło się już strasznie późno, ponieważ ruch na ulicy był praktycznie znikomy. Jakby miał ochotę to mógłby położyć się na ulicy, a i tak nikt, by go nie przejechał. Taka myśl nawet przez chwilę zawitała w jego głowie, ale szybko ją odrzucił i to tylko dlatego, że było mu za daleko.
Stanął przy swoim samochodzie i chwiejąc się sięgnął, by chwycić za klamkę... W tej jednej chwili odebrało mu oddech, rozszerzył oczy w akcie zdziwienia. Odgłos krzyków, szczęk metalu o metal i ten przerażający ból, rozchodzący się po całym ciele wydawał się w tamtej chwili tak niesamowicie rzeczywisty, a do tego... Ten uporczywy dźwięk tykającego zegarka, zaraz przy uchu. Wszystko to momentalnie ścięło go z nóg, ale nie upadał na ziemie. W ostatniej chwili poczuł silne ramiona obejmujące go w pasie. Odwrócił głowę, by spojrzeć na swojego mini wybawcę i...
-Kihyun- wyszczerzył się do niego niewinne. - Co ty tu... Płaczesz?- Zapytał zmartwiony. - Cały drżysz - zauważył.
Chłopak jednak nic nie odpowiedział, a jedynie ukrył twarz w plecach przyjaciela. Mocniej zacisnął swoje ramiona, zupełnie tak jakby w ten sposób chciał sobie udowodnić, że Minhyuk naprawdę jest tutaj z nim.
-Ki...
-Co ty chciałeś zrobić, co?! - Krzyknął. - Gdybym przyszedł chwilę później ty...- Głos mu się załamał. - Ty mogłeś umrzeć kretynie! Dlaczego znowu chciałeś mnie zostawić samego... Dlaczego?! - Łkał.
-Kihyun... O czym ty...
-Obiecaj mi, że więcej tego nie zrobisz- powiedział groźnie, odsuwając się od niego.
-Jestem pijany, nie będę jutro pamiętał tej obietnicy- mruknął senny.
Faktycznie mógł być lekko podpity, ale ten obraz YooKihyuna... Człowieka wiecznie silnego i uśmiechniętego zostanie w jego pamięci do końca życia, ponieważ to on spowodował taki stan tego chłopaka. Zaczerwienione oczy, łzy stale spływające po policzkach i ten dziwny irracjonalny strach wymalowany na twarzy. To wszystko była jego wina i czuł się z tym naprawdę źle. Nawet jeśli nic się nie wydarzyło, to gdzieś w środku coś szeptało mu, że dokonał czegoś strasznego.
-Ja... Chciałem jechać tylko do domu- odezwał się w pewnej chwili.
-W takim stanie? – Warknął. - Jesteś kompletnie szalony i...- Kihyun nie dokończył, ponieważ w jednej chwili na jego twarzy pojawił się grymas naprawdę wielkiego bólu.
-Ki... O matko, ty krwawisz- rozbudził się szybko.
Kihyun, jeszcze otępiony bólem, otarł palcami krew spływającą po jego górnej wardze. Ostrzegano go przed tym, a mimo to nie posłuchał. Zegarek znajdujący się w tylnej kieszeni spodni zdawał się emanować jakimś dziwnym, złowrogim żalem.
Czas się kończył.
~~~
Zgodnie z pewną tradycją, pojawiam się tutaj niedługo po osiągnięciu przez nas kolejnego tysiąca~
Torcik, który zawsze przynoszę ze sobą wygląda już bardziej jak uroczy jeżyk, niż słodki przysmak, ale jak się wyjmie świeczki, to powinno być dobrze
...
No chyba, że ktoś lubi jeść świeczki, to nie musi
Ostatnio łapie mnie pewna nostalgia, wiecie? Pisałem nawet o tym trochę pod poprzednim rozdziałem ^ ^"
Myślami wracam do mojego pierwszego tysiąca i radości jaką z niego miałem
Teraz nic się nie zmieniło ^ ^ Moje serce nadal bije szybciej za każdym razem kiedy widzę kolejny osiągnięty próg
Nie wierze, że moje ff darzone jest taką miłością, choć chyba powinienem już do tego przywyknąć, prawda?
Niedługo (jestem tego pewien) osiągniemy wspaniałą liczbę jaką będzie 10k
To będzie bardzo wielki próg ^ ^ Pamiętam życzenia ludzi, którzy życzyli mi tego, a teraz, niebawem to się spełni
Nie uważacie, że to jest cudowne?
Dziękuje Wam za obecność w ten co drugi dzień
Ale także przy każdym bonusie
Dziękuje za gwiazdki
którymi tak pięknie ozdabiacie moje ciemne niebo
Dziękuje za komentarze
które w chwili zwątpienia nie pozwalają mi upaść, a jedynie pchają do przodu
Dziękuje za Was
Bo bez Was... Kim bym był tutaj?
Moja szyja ugina się od medali
Moje ramiona z trudem utrzymują te wszystkie serca, które dostałem
Ale
Jestem gotowy na znacznie więcej, jeżeli tylko zechcecie podążać ze mną tą drogą :3
Do zobaczenia!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro