Bonus
Upił ostatni łyk jakiegoś szalenie drogiego francuskiego wina, które stało u niego w barku od niepamiętnych czasów, a którego nazwy nawet nie potrafił wymówić. Mimo, że z pozoru rozkoszował się tak wspaniałym trunkiem, to w ustach nadal pozostawał mu ten paskudny smak soju z tamtej nocy, kiedy tak śmiertelnie pokłócił się z Kihyunem i Wonho. Minął już tydzień, a oni nie odezwali się do niego nawet słowem. Normalnie pewnie cieszyłby się z takiego obrotu spraw, ale teraz... Coś nieprzyjemnie łamało go od środka, a samotność, w której zawsze się znajdował zdawała się być ostatnimi czasy naprawdę dotkliwa.
Sam nie rozumiał, co tak właściwie się z nim działo, bo... Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego. Wiele razy zdarzało mu się mieć nadzieje na normalny związek z osobą, która potencjalnie mu się podobała, ale na nadziejach zazwyczaj się kończyło. Jednak żaden kolejny zawód nie był tak silny, jak ten, który dręczył go już od jakiegoś czasu.
Chłopak przyłożył dłoń do miejsca, w którym powinno znajdować się serce. Powinno, ponieważ on nigdy nie miał pewności, czy ten jakże ważny organ na pewno tam jest. Teraz jednak kiedy, co rusz przypomina sobie twarz Kihyuna ma świadomość, że ono naprawdę istnieje, bo złamane boli niesamowicie piekielnie.
Naprawdę miał ochotę wyć i łkać, by to czego doświadczył było jedynie snem... Oddałby wszystko, by tak jak w śnie Kihyuna, otrzymać złoty zegarek, który miałby moc, by wybudzić go z tego strasznego koszmaru. Jego życie i tak było już wystarczająco ciężkie, więc dlaczego los dokładał mu kolejnych kamieni na barki? Dlaczego...?
Żałował... Tak piekielnie żałował wypowiedzianych wtedy słów, bo... Gdyby tylko ugryzł się w język, to przecież nic wielkiego, by się nie stało, nie? Oczywiście nadal przeżywałby pewnego rodzaju zawód, który był spowodowany zbyt szybkim opuszczaniem gardy... Oczywiście cierpiałby za każdym razem, kiedy zdawałby sobie sprawę, że te usta... Że te usta nigdy go nie pocałują... Że Kihyun w zasadzie nie jest i nigdy nie będzie mu pisany. Naprawdę mógł się poświęcić i dzielnie znosić to wszystko, by tylko codziennie bezkarnie móc obserwować jego twarz.
Popatrzył na pustą butelkę od wina, a następnie omiótł wzrokiem cały swój przestronny salon, w którym także gdzieniegdzie walały się butelki po mocniejszych lub słabszych trunkach. Sam już nie pamiętał ile dokładnie wypił tego dnia, ale na pewno wystarczyło, by choć w małym stopniu uśmierzyć ból. Nie do końca zdawał sobie sprawę z tego kiedy alkohol stał się jego lekarstwem na absolutnie każdą dolegliwość... Nawet na codzienność. Uciekał do niego, gdy miał tylko możliwość i bywały takie dnie jak ten, kiedy pił niemalże cały czas, by ani na chwile nie odzyskać kontaktu z rzeczywistością.
Siedząc samemu. W samotności i wszechogarniającej ciemności, której słońce zasłonięte roletami nie było wstanie przebić. Zastanawiał się kiedy życie tak właściwie stało się dla niego piekłem. Minął rok? Dwa? A może to już było dziesięć? Kiedy ze szczęśliwego dziecka mającego absolutnie wszystko, stał się marionetką, pionkiem w dłoni swej wszechmocnej babki? Kiedy jego życie stało się tak bezwartościowe, by nawet nie pamiętać o jego urodzinach? By zdawać sobie sprawę z jego istnienia tylko jeden jedyny dzień w roku... W czasie przyjęcia organizowanego dla Pani Cesarzowej Prezes Lee.
Kiedy... Kiedy pierwszy raz pomyślał, że nawet łzy po tym jakby popełnił samobójstwo były na pewno sztuczne...?
Kiedy... wszystko straciło swój piękny kolor, a dni stały się jedynie odgłosami nieuchronnie zbliżającej się przyszłości?
Kiedy?
Dzwonek do drzwi.
Nie spodziewał się dzisiaj gości, ba! On w ogóle nigdy nie spodziewał się gości, bo przecież żaden człowiek na świecie w gruncie rzeczy nie okazał się na tyle wartościowy, by Minhyuk zdradził mu swój adres zamieszkania. Dlatego nagle wszystkie mięśnie Lee zesztywniały, a jego serce przyśpieszyło do niezdrowych wręcz prędkości. Bał się, że to może być ktoś z jego rodziny i w pierwszej chwili miał nawet zamiar w ogóle nie otwierać, ale kiedy osoba stojąca po drugiej stronie drzwi ponownie zaczęła się dobijać... Spanikował i z trzęsącymi się ze stresu rękoma poszedł otworzyć. Bo w zasadzie czy miał inne wyjście? Jeżeliby nie otworzył, to byłoby tylko gorzej.
Mimo wszystko to, co zobaczył zaraz po ich otwarciu było czymś absolutnie zaskakującym, a miękkość w nogach, jaką odczuł w tamtym momencie na pewno nie była spowodowana wypitymi wcześniej procentami.
-Och, jednak trafiłem- rzuci, będąc sam zaskoczony swoim wyczynem.
-K-Kihyun?- Odezwał się cicho, momentalnie nieco trzeźwiejąc.- Co ty tu... robisz? Sk...ąd wiedziałeś gdzie mieszkam?- Jąkał się.
Przy nikim tego nie robił, ale akurat przy tym chłopaku, przy którym chciał być absolutnie idealny, musiał robić za błazna na każdym możliwym kroku.
-Wonho powiedział mi gdzie mieszkasz, więc postanowiłem wpaść- rzucił beztrosko.
-Zabije gada...- warknął pod nosem.
-Mówiłeś coś?- Zapytał zaciekawiony.
-Co? Nie... To nie było do ciebie.
-Och... Rozumiem- mruknął.- To... wpuścisz mnie, czy będziemy sobie tak stać i rozmawiać? Nie będę się chwalił, czy coś ale naprawdę sporo musiałem przejechać z mojej pracy, żeby tutaj dotrzeć.
Jak miał go zaprosić do swojego mieszkania, które na chwilę obecną przyjęło jakże szlachetną nazwę „melina"? Jednakże z drugiej strony obawiał się reakcji jego rodziny, która w jakiś niewyjaśniony sposób mogłaby się dowiedzieć o tym spotkaniu... Niestety byli do tego zdolni i udowodnili już to nie raz. Sam Minhyuk miał niezwykły talent do wykorzystywania swoich pieniędzy tak, by ludzie robili to co mu się podobało.
-Ymmm... Pewnie, tak- mruknął nieprzekonany, przepuszczając swojego gościa w drzwiach.
Chłopak jednie uśmiechnął się szerzej i bez jakiegokolwiek zastanowienia ruszył w głąb apartamentu. Gdyby Minhyuk zwracał uwagę na szczegóły dostrzegłby w dłoni Kihyuna złoty, nieco poniszczony zegarek, który chłopak chwilę potem upychał do tylnej kieszeni swoich poniszczonych szarych spodni.
-Przepraszam za bałagan, ale nie spodziewałem się dzisiaj gości- mruknął zawstydzony, dołączając do swojego znajomego.
W brew temu czemu się spodziewał. Kihyun wcale nie wyglądał na zdegustowanego, czy porażonego ilością butelek, a co za tym idzie i wypitego alkoholu w tym miejscu. Jego twarz owszem przejawiała swego rodzaju smutek, ale nie było w tym za grosz oceny, czy pogardy.
-To... Dlaczego właściwie tutaj przyjechałeś?- Zapytał ostrożnie.
Ten chłopak w dosłownie odbierał mu całą pewność siebie i choćby krótkim uśmiechem dawał wystarczająco dużo energii, by na piechotę mógł dojść do Europy.
- Chciałem z tobą naprawdę poważnie o czymś porozmawiać- rzucił tajemniczo.
~~~
Woa~
Naprawdę z dnia na dzień zaskakujecie mnie coraz bardziej, wiecie?
*Upycha już te świeczki byle gdzie z powodu braku miejsca na torciku*
Jestem naprawdę dumny mając Was wszystkich przy sobie ^ ^
Mam naprawdę szczerą nadzieje, że Wy wszyscy poprzez moje słowa i czyny czujecie się w jakiś sposób przeze mnie docenieni, bo kurcze... Staliście się w pewnym momencie naprawdę ważną częścią mojego życia ^ ^ Osobami, na które co drugi dzień wyczekuje i z których obecności szczerze się ciesze :3
Dziękuje, że kroczycie ze mną tą drogą
Robicie dla mnie tyle dobrych rzeczy, dlatego ja mogę Wam obiecać, że będę starał się jeszcze bardziej, byście byli dumni z tego co czytacie :3
Dziękuje za podarowanie mi kolejnego tysiąca wyświetleń!
Do zobaczenia!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro