Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

miło, że nie ma żadnego starego dziada

- Kto jest głodny?- krzyknełam, w odpowiedzi wszyscy zawyli, jak wilki- jesteśmy stadem! Jestem waszą alfą,a  teraz wyjmy do księżyca!
- Ale jest 16 i jeszcze święci słońce- zauważyła Gwen.
- Dobra, nie przemyślałam tego... Będziemy pierwszą słoneczną watahą! Ałuuuuuu- wszyscy zawyliśmy i zaczęliśmy prawdziwą salwę śmiechów.
- Dobra dzieciarnia, koniec zabawy. Teraz hiper mega ultra ważne pytanie, gotowi?- spytał poważnie Ben- zamawiamy coś do jedzenia?- wszyscy przytakneli- Które z was podyktuje mi numer?
-Ja mogę, daj mi minutę już szukam- wyciągnełam telefon i zaczełam przewijać kontakty- pięć pięć zero trzy osiem...
- Cholera, mamy problem- zamilkł na chwilę- jak wciskam przyciski, to kanały w telewizorze się zmieniają- mówi zmieszany chłopak.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, a chłopak stoi zdezorientowany z pilotem w ręce i patrzy na nas jak na debili.
- Może też jest głodny- zasugerowała Patty.
- No może...- cicho mówi chłopak, nie wiem, czy jest rozbawiony tym i śmieje się po cichu , czy rzeczywiśie analizuje to, że telewizor może być głodny.

- Dahlio moja koochana, pomoż mi do łóżka dobrz?- wybełkotał Ben, niektórych słów nie zrozumiałam, ale te kluczowe na szczeście tak.
Podeszłam do chłopaka i pomogłam mu wstać. Kiwnełam do reszty, że zaraz wrócę i poszłam z chłopakiem na górę.
- Dawaj, jeszcze pare schodków i prosta- starałam się go jakoś zmotywować do normalnego chodzenia, ale to co on robił bardziej czołganie przypominało. Ben jest tym typem osoby, która bardzo by chciała dużo pić, tak jak reszra, ale nie może, ma bardzo słabo głowę, tym bardziej wzmacniając to drobną ilością cracku .
- Koocham cię- wybełkotał.
- Tak, tak, ja ciebie też alkusie, narkusie, czy co ty tam jeszcze bierzesz- zaśmiałam się.
Weszliśmy do pokoju chłopaka, te ciemne ściany zawsze mnie trochę przytłaczały, źle mi się to kojarzyło.
- Jestem naćpany miłością do ciebie kochaana- roześmialiśmy się oboje, dzięki czemu też łatwiej było mi go położyć. Chłopak prawie od razy zasnął.
Niesamowity człowiek, w jednej chwili prawie zwija się ze śmiechu, a sekundę później śpi jak zabity. Zeszłam na dół, zastałam tam tylko Michaela, co znaczy że reszta rozeszła się już do domów.
- Zwijamy?- spytałam.
W odpowiedzi chłopak tylko skinął głową. Zaczeliśmy trochę ogarniać pomieszczenie, w końcu wypada po sobie posprzątać tak? Wzieliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy.
- Mam nadzieję, że już ci trochę lepiej- szturchnął mnie w ramię, wie że tego nie lubię, to specjalnie to robi menda głupia. Spojrzałam na niego groźnie- wyglądasz uroczo, gdy się złościsz- zaśmiał się.
- EJ! Planowałam być przerażająca, a nie urocza- prychnełam na niego- a tak serio to nie wiem jak to wszystko będzie teraz wyglądalo, może trochę dramatyzowałam rano.
- A teraz ochłonełaś i pójdziesz do domu, na spokojnie porozmawiać z rodzicami o tym jak to wszystko ma wyglądać- kiwnełam na to głową- no, dobra dziewczynka- tym razem to ja go pchnełam ramieniem i się zaśmiałam.
- To tu. Do jutra Brook- przytuliliśmy się na pożegnanie i rozdzieliliśmy.
Każde z nas poszło w swoją stronę. Muszę się psychicznie przygotować do tej rozmowy.
Po kilku minutowym marszu byłam już w domu. W momencie wejścia do niego przypomniało mi się, że rodzice dopiero wieczorem wracąją z pracy.
Czyli kolejne kilka godzin mam dla siebie. Ściągnełam buty i kurtkę , plecak zaniosłam do swojego pokoju i włączyłam muzykę na głośniku. Dzisiaj zaczniemy od "Wild flower" . Zaczęłam sprzątanie od swojego pokoju, zaścieliłam łóżko, ogarnęłam pare pierdół z biurka i powsadzałam ubrania z powrotem do szafy. Cały dom udało mi się posprzątać w półtorej godziny. Z odpowiednią muzyką zawsze jakoś to szybciej idzie.
Ogarniając kuchnie spostrzegłam karteczkę na lodówce, na której było napisane, że w piekarniku mam makaron i mam go sobie odgrzać. Mama też napisała, że mnie kocha co sprawiło, że się lekko uśmiechnęłam. Mam lekkie wyrzuty, że tak na nią naskoczyłam rano.
Swoją drogą to niesamowite jak bardzo dwa głupie słowa napisane na kartce mogą poprawić komuś humor.
Podgrzałam sobie makaron z sosem i podeszłam z nim do stołu. Leżały na nim trzy kartki, wzięłam kolejny kęs mojego pysznego jedzonka i przysunełam je bliżej siebie. Nie wierzyłam w to co widzę, widniały na nich zdjęcia trzech mężczyzn: Otis Sparks, Carter Grey i Theodor Wall. Były zamieszczone ich zdjęcia i krótkie opisy.
Kartoteka jak w więzieniu.
Były ich najważniejsze dane osobowe. Przeanalizowałam wszystkie trzy kartki po kolei.
Otis Sparks, lat 20, jest na ostatnim roku licealnym w szkole w Nowym Jorku, gdzie się też urodził. Dotychczas pracował na stacji benzynowej i w sklepie z zabawkami dla dzieci. Ma blond włosy, dziecięcą twarz i rząd śnieżnobiałych zębów. Jego przyjemna twarz pewnie była tylko plusem przy pracy z dziećmi. Uroczy jest.
Carter Grey, lat 24, ukończył liceum w Londynie, urodził się w tu, w San Francisco, ale w wieku pięciu lat przeniósł się z rodzicami do Londynu. Pracował w kawiarni przez pięć lat, zajmował się też pisaniem w gazecie. Ma ciemne włosy, troszkę dłuższe co dobrze współgra z jego przyjemną dla oka twarzą. Jako jedyny z tej trójki nie uśmiecha się na zdjęciu. Widzę dusza artysty, ciekawe o czym pisał.
Theodor Wall, lat 23, ukończył szkołę średnią w miasteczku pod Waszyngtonem, urodził się w stolicy. Pracował jedynie w barze, jako barman. Ma jasne brązowe włosy lekko opadające na czoło, mocno uwydatnione rysy twarzy i okrągłe okulary na nosie. Też jest przystojny, sami przystojniacy, jak miło, że nie ma żadnego starego dziada, jakiegoś zwyrola, czy coś, ble.
Cóż, najbardziej zaciekawił mnie ten środkowy- Carter.
Wysunąłem kartkę z nim na samą górę, a pozostałe ustawiłam tak jak były, że niby nikt nic nie widziałam. Zaśmiałam się pod nosem przez to. Może tak spojrzą na te zdjęcie na górze i pomyślą: "kij, ten jest na górze, bierzemy tego", sama się zaśmiałam na tę nierealną myśl. No ale cóż, może chociaż w taki sposób ja też będę miała coś wspólnego z tym wszystkim. Wziełam talerz i pomyłam po sobie naczynia, od razu je powycierałam i pochowałam do szafek, bo znając mnie później bym o tym zapomniała. Podśpiewywałam cicho słowa piosenki, która aktualnie leciała. Poszłam na górę do swojego pokoju, wzięłam telefon i opadłam na łóżko.
2 nieprzeczytane wiadomości.

Mikey: Jakie plany na wieczór?

Od razu mu odpisałam.

Ja: Pizza i minimaraton "strażników galaktyki "?

Druga wiadomość, od Bena.

Ben Ten: Wybacz za tamto i dzięki za pomoc, znowu😂

Ja: Nie ma sprawy, tobie zawsze pomogę

W międzyczasie dostałam odpowiedź.

Mikey: Szykuj wyro Brook
Mikey: Jakby co już dzwoniłem, jedzonko będzie za dwadzieścia minut

Wstałam po laptopa i poszukałam filmu. Pożyłam się znowu do łóżka. Nie czekam na dzwonek, bo chłopak ma klucz do domu.
Jako jedyny. Dałam mu go w tamtym roku, gdy się wkurzyłam, że dosłownie codziennie musiałam mu otwierać drzwi. Co wbrew pozorom jest strasznie męczące. Trzeba wyjść z ciepłego łóżka, opuścić swój cudowny azyl i zwlec się po tych zimnych schodach na sam dół, a potem otworzyć mu drzwi i zobaczyć te jego głupią satysfakcję, że udało mu się wyciągnąć mnie z łóżka, co było okropne. Poza tym razem z rodzicami bardzo mu ufamy i wiemy, że jakby coś się stało, to on zawsze by nam pomógł. Nasi rodzice się przyjaźnią.
Usłyszałam zamykanie się drzwi z dołu, co oznacza, że mój przyjaciel już przyszedł. Po chwili pojawił się w moich drzwiach z cudownie pachnącym pudełkiem pizzy, momentalnie się zrobiłam głodna, pomijając fakt, że jakieś pół godziny temu jadłam.
- Tak zamknąłem drzwi- powiedział uśmiechnięty chłopak.
Jestem z siebie dumna, że udało mi się wyrobić u niego ten nawyk, żeby zamykać dom od środka, tym bardziej gdy jest się w nim samemu.

🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼

Przepraszam, że tydzień zmienił się w prawie miesiąc, aleeeeeeeee już mam wakacje co wiąże się z większą ilością wolnego czasu, czyli mam go więcej na pisanie. Teraz na prawdę będę się starać o tę regularność.
A teraz takie pytanie do was: shipujecie już kogoś? Jestem ciekawa.
Pamiętajcie, żeby zostawić ślad po sobie, do następnego❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro