Rozdział 16
— Wszystko dobrze?
Siedzieli w burgerowni już pół godziny. Amara w ciszy jadła swojego burgera, co jakiś czas zawieszając wzrok na stole, frytkach Xaviera, czy swoich palcach. Myślała. Sporo myślała i nie wiedziała, jak zająć te myśli czymś przyjemniejszym. Skoro Xavier tak bardzo nienawidził Mishy i Chrisa, a oni chcieli wsadzić go do więzienia, jak miał zamiar "wygrać"? Czy jest coś, co Xavier może jeszcze wiedzieć? Może dlatego się z nią spotyka? By ukarać jej ojca i wyprowadzić go z równowagi? Czy on ją w ogóle lubił, czy była pionkiem w tej cholernej grze, którą sobie wymyślili?
Odłożyła burgera i westchnęła. Podniosła wzrok na Wilde'a. Jego czekoladowe oczy wpatrzone były w nią od jakiegoś czasu, przyglądał się jej i sam utonął w myślach. Mógł ją już porzucić, nie była mu do niczego potrzebna. Odegrała swoją rolę, wyśpiewała wszystko o Chrisie, nagrał to, miał dowód, że to margines społeczny. Mimo wszystko miał ochotę posiedzieć z nią jeszcze trochę, a potem iść na imprezę. Wypić na cześć nadciągającego zwycięstwa. Wykorzystał ją, ale nie chciał zostawiać. Okazało się, że miała ciekawy charakter, a jej towarzystwo przestało mu przeszkadzać.
— Chciałabym, żebyś dogadał się z moim ojcem — powiedziała, wsadzając do ust swoją frytkę. Dlaczego ze sobą walczyli, skoro naprawdę mogli sobie pomóc? Ciężko o zaufanie, tym bardziej, że się nienawidzili, ale to mogło się udać. — Chris wydał cię policji, jasne, chciał się ratować, ale nie wydaje mi się by wiedział, kim jesteś. Pewnie chciał wydać Keysine, a ty byłeś obok. Padło na ciebie. Razem z ojcem postępują okropnie, że nadal cię dręczą, przecież nie zrobiłeś nic złego. Ale możesz z nimi pracować. Nie jesteś żadnym dilerem, nie masz żadnego długu wśród ćpunów, więc możesz pracować z policją, prawda? — Mrużyła oczy, przyglądając się reakcji Xaviera. Tak właściwie, nie miała pojęcia o czym mówi. Nie miała nawet pojęcia, czy jest wściekła na swojego ojca. Wykonywał wtedy swoją pracę. Chcieli złapać dilerów, ale złapali Xaviera. Powinni teraz odpuścić, ale najwidoczniej wszyscy byli zawzięci.
— Nie ufam mu — odparł z niechętnym uśmieszkiem. Sam pomysł, że mogliby razem współpracować być niedorzeczny. — Nie pracuję z policją.
— Kodeks ulicy ci zabrania? — zapytała z rozbawionym prychnięciem, a spod uniesionej brwi, patrzyła na niego wyzywająco.
Próbowała go zrozumieć, poznać, sama nie wiedząc, z jakiego powodu. Nie lubiła go, nie mogła znieść, był typem człowieka, którego wolała unikać. Ale widząc złość ojca na ich widok razem, chciała widywać go coraz częściej. Naprawdę rozmyślnie wyprowadzała ojca z równowagi. Ale teraz... teraz dobrowolnie siedziała z nim w burgerowni. I dobrze się przy tym bawiła. Nie przyjaźnili się, ale zrobili wielki krok w tym kierunku.
— Coś znacznie gorszego, Ami—boo — zniżył głos do szeptu. — Gdy Keysine dowie się, że ich wydałem i jakimś cudem nie pójdą siedzieć, zabiją mnie.
Amarę przeszył nagły dreszcz, bo dopiero co zdała sobie sprawę, jak bardzo poważna była sprawa. Chodziło o śmierć i życie. O życie Chrisa, Xaviera i pewnie wielu innych winnych lub mniej winnych osób.
— Szukają go, prawda? Chrisa... Wydał ich — głos jej lekko zadrżał ze strachu. Znów martwiła się o brata. Miała jednak nadzieję, że tym razem nie doprowadzi jej to do zguby. — Dlatego wraca... — dodała cicho, a niewidzialne ostrze wbiło się w jej serce.
Wcale nie tęsknił, nie robił tego dla rodziców, czy dla niej. Wracał, bo miał kłopoty, bo musiał się gdzieś schować, a najbezpieczniejszy był pod nosem policji. Ukartowali wszystko pewnie razem z ojcem. Ciągle pewnie knują, jak wsadzić Xaviera za kratki.
— Twój brat jest już jedną nogą w grobie — nie potrafił ukryć zadowolenia w głosie, ani w uśmiechu powoli rozciągającym się na ustach.
Nienawidził tego skurwiela. Z przyjemnością oddałby go w ręce Rzeźnika, ale przecież odciął się od Denver i od tamtego spapranego życia. Gdyby wykonał telefon, znów spadłby na dno. Tutaj, w Mystic, choć nie chciał się przyznać na głos, było mu wygodnie. Poza tym, nie miał dokąd wracać. Nie miał już tam żadnej rodziny.
Oboje milczeli i tylko co jakiś czas zerkali w swoją stronę. Myśli Amary nieustannie wracały do Chrisa. Czuła się, jakby czekał ją dziś sąd ostateczny. Była już godzina osiemnasta, impreza powoli się pewnie zaczynała, więc na siłę skończyła swoje frytki. Miała ściśnięty żołądek, ledwo udało jej się przełknąć jedzenie.
— Nie mam ochoty na tę imprezę — przyznała szczerze, nie tylko ze względu na powrót brata.
Nie chciała tam iść, bo będzie tam Even. Ich relacje mocno się oziębiły. Sama już nie wiedziała, co między nimi było. Bolało ją serce na myśl, że tak wszystko się potoczyło. Przecież im się układało. A potem... to runęło i toczyło się jak domino. Robiło się tylko gorzej i gorzej. A przecież się kochali, powinni walczyć, a nie rozmawiali już tak wiele czasu. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz spędzili czas sami. Bez alkoholu, irytujących znajomych i paskudnych komentarzy.
— A ja wręcz przeciwnie. — Xavier w przeciwieństwie do niej tryskał dobrym humorem. Wygrywał. Wkrótce będzie po wszystkim. — Chodź, Oliver i Brenda pewnie już tam są.
Skinęła niemrawo głową. Nie powiedziała przyjaciółce, że dziś wraca Chris. Nie powiedziała tego nawet Britt, która z pewnością oszaleje. Kochała Chrisa. Pewnie uczucie się nie zmieniło. Mieli wspólne plany, które legły w gruzach tamtego dnia. Gdy się dowie, będzie wściekła, smutna i przerażona. Ale będzie czuła ekscytację, zupełnie jak Amara.
Telefon Amary rozdzwonił się, gdy wsiadali do samochodu. Widząc imię na wyświetlaczu, serce podeszło jej do gardła. Even. Nie dzwonił odkąd dobierał się do niej na imprezie, a Xavier mu groził. Przez chwilę rozważała odrzucenie połączenia, ale przecież dziś mieli widzieć się na tej samej imprezie. Mieli tam być razem. Odebrała.
— Kochanie... — zaczął łagodnym tonem, tym, którego używał, gdy zrobił coś złego. — Przepraszam, że cię unikałem. Musiałem pomyśleć. Byłem dupkiem.
To prawda, był.
Nie tylko on jej unikał, ona również to robiła. Unikała go, spędzając czas z Xavierem. Poczuła wyrzuty sumienia, bo przecież powinna porozmawiać z nim już wcześniej. A tymczasem chowała się i to z innym chłopakiem.
— Porozmawiamy na imprezie? Właśnie tam jadę — poinformowała go, zapinając pasy.
— Z kim? Oliver i Brenda już są. Myślałem, że cię nie będzie. — Jego głos nabrał nieco nerwowego tonu. — Jedziesz z tym frajerem?
Zazdrość wyczuwała nawet przez telefon. Powinna była powiedzieć mu o tym znacznie wcześniej, ale przecież on sam nie zaproponował jej podwózki. A z Xavierem musiała sobie coś wyjaśnić, dowiedziała się tego, czego nie mógł powiedzieć jej ojciec.
— To długa historia. On tylko mnie podwozi — tłumaczyła się, mimowolnie zerkając na Xaviera, który uśmiechał się kpiąco. Podsłuchiwał.
Czekała na jego odpowiedź, miała wrażenie, że cisza przeciągała się niemiłosiernie.
— Jasne, nieważne. Czekam, kocham cię. — Głos pod koniec nieco mu się rozweselił.
— Ja ciebie też — odparła z lekkim uśmiechem. Nie słyszała tego od niego od... w zasadzie od wielu dni.
Rozłączyła się, zerknęła na Xaviera, który nie mógł powstrzymać się od zadowolonego uśmiechu i przewróciła mimowolnie oczami. Obserwowała drogę, a palcami wystukiwała rytm grającej piosenki. Nie mogła doczekać się, aż będą na miejscu. Może trochę się wyluzuje przed spotkaniem z Chrisem i ojcem. Poukłada sobie w głowie to, co chce im powiedzieć. Mogłaby się również napić, żeby wręcz przeciwnie — nie myśleć o niczym. Pogorszyłaby jednak sytuację z ojcem, a do tego nie mogła dopuścić. Dzisiejszej nocy musiała być trzeźwa. Choć tak bardzo pragnęła zapić wszystkie problemy, aby odciąć się od świata.
Dom Justina znajdował się bliżej końca miasta. Posiadłości leżały daleko od siebie, więc hałas nikomu nie przeszkadzał. To była bogata dzielnica, wille były ogromne, a imprezy częste. Ona była tam tylko raz, ale doskonale pamiętała, jakie wrażenie zrobił na niej ten dom. I teraz, gdy zajechali na na zatłoczony podjazd, znów była zachwycona.
Choć było dopiero chwilę po osiemnastej, ludzi była cała masa. W końcu miał to być kolejny Project X.
Do ich samochodu podbiegła Brenda, wyglądająca jak milion dolarów. Jej sukienka błyszczała jaśniej, niż powoli zachodzące słońce. Uśmiechała się szeroko, sprawdzając, czy Oliver za nią idzie. Z butelką piwa powoli zmierzał w ich stronę.
— Amaro? — zaczął Xavier, zanim wysiedli z auta. Spojrzała na niego pytająco. — Ładnie dziś wyglądasz.
Otworzył drzwi z uśmiechem, a ona zrobiła to samo. Dawno nie słyszała żadnego komplementu. A spojrzenie, jakim ją obdarzył sprawiło, że zrobiło jej się gorąco. To z kolei doprowadziło do tego, że znów oblało ją paskudne poczucie winy. To na słowa Evena powinna tak reagować.
— Chodźmy, wszyscy już są — oznajmiła Brenda, chwytając przyjaciółkę pod ramię. — Wszystko w porządku? — zapytała zmartwiona, przyglądając się zamyślonej twarzy Amary.
— Tak, tylko... — zawahała się, nie wiedząc czy to dobry moment. Gdy powie o powrocie Chrisa, zacznie martwić się jeszcze bardziej. Przecież jest jedną z nielicznych osób, które wiedzą, co się wydarzyło. — Mój brat wraca dziś do domu — przyznała z westchnięciem.
Brenda zwolniła, a szok wyraźnie malował się na jej twarzy.
— Jak się z tym czujesz?
To pytanie, na które Amara nie potrafiła odpowiedzieć nawet samej sobie. Czuła się jak chodząca bomba uczuć.
— Nie przejmuj się mną. Chodźmy się bawić.
Brenda skinęła niepewnie.
Gdy podeszły do grupki swoich znajomych, wszystko było tak jak dawniej. Roxie i Caroline wygłupiały się i piły drinki. Gadały o chłopakach, a Amara zdała sobie sprawę, że przez to, co działo się u niej, ominęła kilka ich związków, zerwań i powrotów. Mimo to, Caroline wciąż umawiała się z Justinem.
Even objął ją ramieniem, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Przyciągnął do siebie i dał buziaka w czubek głowy. Jeszcze był trzeźwy. Choć jeszcze to kluczowe słowo.
— Tak bardzo tęskniłem — wyszeptał, przytulając ją do siebie mocniej. — I jestem bardzo głupi.
Amara uśmiechnęła się pod nosem. Po każdej kłótni dochodzą do tego, że faktycznie taki był. Przyznawał się do tego za każdym razem. Wciąż się na niego gniewała, dziś jednak miała dość złości, stresu i sprzeczek. Chciała, żeby chociaż przez moment było normalnie.
Rozmawiali na zewnątrz długo, czekając, aż przyjdzie więcej ludzi. Muzyka zaczęła robić się coraz głośniejsza, alkoholu pojawiało się znacznie więcej i już wszyscy trzymali w dłoniach butelki piwa, czy kubeczki z drinkami. Przez godzinę bawiła się świetnie, jednak im ciemniej się robiło, tym większy stres ją dopadał. Co chwilę sprawdzała telefon, oczekując wiadomości od ojca.
— Cześć! — drgnęła nagle, gdy usłyszała znajomy głos.
Odsunęła się od Evena, który nie opuszczał jej na krok. Na widok Britt poczuła się gorzej. Powinna jej powiedzieć, tu i teraz, jednak gardło miała ściśnięte ze strachu. Nie mogła zepsuć jej imprezy.
— Hej — powiedziała tylko, obejmując mocno przyjaciółkę.
— Xavier cały czas cię obserwuje — szepnęła Amarze na ucho, tak, żeby Even nie mógł tego usłyszeć.
Mimowolnie podniosła wzrok, natrafiając prosto na Wilde'a. Opierał się o ścianę, wbijając w nią intensywne spojrzenie, od którego poczuła mrowienie na całym ciele. Nie pił, choć wszyscy inni wokół trzymali swój alkohol. Stał sam, nie rozmawiał z nikim, po prostu się na nią patrzył. Obserwował. Choć było już ciemno, lampy oświetlały każde miejsce. A w tych światłach jego wzrok wydawał się jeszcze bardziej przenikliwy.
Odwróciła spojrzenie dopiero wtedy, gdy usłyszała głośny głos Roxie. Proponowała wyjście na parkiet. Patrzyła prosto na Evena wzrokiem, o który Amara powinna się martwić. Ale nie martwiła. Nie była typem zazdrośnicy, tym bardziej że to ją Even pociągnął w stronę tańczących ludzi. Brenda zniknęła gdzieś z Olim, a reszta podążyła za nimi.
Nie miała ochoty tańczyć, ale zmusiła się do bujania w rytm muzyki. Szczególnie, że Even przyciągnął ją bliżej siebie. Wyszeptał, że wygląda seksownie, a dłonie przy tym położył na jej biodrach. Uśmiechnęła się, ale nie poczuła żadnych motyli w brzuchu. Zamiast tego targnęła nią irytacja, gdy dłońmi zaczął błądzić po jej ciele, co rusz podwijając spódnicę do góry.
W marynarce zadźwięczał jej telefon. Zdrętwiała nagle i wyjęła komórkę. Serce podeszło jej do gardła, widząc wiadomość od ojca. Chris miał być za dziesięć minut. Spojrzała w prawo, w miejsce, gdzie wcześniej stał Xavier. Gdy go tam nie zobaczyła, poczuła zawód.
— Przepraszam na chwilę — rzuciła drżącym głosem, odrywając się od zdezorientowanego Evena.
Musiała dostać się do domu.
Wzrokiem błądziła po tłumie w poszukiwaniu Xaviera. Tylko on mógł ją zawieźć bez zadawania zbędnych pytań. Przecież o wszystkim już wiedział.
Szła przed siebie, aż ktoś złapał ją delikatnie za nadgarstek. Odwróciła się, a na widok chłopaka niemal odetchnęła z ulgą. Wzrokiem błądził po jej twarzy.
— Chris już jest. Mógłbyś mnie podrzucić? — poprosiła niemal błagalnym tonem.
Skinął krótko głową i wciąż trzymając ją za rękę, poprowadził w stronę samochodu. Odwróciła się tylko na chwilę, a wtedy zobaczyła, jak Even z wściekłością wymalowaną na twarzy ściska piwo i obserwuje ich wychodzących razem z imprezy. Nie miała jednak czasu, by wytłumaczyć mu, dlaczego uciekała z Xavierem. A tak to wyglądało, jakby razem się wymykali.
Będąc już w samochodzie, dopadł ją lęk. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Lada moment stanie twarzą w twarz ze swoim bratem. Z tym, przez którego zniszczyła sobie życie, przez którego uczęszczała na terapię. Z tym którego kochała i nienawidziła równocześnie.
Serce łomotało jej w piersi. Czuła się jak pijana, a przecież nie tknęła alkoholu. Gdy patrzyła przez okno, wzrok jej się rozmazywał, a dłonie pociły do tego stopnia, że musiała wycierać je w spódniczkę. Nigdy przedtem nie stresowała się tak mocno. Była bliska szaleństwa.
Miała wrażenie, że pod dom zajechali za szybko. W jednej sekundzie wsiadali dopiero co do samochodu, a w drugiej już parkowali na podjeździe. Chciała się wycofać. Wrócić na imprezę i się upić. To świetny plan. Najlepszy na jaki w życiu wpadła. Już miała powiedzieć o nim Xavierowi, kiedy poczuła, jak bierze jej dłoń w swoją.
— Ogarnij się — polecił krótko, zerkając na nią przelotnie. Wzrok wbił w zapalone okna jej domu. Nie mógł się doczekać, aż wejdzie tam razem z nią. Aż pokaże im, że zwyciężył.
— Nie rozumiesz. — Pokręciła powoli głową, wzdychając ciężko.
— Niedługo będzie po wszystkim. — Spojrzał na nią, a szczerość w jego oczach ją przekonała. Nie wiedziała jednak, że słowa te skierował do samego siebie.
________
Ten rozdział jest nieco krótszy, ale w następnych będzie się sporo działo.
Mam nadzieję, że jak dotychczas podoba wam się historia.
Pozdrawiam, trzymajcie się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro