Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Zapach świeżo przygotowanej kawy czuć było w całym domu. Ciepłe powietrze wpadało przez otwarte okna, niosąc ze sobą świergot ptaków. Dochodziła godzina siódma, a Amara już siedziała w kuchni popijając ulubiony napój. Tej nocy dręczyły ją koszmary, więc spała jedynie dwie godziny. Była już na nogach od piątej i dziś to ona postanowiła przygotować rodzicom śniadanie.

— Cześć, skarbie.

Amara spojrzała na mamę schodzącą po schodach i uśmiechnęła się do niej na dzień dobry. Upiła spory łyk kawy i na powrót wyjrzała przez okno. Zawsze lubiła widok z tego miejsca, widać było skrawek plaży, kołyszącą się spokojnie wodę i przechodzących mieszkańców, których często obserwowała. Zastanawiała się, jakie prowadzą życie i wymyślała im osobowości. Koiło ją to, przynajmniej myślami nie wracała wtedy do swoich problemów, a tworzyła w głowie nowy świat.

— Chris będzie dziś wieczorem. — Ekscytacja mamy nie udzielała się Amarze. Wręcz przeciwnie, czuła strach, silny, mrożący krew w żyłach. Samo jego imię przyprawiało ją o dreszcze. Nie bała się go, wie, że nie skrzywdziłby jej nigdy więcej. Bała się tego, co sobie powiedzą, jak zareagują. Można powiedzieć, że również się stresowała. W głębi serca może i nawet zbłądziła radość.

Teraz zamiast wymyślać sceny z życia obcych ludzi, wyobrażała sobie spotkanie z Chrisem. Przytulą się? Zaczną płakać? A może będą krzyczeć? Wspomnienia wrócą, a wtedy oboje wybuchną? Nie miała pojęcia czego spodziewać się po sobie czy bracie. Wciąż jeszcze nie do końca dotarło do niej, że on wracał. I to już dzisiaj.

— Jak przygotowania do balu? — zagajała dalej Anastasia, wlewając do kawy mleko kokosowe. Przyglądała się córce uważnie znad swojego kubka, podczas gdy Amara nieobecny wzrok wbijała w okno.

— W porządku, Britt dużo mi pomaga, sama bym nie dała rady. Przejęła ode mnie pałeczkę. — Zakończyła zdanie zmęczonym uśmiechem. Spojrzała na mamę dopiero wtedy, gdy ta odsunęła krzesło i usiadła obok, kładąc dłoń na ramieniu córki.

— Opowiedz mi, co się dzieje — poprosiła zachęcająco. Jej spojrzenie było łagodne, rozgrzewające serce. Amarze prawie zeszkliły się oczy, tak dawno nie słyszała tego matczynego tonu.

Poprawiła się na krześle, łokciem oparła się o stół, a policzek podparła na dłoni. Zmęczenie w jej oczach było widoczne, cienie pod nimi zradzały, że nie spała całą noc.

— Pogubiłam się, mamo — przyznała Amara, spuszczając wzrok na swój parujący kubek. — Nie wiem, czego chcę. Chyba nie chcę być przewodniczącą, ani cheerleaderką, ani nie chcę organizować balu. Przestało mi na tym wszystkim zależeć. — Westchnęła zmartwiona. Bała się spojrzeć mamie w oczy, obawiając się, że zobaczy w nich zawód. Rodzice przecież zawsze byli z niej tacy dumni. — Mój związek się rozpada. Mam dość swoich przyjaciół i już nie wiem, kim tak właściwie jestem. — Smutek oraz złość w jej tonie były autentyczne. Nie rozmawiała o tym z nikim. Dawno żaliła się mamie, ale tak bardzo pragnęła, by ktoś ją zrozumiał, doradził, podpowiedział, co powinna zrobić. Sama nigdy nie potrafiła wybrać odpowiedniej ścieżki, ktoś musiał jej ją wskazać.

Ostatnio wszystko szło nie po jej myśli. Okazała się okropną przyjaciółką, bo nawet nie miała kiedy porozmawiać z Brendą o jej sytuacji, zamiast tego poświęcała więcej czasu Britt, co też nie podobało się drugiej przyjaciółce. Even zachowywał się jak skończony dupek, nie poświęcał jej należytej uwagi, a kiedy już to robił, liczył jedynie na seks. Ojciec ukrywał przed nią coś ważnego, tak samo jak Xavier, a mimo to czuła, że została wplątana w jakąś popraną grę między tą dwójką. Do tego jeszcze Chris... Męczyło ją to, że cała trójka miała ze sobą coś wspólnego, a ona nie miała pojęcia, co to było. Obawiała się również, że Xavier powie ojcu o tamtej nocy w norze. Och, gdyby się dowiedział... to byłby koszmar. Dla niej oraz dla Chrisa. Była sfrustrowana.

— Kiedy ostatni raz czułaś, że żyjesz?

— Gdy skakałam z Xavierem z klifu — wypaliła bez zastanowienia, a palący rumieniec pokrył jej policzki. Mama nie miała tego wiedzieć...

Amara spodziewała się spojrzenia pełnego rozczarowania, krzyków i wyrzutów, zamiast tego usłyszała śmiech. Ten prawdziwy z chrumkaniem, nie ten uroczy, udawany przed ludźmi. Była w takim szoku, że gdyby było to możliwe, jej szczęka dotykałaby właśnie podłogi.

— Wiedziałam, że ten chłopak namiesza, gdy tylko usłyszałam o nim po raz pierwszy. Za bardzo przypomina twojego ojca. — Pokręciła radośnie głową z figlarnym uśmiechem, który próbowała ukryć za kubkiem.

Nie mogła sobie tego wyobrazić. Xavier i jej ojciec do siebie podobni? Przecież to całkowite przeciwieństwa... Ale przecież nie wiedziała, jaki Misha był dwadzieścia lat temu. Może to by wyjaśniało, dlaczego tak bardzo oboje uprzykrzali sobie życie?

— Co cię trzyma przy Evenie, skarbie? — Anastasia poruszała dziś tematy, które zmuszały Amarę do myślenia. Sprawiały, że analizowała wszystkie swoje dotychczasowe wybory.

Często zdarzały się noce, podczas których zastanawiała się, czy postępowała słusznie. Już dawno wiedziała, że towarzystwo, które wybrała, nie było dla niej odpowiednie, nic ich nie łączyło, nie mieli wspólnego języka. Przez chwilę łączyło ich jedynie picie, wspólne imprezy oraz nieodpowiedzialność. Później stała się wyrzutkiem w grupie, którą sama stworzyła.

Evena trzymała się kurczowo, bo najbardziej na świecie bała się zostać sama. Straciła wtedy brata, przyjaciółkę i nikt nie mógł jej pomóc. Skazana na siebie, popadała w obłęd, uciekała przed problemami depczącymi jej po piętach. I wtedy wpadła na niego. Podtrzymywał ją na duchu, ratował, nie dopytując o szczegóły. Po prostu przy niej był, w chwili, gdy najbardziej tego potrzebowała. Przywiązała się do jego obecności, była mu za nią wdzięczna. A gdy robiło się między nimi źle, nie potrafiła dopuścić od siebie myśli, że znów może zostać sama. Dlatego przepraszała, błagała i trwała przy nim, nawet w najgorszych momentach ich związku.

Już nie potrzebowała Evena. Nie musiała obawiać się, że zostanie sama. Znów miała Britt. Miała również Brendę, rodziców i nawet Chrisa, który wracał do domu. Mogła wreszcie odetchnąć, znów zacząć żyć, przestać udawać kogoś, kim nigdy nie była.

— Sądziłam, że go kocham — wyznała, skubiąc skórki wokół paznokci. Zawsze to robiła, gdy pojawiał się stres.

— Sądziłaś, że go potrzebujesz.

Amara zamarła z dłonią przy ustach, gdy zębami chciała rozprawić się z drażniącą skórką. Przyjrzała się mamie uważnie, wzrokiem błądziła po jej spokojnej twarzy, zatrzymując wzrok na oczach pełnych zrozumienia. Jaka jest szansa, że wiedziała, co wydarzyło się tamtego dnia? Czy Chris przyznał się rodzicom?

— Jestem waszą matką, potrafię wyczuć, że coś jest nie tak. Kochasz brata i na pewno przejęłaś się jego uzależnieniem, ale coś musiało się stać. Znienawidziłaś go. I choć chciałabym wiedzieć, dlaczego, wiem, że mi nie powiesz. — Anastasia pogładziła córkę po dłoni, a usta rozciągnęła w delikatnym uśmiechu.

Zmroziło jej krew w żyłach. Mogła teraz opowiedzieć o wszystkim, od początku do końca, to był idealny moment. Jednak jakaś niewidzialna dłoń ściskała jej gardło, przez co nie mogła wykrztusić ani słowa. Czy mama zrozumiałaby Chrisa? Co, jeśli i ona wtedy by go znienawidziła? Tajemnica ta ciążyła jej na sercu, tym bardziej teraz, gdy Chris miał wrócić. Potrzeba wygadania się była silna, jednak silniejsza była chęć chronienia brata. Nie mogła mu temu zrobić, nawet po tym wszystkim.

— To, co wydarzyło się między mną, a Chrisem, jest sprawą między nami. Gdy będę gotowa, dowiesz się o wszystkim, mamo. Dziękuję za troskę. — Ścisnęła dłoń mamy z wdzięcznym uśmiechem. Ta rozmowa była jej potrzebna, dała jej wiele do myślenia, szczególnie na temat swojego prywatnego życia. Tym razem musiała postąpić słusznie.

— Kocham cię, skarbie.

— Ja ciebie też, mamo. — Uśmiechnęła się czule do Anastazji. — Idę poczytać, później wychodzę na obiad na miasto.

Wstała od stołu, schowała kubek do zmywarki i starała się unikać wzroku mamy, by ta nie zadawała niewygodnych pytań. Po jej podejrzanie zadowolonym uśmiechu, można było jednak wywnioskować, że doskonale wiedziała, z kim była umówiona jej córka. Oczywiście, przecież matki wiedziały wszystko.

Amara faktycznie poszła do swojego pokoju, by w końcu nadrobić czytanie książek, ale chaos w głowie jej to uniemożliwiał. Nie mogła wybić z myśli Chrisa. Czuła ekscytację, strach, radość, mieszankę wszystkich złych i dobrych emocji. Już dziś wieczorem go zobaczy, stanie nim twarzą w twarz i wszystko albo wróci do normy, albo runie jeszcze potężniej.

Ułożyła się wygodnie na łóżku obok książki leżącej na drugiej poduszce. Spojrzała na zegarek. Dochodziła dopiero ósma, do spotkania z Xavierem miała jeszcze mniej więcej pięć godzin. Mogła spróbować odespać nieprzespaną noc, skoro nie dała rady skupić się na niczym innym.

Odpłynęła szybko, a żadne koszmary nie zmąciły jej snu.

Gdy się przebudziła, telefon wibrował pod jej poduszką. Gdyby nie on, pewnie przespałaby całe popołudnie aż do wieczora. Zaspana wyjęła komórkę i z głośnym ziewnięciem odblokowała ekran. Miała wiadomość od Brendy, że nie może doczekać się imprezy i że wybiera się z Oliverem. Kilka SMS-ów od Britt, że ogarnęła już najpotrzebniejsze rzeczy na bal. Oraz wiadomość od Xaviera, że podjedzie po nią dopiero o szesnastej, żeby potem razem mogli pojechać na urodziny Justina.

Z trudem podniosła się do pozycji siedzącej. Za oknem świeciło słońce, przez co musiała zmrużyć spuchnięte po drzemce oczy. Przetarła je dłonią, jeszcze raz ziewając. Zerknęła na godzinę i niemal jęknęła, widząc, że było już chwilę po czternastej. Przespała aż sześć godzin?

Po odpisaniu na wszystkie SMS-y, zaczęła powoli zbierać się na przyjęcie. Nie wiedziała, co na siebie włożyć, skoro i tak nie miała zamiaru siedzieć na imprezie zbyt długo. Obiecała ojcu, że wyjdzie od razu, jak do niej zadzwoni. Chris miał załatwić coś w Denver, więc przyjechać miał dopiero po godzinie dwudziestej drugiej.

Postawiła więc na grafitową rozkloszowaną spódnicę, krótką marynarkę do kompletu i białe skarpetki z falbankami. Rzuciła ciuchy na łóżko i najpierw zajęła kąpielą.

Wysuszyła włosy, zrobiła delikatny makijaż, a gdy wciskała czarne mokasyny na wysokiej podeszwie, zawibrował jej telefon i w tym samym momencie usłyszała samochód zajeżdżający na podjazd.

Zbiegła w pośpiechu, chwytając jeszcze torebkę, żeby jej ojciec nie zdążył zmienić zdania. Nie powiedziała mu przecież, że spotyka się również z Xavierem. Prawdopodobnie by ją zabił.

— Jedź — powiedziała zamiast powitania, zerkając w okna, czy ojciec przypadkiem nie podglądał. Był do tego zdolny.

— Ciebie też miło widzieć. — Posłał jej swój psotny uśmiech, ale zgodnie z jej rozkazem, wyjechał z podjazdu.

— Jestem bardzo głodna, możemy pojechać do tej burgerowni na końcu miasta? Zawsze chodziłam tam z Chrisem i.... — przerwała, zaskoczona własnymi słowami. Rzadko kiedy rozmawiała o bracie, od dawna o nim nie wspominała. A burgerownia? Nie odwiedzała jej od wielu miesięcy. Kiedyś siedzieli tam co weekend, a nawet i częściej. — I mam ochotę tam zjeść — dokończyła z lekkim zawahaniem, które nie umknęło Xavierowi.

Zgodził się z zadowoleniem, które próbował ukryć za lekkim, uprzejmym uśmiechem. Skoro Amara sama z siebie wspominała Christophera, odpowie na każde jego pytanie. Był pewny, że tego dnia wyśpiewa mu wszystko. To łatwiejsze, niż uważał na początku. Jeszcze tylko kilka dni dzieliło go od całkowitego spokoju.

— To tutaj. — Wskazała mały budynek z logo "Happy Lunch". Na wspomnienie tych wszystkich dni spędzonych w tym miejscu, ścisnęło ją w sercu. Weszła do środka z uśmiechem i zajęła miejsce, które zawsze zajmowali z Chrisem. Poczuła się tak jak dawniej, przedziwne uczucie, od którego łaskotało ją w brzuchu.

— Jesteś gotowa na zadawanie pytań, Ami—Boo? — zapytał luźno Xavier, przeglądając ze zmarszczonymi brwiami menu. Nie miał apetytu, ale przecież musiał coś zamówić. To on wyskoczył z pomysłem wspólnego obiadu.

— Tak — odparła z uśmiechem. — Na co masz ochotę?

Spojrzał na nią znad karty z uniesioną brwią, a psotne iskierki rozświetliły mu oczy. Amara zarumieniła się przez to spojrzenie, mogła nawet przysiąc, że ponownie poczuła łaskotanie w brzuchu.

— Coś dla was? — znudzony, próbujący wykrzesać z siebie resztki entuzjazmu głos, rozbrzmiał nad ich głowami. Niska kobieta po trzydziestce stała nad nimi z notesem w ręku, stukając niecierpliwie ołówkiem.

— Dla mnie Burger Miesiąca w zestawie z frytkami i kawa karmelowa z dodatkowym espresso. — Amara nawet nie przejrzała karty dań. Prawie zawsze zamawiała to samo. Zmieniał się tylko smak kawy. Znów poczuła ten dziwny ścisk w sercu. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że to uczucie to tęsknota. Cholernie tęskniła za bratem.

— Ja poproszę frytki z batatów i sos śmietanowy. — Xavier ani na chwilę nie spuścił wzroku z Amary, przez co przez jej ciało przeszedł prąd. Jego spojrzenia robiły z nią niewytłumaczalne rzeczy.

Kelnerka mruknęła coś pod nosem i odeszła z zapisanym zamówieniem. Xavier wyjął telefon, tłumacząc się, że musi przypomnieć Oliemu o czymś ważnym. Zamiast tego włączył jednak dyktafon. Musiał wszystko nagrać.

— Znasz już mój ulubiony kolor. Chcesz poznać odpowiedź na tamto pytanie? — Xavier oparł się wygodnie o kanapę. Postanowił, że on pierwszy zacznie swoją część.

Amara skinęła głową i przysunęła minimalnie do przodu. Łokcie oparte miała o stolik i nieznacznie pochylała się w stronę Xaviera. Przybrał tę samą pozycję, więc teraz byli naprawdę blisko siebie. I choć ta bliskość była rozpraszająca, Evans starała się skupić na wypowiadanych słowach.

— Większość złych rzeczy dzieje się przez miłość i tak było u mnie — zaczął, skupiając się jedynie na tym, dlaczego był tego dnia w norze. Nie miał zamiaru opowiadać o spapranym dzieciństwie i jeszcze gorszym nastoletnim życiu. — Zakochałem się, a dla tej dziewczyny byłem gotowy zrobić wszystko. Więc kiedy dowiedziałem się, że była dilerką, nie zostawiłem jej. Pomagałem we wszystkim, bo ładnie prosiła. Nie zostawiłem jej nawet wtedy, kiedy wciągnąłem się w nałóg, a Oliver mnie ratował. — Obserwował jej reakcję, nie chciał powiedzieć czegoś, co by ją odstraszyło. Musiał usłyszeć wszystko, co wiedziała o Chrisie. Wszystko. — Tego dnia mieliśmy się spotkać z Rzeźnikiem w norze, nigdy nie zwracałem uwagi na ludzi, którzy tam siedzą. Ale wtedy zobaczyłem ciebie. I musiałem cię zabrać.

Wzdrygnęła się na ostatnie zdania. Wciąż ciężko jej było przetrawić fakt, że Xavier wyniósł ją z tego piekielnego miejsca. Uratował ją, podczas gdy jej brat nie zrobił nic, by temu zapobiec.

Skubała skórki wokół paznokci przez cały czas, gdy opowiadał. Przestała tylko wtedy, gdy wspomniał o uzależnieniu. Jak wielu ludzi miało z tym problem? Z iloma takimi ludźmi jeszcze będzie miała styczność? Jednak rozmowa z Xavierem dała jej nadzieję na to, że jej brat również był teraz taki jak Wilde. Normalny, zwyczajny chłopak z okropną przeszłością. Z epizodem, który już nigdy nie wróci.

— A ty? Jak tam trafiłaś? — To pytanie w końcu musiało paść. Przecież sama zgodziła się na przyjście tu, wiedziała, że tego nie uniknie. Mimo wszystko rozmowa na temat wciąż bolała. Cholernie bolała.

— Ja, Britt i Chris byliśmy nierozłączni. W końcu zauważyłyśmy, że zaczął się dziwnie zachowywać. Był agresywny, nerwowy, ciągle się czegoś bał. Jednego dnia, gdy razem siedzieliśmy, przyłapałam go w gabinecie ojca. Zdaje się, że ukradł kopertę pieniędzy. Później wyszedł, a ja zaraz za nim. — Odchrząknęła, a wspomnienia wypalały jej dziurę w sercu. Czuła, jakby przeżywała ten dzień na nowo. — Śledziłam go aż do nory. Złapali mnie, gdy byłam w środku. Kazali mi się rozebrać. Mówili, co ze mną zrobią i coś mi wstrzyknęli. Chris siedział i tylko... Tylko się patrzył, ale jakby nic do niego nie docierało. Był tak bardzo naćpany. — Podniosła wzrok i rozejrzała się po sali, ale wzrok miała rozmazany, nieobecny. Myślami była gdzie indziej. — I wtedy mnie uratowałeś. Uratowałeś mnie, bo ja chciałam uratować brata.

— To kolejny powód, dla którego nienawidzę tego drania. — Teraz, kiedy poznał szczegóły, nienawiść wzrosła. Do tego stopnia, że miał ochotę rozwalić temu sukinkotowi łeb. — Przeszłaś przez niego piekło. Nie chcę myśleć, co by się stało, gdybym nie przyszedł na czas. — Wściekłość była widoczna w jego oczach, głosie, rysach twarzy. Nie znosił tej rodziny, ale Amara... Ona nie zasłużyła na taki los. Nie powinna obrywać za tego pieprzonego ćpuna.

Dreszcz przebiegł jej po plecach na myśl, co by się mogło stać, gdyby Xavier faktycznie się nie pojawił. Choć już teraz ciągnęła się za nią olbrzymia trauma, co by było, gdyby skończyło się gorzej? Rozebrali ją, dotykali, mówili ohydne rzeczy, mogli zrobić z nią wszystko, bo była nieprzytomna. Zrobiło jej się niedobrze na samą myśl.

— Jakie są inne powody? — zapytała ze ściśniętym gardłem. Nie chciała już rozmawiać o tamtej nocy. Dość miała wspominania jej.

Xavier odetchnął głęboko, chcąc pozbyć się wzbierającej wściekłości. Odsunął się nieco, gdy kelnerka przyniosła gorące dania. Oboje podziękowali skinieniem, choć stracili apetyt. Amara miała ściśnięty żołądek, a Xavier był zbyt przejęty i zdenerwowany.

— Jakiś czas temu spotkałem się z Keysine, jak zawsze. Coraz rzadziej byłem na jej zawołanie, ale podobno sprawa była ważna. Współpracowała z jakimś gościem i mieli się spotkać, zaproponował cholernie dużo kasy. Już miało dojść do wymiany, gdy pojawiła się policja. Keysine wcisnęła mi wszystko co miała i uciekła. Zdradziła mnie. A Chris? Wydał nas policji, żeby ratować własną dupę. — Na twarzy Xaviera pojawił się zirytowany uśmiech. Oczy wciąż przepełnione były gniewem. Czuł niesprawiedliwość. — Twój ojciec powiedział mi, że wystarczy jak jedna osoba pójdzie siedzieć. Ktoś inny w zamian za syna. Zaproponował mi, że jak wydam Keysine, czy Rzeźnika, da mi spokój. Ale ja wiem, że wsadzi mnie razem z nimi. Nienawidzi mnie, bo gdy udało im się mnie wsadzić, rodzicie mnie wykupili. Jeśli ktokolwiek zasługuje na więzienie, to twój brat. — Ostatnich słów nie chciał wypowiadać, ale samo wspomnienie tego szajsu, wyprowadza go z równowagi.

Amara milczała z rozdziawioną w szoku buzią. Czy ojciec i Chris naprawdę razem współpracowali? Chcą wsadzić kogoś, żeby wybielić Christophera? Przecież to... To nie w stylu ojca, przecież on jest oddanym pasji policjantem. Jest tym dobrym. A Xavier nie zrobił nic złego, pojawił się w złym miejscu o złej porze. Był dilerem, ale... on tylko był przy dziewczynie, prawda? Był dobrym człowiekiem, pogubionym, ale dobrym.

Złość pojawiła się nagle, gdy zdała sobie sprawę z kłamstw ojca. Twierdził, że nie miał kontaktu z Chrisem, że nie ma pojęcia co się z nim dzieje, a tymczasem wspólnie łapali przestępców i to jednego, który wcale nim nie był. Nie mogła pozwolić, by Xavier trafił do więzienia, nie po tym, gdy wyciągnął ją z piekła, do którego wpadła przez Chrisa.

— Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu? Dlaczego razem z ojcem graliście w jakąś głupią grę?

— Ta gra nadal trwa, Ami—boo. I któryś z nas musi ją wygrać. — Zjadł frytkę, bo nagle apetyt mu wrócił. Wygrał. Miał nagranie, w którym Amara mówiła o Chrisie. To wystarczy, by zastraszyć Mishę. To wystarczy, by ich skłócić i zniszczyć. Lubił Amarę, naprawdę i nie chciał robić jej krzywdy, ale musiał się bronić za wszelką cenę.

— Wiesz, że Chris dzisiaj wraca? — zapytała z mieszaniną emocji w głosie. Rozmowa z Xavierem znacznie przyhamowała jej entuzjazm, mimo to, wciąż chciała go zobaczyć. A kiedy już zobaczy, nawrzeszczy na niego i ojca. Już dziś wieczorem.

Xavierowi na tę informację zabłysły oczy. Och, jak cudownie. Christopher wraca na stare śmiecie. Powód może być tylko jeden: Rzeźnik depcze mu po piętach, więc wraca, by schować się za tatusiem. Niewiele mu to pomoże, gdy w końcu go dopadną. 

__________

Wracamy z kolejnym rozdziałem. Połowa prawie za nami. Mam nadzieję, że teraz będzie szło szybciej z poprawkami. 

Pozdrawiam, trzymajcie się, kochani. x


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro